Rumuńskie władze odtajniły raport służb specjalnych dotyczący promocji w sieci skrajnie prawicowego kandydata Călina Georgescu. Kampania była dokładnie skoordynowana, a influencerzy sowicie opłaceni. W dzień wyborów Rumunia padła też ofiarą cyberataków. Główny podejrzany? Rosja
Kandydat na prezydenta Rumunii Călin Georgescu twierdzi, że nie wydał ani centa na kampanię przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Tymczasem odtajniony na wniosek prezydenta Klausa Johannisa przez Najwyższą Radę Obrony Narodowej (CSAT) raport rumuńskich służb specjalnych (SRI) stwierdza, że na kampanię Georgescu zmobilizowano co najmniej milion euro, z czego sam TikTok zainkasował 381 tysięcy euro. Wiadomo też, kto za nią zapłacił.
Raport rumuńskich służb stawia tezę, że za promocją Georgescu mogło stać obce państwo.
Podejrzany jest jeden: Rosja.
Doniesienia o możliwej ingerencji w proces wyborczy w Rumunii zelektryzowały sojuszników. Ale wpływ tych informacji na opinię publiczną – w tym przede wszystkim na zwolenników Georgescu – może być bardzo ograniczony.
Ponad 25 tysięcy kont na Tik Toku uaktywniło się w skoordynowany sposób w połowie listopada 2024 roku. Cel: wspieranie kampanii kontrowersyjnego, skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Rumunii Călina Georgescu.
Jądrem sieci było 797 najaktywniejszych kont, które – jak wynika z analizy rumuńskich służb specjalnych (a także dziennikarzy śledczych, którzy bardzo podobne ustalenia przedstawili już kilka dni po wyborach) – zostały utworzone już w 2016 roku, czyli jeszcze zanim TikTok był dostępny za granicą.
Wszystkie pozostawały w uśpieniu, dopóki – jak w zegarku – nie uaktywniły się 11 listopada, publikując treści dotyczące Georgescu lub podbijając i szerując treści opublikowane przez niego. Efekt? Milionowe wyświetlenia postów i ogromna widoczność kandydata w mediach społecznościowych, która wydatnie pomogła mu zwyciężyć w pierwszej turze wyborów prezydenckich 24 listopada.
Jak wynika z analizy sieci, aktywność kont została zorganizowana poza platformą TikTok, m.in. za pośrednictwem komunikatora Telegram. Konto propagatora „Get Involved – Revive Romania Food Water Energy” (@propagatorrcg), który pełnił rolę koordynatora innych użytkowników w zakresie rozpowszechniania postów i treści wideo, zostało utworzone 15 czerwca 2024 roku, a 28 listopada miało już 3 755 subskrybentów.
Subskrybenci musieli zostać dobrze przeszkoleni w zakresie udostępniania filmów i postów oraz pozostawiania komentarzy, bo robili to w bardzo zdyscyplinowany sposób: używając zawsze tych samych hashtagów („#cg11”) oraz rozmaitych zabiegów wykorzystujących algorytmy Facebooka, Youtube'a i TikToka do promowania treści. W przypadku TikToka był to ciąg określonych emotikonek wraz z nazwiskiem kandydata, aby optymalnie wykorzystać algorytmy platformy.
Raport wskazuje też na to, że nie korzystano ze wspólnych zasobów technicznych, co jest charakterystyczne dla farm botów. Konta TikTok, o których mowa, miały przypisane unikalne adresy IP, co wskazuje na modus operandi ukierunkowany na utrudnienie identyfikacji zasięgu sieci.
Osoby zaangażowane w kampanię bardzo dobrze znały zasady bezpieczeństwa TikToka i wiedziały, jak je obejść. Ich działanie było też dyskretne i nie naruszało zasad użytkownika platformy. Analitycy postawili tezę, że za kampanią stała „bardzo dobra firma zajmująca się marketingiem cyfrowym”.
Wykazano też, że niektóre grupy publikujące treści wspierające Georgescu zostały utworzone już w 2022 roku.
Oprócz promocji Georgescu podobna kampania, ale o mniejszej skali, dotyczyła Partii Ludzi Młodych – jedynej partii, która na etapie pierwszej tury oficjalnie wsparła Georgescu.
Raport informuje też o tym, że w dzień wyborów Rumunia padła ofiarą zmasowanych ataków hakerskich. Rumuńskie służby odnotowały ponad 85 tysięcy cyberataków na strony instytucji odpowiedzialnych za przeprowadzenie wyborów – głównie Stałego Organu Wyborczego (odpowiednik polskiego Krajowego Biura Wyborczego). Ataki zostały przeprowadzone z wykorzystaniem komputerów w 33 krajach.
Skąd wiadomo, że za atakami mogła stać Rosja? W rosyjskim internecie odnaleziono dane umożliwiające hakerom dostęp do tych stron.
TikTok udostępnił też rumuńskim władzom informacje o finansowaniu kampanii Georgescu. Okazuje się, że większość działań promocyjnych została opłacona z konta „bogpr”, należącego do Bogdana Peșchira, nikomu nieznanego programisty rumuńskiego pochodzenia, który obecnie mieszka w Republice Południowej Afryki.
Służby nie ujawniają zbyt wiele informacji na jego temat, poza tym, że prowadzi firmę programistyczną, a „standard jego życia daleko wykracza ponad możliwości zarobkowe prowadzonej przez niego działalności gospodarczej” – czytamy w raporcie.
Peșchir miał wpłacić na kampanię Georgescu niemal milion euro, z czego 380 tysięcy euro zgarnął sam TikTok.
To z tych środków mieli być opłacani m.in. rumuńscy influencerzy, którzy zaangażowali się w promocję Georgescu. Współpracę z nimi nawiązywała pochodząca z RPA firma FA Agency. Agencja oferowała 1000 euro za dystrybucję wideo promującego Georgescu. Płatności były realizowane przez aplikację FameUP.
Według autorów raportu modus operandi kampanii sugeruje, że w jej prowadzenie zaangażowany był aktor państwowy, który nie chce zostać zidentyfikowany. Rumuńskie służby podejrzewają, że jest to Rosja.
„Sposób działania, a także skala kampanii, prowadzą do wniosku, że atakujący dysponował znacznymi zasobami, co jest zgodne ze sposobem działania charakterystycznym dla ataku sponsorowanego przez państwo” – stwierdza SRI w raporcie wywiadowczym.
Doniesienia z Rumunii spowodowały lawinę reakcji sojuszników.
USA wyraziły „głębokie zaniepokojenie” podejrzeniami o „zaangażowaniu Rosji w złośliwą działalność cybernetyczną mającą na celu wpłynięcie na integralność rumuńskiego procesu wyborczego”. Wezwały do przeprowadzenia dogłębnego śledztwa w sprawie.
Komisja Europejska nakazała TikTokowi zamrożenie i zachowanie wszystkich danych dotyczących kampanii Georgescu celem dochodzenia. Zadziwiający jest jednak fakt, że nakaz Komisji, wydany na podstawie aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act), dotyczy tylko okresu od 24 listopada do 25 marca 2025, podczas gdy według ustaleń rumuńskich służb główna część TikTokowej kampanii Georgescu trwała od 11 do 24 listopada.
Niemieckie służby zagraniczne wydały oświadczenie, w którym wskazują wprost na Putina.
„Putin chce nas podzielić i podkopać naszą jedność w ramach UE i NATO. Ale Europa jest mocna. Razem ochronimy nasze demokracje przed atakami hybrydowymi” – napisano w oświadczeniu.
Rosja zaprzecza jakiemukolwiek wpływowi na wybory w Rumunii. Prezydent Władimir Putin pokusił się jednak na wyśmianie rumuńskiego procesu wyborczego.
“[Pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii – red.] zwyciężył kandydat, który nie podoba się władzy. Zdecydowali się więc ponownie przeliczyć głosy” – powiedział 2 grudnia na antenie rosyjskiej telewizji państwowej.
Maria Zacharowa, rzeczniczka Kremla, określiła wydarzenia w Rumunii mianem „wielkiej, antyrosyjskiej histerii”.
Rumunów dużo bardziej zaniepokoił opublikowany tego samego dnia, a następnie usunięty z X, wpis z konta przypisywanego do Aleksandra Dugina, rosyjskiego politologa i eksperta ds. stosunków międzynarodowych, który uchodzi za jednego z ideologów Kremla. Wpis referował wizję zmian, która zajdzie w Europie pod wpływem prezydentury Donalda Trumpa i znalazło się w nim zdanie: „Rumunia będzie częścią Rosji”.
Ale czy informacje ujawnione przez rumuńskie służby specjalne będą miały jakikolwiek wpływ na wynik odbywającej się w niedzielę 8 grudnia drugiej tury wyborów prezydenckich?
Profesor Claudiu D. Tufis z Uniwersytetu w Bukareszcie uważa, że niekoniecznie.
„Rumuńskie instytucje państwowe, w tym szczególnie służby specjalne, nie cieszą się społecznym zaufaniem – zwłaszcza wśród wyborców skrajnej prawicy. Wyborcy Georgescu wszelką mobilizację przeciwko swojemu faworytowi postrzegają jako dowód na to, że on faktycznie przeciwstawia się skorumpowanemu systemowi politycznemu i dlatego jest atakowany. Uważają, że cała klasa polityczna jest zła i skorumpowana, a ich kandydat jest kimś spoza systemu” – mówi OKO.press.
Ale ostatni przed niedzielą sondaż wyborczy pokazuje, że po ujawnieniu raportu służb specjalnych słupki poparcia lekko drgnęły na rzecz Eleny Lasconi, kandydatki proeuropejskiego Związku Ocalenia Rumunii.
Jak wskazuje rumuński portal informacyjny HotNews,
Lasconi wysunęła się na prowadzenie z poparciem 48,6 procent.
Chęć głosowania na Călina Georgescu zadeklarowało 46,4 proc. badanych (próba liczyła ponad 5 tysięcy osób). 3,1 proc. zadeklarowało, że odda nieważny głos, a 1,9 proc., że nie wie, na kogo zagłosuje.
Dzień przed opublikowaniem raportu służb, sondaż wyborczy Atlas pokazywał, że Georgescu ma przewagę 4 punktów procentowych nad Lasconi.
Ujawnienie raportu rumuńskich służb specjalnych sprawiło, że rosną obawy przed drugą turą wyborów, która zaplanowana jest na 8 grudnia. Poza możliwą ingerencją obcego państwa, raport ujawnił także możliwe przestępstwo wyborcze: ukryte finansowanie kampanii. Ale na tym etapie nie da się z tym już nic zrobić. We wtorek 3 grudnia rumuński Sąd Konstytucyjny, z pogwałceniem prawa, ogłosił pomimo istotnych wątpliwości, że pierwsza tura wyborów przebiegała prawidłowo i uznał jej wyniki.
„Sytuacja jest trudna, ale trochę nie wiadomo, co w związku z tym zrobić. Lepiej przeprowadzić drugą turę wyborów w zaplanowanym terminie, skoro pierwsza została już zatwierdzona. Sąd Konstytucyjny może wziąć pod uwagę ustalenia raportu służb specjalnych przy ocenie prawidłowości drugiej tury wyborów. Kampania Georgescu w mediach społecznościowych wciąż trwa. Wiele wskazuje też na to, że wobec Georgescu będzie prowadzone śledztwo. Stoimy więc wobec wielkiej niewiadomiej.
Nawet jeśli Georgescu wygra drugą turę wyborów, wcale nie jest powiedziane, że obejmie władzę”
– mówi OKO.press prof. Tufis.
Do takiego trybu postępowania wezwała też Elena Lasconi.
„Nie ma już w tej chwili możliwości podważania przebiegu pierwszej tury wyborów, skoro jej wynik został zatwierdzony przez Sąd Konstytucyjny. Nie będę składała apelacji” – zadeklarowała na antenie TVR.
Ale podniosła też ważną wątpliwość: dlaczego, skoro służby przyglądały się sieciowej aktywności Georgescu już od jakiegoś czasu, sprawa nie została ujawniona wcześniej.
„Zobaczmy, co się stało. Mamy do czynienia z kompletną destabilizacją i podważeniem zaufania do najważniejszego procesu demokratycznego, jakim są wybory. Panuje absolutny bałagan” – mówi w rozmowie z OKO.press prof. Claudiu D. Tufis.
Podkreśla, że to, co dzieje się dziś wokół wyborów w Rumunii, powinno być „bezwzględnym sygnałem alarmowym dla całej UE”.
„Wychodzi na to, że mamy do czynienia z zaplanowaną z dużym wyprzedzeniem czasowym, niezwykle skuteczną ingerencją zewnętrznego aktora w proces wyborczy.
To, co stało się u nas, może powtórzyć się w kolejnych krajach.
Dlatego tak ważne jest prześledzenie tego procesu i znalezienie sposobu na to, jak takie ingerencje uniemożliwić” – mówi.
I podkreśla, że wydaje się, jakby Călin Georgescu coraz wyraźniej robił sobie z wyborów żarty.
W wywiadzie z brytyjską telewizją Sky News przed drugą turą Călin Georgescu podtrzymał twierdzenia o tym, że jego zdaniem „wirus Covid-19 nie istnieje”, bo ten „nigdy go nie widział”. Stwierdził też, że „nie używa TikToka”.
W wywiadzie z BBC podtrzymał swój podziw dla Putina, określając go mianem “patrioty i prawdziwego lidera”, choć jednocześnie dodał, że „osobiście nie jest fanem”. Zadeklarował też, że wstrzyma pomoc dla Ukrainy.
Georgescu zapowiedział też, że nie weźmie udziału w debacie z Eleną Lasconi, oraz że jako prezydent, nie będzie odpowiadał na pytania dziennikarzy, tylko publikował oświadczenia prasowe.
„Wydaje się, że to wszystko ma być jedną wielką kpiną z demokracji” – mówi prof. Tufis.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze