Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
George Simion, skrajnie prawicowy kandydat na prezydenta Rumunii, wspiera kandydata PiS Karola Nawrockiego w wyścigu o prezydenturę. W niedzielę 18 maja, kiedy Nawrocki będzie walczył w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce, w Rumunii rozstrzygnie się druga tura powtórzonych wyborów
George Simion, lider skrajnie prawicowej partii Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR) przyjechał na wiec polityczny Karola Nawrockiego 13 maja w Zabrzu. AUR to partia, która tak jak PiS należy do eurosceptycznej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
„Wspólnie z Rumunią, wspólnie, gdy wygra George, wspólnie, gdy wygramy my, będziemy budować Europę wartości, Europę ojczyzn, w której nie damy UE się scentralizować i zrobić z Polski i Rumunii swoim województw. Wspólnie z Rumunami będziemy budować Bukaresztańską Dziewiątkę i nasze relacje z USA” – mówił Karol Nawrocki na wiecu.
Simion zaczął od powiedzenia „Nic o nas bez nas”.
„Niewybieralni eurokraci z Brukseli chcieli ukraść rumuńskie wybory. Ale obywatele Rumunii przeciwstawili się temu tak jak wy, przeciwstawiliście się komunizmowi” – powiedział Simion, nawiązując do podtrzymywanej od grudnia 2024 roku narracji o rzekomo „skradzionych” rumuńskich wyborach prezydenckich.
„Teraz znowu musimy walczyć o wolność, o nasze prawa, nasze chrześcijańskie wartości i nasze rodziny (...). Nasze narody budzą się, nie pozwolimy neomarksistowskiej ideologii ani Zielonemu Ładowi dominować” – mówił Simion.
W niedzielę 18 maja, kiedy Karol Nawrocki będzie walczył w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce, w Rumunii rozstrzygnie się druga tura powtórzonych wyborów prezydenckich. Pierwotnie wybory prezydenckie w Rumunii zaplanowane były na 24 listopada i 8 grudnia. Pierwsza tura odbyła się, ale ku wielkiemu zaskoczeniu, zwyciężył w niej mało znany, skrajnie prawicowy kandydat o antyeuropejskich i prorosyjskich poglądach, Călin Georgescu, któremu sondaże dawały zaledwie kilka procent poparcia.
Georgescu nie wziął udziału w ani jednej debacie, a w rumuńskich mediach ciężko było znaleźć informacje o tym, kim jest. Okazało się, że przyczyną zwycięstwa Georgescu była w pełni skoordynowana kampania na TikToku, która kosztowała co najmniej 1 milion euro. Koszt, którego Georgescu nie wykazał w sprawozdaniu z kampanii.
Ze względu na nieprawidłowości w kampanii, w tym dowody możliwej rosyjskiej ingerencji, w grudniu rumuński Sąd Konstytucyjny zdecydował o anulowaniu wyborów.
Tuż po unieważnieniu pierwszej tury wyborów George Simion, który w listopadowym wyścigu zdobył zaledwie 4. lokatę, zaangażował się w kampanię podburzania opinii publicznej, że rumuńskie wybory zostały unieważnione tylko dlatego, że wygrał „niewłaściwy kandydat”. Na fali społecznego niezadowolenia i braku zaufania do instytucji publicznych w Rumunii poparcie Simiona urosło na tyle, że w pierwszej turze powtórzonych wyborów prezydenckich, która odbyła się 4 maja, Simion zdobył ponad 40 proc. głosów. Teraz ma realne szanse na zwycięstwo w drugiej turze.
Wybory w Rumunii relacjonowaliśmy z Bukaresztu:
Przeczytaj także:
Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie ws. pozwu skierowanego przez Szymona Hołownię w trybie wyborczym przeciwko posłom PiS. Hołownia pozwał Jacka Sasina i Sebastiana Łukaszewicza za twierdzenia na temat jego domu na Podlasiu.
Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie ws. pozwu skierowanego przez kandydata na prezydenta Szymona Hołownię w trybie wyborczym przeciwko posłom PiS — donosi TVN24. Umorzenie jest skutkiem ugody, którą Szymon Hołownia zawarł z posłami PiS — Jackiem Sasinem oraz Sebastianem Łukaszewiczem.
„Strony zgodnie oświadczają, że wątpliwości, wynikające ze sposobu wypełnienia oświadczeń majątkowych Szymona Hołowni, zostały wyjaśnione” – głosi treść zawartej ugody. Dodano w niej, że Łukaszewicz i Sasin zobowiązują się do usunięcia swoich wpisów na ten temat z 8 maja tego roku z portali społecznościowych.
„PiS dziś i cnotę stracił i rubelka nie zarobił. Najpierw Nawrocki wycofuje się z pozwu przeciwko mnie, czyli nie podważa tego, że w sprawie mieszkań kłamał, a chwilę później po rozprawie w trybie wyborczym Sasin i Łukaszewicz muszą usunąć kłamstwa na mój temat ze swoich mediów społecznościowych” – napisał w mediach społecznościowych Szymon Hołownia.
Złożenie pozwu w trybie wyborczym przeciwko Jackowi Sasinowi oraz Sebastianowi Łukaszewiczowi marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapowiedział w piątek 9 maja. Pozew dotyczył wpisów polityków PiS w mediach społecznościowych, w których ci domagali się od Hołowni wyjaśnień ws. jego domu na Podlasiu. Posłowie PiS twierdzili, że Hołownia nie wykazał nieruchomości w swoich oświadczeniach majątkowych.
„UWAGA — otrzymałem zdjęcia domu @szymon_holownia, którego nie ma wskazanego w oświadczeniu majątkowym! Hołownia zaledwie dwie godziny temu nazwał go „ruderą po remoncie”! Panie Marszałku — to jest skandal, tu żadne wyjaśnienia nie wystarczą!” – napisał na X Sebastian Łukaszewicz 8 maja. Do wpisu dołączone zostały zdjęcia wiejskiego domu po remoncie.
Jacek Sasin przekazał post Łukaszewicza i dodał wpis: „Po takim perfidnym okłamaniu Polaków – czy zrezygnuje Pan z ubiegania się o fotel prezydenta i z drugiego najważniejszego stanowiska w państwie, Panie Marszałku @szymon_holownia?”.
Sprawę siedliska Hołowni w PAP tłumaczyła Mariola Rzepka ze sztabu Hołowni. Szymon Hołownia w oświadczeniach majątkowych za lata 2023 i 2024 miał wykazać, że jest właścicielem siedliska, wskazując również jego szacunkową wartość.
„Nie stwierdzono w tym zakresie żadnych nieprawidłowości. Warto przy tym zaznaczyć, że siedlisko to zarówno ziemia, jak i znajdujące się na niej zabudowania mieszkalne i gospodarcze” – tłumaczyła Rzepka.
Jak tłumaczy PAP, w oświadczeniu majątkowym marszałka Sejmu złożonym 30 kwietnia 2024 r. widnieje, że wraz z żoną ma dom o powierzchni 254 mkw o wartości niemal 2,9 mln zł oraz mieszkanie o powierzchni 64,5 mkw. warte 1,62 mln zł. Ponadto Hołownia wykazał siedlisko wiejskie o powierzchni 1,65 ha warte 554 tys. zł. W punkcie tym wykazano też działkę o powierzchni 1584 mkw i udział w drodze osiedlowej. W korekcie do tego oświadczenia, którą złożył 29 lipca 2024 r., Hołownia wyjaśnił, że na działce o powierzchni 1584 mkw znajduje się wymieniony w oświadczeniu dom.
Przeczytaj także:
„Nowe zasady mają kluczowe znaczenie dla ochrony unijnego rynku zamówień publicznych i uczciwej konkurencji” – mówił premier Donald Tusk tuż przed wtorkowym posiedzeniem rządu.
Premier Donald Tusk zachęca polskie firmy i instytucje korzystające z zamówień publicznych do preferowania wykonawców z Polski oraz państw UE ponad wykonawcami spoza Unii. Taką możliwość ma dawać wyrok TSUE z 22 października 2024 roku.
Ponadto rząd pracuje nad nowelizacją przepisów ustawy o zamówieniach publicznych, by uwzględniała wyrok Trybunału.
„Nowe zasady (…) mają kluczowe znaczenie dla ochrony unijnego rynku zamówień publicznych i uczciwej konkurencji (...) Werdykt TSUE umożliwia niedopuszczenie do zamówień wykonawców spoza krajów Unii Europejskiej" – mówił Tusk we wtorek 13 maja, tuż przed posiedzeniem rządu.
Premier tłumaczył, że często firmy spoza Unii Europejskiej były w stanie wygrywać przetargi, bo ze względu na „mniejsze obciążenia i niższe standardy”, były w stanie oferować niższe ceny. „To powodowało niesprawiedliwe przewagi w przetargach w UE” – mówił Tusk.
Tymczasem wyrok TSUE z 22 października 2024 roku potwierdza, że firmy spoza UE, z krajów, które nie podpisały ze Wspólnotą umowy o wzajemnym dostępie do zamówień publicznych, nie tylko mogą zostać niedopuszczone do udziału w postępowaniach o udzielenie zamówienia publicznego – jeśli taka będzie decyzja zamawiającego, ale jeśli dopuszczone zostaną, nie przysługuje im ochrona wynikająca z unijnych przepisów antydyskryminacyjnych. To oznacza, że zamawiający może też stawiać im inne, np. wyższe wymagania.
We wtorek, tuż przed posiedzeniem rządu, premier Donald Tusk powiedział, że już w dwóch przetargach publicznych w Polsce zastosowano postanowienie TSUE, nie czekając na zamianę w ustawie o zamówieniach publicznych. Dzięki temu możliwe było wyłonienie polskiego wykonawcy do budowy ponad szesnastu kilometrów nowego odcinka autostrady A2 w województwie lubelskim, oraz wyłonienie wykonawcy w przetargu na modernizację linii kolejowej na odcinku Białystok-Ełk o wartości 6 mld zł.
Premier podkreśla, że właśnie na tym polegać ma „repolonizacja”.
Wyrok TSUE z 22 października 2024 r. dotyczy sprawy tureckiej firmy Kolin Inşaat, która została wykluczona z udziału w przetargu publicznym w Czechach. Turcja, pomimo że ma podpisaną z UE umowę o stowarzyszeniu, nie ma pełnego dostępu do unijnego rynku zamówień publicznych. Wyrok TSUE nie stanowi jednak żadnej nowej normy prawnej, a jedynie potwierdza, że:
Mówienie przy tej okazji o „repolonizacji” to kolejny demagogiczny zabieg polskiego premiera, który chce budować politycznie na protekcjonistycznych nastrojach. W takim duchu utrzymany jest cały plan gospodarczy Tuska zaprezentowany w lutym 2025 roku, o którym pisaliśmy w OKO.press.
Przeczytaj także:
„Nie jesteśmy przeciwko ochronie przeciwpowodziowej. Jesteśmy przeciwko rozwiązaniom, które dewastują przyrodę, nie dając realnej ochrony ludziom” – pisze w swoim stanowisku Koalicja Ratujmy Rzeki.
Trzy senackie komisje (Klimatu i Środowiska, Infrastruktury i Samorządu Terytorialnego) będą pracować nad projektem ustawy dotyczącej usuwania skutków powodzi. Połączone posiedzenie zaplanowano na dziś, 13 maja, na godzinę 18. Przed rozpoczęciem prac Koalicja Ratujmy Rzeki alarmuje: „Pod pretekstem usuwania skutków powodzi [z jesieni 2024] ustawa umożliwia prowadzenie inwestycji hydrotechnicznych, regulacji rzek i wycinki drzew bez wymaganych ocen oddziaływania na środowisko i zezwoleń”.
Chodzi dokładnie o art. 16 pkt 2 ustawy. Koalicja wyjaśnia, że wprowadza on „możliwość realizacji 66 inwestycji bez decyzji środowiskowej, nawet jeśli obejmują one działania dewastujące przyrodę: nowe budowle hydrotechniczne, pogłębianie koryt rzecznych czy umacnianie brzegów”. Lista 66 inwestycji znalazła się w załączniku do ustawy.
Ten sam artykuł pozwala Wodom Polskim na wycinanie drzew i krzewów z koryt rzek bez konieczności uzyskiwania zezwoleń.
Przyrodnicy podkreślają: „Projekt ustawy został przyjęty z pominięciem konsultacji publicznych, mimo że wprowadza przepisy mogące znacząco wpłynąć na środowisko, klimat i życie lokalnych społeczności. To nie tylko ignorowanie prawa, ale także ludzi, którzy będą żyć z konsekwencjami tych decyzji przez dekady. (...) Nie jesteśmy przeciwko ochronie przeciwpowodziowej. Jesteśmy przeciwko rozwiązaniom, które dewastują przyrodę, nie dając realnej ochrony ludziom”.
Na zdjęciu: Stronie Śląskie po powodzi, wrzesień 2024.
Ustawa została przegłosowana w Sejmie 9 maja, jednogłośnie. Za było 425 posłów i posłanek, nikt nie zagłosował przeciw, nikt się nie wstrzymał.
Koalicja Ratujmy Rzeki jeszcze przed głosowaniem alarmowała, że w ustawie znalazły się szkodliwe dla środowiska zapisy. „Strona społeczna za późno zgłosiła swoje wątpliwości” – tłumaczyła w rozmowie z OKO.press posłanka Zielonych Małgorzata Tracz. Już wtedy poinformowała, że mimo wszystko poprze ustawę, bo zawiera dużo ważnych i dobrych rozwiązań, na które mieszkańcy Ziemi Kłodzkiej czekają od ubiegłego roku. To m.in. możliwość wykupu zniszczonych w powodzi nieruchomości przez państwo, możliwość zamiany zniszczonego lokalu na mieszkanie komunalne o tej samej powierzchni czy przekazanie środków dla wspólnot na odbudowę części wspólnych budynków.
To już trzecia edycja ustawy. Pierwsze dwie skupiały się na jak najszybszej pomocy osobom, które ucierpiały w wyniku powodzi z września 2024. Teraz postawiono na długofalowe rozwiązania. Marcin Kierwiński, który w rządzie zajmuje się odbudową po powodzi, informował, że według niego uproszczenie procedur jest jednym z najistotniejszych punktów tej ustawy.
Przyrodnicy zwracają uwagę, że „uproszczenie” polega na pominięciu oceny oddziaływania inwestycji na środowisko — mimo że przeprowadzenia takiej oceny wymagają od nas przepisy unijne. Dyrektywa EIA, która taki przepis wprowadza, przewiduje jednak odstępstwa od tej zasady – w uzasadnionych, pilnych przypadkach.
Eksperci z Państwowej Rady Ochrony Przyrody, którzy negatywnie ocenili projekt, wyjaśniali w swoim stanowisku, że w przypadku 66 zaproponowanych inwestycji nie ma uzasadnienia, żeby stosować skróconą ścieżkę. Postulują również analizę, czy wszystkie inwestycje z listy są konieczne. Szczególnie że wpisano na nią regulację koryt rzecznych i odbudowę budowli hydrotechnicznych. Naukowcy od lat powtarzają, że tam, gdzie rzeki można zrenaturyzować, powinno się do tego dążyć — również ze względu na ochronę przeciwpowodziową.
Koalicja Ratujmy Rzeki postuluje:
Przeczytaj także:
Prezydent Ukrainy nie zamierza brać udziału w spotkaniu w stolicy Turcji 15 maja, jeśli Rosja zamierza wysłać na nie niższych rangą przedstawicieli. Prezydent Władimir Putin wciąż nie potwierdził, czy wybierze się do Stambułu
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski weźmie udział w spotkaniu w Stambule w czwartek 15 maja tylko, jeśli jego rozmówcą będzie Władimir Putin — zapowiedział doradca prezydenta Michajło Podoljak we wtorek 13 maja przed południem, poinformował dziennik Kyiv Independent.
Zdaniem Podoljaka, rozmowy z przedstawicielami Rosji niższego szczebla nie mają sensu, bo tylko Putin może podjąć decyzję o zawieszeniu ognia.
To samo w poniedziałek 12 maja mówił szef kancelarii prezydenta Zełenskiego Andrij Jermak. Jermak podkreślił, że Putin może chcieć wysłać na rozmowy w Stambule dyplomatów niższego szczebla, ale ci nie mają uprawnień do podjęcia wiążących decyzji w sprawie zawieszenia ognia. Jego zdaniem Rosja w ten sposób gra na czas.
„Rosja będzie chciała uniknąć sankcji, używając procesu negocjacyjnego jako przykrywki. Ten format jest napędzany wyraźnym pragnieniem wprowadzenia wszystkich w błąd” – mówił Jermak, cytowany przez Kyiv Independent.
Temat ukraińsko-rosyjskich rozmów w Stambule w czwartek 15 maja to pokłosie ultimatum, które 10 maja Rosji postawili liderzy UE. Podczas wizyty w Kijowie przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Polski ogłosili, że jeśli Rosja do końca 12 maja nie przystanie na rozejm w Ukrainie, to zostanie objęta nowymi, ostrymi sankcjami.
Moskwa nazwała to „szantażem” i warunkiem „nie do przyjęcia”. Po północy w niedzielę 11 maja prezydent Władimir Putin ogłosił, że proponuje rozmowy pokojowe z Ukrainą „bez warunków wstępnych”, czyli bez wcześniejszego zawieszenia ognia.
Jak na łamach OKO.press relacjonowała Agnieszka Jędrzejczyk, z wypowiedzi rosyjskich oficjeli wynikało, że Moskwa liczyła, że Ukraina propozycję odrzuci. Ale Zełenski powiedział „sprawdzam” i ogłosił, że osobiście stawi się w czwartek w Stambule, gdzie ma nadzieję spotkać Putina.
We wtorek 13 maja wciąż nie wiadomo jednak, czy Putin ma zamiar wziąć udział w czwartkowych rozmowach. Tymczasem zainteresowanie spotkaniem wyraził też prezydent USA Donald Trump, który ma rozważać pojawienie się w Stambule. We wtorek 13 maja Trump rozpoczął kilkudniową wizytę na Bliskim Wschodzie.
Przeczytaj także: