Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Sąd w Waszyngtonie orzekł, że zmiana prawa dotyczącego przyznawania obywatelstwa dzieciom nieudokumentowanych imigrantów jest niekonstytucyjna.To pierwsza taka porażka nowej administracji Trumpa
Tuż po objęciu prezydentury USA Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze, który zakazuje określonym urzędom wydawania dokumentów, które standardowo są wydawane przy narodzinach dziecka na terenie USA. Zakaz ma dotyczyć sytuacji, gdy któryś z rodziców jest nieudokumentowanym imigrantem, lub jeśli matka przebywa w USA tymczasowo, a ojciec nie jest obywatelem Stanów Zjednoczonych. Decyzja Trumpa dotyczyła także dzieci osób, które znalazły się w USA leganie, ale tymczasowo, jak turystki, studentki, czy pracowniczki tymczasowe.
Zgodnie z amerykańskim prawem osoba, która urodziła się na terenie Stanów Zjednoczonych, automatycznie otrzymuje amerykańskie obywatelstwo.
Decyzja Trumpa natychmiast została zaskarżona do sądu przez 22 stany. Dziś John C. Coughenour, sędzia Federalnego Sądu Rejonowego w Waszyngtonie przyznał rację czterem stanom pozywającym decyzję prezydenta. Coughenour nazwał decyzję prezydenta „rażąco niekonstytucyjną".
Prokuratorzy stanowi z Waszyngtonu, Illinois, Oregonu i Arizony mówili podczas rozprawy, że zmiana prawa dotyczyłaby około 150 tys. dzieci rocznie, część z nich zostałaby bezpaństwowa.
Osobna sprawa, złożona przez kolejnych 18 stanów, rozpatrywana jest w Massachusetts.
Decyzja Trumpa to część jego antyimigranckiej agendy. Ma pozbawiać możliwość uzyskania amerykańskiego obywatelstwa przez dzieci nieudokumentowanych imigrantów i dodatkowo zniechęcać ich do przyjazdu do USA.
Tzw. prawo ziemi ma bardzo długą tradycję w Stanach Zjednoczonych. Wywodzi się z 14. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, uchwalonej w 1868 roku. W paragrafie pierwszym poprawki czytamy:
„Każdy, kto urodził się lub naturalizował w Stanach Zjednoczonych i podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i tego stanu, w którym zamieszkuje”.
W 1980 roku liczba dzieci, które rodziły się w rodzinach nieudokumentowanych imigrantów, wynosiła około 30 tys. Rosła nieustannie do pierwszej dekady XXI wieku, gdy przekroczyła 350 tys. rocznie. Od wielkiego kryzysu finansowego regularnie spada, choć w ostatnich latach ogólna liczba nieudokumentowanych imigrantów ponownie zaczęła rosnąć z 10,2 mln pod koniec poprzedniej dekady do 11 mln w 2022 roku.
Inne kontrowersyjne rozporządzenia wykonawcze pierwszych dni rządów Trumpa również będą oceniane przez amerykańskie sądy pod kątem zgodności z amerykańskim prawem. Prezydent podjął między innymi próbę, by zadekretować, jakiej kto jest płci. W rozporządzeniu, które nosi tytuł „Obrona kobiet przed ekstremizmem ideologii gender i przywrócenie prawdy biologicznej rządowi federalnemu”, można przeczytać, że płeć jest niezmienna i ugruntowana w fundamentalnej, niepodważalnej rzeczywistości. Ta definicja, zakładająca, że od poczęcia jest się mężczyzną albo kobietą, wyklucza m.in. osoby transpłciowe i interpłciowe.
Donald Trump wystąpił zdalnie przed decydentami i dziennikarzami zebranymi w Davos. Chwalił się swoimi osiągnięciami, zapowiadał wojny handlowe
Na tegorocznym Światowym Forum Ekonomicznym w Davos prezydent USA nie pojawił się osobiście. Połączył się jednak zdalnie z obecnymi w szwajcarskiej miejscowości. Jego przemówienie i odpowiedzi na pytania dziennikarzy trwały kilkadziesiąt minut.
Trump rozpoczął od wymienienia kroków, które podjął od momentu przejęcia władzy w poniedziałek.
Zapowiedział ruch, który jego zdaniem powinien obniżyć cenę ropy naftowej na świecie:
„Zamierzam się zwrócić się do Arabii Saudyjskiej oraz do OPEC, by obniżyć ceny ropy naftowej. I będzie ona obniżona. Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony, że nie zrobili tego przed wyborami, ponieważ to pokazałoby bardzo dużo szacunku z ich strony".
Przekonywał też, że jeśli cena ropy spadnie, wojna w Ukrainie powinna zakończyć się szybciej. Nie wyjaśnił jednak, w jaki sposób ma to nastąpić. Apelował również do amerykańskiej Rezerwy Federalnej, by obniżyła stopy procentowe, jeśli uda się zbić cenę ropy.
Dużo miejsca poświęcił również na planowane zmiany w polityce handlowej. Po raz kolejny przekonywał, że świat traktuje USA niesprawiedliwie, a Amerykanie tracą na deficytach z wieloma krajami, przede wszystkim Chinami, Meksykiem i Kanadą.
Groził cłami firmom, które nie produkują w USA.
„Jeśli nie chcesz produkować w Stanach Zjednoczonych, wtedy po prostu będziesz płacić cło, wysokość może być różna, ale pieniądze z tego cła wygenerują miliardy, nawet biliardy dolarów dla naszego skarbu państwa, wzmocnią naszą gospodarkę i spłacą nasz dług”.
I obiecywał:
„Pod moimi rządami nie będzie na Ziemi lepszego miejsca, by tworzyć miejsca pracy, budować fabryki i tworzyć firmy niż tutaj, w starych dobrych USA".
Sporo miejsca poświęcił na wypowiedzi obniżające wagę katastrofy klimatycznej. Jedną z pierwszych decyzji Trumpa było ponownie wyjście USA z klimatycznego porozumienia paryskiego.
Chce on rezygnacji z budowy elektrowni wiatrowych, ponieważ jego zdaniem, gdy nie wieje, są bezużyteczne. Podkreślał, że USA ma „więcej węgla niż ktokolwiek inny". Bez względu na to, czy chodziło o produkcję, czy konsumpcję, Trump nie ma racji. W pierwszym przypadku USA są na czwartym miejscu za Chinami, Indiami i Indonezją, w drugim – trzecie za Chinami i Indiami.
Na pytanie, czy za rok w momencie kolejnego Forum w Davos Trump odpowiedział: „Musisz zapytać Rosję. Ukraina jest gotowa do porozumienia".
Przekonywał też, że wojna w ogóle nie zaczęłaby się, gdyby to on w 2022 roku był prezydentem USA. I przekonywał, że wojna w Ukrainie jest straszna, oraz mówił, że zginęło w niej znacznie więcej osób, niż się raportuje. Powód takiego stwierdzenia? Zdaniem Trumpa zdjęcia z Ukrainy wyglądają jak „tereny rozbiórki" i niemożliwe jest, by pod takimi budynkami nie było dziesiątek ofiar śmiertelnych. Tymczasem prezydent USA widział raporty z rosyjskich ataków, na których była mowa o jednej-dwóch rannych osobach. Trumpowi trudno jest w to uwierzyć.
Mówił też:
„Bardzo chciałbym móc się niedługo spotkać z prezydentem Putinem, żeby zakończyć tę wojnę. I nie chodzi tutaj o ekonomiczny punkt widzenia czy coś takiego. Tu chodzi o miliony straconych istnień ludzkich".
Dokładne określenie strat na wojnie w Ukrainie jest trudne, ale najnowsze szacunki mówią o około 100 tys. poległych żołnierzy po stronie ukraińskiej i około 150 tys. po stronie rosyjskiej.
Premier Tusk pochwalił pomysł Rafała Trzaskowskiego, by ograniczyć dostęp do programu 800+ dla imigrantów osobom, które nie pracują. Dane pokazują, że rząd nie rozwiązuje tutaj żadnego realnego problemu
„Propozycja Prezydenta Rafała Trzaskowskiego, aby wypłacać 800+ tylko tym migrantom, również Ukraińcom, którzy rzeczywiście mieszkają, pracują i płacą podatki w naszym kraju, zostanie pilnie rozpatrzona przez rząd. Ja jestem na tak” – napisał premier Donald Tusk w mediach społecznościowych.
17 stycznia Rafał Trzaskowski podczas spotkania wyborczego w podlaskim Puńsku kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski mówił:
„Nie możemy popełnić błędu, jaki kiedyś popełniły inne państwa Zachodu, takie jak Niemcy czy Szwecja, że tam się po prostu opłacało przyjeżdżać tylko po socjal” – mówił Trzaskowski. I tłumaczył, że migracja ma się Polsce opłacać gospodarczo, dlatego 800 plus powinno być wypłacane tylko, jeśli beneficjenci programu będą tu „pracować, mieszkać i płacić podatki”.
Pomysł znalazł już poparcie wśród prawicowych partii opozycyjnych: PiS i Konfederacji. Na słowa Trzaskowskiego szybko zareagował Sławomir Mentzen. „Jest na dobrej drodze, ale musi się jeszcze trochę postarać, żebyśmy go przyjęli do Konfederacji” – napisał wówczas polityk na platformie X.
PiS zdążyło już złożyć projekt ustawy w tej sprawie, a marszałek Sejmu Szymon Hołownia zdecydował, by projekt trafił do konsultacji społecznych.
Pomysł ze strony polityków Koalicji Obywatelskiej ma najpewniej w zamyśle przyciągnąć do Rafała Trzaskowskiego elektorat prawicowy i antyukraiński. W OKO.press ostrzegaliśmy jednak już, że tego rodzaju populizm jest niebezpieczny.
„Dane pokazują, że wypowiedź Rafała Trzaskowskiego jest stricte skrojona pod kampanię wyborczą. Gdyby politycy chcieli rozwiązać prawdziwe problemy, proponowaliby zniesienie barier w dostępie do rynku pracy i wspierali integrację, a nie zaostrzali zasady przyznawania świadczeń” – pisał Anton Ambroziak.
Z danych, o których pisze, nie wynika, abyśmy w Polsce mieli poważny problem z imigrantami (chodzi głównie o rodziny ukraińskie), którzy nie chcą podejmować pracy i jednocześnie pobierają świadczenia socjalne, takie jak 800+.
W pierwszej połowie 2024 roku ZUS wypłacił świadczenie rodzinne w wysokości 800 zł na rzecz 370,9 tys. dzieci obcokrajowców, z czego 85 proc. stanowiły dzieci z Ukrainy.
Osoby, które świadczenie pobierają, można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to cudzoziemcy, którzy zalegalizowali pobyt, wnioskując o tzw. kartę pobytu i mają w niej adnotację „dostęp do rynku pracy”. Aby taką adnotację uzyskać, konieczne jest potwierdzenie od pracodawcy. W tej grupie nie ma więc możliwości, by pobierać świadczenie bez pracy.
Druga grupa to uchodźcy, którym nadano specjalny PESEL UKR. W połowie grudnia takich osób było 987,8 tys. Tutaj wypłacenie świadczenia uzależnione jest od tego, czy dzieci realizują obowiązek szkolny (pieniądze przestaną być wypłacane od nowego okresu świadczeniowego, czyli od czerwca 2025). Nie ma więc konieczności podjęcia pracy zawodowej. Ale z innych danych jasno wynika, że większość uchodźców pracę podejmuje.
Z badania Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacji EWL (należącej do firmy rekruterskiej) zrealizowanego w 2023 roku wynikało, że pracę podjęło 71 proc. uchodźców wojennych. Z danych OECD wynika, że pracę w Polsce w tej grupie znalazło 65 proc. osób. W żadnym z europejskich państw ten odsetek nie jest wyższy.
Krytycznie o pomyśle wypowiada się też Bartosz Marczuk, były wiceminister rodziny, wiceprezes PFR. Marczuk potwierdza, że Ukraińcy w Polsce rzeczywiście są bardzo aktywni na rynku pracy w Polsce. A świadczenia, jakie tutaj otrzymują, są znacznie mniejsze niż w krajach Europy Zachodniej, np. w Niemczech. Odbierając części z nich dostęp do tego świadczenia zwiększamy szansę, że Polskę opuszczą – argumentuje. I dodaje, że jest to ruch antagonizujący Polaków i Ukraińców, co jest na rękę Rosji.
Na Światowym Forum Ekonomicznym Mark Rutte przyznaje: Trump ma rację, musimy wydawać więcej na obronę. I przekonuje: jeśli Rosja osiągnie satysfakcjonujący ją rezultat w Ukrainie, to będziemy musieli wydawać jeszcze więcej
W swoim przemówieniu podczas Forum Ekonomicznego w Davos szef NATO Mark Rutte przestrzegał przed spowolnieniem pomocy dla walczącej z Rosją Ukrainy. Rutte podkreślał, że kluczowe jest dziś, by „zmienić kierunek wojny” tak, by pomóc Ukrainie osiągnąć dobrą pozycję w przyszłych negocjacjach pokojowych.
Zdaniem Ruttego zwycięstwo Rosji sprawi, że Władimir Putin „będzie zbijał piątki z liderami Chin, Iranu i Korei Północnej”. Dodał, że w przypadku porażki Ukrainy i pozytywnego rozwiązania dla Rosji, Europa będzie zmuszona wydawać dużo więcej na zbrojenia. Rutte uważa, że obecnie front na wojnie w Ukrainie przesuwa się w złą stronę.
Rutte przyznał też, że prezydent USA ma rację, gdy mówi, że Europa wydaje na obronność zbyt mało.
„Problem polega oczywiście na tym, że nie osiągnęliśmy jeszcze poziomu 2 proc. To problem numer jeden. Problem numer dwa polega na tym, że 2 proc. to wciąż za mało. To nawet nie jest bliskie tego, czego potrzebujemy. Teraz jesteśmy bezpieczni, ale NATO nie będzie w stanie obronić się w ciągu czterech czy pięciu lat, jeżeli będziemy trzymać się tych 2 proc.” – mówił w Szwajcarii szef sojuszu.
Rutte przekonywał też, że w sprawie Ukrainy Europa potrzebuje zaangażowania Stanów Zjednoczonych.
W Davos trwa coroczne Światowe Forum Ekonomiczne, na którym spotykają się światowi liderzy i dyskutują o najważniejszych problemach, z jakimi mierzy się dziś świat. W tym roku ważnym kontekstem jest zmiana w Białym Domu w Waszyngtonie. Od poniedziałku 20 stycznia prezydentem USA jest Donald Trump.
Trump wielokrotnie, także podczas swojej pierwszej kadencji jako prezydent USA w latach 2017-2021 podkreślał, że europejscy członkowie NATO wydają zbyt mało na obronność, a USA nie może finansować bezpieczeństwa Europy w takim stopniu, jak dotychczas. Kontekst zmienił się 24 lutego 2022 roku, gdy Rosja zaatakowała całą Ukrainę. Dziś Trump domaga się tego samego. Wypowiedzi Ruttego i innych europejskich polityków wskazują na to, że słowa prezydenta USA są dziś brane na poważnie.
W dniu inauguracji Donalda Trumpa prezydent Francji Emmanuel Macron stwierdził, że Europa powinna się obudzić i wydawać więcej na zbrojenia.
„Co zrobimy w Europie, jeśli jutro nasz amerykański sojusznikw wycofa swoje statki wojskowe z Morza Śródziemnego? Jeśli wyjśle swoje samoloty z Atlantyku na Pacyfik?” – pytał francuski przywódca. W podobnym tonie wypowiadał się polski premier Donald Tusk. Według szacunków za 2024 rok, Polska wydaje na obronność najwięcej spośród 32 członków sojuszu w stosunku do PKB – 4,1 proc. Osiem krajów wydaje jednak poniżej 2 proc.
Błędna informacja widniała w sejmowej witrynie od 2019 roku. Ministra poprawiła ją dopiero, gdy na sprawę zwróciły uwagę media. Tłumaczy się pomyłką. Ale w 2019 roku twierdziła, że pisze doktorat
Strona internetowa Sejmu podawała fałszywą informację dotyczącą wykształcenia ministry do spraw równości Katarzyny Kotuli. Do wczoraj na stronie widniała informacja, że Kotula w 2016 roku uzyskała tytuł magistra na kierunku anglistyka na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Piotr Nisztor z Telewizji Republika zapytał władze uczelni, czy informacja ta jest zgodna z prawdą. Uczelnia w odpowiedzi poinformowała, że Katarzyna Kotula studiowała na uczelni w latach 2013-2017, ale tytułu magistra nie uzyskała.
Nisztor pracuje nad reportażem o ministrze Kotuli. Film ma być wyemitowany w Telewizji Republika w niedzielę.
„Powiemy m.in. o tym, co łączy Kotulę z Niemcami oraz wiele innych ciekawych informacji" – powiedział na antenie Republiki.
Po zmianie na stronie sejmowej widnieje informacja, że Kotula ukończyła w 2016 roku anglistykę na Collegium Balticum w Szczecinie. Uczelnia odmówiła odpowiedzi na pytanie Republiki o ten dyplom.
Ministra Kotula odniosła się do tych informacji w mediach społecznościowych. Napisała:
„Historia mojego wykształcenia przedstawia się następująco: studia pierwszego stopnia ukończyłam i pracę licencjacką obroniłam na Collegium Balticum w Szczecinie, na kierunku filologia angielska. Studia drugiego stopnia podjęłam na Wydziale Anglistyki UAM w Poznaniu. Studiowałam na obu tych uczelniach. Pracę licencjacką obroniłam na Collegium Balticum w Szczecinie, na kierunku filologia angielska. Pracy magisterskiej nie przedłożyłam i nie przystąpiłam do jej obrony, pomimo zaliczenia wszystkich wymaganych przedmiotów, ponieważ przygotowania tej pracy przerwała nagła choroba bliskiej mi osoby."
Ministra uważa, że błąd wynikał z tego, iż podczas pierwszej kadencji w Sejmie podała informację, że odbywała studia magisterskie w Poznaniu.
Dodała też:
„Podkreślam, że nigdy nie ubiegałam się o funkcje ani stanowiska wymagające tytułu magistra".
Portal „Gazety Gryfińskiej" podaje jednak dziś, że w 2019 roku ministra Kotula (polityczka pochodzi z Gryfina) na łamach gazety przekonywała, że pisze doktorat.
„Piszę doktorat z neurojęzykoznawstwa i powiem szczerze, im głębiej w naukę, tym dalej od kościoła. To przeważyło" – powiedziała gazecie.