Rafał Trzaskowski zaapelował do rządu o zaostrzenie zasad wypłacania 800 plus dla Ukraińców. I zrobił to językiem Konfederacji, odwołując się do opowieści o obcokrajowcach siedzących na socjalu. Co mówią dane? I w co gra kandydat KO?
W pierwszych dniach kampanii wyborczej Rafał Trzaskowski ruszył na wschód Polski. W piątek 17 stycznia, na zakończenie dwudniowego tournée po Podlasiu, spotkał się z mieszkańcami Puńska. W tej przygranicznej gminie żyje największy odsetek mniejszości litewskiej w Polsce.
W 2020 roku Rafał Trzaskowski wygrał tu z prezydentem Andrzejem Dudą, uzyskując 56,23 proc. poparcia. W ostatnich wyborach do Sejmu 15 października 2023 próg przekroczyły w Puńsku cztery ugrupowania: PiS (30,86 proc.), Trzecia Droga (25,91 proc.), KO (24,96 proc.) i Konfederacja (7,42 proc.). W całym okręgu PiS był jednak dwa razy silniejszy od KO. Konfederacja zdobyła na Podlasiu niemal 10 proc. wszystkich głosów.
I właśnie dlatego, ku zaskoczeniu wielkomiejskiego elektoratu, Rafał Trzaskowski sięgnął tu po przekaz, który od lat testuje Konfederacja. Mówiąc o patriotyzmie gospodarczym, kandydat KO poruszył temat świadczeń dla Ukraińców. Stwierdził, że choć Polska pomagała uchodźcom od początku wybuchu wojny, dziś potrzeba zdroworozsądkowych rozwiązań.
„Nie możemy popełnić błędu, jaki kiedyś popełniły inne państwa Zachodu, takie jak Niemcy czy Szwecja, że tam się po prostu opłacało przyjeżdżać tylko po socjal” – mówił Trzaskowski. I tłumaczył, że migracja ma się Polsce opłacać gospodarczo, dlatego 800 plus powinno być wypłacane tylko, jeśli beneficjenci programu będą tu „pracować, mieszkać i płacić podatki”.
Na wypowiedź prezydenta Warszawy szybko zareagował Sławomir Mentzen. „Jest na dobrej drodze, ale musi się jeszcze trochę postarać, żebyśmy go przyjęli do Konfederacji” – napisał na platformie X.
Ale czy słowa Trzaskowskiego to coś więcej niż tylko wyborczy chwyt podlany uprzedzeniami?
W pierwszej połowie 2024 roku ZUS wypłacił świadczenie rodzinne w wysokości 800 zł na rzecz 370,9 tys. dzieci obcokrajowców, z czego 85 proc. stanowiły dzieci z Ukrainy.
Jakie są warunki przyznawania tych świadczeń?
Pierwsza grupa, która może ubiegać się o 800 zł na dziecko, to cudzoziemcy, którzy zalegalizowali pobyt, wnioskując o tzw. kartę pobytu i mają w niej adnotację „dostęp do rynku pracy” (art. 244 ustawy o cudzoziemcach). Przypomnijmy, że aby otrzymać dostęp do polskiego rynku pracy, niezbędne jest dołączenie szczegółowej informacji o zatrudnieniu (wypełnionej przez pracodawcę) lub wpisu o prowadzeniu działalności gospodarczej.
Przepisy nie dają więc furtki do pobierania świadczeń bez aktywności zawodowej.
Druga grupa to uchodźcy z Ukrainy, którym na podstawie dokumentu podróży wydano specjalny PESEL UKR. Uprawnia on do ochrony czasowej, a także dostępu do świadczeń zdrowotnych, rodzinnych i socjalnych. W połowie grudnia takich osób było 987,8 tys.
Rząd postanowił uzależnić wypłatę świadczenia rodzinnego od realizacji obowiązku szkolnego. Przepisy obowiązują od września 2024, ale wypłata świadczeń dla osób, które wciąż nie posyłają dzieci do polskich szkół, zostanie wstrzymana dopiero w kolejnym okresie rozliczeniowym.
Pod koniec roku media alarmowały, że już widać efekt uszczelnienia programu. Wszystko zaczęło się od wypowiedzi wiceministry edukacji Joanny Muchy w Sejmie, która przekazała, że od początku roku szkolnego dostęp do 800 plus straciło 20 tys. ukraińskich dzieci.
Według ekspertów chodzi o efekt mrożący – rodzice, którzy bali się odebrania świadczeń, w ogóle nie składali o nie wniosków. W praktyce nowe zasady wejdą w życie 1 czerwca 2025 roku. W tej grupie wypłata świadczeń ma więc ograniczenia, ale nie jest uzależniona od aktywności zawodowej.
Co nie znaczy, że uchodźcy wojenni siedzą w Polsce na socjalu.
Z badania Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacji EWL (należącej do firmy rekruterskiej) zrealizowanego w 2023 roku wynikało, że pracę podjęło 71 proc. uchodźców wojennych.
Z danych OECD wynika, że pracę w Polsce w tej grupie znalazło 65 proc. osób.
I w żadnym z europejskich państw ten odsetek nie jest wyższy. Dla porównania, wśród naszych sąsiadów wynosi on:
Eksperci wskazywali, że to ogromny sukces, szczególnie że zatrudnienia w tej grupie szukają osoby o bardzo różnych kwalifikacjach i specjalizacjach, a Polska nie jest najprzyjaźniejszym krajem dla obcokrajowców. Największą barierą w znalezieniu pracy jest język.
Tylko 50 proc. uchodźców z Ukrainy, którzy nie posługują się językiem polskim, na stałe pracuje. Znajomość języka polskiego daje znacznie większe gwarancje sukcesu: w tej grupie wskaźnik zatrudnienia wynosi 82 proc.
Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że to dopiero początek wyzwań. Pracownicy z Ukrainy doświadczają dyskryminacji zarówno w procesie rekrutacji, jak i w wynagradzaniu. Większość osób znajduje pracę poniżej swoich kwalifikacji, a część osób, w związku z niewystarczającą ochroną praw pracowniczych, jest zepchnięta do pracy w szarej strefie. Powszechnym doświadczeniem jest mierzenie się z uprzedzeniami.
Dane pokazują, że wypowiedź Rafała Trzaskowskiego jest stricte skrojona pod kampanię wyborczą. Gdyby politycy chcieli rozwiązać prawdziwe problemy, proponowaliby zniesienie barier w dostępie do rynku pracy i wspierali integrację, a nie zaostrzali zasady przyznawania świadczeń. Taki ruch miałby poważne konsekwencje.
Po pierwsze, dla kobiet z Ukrainy, które wychowują w Polsce dzieci. Jeśli straciłyby pracę, rząd odcinałby im automatycznie wsparcie, nie dając wydechu na znalezienie kolejnego zatrudnienia. To dosyć prosta recepta na wykluczenie i wpychanie ludzi w ubóstwo.
Po drugie, jeszcze mocniej zniechęciłby Ukraińców do pozostania w Polsce. Piętrzących się ograniczeń i barier administracyjnych, czy rosnącej atmosfery niechęci, nie zrekompensuje już bliskość rodziny, czy znajomość języka.
Część osób wróci do Ukrainy, reszta poszuka szczęścia w Niemczech, gdzie wsparcie systemowe, nazywane socjalną poduszką, jest dużo bardziej rozbudowane niż w Polsce. Ale ekonomicznie Polsce się to nie opłaca, bo rynek pracy desperacko potrzebuje ludzi, którzy go wypełnią. Nie pomogą tu demograficzne mrzonki, tylko mądra polityka migracyjna.
Rafał Trzaskowski w kampanii podąża jednak za ukraińskim resentymentem podsycanym przez prawicę. Z ulicy zebrał opowieść o leniwych Ukraińcach, którzy zajmują kolejki do lekarzy i ciągną socjal. Polityczni analitycy twierdzą, że ten ruch ma zepchnąć w radykalizm prawicowych kandydatów.
Skoro Trzaskowski, uznawany za progresywnego, używa skrajnie konserwatywnych haseł, jak mają wybić się ci bardziej na prawo – Karol Nawrocki i Sławomir Mentzen? To gra na wyprzedzenie, odebranie atutów, przejęcie dyskusji, zdemobilizowanie wyborców PiS i – być może – przeciągnięcie części „kolorowego” elektoratu Konfederacji.
Pytanie, czy zagranie Trzaskowskiego, nie skończy się demobilizacją własnej bazy wyborców. Trudno też spodziewać się, żeby prezydent stolicy, który przez lata grał na lewym skrzydle Platformy Obywatelskiej i utożsamiany jest z elektoratem wielkomiejskim, dziś stał się wiarygodny dla mieszkańców Podlasia.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze