Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Marszałek Sejmu chce zaproponować ustawę, która powierzy stwierdzenie ważności wyborów prezydenckich całemu Sądowi Najwyższemu. To pokłosie decyzji PKW o odroczeniu obrad ws. subwencji dla PiS
“Będę proponował prezydentowi, premierowi i wysokiej izbie projekt ustawy, w którym cały Sąd Najwyższy – z uwagi na wagę sprawy i bałagan, który został spowodowany – będzie wskazywał, jako ten, który może wykazać ważność wyboru prezydenta” – powiedział dziś w Sejmie Szymon Hołownia.
Jak dodał marszałek, spór wokół nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych może sparaliżować nie tylko same wybory prezydenckie, ale i kampanię wyborczą.
“Stoimy u progu chaosu. To również kwestia rozpatrywania sporów wyborczych, sporów o rejestrację kandydatów, składy komisji i tak dalej"
- powiedział Hołownia.
O propozycję marszałka Sejmu zapytał Adama Bodnara portal Money.pl. Minister sprawiedliwości nie wyklucza możliwości uchwalenia „technicznej” ustawy, która powierzyłaby stwierdzenie ważności wyborów prezydenckich całemu Sądowi Najwyższemu.
„Nad tym należy się zastanowić. I wtedy strony mogłyby normalnie składać wnioski o wyłączenie sędziów, a Sąd Najwyższy w pełnym składzie mógłby orzekać” – powiedział Bonar.
Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego PiS pod koniec sierpnia. Powodem tej decyzji było naruszenie zasad prowadzenia kampanii wyborczej. W konsekwencji zakwestionowano działania na kwotę 3,6 mln zł (z czego na 2,7 mln wyceniono spot kandydującego do Sejmu Zbigniewa Ziobry sfinansowany z Funduszu Sprawiedliwości). Oznacza to obowiązek zwrócenia do Skarbu Państwa zakwestionowanej sumy, ale także obcięcie partyjnej dotacji o trzykrotność tej kwoty (czyli 10,8 mln zł z przysługujących 38 mln) oraz zmniejszenie partyjnej subwencji w ciągu czterech lat o jej dwunastokrotność.
W zeszłym tygodniu siedmioosobowy skład Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego uchylił sierpniową uchwałę PKW. W takiej sytuacji, według prawa przyjętego jeszcze za czasów rządów PiS, PKW powinna przyjąć sprawozdanie komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Problem w tym, że w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej zasiadają wyłącznie tzw. neosędziowie, czyli osoby powołane w wadliwej procedurze przed Krajową Radą Sądownictwa ukształtowaną ustawą z 2017 roku. Z tego powodu Izba nie jest niezależnym sądem, co stwierdza orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz samego Sądu Najwyższego.
Powołując się na te orzeczenia PKW mogłoby zignorować wezwanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Problem w tym, że wcześniej Komisja nie zakwestionowała orzeczenia o ważności wyborów z 2023 roku, uchwalonej przez ten sam skład sędziowski tej samej Izby. Pojawia się też pytanie, czy w przypadku takiego precedensu PKW nie powinna uznać również kolejnych orzeczeń – w tym tego o ważności wyborów prezydenckich 2025 – za nieważne. Propozycja Hołowni pozwala oprzeć się na nowym przepisie i ucieczkę do przodu od potencjalnego kryzysu.
Prokurator krajowy Dariusz Korneluk poinformował, że dziś zostanie skierowany do sądu wniosek o Europejski Nakaz Aresztowania wobec posła PiS Marcina Romanowskiego.
Aktualizacja: Sąd Okręgowy w Warszawie wydał zgodę na ściganie Marcina Romanowskiego Europejskim Nakazem Aresztowania.
Dziś śledczy zwrócą się do sądu o zgodę na wydanie Europejskiego Nakaz Aresztowania wobec posła PiS Marcina Romanowskiego. Nakaz aresztowania byłego wiceministra sprawiedliwości obowiązuje już na terenie Polski od 9 grudnia.
Od 12 grudnia Romanowski jest także poszukiwany w Polsce listem gończym. Prokuratura Krajowa zgłosiła się już także do krajowego biura Interpolu o wydanie tzw. czerwonej noty, która pozwoli ścigać byłego wiceministra również na obszarze międzynarodowym.
Z informacji prokuratury wynika, że Marcin Romanowski 6 grudnia wypisał się z placówki medycznej, w której przeszedł planowany zabieg lekarski. Po opuszczeniu szpitala poseł PiS wyłączył telefony zarejestrowane na jego dane osobowe, policja nie zastała go także pod żadnym ze znanym jej adresów.
Korneluk powiedział także w radiowej Trójce, że prokuratura nie ma obecnie dowodów, by postawić zarzuty w sprawie FS byłemu ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze.
Marcin Romanowski w latach 2019-2023 był wiceministrem sprawiedliwości, współpracownikiem ministra Zbigniewa Ziobry. W ministerstwie Romanowski odpowiadał za nadzorowanie Funduszu Sprawiedliwości.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości trwa od lutego 2024 roku. Śledczy badają w jaki sposób pieniądze z Funduszu – które powinny służyć pomocy ofiarom przestępstw – były wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem.
Głównym wątkiem badanym przez śledczych jest rekordowa dotacja przyznana Fundacji Profeto, którą kieruje ks. Michał O. O podejrzanej dotacji dla Profeto pisaliśmy jako pierwsi w OKO.press jeszcze w 2020 roku. W 2021 roku Maria Pankowska i Sebastian Klauziński ujawnili, że fundacja ks. Michała O., zajmująca się prowadzeniem katolickich mediów, planuje postawić za te pieniądze budynek wyposażony w reżyserki, studia nagrań i salę widowiskową.
Prokuratura Krajowa zarzuca Romanowskiemu popełnienie 11 przestępstw, wśród których są udział w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawianie konkursów na pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. 9 grudnia sąd podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu Romanowskiego.
Politycy PiS bronią Romanowskiego. Ich zdaniem śledztwo dotyczące Funduszu Sprawiedliwości to polityczna zemsta nowej władzy
Premier Donald Tusk bez wcześniejszej zapowiedzi przyjechał do Lwowa. Spotkał się tam z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Jak wyjaśnił, wizyta była trzymana w tajemnicy do ostatniej chwili przez względy bezpieczeństwa.
Szef polskiego rządu podczas wizyty mówił między innymi o „pięknej i trudnej” wspólnej historii dwóch krajów. Zasugerował też, jakie mogą być dalsze plany dotyczące wsparcia Ukrainy w sprzęt wojskowy z Polski.
„Dzisiaj omawialiśmy kwestię wspólnego zrozumienia i wspólnych doświadczeń. Pan premier poinformował mnie o swoich ustaleniach, które ma strona polska. Mówiłem, jakie my mamy uwarunkowania i jakie my prowadzimy rozmowy dyplomatyczne i spotkania z naszymi partnerami. To bardzo ważne, aby Ukraina i Polska działały tak, aby nawzajem wspierać swoje wysiłki” – mówił z kolei Zełenski. – „Szczegółowo omówiliśmy sytuację na polu walki w Ukrainie. W dyplomacji widzimy jednakowo, że Ukraina potrzebuje sprawiedliwego pokoju” – relacjonował ukraiński prezydent.
„Polska rozumie jak bardzo niesprawiedliwa jest napaść Rosji i jak bardzo sprawiedliwa jest wojna jaką toczą Ukraińcy w obronie swojej ojczyzny” – odpowiadał Tusk. Jednocześnie z ostrożnością wypowiedział się na temat polskiego wsparcia militarnego i dostaw sprzętu dla naszego wschodniego sąsiada. „Nie wszystko jesteśmy w stanie dać. Jesteśmy w jakimś sensie też państwem frontowym. Polska coraz częściej staje się obiektem dywersji, sabotażu, działań hybrydowych, skierowanych bezpośrednio przeciwko naszym obywatelom, naszemu państwu” – stwierdził premier. Mimo to zapewnił, że w planie jest wysłanie kolejnych transportów sprzętu broniącemu się przed agresją państwu. „Rozmawialiśmy o możliwym ekwipunku dla brygady. Będę o tym jeszcze rozmawiał, być może będzie to wspólne przedsięwzięcie z państwami skandynawskimi” – stwierdził premier.
Tusk mówił również o sprawie ekshumacji szczątków ofiar rzezi wołyńskiej. Jak stwierdził, w rozmowach „widać postęp”. Wcześniej minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stwierdził, że „nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na jej terytorium”, co miała potwierdzić strona ukraińska.
W planie jest kolejne spotkanie Wołodymyra Zełenskiego na szczycie z udziałem kilku przywódców. Chodzi o szefa NATO Marka Ruttego, kanclerza Niemiec Olafa Scholza oraz prezydentów Francji Emmanuela Macrona i Polski Andrzeja Dudę. Listę ważnych osobistości biorących udział w spotkaniu uzupełniają szef Rady Europejskiej António Costa i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Politycy mają rozmawiać o wsparciu dla Ukrainy na forum szczytu UE i Bałkanów Zachodnich. Jednym z tematów ma być propozycja prezydenta-elekta USA Donalda Trumpa, który mówił o możliwości obecności wojsk NATO w Ukrainie po osiągnięciu rozejmu z agresorem.
Wizyta Tuska w Kijowie może być odczytywana jako część zapowiedzi polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Nasz kraj obejmie ją pierwszego stycznia. Prezydent Zełenski nie krył, że liczy na pozytywne skutki polskiego przewodnictwa w Radzie UE.
„Polska wie, jak ważne jest w naszym regionie Europy, aby bezpieczeństwo było faktycznie gwarantowane i aby nie było żadnych geopolitycznych niejasności” – mówił ukraiński prezydent. Wsparcie Polski może być kluczowe po objęciu urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa. Ten wypowiadał się sceptycznie na temat perspektywy dalszego wsparcia dla napadniętego kraju.
Za naszą wschodnią granicą sprawa rzezi wołyńskiej i ewentualnych ekshumacji jej ofiar jest nadal tematem budzącym emocje. Podczas konferencji prasowej po rozmowach Tuska z Zełenskim jedna z dziennikarek zwróciła uwagę, że „wszyscy ukraińscy prezydenci przepraszali Polaków”. „Co jeszcze Ukraińcy mają takiego zrobić?” – pytała szefa polskiego rządu. „To nie jest jakiś mecz, w którym jeden drugiemu ma strzelić bramkę. Jeśli jakaś polska rodzina chciałaby pochować szczątki swoich przodków, to nie jest to nawet polityka. To jest coś naturalnego” – odpowiadał Tusk.
„Historia jest różna i można się tutaj kłócić, ale postarajmy się zrozumieć, jaki jest na dziś nasz priorytet. Nie można zapominać o przeszłości, ale powinniśmy myśleć o przyszłości i przetrwać. Właśnie jedność Ukrainy i Polski nam to umożliwi” – odpowiadał Zełenski.
Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce przekonywał na łamach OKO.press, że po obu stronach granicy widać przełom w sprawie rzezi Wołyńskiej. "Do tej pory w Polsce byliśmy świadkami narracji, że strona ukraińska zabrania dokonywania ekshumacji. Formalnie takiego moratorium nie było, ale też nie było wydawanych zgód na to, żeby ekshumacje się odbywały.
Nie udało się uruchomić mechanizmu, by ta kwestia była załatwiana po dwóch stronach granicy: tzn. po stronie polskiej będą uporządkowane zdewastowane groby ukraińskie, po stronie ukraińskiej będzie zgoda i możliwość dokonywania najpierw prac poszukiwawczych, a potem ekshumacji w miejscach, gdzie takie groby będą znalezione. W wielu przypadkach trzeba przede wszystkim przeprowadzić prace poszukiwawcze" – mówił naszej dziennikarce Krystynie Garbicz.
Polska nie przedstawiła Komisji Europejskie planu wdrożenia unijnego paktu migracyjnego. „Polska nie będzie implementować tych dokumentów” – powiedział w Brukseli minister ds. europejskich Adam Szłapka.
W czwartek 12 grudnia minął termin na przedstawienie Komisji Europejskiej planu wdrożenia paktu migracyjnego. Jak informuje radio RMF FM, dokument złożyło 15 państw, ale nie ma wśród nich Polski.
„Nie będziemy implementować tych dokumentów. Nasze stanowisko w sprawie paktu migracyjnego jest znane”
- powiedział minister ds. europejskich Adam Szłapka, który przyjechał do Brukseli na posiedzenie ministrów ds. europejskich przed rozpoczynającym się w czwartek unijnym szczytem.
Państwa członkowskie przyjęły unijny pakt migracyjny 14 maja 2024 roku. Jego zatwierdzeniu sprzeciwiały się Polska, Słowacja i Węgry.
Przepisy mają kompleksowo regulować politykę migracyjną wewnątrz Unii Europejskiej tak, aby opowiadały za nią wszystkie kraje członkowskie, a nie tylko te położone na zewnętrznych granicach Unii.
Służyć temu ma mechanizm obowiązkowej solidarności, który zakłada rozlokowanie każdego roku co najmniej 30 tys. osób w każdym z unijnych państw. Alternatywą jest zapłata do unijnej kasy 20 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę lub wzięcie udział w operacjach na granicach zewnętrznych UE.
Wdrożenie paktu jest obowiązkowe dla wszystkich państw członkowskich.
Jak pisze PAP, Polska miała na razie przedstawić KE swoje stanowisko w sprawie planu wdrożenia paktu migracyjnego, ale nie sam plan.
Onet potwierdził wcześniejsze nieoficjalne doniesienia – Radosław Piesiewicz w szczytowym momencie zarabiał 100 tys. zł miesięcznie. Poprzednicy Piesiewicza na stanowisku prezesa PKOl, pełnili tę funkcję społecznie.
Onet dotarł do informacji potwierdzających wysokość zarobków prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Radosław Piesiewicz w szczytowym momencie (przypadającym na końcówkę rządów PiS) miał zarabiać 100 tys. zł brutto miesięcznie.
Jak ustalił Onet, pierwszą umowę o pracę z PKOl Piesiewicz zawarł 16 maja 2023 r., a więc trzy tygodnie po wyborze na prezesa. Na jej podstawie prezes PKOl miał zarabiać 10 tys. zł brutto.
Jednak już 30 czerwca 2023 r. Piesiewicz zawarł nową umowę z PKOl-em, na mocy której miał zarabiać 100 tys. zł miesięcznie.
W marcu 2024 r., a więc pół roku po przegranych przez PiS wyborach, Piesiewicz zawarł aneks do umowy i obniżył swoje wynagrodzenie do 70 tys. zł. Od sierpnia miał zarabiać jeszcze mniej – 28 tys. zł.
Jednak Piesiewicz już we wrześniu 2025 r. zaplanował sobie kolejną podwyżkę – do 70 tys. złotych miesięcznie. A w marcu 2026 r. (czyli w kolejnym roku olimpijskim) jego pensja ma znów wrócić do poziomu 28 tys. złotych.
Co ciekawe, jak pisze Onet, podobne podwyżki i obniżki pensji przewidują umowy i aneksy podpisane z Sekretarzem Generalnym PKOl Markiem Pałusem, najbliższym współpracownikiem Piesiewicza.
Piesiewicz został prezesem PKOl w kwietniu 2023 r. To wtedy niespodziewanie zrezygnował ze stanowiska Andrzej Kraśnicki, który kierował PKOl-em od 13 lat (czyli od tragicznej śmierci Piotra Nurowskiego w katastrofie smoleńskiej).
Kraśnicki mógł kandydować na kolejną kadencję, ale wycofał się – jak głoszą plotki – pod wpływem politycznych nacisków.
Ogłoszono nowy konkurs na prezesa. Wygrał go prezes Polskiego Związku Koszykówki – Radosław Piesiewicz, prywatnie bliski znajomy Jacka Sasina, wówczas ministra aktywów państwowych.
Aby przekonać szefów innych związków do swojej kandydatury, Piesiewicz miał obiecać im dofinansowania z państwowych spółek. Piesiewicz wygrał, zdobywając 138 na 162 głosy.
Kraśnicki, tak jak wcześniejsi prezesi, nie pobierał wynagrodzenia za kierowanie PKOl-em. Tę zasadę zmienił jednak jego następca.
Po raz pierwszy Piesiewicz zwrócił na siebie uwagę nowego obozu władzy, kiedy w grudniu 2023 r. próbował zmienić statut PKOl, aby zapewnić sobie stanowisko prezesa przez najbliższe 10 lat.
Do zmiany nie doszło, ale już kilka miesięcy później, po nieudanych dla Polski igrzyskach olimpijskich w Paryżu ministerstwo sportu wypowiedziało wojnę Piesiewiczowi.
Sławomir Nitras zażądał sprawozdania od PKOl, jak instytucja wydała publiczne pieniądze i kto na zaproszenie komitetu pojechał do Paryża. Minister chciał wiedzieć, czy wyjazdy były podyktowane względami merytorycznymi, czy jednak były to turystyczno-towarzyskie wycieczki do stolicy Francji.
W tym samym czasie Radio Zet ujawniło, że rodzina Piesiewicza miała 35 razy skorzystać na koszt PKOlu ze specjalnej odprawy VIP na lotnisku Chopina w Warszawie.
Z kolei Onet ujawnił, że żona Piesiewicza, miała zarobić za swoją półroczną pracę dla państwowego Pekao SA ponad 1 mln zł. Trudno powiedzieć, czym się zajmowała, bo po jej pracy w banku miał nie zostać żaden ślad.