Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Alarm bombowy, seria gróźb, ujawnienie prywatnego adresu lekarki – to nowe skutki antyaborcyjnej nagonki prawicowych polityków na szpital powiatowy w Oleśnicy
We wtorek 22 kwietnia ok 8 rano do szpitala powiatowego w Oleśnicy zadzwoniła osoba twierdząca, że na terenie placówki została podłożona bomba. Szpital został zamknięty dla odwiedzających na czas akcji policyjnych pirotechników. Alarm ostatecznie okazał się fałszywy, a policja poszukuje osoby, która go spowodowała.
Kilka godzin po ogłoszeniu alarmu pod szpitalem pojawiła się obwieszona banerami ze zdjęciami skrwawionych martwych płodów ciężarówka jednej z organizacji antyaborcyjnych.
Przez cały ostatni tydzień natomiast lekarka ginekolożka ze szpitala w Oleśnicy – Gizela Jagielska – otrzymywała groźby (w tym życzenia śmierci).
To wszystko skutek nagonki prawicowych polityków na lekarkę, która przeprowadziła legalny zabieg aborcji ze względu na potwierdzone odpowiednim dokumentem zagrożenie zdrowia i życia. Gizela Jagielska wstrzyknęła w szpitalu w Oleśnicy chlorek potasu 9-miesięcznemu płodowi – przyczyną była stwierdzona u niego wrodzona łamliwość kości.
Przeprowadzenie zabiegu wywołało bardzo gwałtowne reakcje prawicowych polityków – przeciwników aborcji. Grzegorz Braun, lider Konfederacji Korony Polskiej i kandydat na prezydenta, przyjechał do Oleśnicy, by zaatakować Gizelę Jagielską w jej miejscu pracy. Lekarka była obrażana i szarpana przez Brauna i towarzyszącego mu posła Romana Fritza.
Na Braunie się nie skończyło. O zbrodnię zabójstwa oskarżyli Jagielską m.in. Krzysztof Bosak z Konfederacji i Iwona Arendt z PiS. Jeden z prawicowych blogerów ujawnił natomiast w sieci prywatny adres lekarki.
Więcej na temat zabiegu przeprowadzonego w Oleśnicy w materiale Dominiki Sitnickiej w OKO.press.
Pogrzeb papieża Franciszka odbędzie się w sobotę 26 kwietnia o 10 – poinformował Watykan
Prezydenci między innymi Stanów Zjednoczonych, Brazylii, Argentyny i Ukrainy zapowiedzieli swój przyjazd na pogrzeb papieża Franciszka. Watykan poinformował dziś natomiast, że uroczystości pogrzebowe zostały zaplanowane na sobotę 26 kwietnia o 10 rano. Będzie je prowadził 91-letni kardynał Giovanni Battista Re, dziekan Kolegium Kardynalskiego.
W swoim testamencie Franciszek napisał, że chce być pochowany w rzymskiej papieskiej bazylice Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore) w skromnym grobie ziemnym. Na tablicy nagrobnej ma znaleźć się jedynie jedno słowo: Franciscus.
Papież Franciszek zmarł w poniedziałek 21 kwietnia. Około 7 rano tego dnia przeszedł udar, który w konsekwencji doprowadził do śpiączki i nieodwracalnej zapaści kardiologicznej – o czym oficjalnie poinformował dyrektor watykańskiej służby zdrowia profesor Andrea Arcangeli. W komunikacie Watykanu podano również, że papież zmagał się również ze skutkami ostrej niewydolności oddechowej z powodu wcześniejszego obustronnego zapalenia płuc, rozstrzeleniem oskrzeli, nadciśnieniem tętniczym i cukrzycą typu II.
Wielkanocny rozejm, zerwany rozejm, ataki, deklaracje – we mgle wojny trudno się zorientować, czy zachodzi rzeczywista zmiana. W każdym razie ukraińska delegacja jedzie do Londynu na ważne rozmowy, a Władimir Putin po raz pierwszy ogłasza gotowość do rozmów z ukraińskim prezydentem
Delegacja ukraińska z Wołodymyrem Zełenskim na czele wyrusza w środę 22 kwietnia do Londynu, by rozmawiać o bezwarunkowym zawieszeniu broni. Zełenski napisał na platformie X po spotkaniu z premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem:
„W najbliższą środę nasi przedstawiciele będą pracować w Londynie. Ukraina, Wielka Brytania, Francja i USA – jesteśmy gotowi iść naprzód tak konstruktywnie, jak to możliwe, tak jak robiliśmy to wcześniej, aby osiągnąć bezwarunkowe zawieszenie broni, a następnie ustanowienie prawdziwego i trwałego pokoju”
Na spotkaniu mają być przedstawiciele prezydenta USA Donalda Trumpa, który głosi, że jest w stanie doprowadzić do trwałego pokoju w Ukrainie: sekretarz stanu Marco Rubio, specjalni wysłannicy Steve Witkoff i Keith Kellog.
Według „The Wall Street Journal" Amerykanie chcą, by Kijów uznał aneksję Krymu i zgodził się zrezygnować z wejścia do NATO.
Tymczasem w Moskwie prezydent Władimir Putin ogłosił, że może rozmawiać o zakończeniu wojny z Wołodymyrem Zełenskim, którego do tej pory co do zasady nie uznawał, twierdząc, że w Kijowie rządzi nazistowski reżim i domagając się przeprowadzenia w Ukrainie wyborów (ukraińska konstytucja zabrania przeprowadzania głosowania podczas wojny).
Brytyjski „The Guardian" zaczyna swój tekst o wydarzeniach dyplomatycznych wokół wojny w Ukrainie od wyliczenia, że to już 1154 jej dzień. Zapomina tylko dodać, że to 1154 dzień pełnoskalowej wojny, tej, która zaczęła się od inwazji Rosji na całą Ukrainę – a wojna trwa od 2014 roku, kiedy Rosja zajęła Krym i zdestabilizowała oraz praktycznie oderwała od Ukrainy część obwodów ługańskiego i donieckiego.
Po trzech latach wyniszczającej dla obu stron praktycznie już pozycyjnej wojny do akcji wszedł Donald Trump, naciskając na Kijów, by zgodził się na ustępstwa terytorialne w stosunku do Rosji. Stanowiłyby one wyłom w powojennej historii Europy, gdzie zasada suwerenności i nienaruszalności granic (i tak już drastycznie przesuniętych po upadku nazistowskich Niemiec i ekspansji wpływów ZSRR) stała się paradygmatem.
Sceptyczniej nastawieni do Rosji obserwatorzy są zdania, że Kreml – pozornie zgadzając się na ustępstwa – gra na zwłokę. Jego celem jest bowiem co najmniej utrzymanie obecnych zdobyczy terytorialnych, czyli części obwodów zaporoskiego i chersońskiego, deklaratywnym – zajęcie ich całości, a rzeczywistym – wejście Ukrainy do strefy rosyjskich wpływów.
Z kolei USA ma narzędzie nacisku na Kijów w postaci wstrzymania pomocy militarnej – czemu próbują się teraz przeciwstawić, intensyfikując pomoc, europejscy sojusznicy Ukrainy.
Stany Zjednoczone oczekują od swoich partnerów handlowych zmniejszenia importu z Chin i zwiększenia importu z USA w zamian za ograniczenie ceł – donosi Bloomberg. Chiny przestrzegają przed uleganiem tego rodzaju naciskom.
W poniedziałek 21 kwietnia Chiny oskarżyły USA o nadużywanie ceł i ostrzegły inne państwa przed nawiązywaniem z USA umów handlowych, które negatywnie odbiją się na Chinach – donosi Reuters.
To odpowiedź Pekinu na doniesienia Bloomberga, z których wynika, że administracja Donalda Trumpa ma oczekiwać od państw, z którymi negocjuje obecnie umowy handlowe, ograniczenia wymiany handlowej z Chinami w zamian za wstrzymanie kolejnej podwyżek ceł.
Chińskie Ministerstwo Handlu ostrzega, że podejmie działania odwetowe wobec państw, które się na to zgodzą. Chiny zapowiadają też zwołanie na ten tydzień nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie ma zostać poruszona kwestia wojny handlowej wywołanej przez USA — donosi Reuters.
Administracja prezydenta Donalda Trumpa nałożyła nowe cła na większość państw świata, przy czym największe i najbardziej dotkliwe to te nałożone na Chiny. Ich wysokość sięga nawet 145 proc. W odpowiedzi na to Pekin nałożył 125-proc. cła na import z USA.
Nowe taryfy zostały nałożone także na Unię Europejską.
12 marca weszły w życie 25-procentowe cła na stal i aluminium, a 5 kwietnia 10-procentowe cła na cały import z UE i 25-procentowe na europejskie samochody. Poza tym 9 kwietnia miały wejść w życie jeszcze wyższe, bo 20-procentowe cła na cały import z UE. Te zostały wstrzymane, a prezydent Donald Trump zapowiedział, że jest gotów nawiązać nowe umowy handlowe z państwami UE, by odstąpić od dalszych podwyżek ceł.
Przez cały zeszły tydzień nie było jednak wiadomo, czego tak naprawdę chce Trump w relacjach handlowych z UE, by wejście w życie podwyższonych taryf nie stało się faktem. Wśród kwestii wymienianych przy różnych okazjach znalazły się oczekiwania co do:
Teraz do tej puli wymogów dochodzi ograniczenie handlu z Chinami.
Jak wynika ze statystyk Komisji Europejskiej, Chiny są większym partnerem handlowym dla UE niż USA. W 2023 roku import z Chin stanowił 21,3 proc. całkowitego importu towarów do UE, podczas gdy import z USA stanowił 13,7 proc. w imporcie UE.
W 2023 roku UE odnotowała deficyt handlowy z Chinami w wysokości ponad 291 miliardów euro, podczas gdy w tym samym okresie UE miała nadwyżkę handlową ze Stanami Zjednoczonymi na poziomie 43,6 miliarda euro.
Chiny są głównym źródłem importu towarów do UE, podczas gdy Stany Zjednoczone pozostają największym rynkiem zbytu dla unijnych eksporterów.
„Ukraina początkowo odrzuciła rosyjską inicjatywę zawieszenia broni w okresie wielkanocnym, ale później została nakłoniona do wyrażenia na nią zgody” – oznajmił Putin na zainscenizowanej dla niego „konferencji prasowej”. Po czym zaproponował ukraińsko-rosyjskie rozmowy o tym, czym jest obiekt cywilny, którego można by nie ostrzeliwać.
W poniedziałek po południu Putin „spotkał się z dziennikarzami” i przedstawił nowe stanowisko Kremla. Po tym, jak administracja Trumpa zabiega od dwóch miesięcy o rozejm, a Moskwa mówi „tak, ale”, czyli nie, w sobotę Putin ogłosił „rozejm wielkanocny” – na 30 godzin. Miał to być gest zauważalny w Ameryce, bo w tym roku kościoły zachodnie i wschodnie obchodzą Wielkanoc tego samego dnia. Putin rozejmu jednak nie przedłużył, mimo zachęt ze strony amerykańskiego Departamentu Stanu. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski kilkakrotnie natomiast powtórzył, że Ukraina jest gotowa zgodzić się na 30-dniową przerwę w atakach na infrastrukturę cywilną.
Przez cały czas trwania rozejmu i wiele godzin po nim propaganda Kremla powtarzała, że Kijów rozejmu nie przestrzegał. Głównie dlatego, że nie panuje nad swoimi wojskami. W ten sposób Moskwa sugeruje Trumpowi, że w celu uzyskania rozejmu trzeba wymienić władze w Kijowie na prokremlowskie. Oskarżenia Moskwy przelicytowała jednak strona ukraińska, podając, że w czasie ogłoszonego przez siebie rozejmu armia Putina aż 3 tysiące razy atakowała Ukrainę.
Wtedy głos zabrał Putin. Przyznał, że choć nie uzgadniał rozejmu z Ukrainą, ta się go przez 30 godzin trzymała. Oczywiście nie sama z siebie — została „nakłoniona” (Rosja zawsze stara się podkreślać, że Ukraina nie jest państwem decydującym samo o sobie): „Ogólnie rzecz biorąc, obserwujemy spadek aktywności bojowej ze strony wroga. Są to oceny, w tym te od dowódców naszych grup. Niemniej jednak doszło do prawie 5000 naruszeń, z czego 4900 to 6 ataków i 90 prób uderzenia w bezzałogowe statki powietrzne typu samolotowego” – powiedział Putin. „Zanotowano także 1400 ataków artyleryjskich”. „Ogólnie rzecz biorąc, nadal nastąpił spadek aktywności. Witamy to i jesteśmy gotowi patrzeć w przyszłość”.
Ciekawsza w wystąpieniu Putina była akceptacja pomysłu przedłużenia rozejmu i umówienia się, że obie strony nie strzelają do obiektów cywilnych, jak zaproponował prezydent Zełenski. Putin szybko dodał jednak, że
„jeśli chodzi o propozycję nieatakowania obiektów infrastruktury cywilnej, to trzeba to doprecyzować”.
I dalej wytłumaczył, że obiektami cywilnymi w Ukrainie są te, które Moskwa za cywilne uważa. Na przykład krwawy ostrzał centrum kongresowe koło Uniwersytetu Sumskiego. Zzginęły w nim 13 kwietnia 34 osoby, w tym dwoje dzieci, 119 osób zostało rannych, w tym 15 dzieci. Choć to obiekt cywilny i Putin temu nie przeczy, to uprawniało go do ataku to, że odbywała się tam ceremonia wręczenia nagród żołnierzom. A ponieważ Moskwa uważa ich za zbrodniarzy — gdyż wkroczyli oni na teren Rosji — to miała prawo strzelać. „To są ludzie, których uważamy za przestępców” – powiedział Putin. „Otrzymali tę karę. Zrobiono to właśnie po to, aby ich ukarać”. Tak samo wyjaśnił ostrzał cywilnych hal w Odessie. Tam — wedle informacji Kremla — prowadzona była produkcja wojskowa.
„Albo organizują jakieś zgromadzenie w jakiejś restauracji, jakieś zgromadzenie tych ludzi, którzy zasługują na najsurowszą karę za popełnione przez siebie przestępstwa. Tak też się stało. Restauracja jest wykorzystywana do spotkań, spotkań, konferencji, ludzie tam coś świętują i piją wódkę. „Jedno z uderzeń też tam przeprowadzono” – dodał Putin, nie precyzując, gdzie i kiedy strajk został przeprowadzony. Być może miał na myśli ostrzał Krzywego Rogu na początku kwietnia. Zginęło w nim 19 osób.
Słowa Putina dojaśnił następnie jego rzecznik Pieskow: „Kiedy prezydent powiedział, że można omówić kwestię nieatakowania celów cywilnych, także dwustronnie, to miał na myśli negocjacje i rozmowy ze stroną ukraińską”.
Donald Trump straszy, że wobec braku postępów w negocjacjach USA wycofają się z negocjacji. Trump powtórzył, także wczoraj, że spodziewa się rezultatów jeszcze w tym tygodniu. Z Amerykańską ofertą pokojową jedzie najpierw do Londynu, na rozmowy z Ukrainą i jej sojusznikami, a następnie do Moskwy Steve Witkoff. Jedną z propozycji na liście Witkoffa jest oficjalne uznanie aneksji Krymu przez Rosję. Ujawnił to 21 kwietnia „The Wall Street Journal”. Ukraina już wydała oficjalne oświadczenie, że to niemożliwe. Moskwa natomiast uznała propozycje Witkoffa, zwłaszcza tę o zakazie wstępu Ukrainy do NATO, za obiecujące. Jednocześnie prezydent Zełenski zapowiedział, że będzie zabiegał o bezwarunkowe zawieszenie broni.
W tej sytuacji Putin ustawia się w roli gołębia pokoju: jest gotów do rozmów o rozejmie, nie opowiada już, że taki rozejm pozwoliłby Ukrainie się dozbroić i złapać oddech. Mówi tylko, że trzeba doprecyzować, które centrum kongresowe i która hala rolnicza jest obiektem cywilnym i kiedy. Co oznaczałoby długie i żmudne negocjacje — ale i może sukces dla Trumpa.
Jednocześnie trzeba zauważyć, że każdy ukraiński ostrzał Rosji i każdy atak dronowy Moskwa uznaje za atak na infrastrukturę cywilną. W tym wypadku nie ma mowy, że infrastruktrura ta mogła być wykorzystywana przez rosyjskie wojsko. Do tego ukraińskie ataki są dla Moskwy bolesne, bo — jak wynika z propagandy Kremla — całkowicie dezorganizują życie na bliższym, ale i coraz dalszym pograniczu. Rosja nie ma zdolności oddolnej organizacji i ukraińskich umiejętności przywracania dostaw elektryczności. Dlatego rosyjskie media codziennie pełne są informacji o tysiącach mieszkańców pozbawianych prądu. Ukraiński ostrzał załamuje struktury państwa rosyjskiego na pograniczu i pokazuje aparatowi, że Putin nad tym nie panuje. Ostrzał i ukraińskie ataki ujawniają też nieprawdopodobną skalę korupcji w Rosji. Tuż przed świętami do aresztu trafił były gubernator obwodu kurskiego i jego zastępca. Okazało się, że wraz z całym urzędniczym aparatem brali oni udział w rozkradaniu pieniędzy na budowę umocnień granicznych. Użyto do nich gorszej jakości betonu i drewna, co ma wyjaśniać, dlaczego Ukraińcy tak łatwo przeszli rosyjską granicę w sierpniu 2024 r.
Gdyby zatem dało się powstrzymać ukraiński ostrzał, poprawiłoby to pozycję Putina. Putin właśnie więc ogłosił, że jego operacja „rozejm wielkanocny” przyniosła Moskwie wytchnienie.