Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Przyszłość dzieci jest w waszych rękach. Nie wolno wam zgodzić się na systemową deprawację waszych dzieci” – czytamy w liście Episkopatu do rodziców.
Episkopat Polski w serwisie X przypomniał swój list do rodziców, który ma zniechęcić ich do zapisywania dzieci na nowy, nieobowiązkowy przedmiot, czyli edukację zdrowotną. Od września zastąpi on wychowanie do życia w rodzinie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych.
„W trosce o wychowanie i zbawienie, apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach” – napisano.
List został opublikowany w połowie maja. „Tematyka seksualności w ramach Edukacji zdrowotnej jest oderwana od kontekstu małżeństwa i rodziny. Małżeństwo jest tu tematem prawie nieobecnym, zaś rodzina – rozumiana jako ojciec, matka i dzieci – jest całkowicie zmarginalizowana” – czytamy.
W dokumencie duchownych wspomniano, że edukacja zdrowotna ma zamiar przedstawiać „macierzyństwo jako źródło zagrożeń”, a także, że „uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji”.
„Kto pytał was o zdanie” – skomentowała wpis w serwisie X posłanka KO Dorota Łoboda. „Edukacja zdrowotna to bardzo potrzebny przedmiot. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby wiedzę o zdrowiu nazywać deprawacją i demoralizacją” – napisała w niedzielę 24 sierpnia.
List Episkopatu skomentowała także lekarka i specjalistka psychiatrii oraz seksuologii Aleksandra Krasowska: „Jest coś paskudnego w tym, że KK – mający opory przed rozliczaniem czynów pedofilnych we własnych szeregach – otwarcie występuje przeciwko edukacji zdrowotnej dzieci. Może fakt, że edukacja zdrowotna ma zwiększyć świadomość i chronić dzieci przed wykorzystaniem, ma z tym coś wspólnego?”.
Z kolei europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik napisała w sieci, że przedmiot wprowadza „lewicową indoktrynację i seksualizację dzieci”.
Przeciwko wprowadzeniu przedmiotu protestowali politycy PiS i Konfederacji oraz Episkopat. Wskazywali, że te części programu, które dotyczą seksualności, są niekonstytucyjne i prowadzą do demoralizacji. W styczniu MEN ugiął się pod konserwatywną agendą i ogłosił, że przedmiot nie będzie obowiązkowy. Sprawę wyciszono z powodu kampanii prezydenckiej i nadziejom koalicji na zwiększenie szansy Rafała Trzaskowskiego na wygraną w wyborach prezydenckich.
Po drugiej stronie barykady byli jednak ekspertki i eksperci, którzy podkreślają, że edukacja zdrowotna, zawierająca treści dotyczące diety, świadomej zgody, cyberbezpieczeństwa, zdrowia psychicznego, czy profilaktyki chorób, powinna być obowiązkowym przedmiotem w polskich szkołach.
Jak pisaliśmy w OKO.press, eksperci wskazywali, że to ostatni dzwonek na wprowadzenie edukacji zdrowotnej. Co piąte dziecko w Polsce mierzy się z problemem nadwagi i otyłości, 80 proc. uczniów nie uprawia żadnego sportu i prowadzi siedzący tryb życia, a co czwarty nastolatek sięga po e-papierosa.
Według Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, z przemocą choć raz zetknęło się 4/5 młodych osób w Polsce, z czego prawie 70 proc. przypadków dotyczy przemocy rówieśniczej. Samotność, skrajnie niska samoocena, niskie poczucie sprawczości, brak zaufania społecznego — taki obraz dzieci i młodzieży w Polsce wyłonił się z raportu Fundacji Unaweza, założonej przez Martynę Wojciechowską.
W największym badaniu dobrostanu psychicznego w Polsce wzięło udział 180 tys. uczniów i uczennic w wieku 10-19 lat. Spośród nich aż 9 proc. deklarowało, że miało próbę samobójczą, a 19 proc. planowało odebranie sobie życia. Co trzecia osoba miała podejrzenie depresji.
Jak czytamy na stronie ministerstwa edukacji, „edukacja zdrowotna to nowoczesny przedmiot, którego celem jest wyposażenie dzieci i młodzieży w rzetelną wiedzę, umiejętności oraz postawy umożliwiające skuteczne dbanie o zdrowie własne i innych osób we wszystkich jego wymiarach: fizycznym, psychicznym, społecznym, środowiskowym i cyfrowym”.
"Przedmiot obejmuje nie tylko obszar medyczny czy biologiczny, lecz także zagadnienia związane z emocjami, relacjami, odpowiedzialnością, wartościami i dobrostanem.
Uczy podejmowania świadomych decyzji zdrowotnych.
Promuje zdrowy styl życia. Rozwija umiejętności komunikacji, empatii i troski o siebie i otoczenie. Pozwala ustrzec się przed różnorodnymi zagrożeniami – od chorób zakaźnych, przez uzależnienia, po dezinformację".
Przeczytaj także:
Trzy osoby zostały ranne, jedna zginęła — podają rosyjskie media.
Jak podają rosyjskie media, na które powołuje się agencja Reuters, Co najmniej jedna osoba zginęła w wyniku eksplozji butli gazowej w popularnym moskiewskim sklepie z zabawkami.
Budynek znajduje się na placu Łubiańskim, tuż obok siedziby Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB).
„Niestety, wstępne informacje wskazują, że jedna osoba nie żyje, a kilka jest rannych” – poinformował mer Moskwy Siergiej Sobianin.
Jak podały rosyjskie media, budynek domu towarowego, w którym mieszczą się także restauracje, sklepy i kino, został ewakuowany. Butla gazowa miała eksplodować na trzecim piętrze budynku. Na miejscu pracują służby ratunkowe.
Agencja TASS przypomina o innym incydencie, który miał miejsce w tym samym centrum handlowym. W marcu w kawiarni na pierwszym piętrze doszło do pożaru. Wówczas ewakuowano ok. 100 osób. Nikt nie ucierpiał w wyniku zdarzenia.
Przeczytaj także:
„Ukraina nie zwyciężyła jeszcze w wojnie z Rosją, ale z pewnością w niej nie przegrywa” – powiedział w niedzielę prezydent Wołodymyr Zełenski w orędziu z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy.
Ukraina wywalczyła swoją niepodległość. Ukraina nie jest ofiarą, jest wojownikiem. Ukraina nie prosi, ona proponuje. Sojusz i partnerstwo. Najlepszą armię w Europie. Zaawansowane technologie obronne. Doświadczenie odporności – powiedział.
Przywódcy światowi wysyłają Zełenskiemu słowa uznania i gratulacje. „Naród ukraiński ma niezłomnego ducha, a odwaga waszego kraju wielu inspiruje. Stany Zjednoczone szanują Waszą walkę, oddają cześć poświęceniom i wierzą w przyszłość Ukrainy jako niepodległego państwa” – napisał w liście do Zełenskiego prezydent USA Donald Trump.
„Nadszedł czas, aby położyć kres bezsensownemu rozlewowi krwi. Stany Zjednoczone popierają wynegocjowane porozumienie, które doprowadzi do trwałego i stabilnego pokoju, zakończy rozlew krwi oraz zabezpieczy suwerenność i godność Ukrainy” – dodał Trump.
Na uroczystości do Kijowa przybył premier Kanady Mark Carney, a wraz z nim minister obrony tego kraju, David McGuinty. „Właśnie przybyłem do Kijowa. W Dniu Niepodległości Ukrainy i w tym krytycznym momencie historii ich narodu Kanada zwiększa swoje wsparcie i wysiłki na rzecz sprawiedliwego i trwałego pokoju w Ukrainie” – napisał w serwisie X premier.
„W tym wyjątkowym dniu – Dniu Niepodległości Ukrainy – szczególnie ważne jest dla nas odczuwanie wsparcia naszych przyjaciół. A Kanada zawsze była po naszej stronie” – napisał na Telegramie Andrij Jermak, szef kancelarii prezydenta Zełenskiego.
Ukraina uzyskała niepodległość od Związku Radzieckiego w 1991 roku.
Tymczasem Kreml oskarżył Ukrainę o atak dronami, który miał doprowadzić do pożaru w elektrowni atomowej w obwodzie kurskim. Według rosyjskich władz w nocy celem uderzeń stało się kilka obiektów energetycznych.
W ataku nikt nie ucierpiał, a ogień szybko ugaszono. Uszkodzony został transformator, ale poziom promieniowania pozostaje w normie.
Kurska Elektrownia Atomowa jest jedną z największych w Rosji. Znajduje się w liczącym około 40 tys. mieszkańców mieście Kurczatow w obwodzie kurskim na zachodzie Rosji.
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ONZ (MAEA) wielokrotnie apelowała o zachowanie maksymalnej powściągliwości w rejonie obiektów jądrowych.
Jak informuje, strona rosyjska wojska na wschodniej Ukrainie zajęły dwie wsie w obwodzie donieckim. Rosyjskie siły posuwają się naprzód bardzo powoli, kontrolując — według BBC — obecnie około 20 proc. terytorium Ukrainy.
Armia Ukrainy w dużej mierze opiera się na odpieraniu rosyjskiej inwazji dronami, szczególnie uderzając w infrastrukturę naftową. Od czasu tych ataków w Rosji gwałtownie rosną ceny paliw.
Ukraina poinformowała, że kraj w nocy został zaatakowany rosyjskim pociskiem balistycznym i 72 dronami bojowymi Shahed produkcji irańskiej. Siły powietrzne podały, że udało się zestrzelić 48 z nich.
Według gubernatora obwodu dniepropietrowskiego w rosyjskim ataku dronem zginęła 47-letnia kobieta.
W Warszawie obchody Dnia Niepodległości Ukrainy rozpoczną się o godz. 17 na Placu Zamkowym. Wydarzenie odbędzie się pod patronatem Ambasady Ukrainy w Polsce, Prezydenta Warszawy oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski.
Ostatnie tygodnie obfitowały w intensywne rozmowy dotyczące wojny w Ukrainie. 15 sierpnia na Alasce prezydent USA Donald Trump spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Spotkanie określano jako kluczowy krok w stronę pokoju w Ukrainie. Mimo że obaj przywódcy ogłosili, że rozmowy okazały się sukcesem, to Trump w ostatnich dniach coraz częściej wyraża irytację z powodu braku porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą.
Prezydent USA stwierdził, że rozważa nałożenie na Rosję kolejnych sankcji gospodarczych albo całkowite wycofanie się z rozmów pokojowych.
W sobotę amerykański dziennik „Wall Street Journal” poinformował, że Pentagon dyskretnie blokuje Ukrainie możliwość użycia taktycznych systemów rakietowych dalekiego zasięgu (ATACMS) do atakowania celów w głębi Rosji. To ogranicza możliwości Kijowa w obronie przed inwazją Moskwy.
„Podejmę decyzję, co dalej i będzie to bardzo ważna decyzja – czy pójdziemy w kierunku ogromnych sankcji, czy ogromnych ceł, albo obu naraz, czy też nie zrobimy nic i powiemy: to wasza wojna” – mówił Trump w piątek.
Jednak rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow stwierdził, że Putin jest gotów spotkać się z przywódcą Ukrainy „gdy tylko agenda szczytu będzie gotowa, a ta gotowa nie jest”. Wołodymyr Zełenski stwierdził, że Rosja robi wszystko, aby nie doszło do spotkania pomiędzy nim a Władimirem Putinem. Jednocześnie wezwał zachodnich sojuszników do zaostrzenia sankcji, jeśli Moskwa nie wykaże woli zakończenia inwazji.
Przeczytaj także:
Niemiecki dziennik „Die Welt” poinformował, że Chiny byłyby gotowe wysłać wojska do Ukrainy celem zapewnienia pokoju pod warunkiem, że taka operacja miałaby mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ale Ukraina odrzuca pomysł udziału Chin.
„Welt Am Sonntag”, niedzielne wydanie dziennika „Die Welt”, donosi, że jak wynika z ekskluzywnych informacji przekazanych gazecie przez unijnych dyplomatów powołujących się na źródła bliskie chińskiemu rządowi, Chiny byłyby gotowe wysłać wojska do Ukrainy celem zapewnienia pokoju. Taka misja musiałaby mieć jednak mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ.
„Chiny wyraziły gotowość do udziału w siłach pokojowych na Ukrainie (...). Rząd w Pekinie byłby skłonny to zrobić, tylko jeśli siły pokojowe zostałyby rozmieszczone na podstawie mandatu Organizacji Narodów Zjednoczonych” – informuje gazeta.
W Brukseli plan Pekinu spotkał się z mieszanymi reakcjami. Z jednej strony pojawiają się opinie, że udział takiego kraju jak Chiny w gwarantowaniu bezpieczeństwa Ukrainy mógłby pozytywnie wpłynąć na wizerunek całej operacji wśród krajów Globalnego Południa. Z drugiej strony państwa europejskie obawiają się, że Chiny zrobią to tylko po to, by szpiegować na Ukrainie, a w przypadku kolejnej fali rosyjskiej agresji opowiedzą się za Rosją.
Temat gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy to jeden z najważniejszych wątków ewentualnego zakończenia wojny w Ukrainie. Pytanie dotyczy tego, jak sprawić, by Rosja już nigdy Ukrainy nie zaatakowała. Po rozmowach z Putinem na Alasce Biały Dom oznajmił, jakoby rzekomo Rosja zgodziła się na obecność w Ukrainie wojsk europejskich w ramach misji pokojowej. W niedzielę 17 sierpnia taką informację podał Steve Witkoff, specjalny wysłannik Białego Domu. Dzień wcześniej takie informacje pojawiły się jako przecieki w mediach.
“Byliśmy w stanie uzyskać [od Rosji – red.] następujące ustępstwo: Stany Zjednoczone mogłyby zaoferować [Ukrainie – red.] ochronę podobną do artykułu 5 [Traktatu waszyngtońskiego, chodzi o zobowiązanie do kolektywnej obrony – red.], który jest jednym z głównych powodów, dlaczego Ukraina chce wejść do NATO” – powiedział Witkoff. Dodał, że to „pierwszy raz, gdy Rosjanie wyrazili zgodę na coś takiego” i że jest to “przełom”.
Kreml zaprzeczył jednak tym ustaleniom. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow mówił w wywiadzie w środę 20 sierpnia, że jedyne gwarancje bezpieczeństwa, na które może zgodzić się Rosja, to gwarancje udzielone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, a więc przez Rosję, Chiny, USA, Francję i Wielką Brytanię. Powtórzył to 21 sierpnia. „Zachód doskonale rozumie, że poważna dyskusja na temat gwarancji bezpieczeństwa bez udziału Federacji Rosyjskiej jest utopią” – powiedział Ławrow.
Ale prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odrzuca pomysł zaangażowania Chin i Rosji. „Potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa tylko od tych krajów, które są gotowe nam pomóc” – powiedział.
Tymczasem Pekin od początku wojny na Ukrainie wspiera Moskwę, kupując od niej ropę naftową za miliardy dolarów i dostarczając komponenty elektroniczne do produkcji broni. Ponadto oba kraje utrzymują partnerstwo, które określają jako „bezgraniczne”.
Przeczytaj także:
Nigel Farage, przewodniczący Partii Reform, zapowiada wypowiedzenie przez Wielką Brytanię Europejskiej Konwencji o Prawach Człowieka oraz masowe deportacje imigrantów, jeśli jego partia zdobędzie władzę.
Nigel Farage, niegdyś „ambasador” Brexitu, obecnie lider eurosceptycznej, konserwatywnej Partii Reform UK, która prowadzi w sondażach, zapowiada masowe deportacje imigrantów z Wielkiej Brytanii oraz wypowiedzenie przez Londyn Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, jeśli jego partia zdobędzie władzę.
Lider Reform UK powołuje się na „siłę” i „determinację” prezydenta USA, który zaordynował przyspieszony tryb deportacji osób bez prawa pobytu na terenie Stanów Zjednoczonych oraz odmawia prawa składania wniosków o ochronę międzynarodową osób z krajów uznanych za „wrogie”, co w niektórych przypadkach jest kwestionowane przez amerykańskie sądy. Farage mówił o swoich planach w wywiadzie z sobotnim wydaniem dziennika The Times, który cytuje agencja Reuters.
„Możemy być mili dla ludzi, możemy być mili dla innych krajów, ale możemy być też twardzi, czego skuteczności dowiódł prezydent Trump już wielokrotnie” – mówił Farage w nawiązaniu do deklaracji, że byłby gotów podpisać umowy na szybkie deportacje z takimi krajami jak Afganistan, czy Erytrea, nie troszcząc się o bezpieczeństwo odsyłanych osób.
Farage podkreślił, że jego zadaniem jest troszczyć się o bezpieczeństwo „kobiet i dziewcząt” w jego kraju; nie może odpowiadać za to, co ze swoimi obywatelami robią despotyczne reżimy w różnych częściach świata.
Deportacjom miałyby w pierwszej kolejności podlegać osoby, które na wyspy dostają się małymi łodziami przez Kanał La Manche. Lider Reform UK proponuje też budowę centrów detencyjnych w bazach lotniczych Wielkiej Brytanii i co najmniej pięć lotów deportacyjnych dziennie.
Imigracja – częściowo na skutek działalności skrajnej prawicy – wskazywana jest obecnie w Wielkiej Brytanii jako źródło największych zmartwień społecznych – informuje Reuters. W kraju wciąż organizowane są obecnie nieduże demonstracje antyimigranckie, głównie pod ośrodkami dla uchodźców. W zeszłym roku, jak podaje Reuters, kanałem La Manche do Wielkiej Brytanii dostało się 37 tysięcy osób, głównie z Afganistanu, Syrii, Iranu, Wietnamu i Erytrei.
Takimi zapowiedziami skrajna prawica liczy na wzrost poparcia społecznego. Reform UK to partia, która cieszy się obecnie największym poparciem w sondażach. Chce na nią głosować ponad 30 proc. osób. Obecnie Wielką Brytanią rządzą laburzyści, którzy odnieśli wielkie zwycięstwo w wyborach w lipcu 2024. Kadencja rządu i parlamentu trwa do 2029 roku i pomimo że obecnie rząd Keira Starmera ma słabe wyniki poparcia, to sytuacja polityczna jest raczej stabilna.
Przeczytaj także: