Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Reuters ustalił, że inżynierowie z Chin kilkakrotnie odwiedzali Rosję, żeby przeprowadzić prace techniczne nad wojskowymi dronami „Garpiya” w rosyjskim państwowym przedsiębiorstwie objętym zachodnimi sankcjami.
Na zdjeciu: Dmytro Chubenko (z tyłu), rzecznik prokuratora w Charkowie, i jego asystent pokrywają rosyjskiego drona Shahed zestrzelonego przez ukraińskie siły obrony powietrznej na polu służącym do przechowywania rosyjskich rakiet w Charkowie, 30 kwietnia 2025 r. Fot. Ivan Samoilov /AFP
Reuters, powołując się na dwóch europejskich urzędników ds. bezpieczeństwa i odpowiednie dokumenty, do których dotarła agencja, podaje, że od drugiego kwartału ubiegłego roku chińscy eksperci odwiedzili rosyjski koncern zbrojeniowy IEMZ „Kupol” ponad sześć razy.
Według źródeł agencji w tym czasie Kupol otrzymywał również dostawy chińskich dronów szturmowych i obserwacyjnych za pośrednictwem rosyjskiego pośrednika.
Jak czytamy w artykule, z analizy dokumentów i faktur biznesowych wynika, że „Kupol otrzymał w zeszłym roku ponad dziesięć jednokierunkowych dronów szturmowych wyprodukowanych przez Sichuan AEE, chińskiego producenta dronów”. Drony zostały dostarczone przez rosyjską firmę TSK Vektor, która jest objęta amerykańskimi oraz europejskimi sankcjami.
„Dostawy niewielkiej liczby chińskich dronów szturmowych i obecność chińskich ekspertów mogą wskazywać na zainteresowanie Kupolu rozszerzeniem produkcji na nowe modele dronów” – pisze Reuters. Dodaje jednak, że nie udało się dowiedzieć dokładnie charakter prac przeprowadzonych przez chińskich ekspertów w Rosji.
Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że nie ma informacji o tej współpracy.
„Chiny zawsze utrzymywały obiektywne i uczciwe stanowisko w kwestii kryzysu na Ukrainie, nigdy nie dostarczając śmiercionośnej broni żadnej ze stron konfliktu i ściśle kontrolując produkty podwójnego zastosowania, w tym eksport dronów” – podkreśla MSZ Chin. Rosyjska strona oraz chiński producent dronów nie odpowiedzieli na pytania agencji o współpracy drogowej z Chinami.
W lipcu Reuters jako pierwszy informował, że Kupol produkuje tysiące jednokierunkowych dronów szturmowych Garpiya przy użyciu chińskich części, w tym silników. Drony Garpiya – wzorowane na irańskim dronie Shahed – mogą przelecieć setki mil do zaprogramowanych celów.
Urzędnicy, z którymi rozmawiał Reuters utrzymują, że „współpraca ta sugeruje pogłębienie relacji między Kupolem a chińskimi firmami w zakresie opracowywania dronów, które okazały się niezwykle ważne dla wojny Rosji na Ukrainie”.
Według danych ukraińskich władz co miesiąc Rosja w swoich atakach na Ukrainę używa ok. 500 takich urządzeń. Ukraina niejednokrotnie zwracała uwagę partnerom zagranicznym, że broń, którą Rosja atakuje kraj, zawiera części chińskie oraz wielu innych krajów.
USA i Europy wielokrotnie wyrażały zaniepokojenie chińskimi firmami zaopatrującymi rosyjskich producentów broni i nałożyły sankcje na niektóre z nich.
Jak podaje ukraińska agencja Ukrinform, chińskie silniki do dronów bojowych trafiają do Rosji z pominięciem sankcji pod pozorem „urządzeń chłodniczych”. Pekin zaprzecza, że dostawy towarów do Federacji Rosyjskiej mają podwójne zastosowanie.
Przeczytaj także:
W nocy z 24 na 25 września z powodu obecności nieznanych dronów w przestrzeni powietrznej na północy Danii zostało zamknięte lotnisko „Aalborg”. Jest to już drugi podobny incydent w ciągu tygodnia.
Lokalna policja otrzymała zgłoszenie o dronach o godz. 21:44 czasu lokalnego. Służby nie podają dokładnej liczby zarejestrowanych bezzałogowych statków powietrznych.
„W pobliżu lotniska w Aalborgu zaobserwowano drony, a przestrzeń powietrzna została zamknięta. Policja jest na miejscu i prowadzi dochodzenie” – czytamy w komunikacie duńskiej policji.
Jak podaje PAP, Jesper Bojgaard z lokalnej policji podczas konferencji prasowej zaznaczył, że „dronów mogło być kilka”.
W związku z zamknięciem przestrzeni powietrznej co najmniej cztery samoloty pasażerskie mające wylądować w Aalborgu zostały przekierowane na lotnisko w Kopenhadze.
Jak dodaje Reuters, powołując się na policję, zamknięcie lotniska w Aalborgu dotknęło również duńskie siły zbrojne, ponieważ jest ono wykorzystywane jako baza wojskowa.
Służbom nie udało się zestrzelić dronów. Jednak około godziny 04:00 duńska policja poinformowała, że drony nie znajdują się już w przestrzeni powietrznej lotniska. Po incydencie służby podejmą współpracę z duńskimi służbami bezpieczeństwa PET i innymi partnerami.
Policja poinformowała również, że nie jest w stanie określić rodzaju dronów.
„Jest za wcześnie, by stwierdzić, jaki jest cel dronów i kto za tym stoi” – powiedział funkcjonariusz policji.
Według policji drony zaobserwowano również w pobliżu lotnisk w innych duńskich miastach – Esbjerg, Sonderborg i Skrydstrup.
Jest to już drugi podobny wypadek w ciągu tygodnia. W poniedziałek wieczorem 22 września lotnisko Kastrup w Kopenhadze, stolice Danii, wstrzymało na cztery godziny przyjmowanie i odlot samolotów również z powodu przelotu dużych dronów. Około 35 lotów lecących do Kopenhagi zostało przekierowanych do innych lotnisk.
Premierka Danii Mette Frederiksen nazwała ten incydent „najpoważniejszym jak dotąd atakiem na duńską infrastrukturę krytyczną”. Stwierdziła wówczas, że władze ustalają, do kogo należały drony, ale nie wykluczyła udziału Rosji. Ambasador Rosji w Danii we wtorek temu zaprzeczył, mówił, że podejrzenia o rosyjskim udziale w incydencie na lotnisku w Kopenhadze są bezpodstawne.
Co raz częściej dochodzi do naruszenia przestrzeni powietrznej krajów NATO. Tylko w ostatnich tygodniach incydenty odnotowane w Polsce, Rumunii, Estonii, Norwegii, Danii.
Przeczytaj także:
Bombowiec przeprowadzał naloty na Zaporoże. Na Krymie Ukraińcy zniszczyli dwa rosyjskie samoloty transportowe An-26. Od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę Rosja straciła 427 samolotów.
Na zdjęciu: Rosyjskie myśliwce Suchoj Su-35S, wojskowe samoloty myśliwskie Su-34 i myśliwce Su-30SM przelatują nad centrum Moskwy podczas parady wojskowej 24 czerwca 2020 r. w Moskwie. Fot. Kirill Kudryavtsev/ AFP
Siły Powietrzne Ukrainy poinformowały, że 25 września około godziny 04:00 w rejonie Zaporoża zestrzelili rosyjski samolot Su-34, który przeprowadzał ataki terrorystyczne na miasto przy użyciu kierowanych bomb lotniczych.
Iwan Fedorow, szef zaporoskiej administracji wojskowej poinformował, że w zaporoskich szpitalach przebywa 31 osób poszkodowanych w wyniku wrogich ataków na Zaporoże i region. Osiem osób jest w stanie ciężkim i bardzo ciężkim.
Jak podaje portal New Voice, myśliwce Su-34 to jedne z najnowocześniejszych samolotów na wyposażeniu rosyjskich sił powietrznych. Przenoszą kierowane bomby lotnicze, którymi Rosjanie atakują przyfrontowe regiony Ukrainy, oraz kierowane pociski rakietowe Ch-59.
Według danych Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę Rosja, straciła 427 samolotów.
Do tego, HUR, ukraiński wywiad wojskowy, poinformował, że ich specjalny oddział „Prymary” (Widma) podczas nalotu na Krym spalił dwa rosyjskie samoloty transportowe An-26, a także zniszczył stację radarową nadwodną i brzegową MR-10M1 „Mys M1”.
HUR opublikował wideo „likwidacji kosztownych celów wroga na terytorium tymczasowo okupowanego Krymu”.
W nocy z 24 na 25 września wojska rosyjskie atakowały ukraińskie miasta 176 dronami m.in. typu Shahed, Gerbera. Ukraińska obrona przeciwlotnicza zneutralizowała 150 dronów. Odnotowano również trafienia 13 dronów uderzeniowych w 8 lokalizacjach, a także upadek zestrzelonych (odłamków) w jednej lokalizacji.
Winnickie władze lokalne poinformowały, że armia rosyjska zaatakowała infrastrukturę krytyczną w obwodzie winnickim. Trafiono obiekty energetyczne. Część miasta została pozbawiona prądu, a ruch pociągów został wstrzymany. Wkrótce zasilanie elektryczne i ruch pociągów zostały przywrócone. Na razie nie ma informacji o ofiarach.
Ukraińska armia systematycznie przeprowadza udane ataki na rosyjskie rafinerie oraz obiekty wojskowe, zakłady produkcji broni, żeby zmniejszyć rosyjski potencjał gospodarczo-militarny do prowadzenia wojny.
Donald Trump po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim w Nowym Jorku przy okazji posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ i zapoznaniu się z sytuacją militarną i gospodarczą Ukrainy i Rosji uznał, że „Ukraina, przy wsparciu Unii Europejskiej, jest w stanie walczyć i ODZYSKAĆ całą Ukrainę w jej pierwotnej formie” (przywrócić pierwotne granice, od których rozpoczęła się wojna). Dodał, że Ukraina „ma wielkiego ducha i staje się coraz lepsza”, a „Putin i Rosja mają OGROMNE kłopoty gospodarcze i nadszedł czas, aby Ukraina podjęła działania”. Trump zaznaczył, że USA będzie nadal dostarczać broń NATO, aby „NATO mogło robić z nią, co chce”.
Jest to gwałtowny zwrot w dotychczasowej retoryce Trumpa o wojnie w Ukrainie i walce Ukraińców. Mimo to ukraińscy dyplomaci oraz eksperci polityczni pozostają „pozytywnie sceptyczni”. Trump jest nieprzewidywalny, więc jego podejście może się zmienić.
Po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony w nocy 10 września w Polsce również trwa dyskusja o zestrzeliwaniu wrogich obiektów, które naruszą przestrzeń powietrzną NATO.
Przeczytaj także:
Senat zgodził się na wpisanie języka wilamowskiego na listę języków regionalnych, nowelizując ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. PiS był przeciw. Ustawa czeka teraz na podpis prezydenta.
Sejm uchwalił ustawę 12 września 2025 r.
Język wilamowski (nazwa własna „wymysioeryś”) to najmniejszy na świecie język germański. Najbliższy jest mu niemiecki, jidysz i luksemburski. Nie jest dialektem języka polskiego ani niemieckiego. Używany jest przez kilkudziesięciu mieszkańców 3-tysięcznych Wilamowic (w języku wilamowskim: Wymysou) w powiecie bielskim, na styku historycznych ziem Małopolski i Śląska Cieszyńskiego.
To potomkowie osadnikami z zachodu Europy, którzy przybyli tu w połowie XIII wieku na zaproszenie książąt piastowskich po spustoszeniach spowodowanych najazdem tatarskim. Ich język przetrwał – prawie – do naszych czasów. W rodzinie i społeczności rozmawiano po wilamowsku. Polski był językiem szkoły, Kościoła i w kontaktach z sąsiednimi miejscowościami. Przed 1918 r. w urzędach mówiono w Wilamowicach po niemiecku.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1945 r. mieszkańców uznano po prostu za Niemców. Za posługiwanie się językiem wilamowskim zsyłano w głąb Związku Sowieckiego, zajmowano majątki i karano. Obowiązywał też zakaz noszenia strojów wilamowskich. Język wilamowski przestał być przekazywany w rodzinach. Jeszcze niedawno posługiwało się nim tylko kilka starszych osób.
Wilamowski zaczął się odradzać po 1989 r. Od połowy lat 90. działa stowarzyszenie „Wilamowianie”. Grupa młodych Wilamowian od starszych osób nauczyła się języka i doprowadziła do odrodzenia lokalnej tożsamości (na zdjęciu propagator języka dr Tymoteusz Król w stroju wilamowskim).
Wspieraniu języka wilamowskiego poświęcony był unijny projekt badawczy (2016-19), koordynowany przez naukowczynię z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Justynę Olko, która zajmuje się ginącymi językami na całym świecie. Projekt realizowali go naukowcy z UW, Uniwersytetu w Lejdzie i Uniwersytetu Londyńskiego. Przez trzy lata odbywały się m.in. warsztaty, szkoły letnie i wyjazdy badawcze (Londyn, Wilamowice, Lejda, Meksyk). Przedstawiciele UW i Stowarzyszenie „Wilamowianie” przygotowali w Wilamowicach spektakl „Hobbit. Hejn an cyryk” na podstawie powieści Tolkiena – w całości w języku wilamowskim.
Dziś język wilamowski ma swoją ustandaryzowaną pisownię, podręczniki do nauki (dostępne także on-line), literaturę (zarówno naukową, jak i piękną, powstającą już od XIX wieku), jak i grupę kilkudziesięciu młodych użytkowników.
Obecnie ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym status języka regionalnego ma język kaszubski. Status mniejszości etnicznych (czyli społeczności, które nie utożsamiające się z narodem zorganizowanym we własnym państwie) mają Tatarzy, Romowie, Karaimi i Łemkowie. Status mniejszości narodowych mają w Polsce: Litwini, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Czesi, Ormianie i Słowacy.
Zabiegi o uznanie języka wilamowskiego za język regionalny trwają od ponad 10 lat. Upominał się o to – tak samo jak o uznanie języka śląskiego – m.in. RPO Adam Bodnar. Narodowa prawica w Polsce obawia się jednak ciągle, że uznanie praw lokalnych społeczności może zagrozić polskości rozumianej jako ujednolicona i zarządzana z centrum wspólnota.
Przeciwko projektowi głosowało w Senacie 31 członków klubu PiS. Pozostali – 38 senatorów Koalicji 15 października – było za.
„Uznanie języka polskiego za język ojczysty nie wyklucza tego, że za taki ktoś uważa też np. kaszubski, śląski, łemkowski czy wilamowski” – mówiła tymczasem w niedawnej rozmowie z PAP prof. Justyna Olko. A w rozmowie z OKO.press dodała: „Używanie języków mniejszościowych jest istotne dla funkcjonowania i zdrowia lokalnych społeczności, w tym w szczególności pomaga lepiej radzić sobie ze skutkami traumy i dyskryminacji”.
Przeczytaj także:
„Fakty są proste. Zakończenie tej wojny teraz, a wraz z nią globalnego wyścigu zbrojeń, jest tańsze niż budowanie podziemnych przedszkoli czy ogromnych bunkrów dla kluczowej infrastruktury później” – przekonywał w Nowym Jorku Zełenski
W Nowym Jorku trwa coroczny zjazd inaugurujący kolejną, osiemdziesiątą sesję Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wczoraj najwięcej uwagi przyciągnęło przemówienie prezydenta USA, Donalda Trumpa. Dziś do delegatów 193 krajów przemawiał między innymi prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski.
Do zgromadzonych w sali liderów apelował, by powstrzymać Rosję przed przewodzeniem w „najbardziej destrukcyjnym wyścigu zbrojeń w historii świata”. Jego zdaniem połączenie rozwoju technologii dronowej i sztucznej inteligencji może przynieść niebezpieczne efekty, które trudno dziś przewidzieć.
„Fakty są proste. Zakończenie tej wojny teraz, a wraz z nią globalnego wyścigu zbrojeń, jest tańsze niż budowanie podziemnych przedszkoli czy ogromnych bunkrów dla kluczowej infrastruktury później” – mówił Zełenski. I tłumaczył, że 10 lat temu wojna wyglądała inaczej -„Nikt nie mógł sobie wówczas wyobrazić, że tanie drony mogą stworzyć strefy śmierci rozciągające się na dziesiątki kilometrów, gdzie nic się nie porusza, gdzie nie ma żadnych pojazdów, żadnego życia. Ludzie kiedyś wyobrażali sobie to tylko po ataku jądrowym. Teraz to rzeczywistość dronów, i to jeszcze bez sztucznej inteligencji”.
Przypominał też, że ostrzegał, że rosyjska wojna może rozlać się na kolejne kraje, a dziś „rosyjskie drony latają nad Europą”. Dodał, że w dzisiejszym świecie to „sojusznicy i broń” chronią państwa, nie prawo międzynarodowe i rezolucje ONZ.
Donald Trump we wpisie na swojej platformie społecznościowej Truth Social zasugerował wczoraj, że Ukraina może odbić wszystkie ziemie, które okupują dziś Rosjanie. To silny zwrot w retoryce Trumpa, który jeszcze w sierpniu przyjmował z honorami Władimira Putina w USA, na Alasce. Trump sugerował, że sytuacja gospodarcza Rosji jest kiepska.
Rosyjskie prowokacje wobec krajów NATO – atak dronowy na Polskę 10 września i naruszenie estońskiej przestrzeni powietrznej 19 września – Trump bagatelizował. Później jednak powiedział, że w takich sytuacjach pomógłby sojusznikom. A wczoraj podczas spotkania z Zełenskim przyznał, że kraje NATO mogą strzelać do rosyjskich maszyn, gdy naruszą ich przestrzeń powietrzną.
Przeczytaj także: