Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
We wrocławskim szpitalu przebywa sześcioletni chłopiec, który zachorował na błonicę — chorobę zakaźną, której w Polsce nie widziano od 2001 roku. Taki przypadków będzie coraz więcej, bo rodzice odmawiają szczepień ochronnych
Do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu przyjęto 6-letniego pacjenta z objawami zapalenia gardła i duszności. Lekarze przekazali, że rozpoznali objawy błonicy, groźnej choroby zakaźnej wywołanej przez bakterie maczugowce błonicy (Corynebacterium diphteriae).
Ostatni raz zachorowanie na błonicę stwierdzono w 2001 roku. Choroba atakuje drogi oddechowe (krtań, tchawicę, migdałki) i może prowadzić do poważnych zmian w sercu i układzie nerwowym. „Jest to dobrze znana lekarzom choroba, objęta kalendarzem szczepień. Z tego powodu od wielu lat nie mieliśmy takich przypadków. Szczepienia na błonicę pomagają uniknąć zachorowania” – przekazała Janina Kulińska, rzeczniczka prasowa wrocławskiego szpitala. Dodała, że stan dziecka, które przebywa w dolnośląskim Centrum Pediatrycznym im. J. Korczaka we Wrocławiu, jest ciężki.
Prof. dr hab. Leszek Szenborn, kierownik Katedry oraz Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, przekazał, że przyczyną zachorowania sześciolatka była odmowa szczepień w dzieciństwie oraz podróż z niezabezpieczonym dzieckiem do kraju w Afryce, w którym błonica nadal występuje.
Do lat 50-tych, gdy weszły w życie obowiązkowe szczepienia, błonica wywoływała epidemie i częste zgony. „W latach 50. mieliśmy w Polsce po kilkadziesiąt tysięcy zachorowań, a rocznie umierało od 1,5 do 3 tysięcy chorych. Dzięki szczepieniom udało się sytuacje opanować. Ostatnia fala masowych zachorowań w Europie była w latach 1993-1996, gdy po rozpadzie dawnego ZSRR było ponad 150 tysięcy przypadków w tych krajach. Pojedyncze przypadki przeniknęły też do Polski za sprawą migracji, między innymi z Białorusi” – tłumaczył Szenborn.
Główny Inspektorat Sanitarny potwierdza, że jedynym sposobem zabezpieczenia przed zachorowaniem, które najczęściej ma ciężki przebieg, jest podanie szczepionki. W Polsce obowiązkiem szczepień przeciwko błonicy objęte są dzieci i młodzież w wieku od roku do 19 roku życia. Dawki przypominające należy wykonać u nastolatków i osób dorosłych, bo ochrona – podobnie jak w przypadku krzuśca – wygasa po 10 latach. To szczególnie ważne dla osób, które wybierają się w podróże do krajów, w których błonica nadal występuje.
Według WHO pięć największych ognisk dyfterytu – inna nazywa błonicy – występuje w Afryce. Chodzi o Gwineę, Mauretanię, Niger, Nigerię i Republikę Południowej Afryki. Ale bakteria, w mniejszej ilości, występuje też w innych krajach, będąc zagrożeniem dla wszystkich osób, które nie są zaszczepione, a szczególnie dzieci.
Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia publicznego wynika, że poziom wyszczepienia Polek i Polaków spada. W 2012 roku roku wynosił niemal 100 proc., 10 lat później w pełni zaszczepionych dzieci do 3 roku życia było 83,9 proc., dzieci zaszczepione częściowo stanowiły 14,6 proc., a dzieci niezaszczepione w ogóle to ok. 1,6 proc.
„To dziecko, choć było nieszczepione, przez sześć lat przebywało w Polsce i wychowywało się wśród osób zdrowych, bo zaszczepionych. Jak tylko znalazło się w innych warunkach, sytuacja się zmieniła” – mówił o sześciolatku prof. Szenborn.
Obowiązkowe szkolenia wojskowe dla mężczyzn popiera 56,1 proc. badanych w sondażu SW Research dla Onetu. Liczba zwolenników rośnie wraz z wiekiem
Sondażownia SW Research na zlecenie Onetu zapytała Polki i Polaków, co myślą o obowiązkowym przeszkoleniu wojskowym dla mężczyzn. Ponad połowa badanych – 56,1 proc. – popierałaby taki pomysł. Przeciwnego zdania jest co czwarty badany, reszta nie ma zdania. Różnice w odpowiedziach kobiet i mężczyzn są statystycznie nieistotne. Natomiast zwolenników szkoleń wojskowych jest więcej wśród osób starszych. W grupie wiekowej do 24 lat za przeszkoleniem opowiada się 35 proc. badanych. W grupie powyżej 50 roku życia poparcie dla obowiązkowego przeszkolenia deklaruje 66,9 proc. respondentów.
Chęć udziału w szkoleniach jest niższa – tylko 39,8 proc. badanych odpowiedziało „tak”. Na „nie” było 43 proc. badanych. Wśród mężczyzn odsetek deklaracji wynosi 48 proc. (wśród kobiet 32,5 proc.).
A podstawowe przeszkolenie mogłoby przydać się wszystkim, bo tylko co trzeci badany uważa, że wie, jak zachować się w sytuacji zagrożenia/ataku wroga.
Badanie zostało przeprowadzone w dniach 11-12 marca przez SW Research dla Onetu metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) na próbie 800 osób.
Program powszechnych szkoleń wojskowych ma ruszyć w 2026 roku, ale nie będzie obowiązkowy. Jak zadeklarował premier Donald Tusk, „uczestniczyć w nich będzie mógł każdy zainteresowany i każda zainteresowana”. Do 2027 roku Polska ma osiągnąć możliwość przeszkolenia 100 tys. ochotników rocznie. Celem jest zbudowanie armii rezerwistów, gotowych do służby w razie wrogiej agresji na Polskę.
W Ministerstwie Obrony trwają prace nad szczegółami, ale wiadomo, że chętni będą mogli wybrać kilka trybów szkoleń: stacjonarne kilkutygodniowe, prowadzone w weekendy, organizowane w wakacje, a także przeszkolenie wzmacniające wiedzę w zakresie obrony cywilnej. Wiadomo też, że będą one dotyczyć czterech obszarów: walki wręcz, strzelectwa, survivalu oraz pierwszej pomocy.
Informację podała agencja Interfax-Ukraina powołując się na mapy udostępnione przez Sztab Generalny armii ukraińskiej w Kijowie. Wcześniej rosyjską propagandę w sprawie obwodu kurskiego rozpowszechniał prezydent USA Donald Trump
„Siły obrony Ukrainy opuściły miasto rejonowe (powiatowe) Sudża w obwodzie kurskim i odeszły w pobliże granicy rosyjsko-ukraińskiej” – podała w 15 marca rano agencja Interfax-Ukraina, powołując się na informacje Sił Zbrojnych Ukrainy.
Polska Agencji Prasowa, która próbowała potwierdzić te doniesienia, otrzymała krótką odpowiedź od oficera Sztabu Generalnego Ukrainy: „Na razie nie posiadam takich informacji ani pełnomocnictw (do informowania o sytuacji – red.)”.
W komunikacie poinformowano, że walki w obwodzie kurskim wciąż trwają. „W ciągu ostatnich 24 godzin na kierunku kurskim doszło do 20 starć bojowych. Przeciwnik przeprowadził 19 nalotów, zrzucił 28 bomb kierowanych i dokonał 232 ostrzałów artyleryjskich, w tym trzech z systemów wyrzutni rakietowych” – przekazał Sztab Generalny Ukrainy.
Miasteczko Sudża było największym ośrodkiem zdobytym przez ukraińską armię na terenie Rosji. Przypomnijmy, że wojska ukraińskie, nieoczekiwanie dla Moskwy, weszły do obwodu kurskiego 6 sierpnia 2024. Celem ofensywy było m.in. zmuszenie Rosjan do przerzucenia w ten region sił z okupowanego Donbasu.
W piątek 14 marca prezydent USA Donald Trump, kopiując rosyjską propagandę, przekazał, że „tysiące ukraińskich żołnierzy zostało otoczonych” w obwodzie kurskim. A Trump w rozmowie z Putinem prosił o ich życie.
Rewelacje Trumpa szybko zdementowało ukraińskie dowództwo, zapewniając, że takie zagrożenie nie istnieje, a poszczególne jednostki zostały wycofane na „korzystniejsze” pozycje obronne. Prezydent Wołodymyr Zełenski przyznał, że sytuacja w obwodzie kurskim jest ciężka, ale ofensywa spełniła swoje zadania – odciągnęła uwagę wroga od innych kierunków frontu.
Wpis Trumpa wykorzystał jednak Putin. Podczas obrad rady bezpieczeństwa Rosji stwierdził, że „ukraińscy bojownicy dopuścili się licznych zbrodni przeciwko ludności cywilnej Rosji”. A do zawieszenia broni, niezbędne jest, żeby „reżim w Kijowie” wydał nakaz kapitulacji.
„Moje przesłanie dla Kremla nie mogłoby być jaśniejsze. Wstrzymajcie te barbarzyńskie ataki na Ukrainę raz na zawsze i zgódźcie się na zawieszenie broni teraz” – apelował brytyjski premier Keir Starmer
W sobotę 15 marca odbędzie się wideokonferencja kilkunastu europejskich państw oraz urzędników UE i NATO w sprawie negocjacji pokojowych i sytuacji Ukrainy. Przewodniczy jej brytyjski premier Keir Starmer.
Dzień przed spotkaniem Starmer ostrzegał przed manipulacjami Rosji. „Całkowite lekceważenie Kremla dla propozycji zawieszenia broni prezydenta Trumpa pokazuje tylko, że Putin nie jest poważny w sprawie pokoju” – ocenił Starmer.
Premier Wielkiej Brytanii przypomniał, że w przypadku zawarcia rozejmu, obowiązkiem Europy będzie utrzymanie trwałości pokoju. Jeśli Moskwa nadal będzie się uchylać od negocjacji, „sojusznicy Ukrainy muszą napiąć każde ścięgno, by zwiększyć presję gospodarczą na Rosję, aby zapewnić zakończenie tej wojny”.
„Moje przesłanie dla Kremla nie mogłoby być jaśniejsze. Wstrzymajcie te barbarzyńskie ataki na Ukrainę raz na zawsze i zgódźcie się na zawieszenie broni teraz. Do tego czasu będziemy dalej pracować na okrągło, by doprowadzić do pokoju” – apelował Starmer.
11 marca 2025 Ukraina zgodziła się na amerykańską propozycję 30-dniowego natychmiastowego zawieszenia broni na froncie z Rosją. Według informacji Politico mediować między Donaldem Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim miał właśnie brytyjski premier. Starmer i jego doradcy przekonywali prezydenta Ukrainy, żeby ustąpił w sprawie awantury w gabinecie Owalnym, czego skutkiem było wystosowanie listu pojednawczego. Strategią na Trumpa były osobiste rozmowy, przekonujące do porozumienia, a nie ostra wymiana argumentów i stanowisk w social mediach. Według informatorów Politico bez wzmożonych działań dyplomatycznych Brytyjczyków, w których brał udział również prezydent Francji Emanuel Macron, amerykańsko-ukraińska umowa w Dżuddzie nie byłaby możliwa.
Problem w tym, że sukces negocjacji mogła zagwarantować tylko jasna odpowiedź ze strony Rosji. A Moskwa najpierw ustami niższych oficerów na umowę kręciła nosem, by potem Putin powiedział zawoalowane „nie”. Podczas konferencji prasowej 13 marca Putin dziękował Ameryce, ale sugerował, że ta dała się nabrać Ukrainie. Stwierdził, że Rosja jest za zawieszeniem broni, ale są pewne niuanse, a dziś byłby to rozejm na nierównych warunkach.
„W zależności od rozwoju sytuacji na froncie, uzgodnimy kolejne kroki w celu zakończenia konfliktu i osiągnięcia porozumień akceptowalnych dla wszystkich” – kręcił Putin. "Myślę, że musimy porozmawiać o tym z naszymi amerykańskimi kolegami i partnerami. Może zdzwonimy się z Trumpem i omówimy to. Ale popieramy ideę zakończenia tego konfliktu pokojowymi środkami” – kontynuował. Innymi słowy, pokój jest możliwy, ale na warunkach Kremla.
Trump stanowisko Putina uznał za „obiecujące, ale niekompletne”.
Moskwa znalazła sposób, żeby omijać zachodnie sankcje. Zamiast dolarów płaci kryptowalutami takimi jak Bitcoin i Ethereum
Według czterech źródeł Reutersa Rosja wykorzystuje kryptowaluty, prowadząc handel ropą z Chinami i Indiami. W ten sposób omija zachodnie sankcje. Kryptowaluty stanowią niewielką, ale rosnącą część rosyjskiego handlu ropą wartego w 2024 roku 192 miliardy dolarów.
Jak twierdzą rozmówcy agencji Reuters, „niektóre rosyjskie firmy naftowe wykorzystują bitcoina, ether oraz stablecoiny, takie jak Tether, aby ułatwić konwersję chińskiego juana i indyjskiej rupii na rosyjskie ruble”.
Rosja nie jest pierwszym krajem objętym przez Zachód sankcjami, który korzysta z kryptowalut. Robią to Iran i Wenezuela. W 2022 roku śledztwo Reutersa ujawniło, że za pośrednictwem największej giełdy kryptowalut, Bianance, sankcje obchodzą inwestorzy z Iranu.
„Rosja stworzyła różne systemy płatności, a USDT [Tether – cyfrowy odpowiednik dolara] jest tylko jednym z nich” – przekazało Reutersowi piąte źródło. To badacz z firmy zajmującej się śledzeniem wykorzystania kryptowalut do obchodzenia sankcji. Poprosił o anonimowość.
Jeden z rozmówców stwierdził, że kryptowaluty prawdopodobnie nadal będą wykorzystywane w rosyjskim handlu ropą. Nawet jeśli sankcje zostaną zniesione i dolar znów będzie mógł być używany. „To wygodne narzędzie i pomaga przyspieszyć operacje” – ocenił.
W 2022 roku Stany Zjednoczone objęły sankcjami jedną z rosyjskich giełd kryptowalutowych, Garantex. Również Unia Europejska dołączyła w lutym 2025 tę kryptogiełdę do listy instytucji objętych sankcjami.
W środę 12 marca rosyjski bank centralny ogłosił, że umożliwi niektórym zamożnym klientom handel kryptowalutami. Taką możliwość otrzymaliby obywatele, których „inwestycje w papiery wartościowe i depozyty przekroczą 100 milionów rubli (1,15 miliona dolarów) lub jeśli ich dochód w ostatnim roku wyniósł ponad 50 milionów rubli”. Oficjalnym celem ma być „zwiększenie przejrzystości rynku kryptowalut”.
Jak pisał Reuters, rosyjski bank centralny „stopniowo łagodzi swoje stanowisko wobec kryptowalut. Wsparł w zeszłym roku ustawę, która pozwoliła firmom na wykorzystywanie kryptowalut w handlu międzynarodowym, jako część działań mających na celu obejście zachodnich sankcji nałożonych na Rosję w związku z konfliktem na Ukrainie”.