Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
“Przetrwamy to ziomeczki” – pisał Dariusz Matecki do swoich współpracowników zamieszanych w aferę wokół Funduszu Sprawiedliwości. Gazeta Wyborcza dotarła do tajnej konwersacji Mateckiego na komunikatorze Signal
Gazeta Wyborcza dotarła do treści rozmów toczących się w grupie “Wejście” na Signalu.
Założył ją 1 kwietnia 2024 r. Dariusz Matecki, który w wyborach w październiku 2023 roku dostał się do Sejmu z listy PiS.
Na grupie oprócz Mateckiego pisali Adam S i Patrycja Sz., zasiadający we władzach założonych z inicjatywy Mateckiego organizacji: Stowarzyszenia Przyjaciół Mediów (wcześniej Przyjaciół Zdrowia) i Fidei Defensor, oraz były wicewojewoda zachodniopomorski Mateusz W. i jego żona Małgorzata W., oboje również związani z organizacjami Mateckiego.
Nazwa grupy wzięła się od przekonania jej członków, że wkrótce dojdzie do zatrzymań w związku z aferą wokół Funduszu Sprawiedliwości, i służby zrobią “wejście” do ich domów o 6 rano. Członkowie grupy ustalili zatem dyżury od godz. 5:30 tak, tak aby informować się nawzajem o tym, czy do ktoregoś z mieszkań nie wchodzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Na grupie Matecki przekazywał też instrukcje, jak czyścić telefony, komputery i usuwać dowody nadużyć.
Swojego telefonu nie wyczyścił Adam S. Na jego smartfonie ABW znalazła nieskasowane wpisy z okresu od 1 do 8 kwietnia 2024 r. Dziś są jednym z dowodów, że Matecki zacierał ślady i utrudniał śledztwo.
Dariusz Matecki:
"[trzeba] usunąć wszystkie nasze konwersacje, maile, po co ktoś ma to czytać. (...) W domu nie trzymać żadnych dysków, penów [pendrive] itd. Jeśli ktoś ma iPhone, to w trzy kliknięcia można wyzerować telefon, tylko spiszcie sobie najważniejsze numery na kartce”
„Ze mną zrobią to zapewne pokazowo zaraz po głosowaniu w Sejmie. To samo z Romanem* i Wosiem**. Mnie nie wypuszczą z aresztu długo. Celowo będą się tym szczycić. Was nie będą tak męczyć, bo to będzie mniej medialne (...) Przetrwamy to, ziomeczki. Tylko nie można się poddać”.
* Roman – Marcin Romanowski, poseł PiS, były wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości w latach 2016-2019. W grudniu 2024 roku zbiegł na Węgry, gdzie otrzymał azyl. **Woś – Michał Woś, poseł PiS, były wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości w latach 2017-2018
7 marca ABW zatrzymała Dariusza Mateckiego i doprowadziła go do prokuratury. Polityk PiS (wcześniej Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry) usłyszał sześć zarzutów.
Cztery z nich dotyczą afery w Funduszu Sprawiedliwości. Wg prokuratury Matecki wspólnie z urzędnikami z Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym z byłym wiceministrem Marcinem Romanowskim, ustawił trzy konkursy na dotacje z Funduszu. Wygrały powiązane z nim stowarzyszenia Fidei Defensor oraz Przyjaciół Zdrowia. Następnie polityk miał uczestniczyć w przywłaszczaniu uzyskanych w ten sposób ponad 16,5 mln złotych. Śledczy zarzucają mu też wypranie co najmniej 447 500 zł z tej kwoty.
Pozostałe dwa zarzuty związane są z fikcyjnym zatrudnieniem Mateckiego w Lasach Państwowych – na czym zarobić miał niemal pół miliona złotych.
8 marca sąd zdecydował, że Matecki zostanie tymczasowo aresztowany na dwa miesiące, o miesiąc krócej niż wnioskowała prokutatura.
„Sąd uznał, że postępowanie jest na tyle już zaawansowane, że dla przeprowadzenia ostatnich czynności zmierzających do przygotowania aktu oskarżenia wystarczający będzie okres dwóch miesięcy” – powiedział mediom szef Zespołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej prok. Piotr Woźniak.
Meksykański parlament przyjął zmiany w konstytucji, które mają pomóc chronić suwerenność kraju. To reakcja na uznanie przez Donalda Trumpa kilku meksykańskich karteli narkotykowych za organizacje terrorystyczne, co może uzasadniać interwencję USA na terenie Meksyku
11 marca Izba Deputowanych, czyli niższa izba meksykańskiego parlamentu przyjęła zdecydowaną większością (417 głosów za, 36 przeciw) projekt zmieniający konstytucję.
Zmianę konstytucji zaproponowała 20 lutego prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum w reakcji na umieszczenie przez prezydenta USA Donalda Trumpa sześciu meksykańskich karteli narkotykowych na liście zagranicznych organizacji terrorystycznych.
Taka decyzja amerykańskiego prezydenta mogłaby być potencjalnie podstawą do przeprowadzenia bezpośrednich ataków USA na terytorium Meksyku. Jak informują media, już od pewnego czasu nad terytorium Meksyku latają amerykańskie drony, śledzące działania karteli narkotykowych.
Claudia Sheinbaum ostro zareagowała na te doniesienia informując, że jej kraj nie będzie akceptować amerykańskiej „inwazji” pod pretekstem walki z handlem narkotykami.
Przyjęta przez parlament zmiana w art. 40 meksykańskiej konstytucji stanowi, że Meksyk „w żadnym wypadku nie zaakceptuje zewnętrznej interwencji, ingerencji lub jakiegokolwiek innego aktu podważającego integralność, niepodległość i suwerenność narodu”.
Przepis odnosi się do całego terytorium kraju, w tym lądu, wód wewnętrznych, morza terytorialnego oraz przestrzeni powietrznej.
Zmianie ulegnie także art. 19 meksykańskiej konstytucji, poprzez dodanie teroryzmu do listy przestępstw podlegających aresztowi prewencyjnemu oraz zaostrzenie kar wobec obywateli lub cudzoziemców zaangażowanych w nielegalną produkcję i rozpowszechnianie broni na terenie Meksyku.
Aby zmiany konstytucji weszły w życie, muszą uzyskać jeszcze akceptację parlamentów siedemnastu z trzydziestu dwóch stanów Meksyku.
Donald Trump rozpoczął wojnę kulturową z Meksykiem od podpisania dekretu, w którym zmienił nazwę Zatoki Meksykańskiej na amerykańskich mapach na Zatokę Amerykańską. Nowemu rozporządzeniu natychmiast podporządkował się amerykański gigant technologiczny Google, dopisując nazwę “Zatoka Amerykańska”
Potem przyszedł czas na wojnę handlową.
W lutym Donald Trump ogłosił nałożenie na Meksyk 25-procentowych ceł, oskarżając przy tym odpowiedzialnością za kryzys fentanylowy w USA rząd meksykański, który nie radzi sobie z nielegalną działalnościa karteli narkotykowych w swoim kraju.
W odpowiedzi prezydentka Claudia Sheinbaum powiedziała, że członkowie meksykańskich karteli korzystają głównie z broni wyprodukowanej w USA i przemycanej do Meksyku.
Sheinbaum podkreślała także, że USA nie konsultowały z Meksykiem decyzji o wpisaniu kilku meksykańskich grup przestępczych na listę organizacji terrorystycznych.
“Chcemy jasno powiedzieć, że nie negocjujemy suwerenności, to nie może być okazja dla Stanów Zjednoczonych do inwazji na naszą suwerenność” – mówiła Sheinbaum.
Ostatecznie 6 marca prezydent USA ogłosił zawieszenie pobierania podwyższony ceł od Meksyku do 2 kwietnia.
Ursula von der Leyen ogłosiła, że Unia Europejska nałoży na towary ze Stanów Zjednoczonych cła o wartości 26 mld euro. To odwet za taryfy nałożone przez Donalda Trumpa na import stali i aluminium z UE.
„Począwszy od dziś rano Stany Zjednoczone stosują 25-procentowe cła na import stali i aluminium. Głęboko żałujemy tego środka. Cła to podatki. Są złe dla biznesu, a jeszcze gorsze dla konsumentów” – przekazała w oświadczeniu Ursula von der Leyen.
Jak podkreśliła szefowa KE, środki podjęte przez Unię są silne, ale proporcjonalne.
“Ponieważ Stany Zjednoczone stosują cła o wartości 28 mld dolarów, odpowiadamy środkami zaradczymi o wartości 26 miliardów euro. Kwota ta odpowiada wymiarowi ekonomicznemu taryf wdrożonych przez Stany Zjednoczone” – tłumaczy von der Leyen.
Unia nałoży cła na USA w dwóch krokach. Pierwsze taryfy wejdą w życie 1 kwietnia, a pozostałe zaczną obowiązywać do 13 kwietnia.
Lista sprowadzonych z USA towarów, które miałyby zostać objęte unijnymi cłami, zostanie zatwierdzona po zakończeniu dwutygodniowych konsultacji z krajami członkowskimi.
Wśród propozycji pojawiają się m.in.: wyroby ze stali i aluminium, tekstylia, urządzenia gospodarstwa domowego, mięso, nabiał czy warzywa.
Jak podkreśliła Ursula von der Leyen UE pozostaje otwarta na negocjacje.
„Jesteśmy głęboko przekonani, że w świecie pełnym niepewności geoekonomicznej i politycznej nie leży w naszym wspólnym interesie obciążanie naszych gospodarek takimi taryfami” – powiedziała przewodnicząca KE i przekazała, że poleciła Komisarzowi ds. Handlu Marošowi Šefčovičowi wznowienie rozmów z USA.
25-procentowe cła na sprowadzane do USA stal i aluminium zaczęły obowiązywać o północy (czasu wschodniamerykańskiego) 12 marca.
Trump zgodnie z zapowiedzią przywrócił wprowadzone przez niego w 2018 r. cła na stal importowaną ze wszystkich krajów oraz podwyższył stawkę na aluminium z 10 do 25 proc.
Według danych American Iron and Steel Institute, UE jest trzecim największym eksporterem zarówno stali, jak i aluminium do USA.
Decyzja Trumpa to kolejny cios, który prezydent USA wyprowadził w wypowiedzianej przez siebie wojnie handlowej z niemal całym zachodnim światem.
1 lutego Trump ogłosił wprowadzenie 25-procentowych ceł na większość importowanych towarów z Kanady i Meksyku oraz dodatkowe 10-procentowe cła na towary z Chin.
The Wall Street Journal nazwał posunięcia Trumpa „najgłupszą wojnę handlową w historii”, która bardziej zaszkodzi samej amerykańskiej gospodarce niż partnerom handlowym Stanów Zjednoczonych.
Rumuński Sąd Konstytucyjny odrzucił skargę odwoławczą Călina Georgescu, uniemożliwiając mu tym samym start w majowych wyborach. W miejsce Georgescu zostanie zarejestrowanych dwóch kandydatów, po czym jeden z nich wycofa się z prezydenckiego wyścigu
We wtorek 11 marca rumuński Sąd Konstytucyjny odrzucił skargę Călina Georgescu na decyzję Centralnego Biura Wyborczego (BEC).
W niedzielę 9 marca BEC nie przyjęło wniosku Georgescu dotyczącego zarejestrowania go jako kandydata w wyborach prezydenckich, które odbędą się w maju 2025 roku. Za taką decyzją opowiedziało się dziesięcioro członków BEC, przeciw było czworo.
Decyzja Sądu Konstytucyjnego jest ostateczna – Călin Georgescu nie wystartuje w majowych wyborach.
Ultranacjonalistyczne partie, które popierały dotąd Georgescu jako kandydata niezależnego, mają więc szansę na zgłoszenie jego następcy do 15 marca. Tego dnia upływa termin rejestracji kandydatów.
Oficjalnie Georgescu poinformował, że nie poprze żadnego kandydata, który miałby zastąpić go w majowych wyborach.
Nieoficjalnie trwały jednak zakulisowe rozmowy.
Podczas nich ustalono, jak poinformowała telewizja Realitatea, że partie popierające Georgescu zgłoszą dwóch kandydatów – lidera Sojuszu na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR) George’a Simiona i liderkę Partii Ludzi Młodych (POT) Anamarię Gavrilă.
Jeśli oboje zostaną zarejestrowani przez Centralne Biuro Wyborcze, jedno z nich wycofa się z wyścigu. Decyzja ta miała zostać podjęta po spotkaniu z Călinem Georgescu.
“My jako młodzi ludzie będziemy kontynuować ten suwerenistyczny ruch przy akceptacji pana Călina Georgescu” – powiedział Simion cytowany przez Romania TV.
“Musimy dać temu suwerenistycznemu ruchowi wszelkie szanse. Bądźcie z nami, bez was nie damy rady” – apelowała Gavrilă.
Zgłoszenie swojej kandydatury zapowiedział także Anton Pisaroglu, dotychczasowy doradca Georgescu.
Ostatnie wybory prezydenckie w Rumunii odbyły się w październiku 2024 roku. Pierwszą turę nieoczekiwanie wygrał 62-letni prorosyjski polityk Călin Georgescu, który startował jako kandydat niezależny.
W grudniu rumuński Sąd Konstytucyjny unieważnił jednak wybory. Powodem było niejasne finansowanie kampanii wyborczej Georgescu i podejrzenia o ingerencję Rosji w proces wyborczy.
W zeszłorocznych wyborach startował także George Simion, lider opozycyjnego Sojuszu na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), który zajął czwarte miejsce.
Istnieją obawy o to, czy Centralne Biuro Wyborcze zarejestruje tym razem jego kandydaturę, ponieważ prokuratura wszczęła przeciw niemu śledztwo w sprawie podżegania do przemocy po tym, jak Călin Georgescu został wykluczony z wyborczego wyścigu.
Ultranacjonalistyczne partie, które poparły Georgescu w październikowych wyborach prezydenckich, odnotowały wzrost poparcia w wyborach parlamentarnych, które odbyły się w grudniu 2024 roku.
Radykalne ugrupowania zdobyły w nich 35 proc. mandatów, tworząc silną opozycję wobec prounijnego i pronatowskiego rządu Marcela Ciolacu.
Analitycy wskazują, że nawet jeśli Georgescu nie weźmie udziału w majowych wyborach, wyborcy będą skłaniać się ku kandydatom reprezentującym partie antyestablishmentowe.
W wyborach parlamentarnych na Grenlandii zwycięża centroprawicowa partia Demokratów, która nie dąży do szybkiej niepodległości od Danii, ale sprzeciwia się też planom Donalda Trumpa dotyczących wyspy
We wtorek 11 marca 40 tys. Grenlandczyków poszło do urn, aby wybrać 31-osobowy parlament.
Głosowanie przedłużyło się o pół godziny z powodu kolejki w największym lokalu wyborczym znajdującym się w hali sportowej w Nuuk, stolicy Grenlandii. Frekwencja w tegorocznych wyborach okazała się wyższa (70,9 proc.) niż cztery lata wcześniej (65,9 proc.).
Wybory z wynikiem 30,26 proc. wygrała centroprawicowa partia Demokratów, która zdobyła 10 mandatów. Demokraci zdecydowanie poprawili swój wynik z poprzednich wyborów w 2021 roku, kiedy przekonali jedynie 9,1 proc. wyborców i zdobyli 3 mandaty.
Demokraci ostrożnie podchodzą do kwestii ogłoszenia niepodległości Grenlandii od Danii, ale nie popierają także planów Donalda Trumpa dotyczących wyspy.
“Nie chcemy niepodległości jutro, chcemy dobrego fundamentu” – powiedział tuż po zakończeniu głosowania lider Demokratów Jens-Frederik Nielsen, cytowany przez agencję Reutera.
Wcześniej Nielsen zdecydowanie reagował na zapowiedzi Trumpa dotyczące przejęcia wyspy: „To zagrożenie dla naszej niezależności politycznej. Musimy się bronić”.
Drugie miejsce w wyborach zajęła proamerykańska partia Naleraq, która w kampanii zapowiadała szybkie ogłoszenie referendum w sprawie niepodległości Grenlandii i bliższą współpracę z USA. Dzięki zdobyciu 24,5 procent głosów Naleraq może liczyć na 8 parlamentarzystów.
Dotychczas rządząca w Grenlandii lewicowa partia Inuit Ataqatigiit dobyła dopiero trzecie miejsce z wynikiem 21,4 proc, który przekłada się na 7 mandatów.
“Szanujemy wybór Grenlandczyków” – powiedział grenlandzkiemu nadawcy publicznemu KNR ustępujący premier Mute B. Egede.
W nowym parlamencie znajdzie się także należąca do obecnej koalicji rządowej socjaldemokratyczna partia Siumut (14,7 proc. głosów i 4 mandaty) oraz konserwatywna partia Atassut opowiadająca się za zachowaniem związków z Danią (7,39 proc. i 2 mandaty).
Wybory parlamentarne na Grenlandii miały zdecydować o przyszłości wyspy, będącej autonomicznym terytorium Danii.
Na szali jest zarówno kwestia ogłoszenia niepodległości Grenlandii, jak i stosunek wobec agresywnych zakusów Donalda Trumpa na przejęcie kontroli nad wyspą i jej bogatymi złożami ropy naftowej, gazu ziemnego i metali ziem rzadkich.
Podczas marcowego przemówienia przed Kongresem, Trump przekonywał, że rozmawia ze wszystkimi stronami zainteresowanymi przejęciem Grenlandii. „Myślę, że dostaniemy ją w ten czy inny sposób” – mówił.
Z kolei jeszcze przed zaprzysiężeniem zapowiadał, że jeśli trzeba, może Grenlandię nawet kupić.
„Nie jesteśmy na sprzedaż ani nie można nas przejąć, ponieważ o naszej przyszłości decydujemy sami, na Grenlandii” – odpowiadał grenlandzki premier Mute B. Egede.