Izrael drugi dzień z rzędu nawołuje do ewakuacji całe, ponad 80-tysięczne miasto Baalbek. Wczoraj naloty zabiły tam przynajmniej 19 osób.
„Chcemy bezpiecznie poruszać się po mieście, bez »duszy na ramieniu«” – mówią lokalni aktywiści z Krakowa po wtorkowym (23.10) wypadku, w którym ciężko ranna została matka z dzieckiem i apelują o wprowadzenie do przepisów nowego rodzaju przestępstwa – zabójstwa drogowego.
Było po godzinie 18:00, 23 października. W okolicy Centrum Sportu i Kultury w Krakowie przy ul. Działowskiego 42-letnia kobieta przechodziła z siedmioletnią córką przez przejście dla pieszych. Wjechał w nie 32-letni kierowca, który chwilę wcześniej spowodował kolizję i próbował uciec. Wydmuchał ponad promil alkoholu i był pod wpływem amfetaminy. W lipcu zatrzymano mu prawo jazdy.
Kobieta i jej córka w ciężkim stanie zostały przetransportowane do szpitala. Kierowca trafił do aresztu. „Za spowodowanie wypadku, w którym inna osoba odniosła poważne obrażenia, grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, jednak jej wymiar może być wyższy, jeżeli sprawca wypadku był pod wpływem alkoholu bądź substancji działających podobnie do alkoholu” – podaje policja.
„To kolejne szokujące zdarzenie w ostatnim czasie. Doskonale pamiętamy śmiertelne dachowanie przy moście Dębnickim, gdzie cudem nie zginął nikt z postronnych osób. Regularnie widzimy informacje o wypadkach, potrąceniach, rozjechanych przystankach MPK” – pisze ruch miejski Akcja Ratunkowa dla Krakowa po wypadku.
Aktywiści podkreślają, że na krakowskich drogach jest coraz bardziej niebezpiecznie. „W 2020 wypadków było 553, w 2023 już 766, a 2024 będzie prawdopodobnie rekordowy. Rok temu na krakowskich ulicach życie straciło 9 osób. Według policyjnych statystyk w Małopolsce do końca września 2024 roku doszło do 110 wypadków i 568 kolizji spowodowanych przez nietrzeźwych kierujących lub będących pod wpływem narkotyków. Zginęły 4 osoby, a 129 zostało rannych” – piszą.
Jak dodają, w całym Krakowie są tylko trzy fotoradary.
Po wtorkowym wypadku opublikowali listę postulatów do prezydenta miasta Aleksandra Miszalskiego i dołączyli do kampanii warszawskiego ruchu Miasto jest Nasze – Chodzi o życie 2.0.
W pierwszej edycji kampanii walczono o pierwszeństwo dla pieszych, ograniczenie prędkości do 50 km/h w mieście oraz wyższe mandaty. W wersji 2.0. główne postulaty to:
W liście do Miszalskiego aktywiści apelują o „aktywne włączenie się w kampanię”. „Jednocześnie zwracamy uwagę, że zapowiadane po wypadku na moście Dębnickim fotoradary nie zostały zamontowane do dzisiaj” – piszą.
W rządzie trwa dyskusja na temat wprowadzenia do Kodeksu karnego pojęcia „zabójstwo drogowe” po serii śmiertelnych wypadków w całej Polsce. Na Nocą z 14 na 15 września 2024 na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie w prawidłowo jadący samochód z rodziną wjechał z impetem rozpędzony volkswagen. Na miejscu zginął dorosły mężczyzna. Dwójka jego dzieci i żona z poważnymi obrażeniami trafili do szpitala. Do szpitala przewieziono po wypadku również pasażerkę volkswagena, której wedle relacji prokuratury współpasażerowie nie udzielili pomocy.
16 września 2023 roku na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim w samochód z rodziną uderzył z impetem bmw jadący 250 km/h. Trzyosobowa rodzina zginęła na miejscu. Kierowca bmw uciekł do Dubaju. Sprawą zajmuje się prokuratura.
„Czeka nas poważna rozmowa z ministrem sprawiedliwości [...] Ostatnie przypadki zmuszają nas do podjęcia radykalnych kroków w tym kierunku” – mówił w TVP Info minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
20 września 2024 resort sprawiedliwości opublikował komunikat na portalu X. Napisał w nim:
„Ministerstwo Sprawiedliwości informuje, że w najbliższych dniach prowadzone będą intensywne prace dotyczące rozwiązań prawnych ukierunkowanych na zapewnienie maksymalnie wysokiej skuteczności państwa w walce z przestępczością na polskich drogach. [...] W ramach prac analizie poddane zostaną m.in. pojawiające się w przestrzeni publicznej postulaty zmian przepisów, takie jak wprowadzenie do katalogu przestępstw zabójstwa drogowego, stworzenie systemu identyfikacji na drogach osób z orzeczonymi zakazami prowadzenia pojazdów, czy też przepadek pojazdu kierowanego przez osobę posiadającą zakaz jego prowadzenia”.
„800 stron raportu stanowi podstawę do wyciągnięcia konsekwencji i działań organów ścigania” – powiedział minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, prezentując raport z kontroli w podkomisji Macierewicza.
„Celem podkomisji było oficjalnie zbadanie przyczyn katastrofy i danie rekomendacji, by podobna nie zdarzyła się w przyszłości. Ale tak naprawdę chodziło o udowodnienie jednej tezy — o zamachu. A przy okazji o podsycanie podziałów i nienawiści” – mówił szef MON, Władysław Kosiniak-Kamysz podczas prezentacji wniosków z kontroli dotyczącej podkomisji smoleńskiej. Kilkugodzinna konferencja to seria zarzutów wobec prowadzącego prace podkomisji Antoniego Macierewicza i jego współpracowników. „Kłamstwo, zło, nienawiść, które podzieliły Polaków, nie wzięły się znikąd. Podział społeczny był wywołany celowo, a on zagraża bezpieczeństwu państwa” – komentował Kosiniak-Kamysz.
Szef MON i wiceminister Cezary Tomczyk, który prezentował część zarzutów, wyliczali, że podkomisja smoleńska pochłonęła aż 81,5 miliona złotych. 12,5 mln zł przeznaczono na „wydatki osobowe”, a rekordzista zarobił za pracę w podkomisji 900 tysięcy. Około miliona złotych wydano na ochronę Antoniego Macierewicza, mimo że ochrona ta nie przysługiwała mu z urzędu. 100 tys. zł wydano na film o działaniach podkomisji. „Do tego trzeba doliczyć nieodwracalne uszkodzenie, w efekcie zniszczenie samolotu Tu-154 nr 102, którego wartość wyceniono na 47 mln zł” – dodał Kosiniak-Kamysz.
Co jeszcze ustalono podczas kontroli?
Ministerstwo Obrony Narodowej podkreśla — mimo tego, że podkomisja usiłowała udowodnić zamach, w kwietniu 2010 roku na pokładzie samolotu nie doszło do wybuchu. Ze wszystkich przedstawionych przez Cezarego Tomczyka dokumentów wynika, że przyczyną katastrofy było uderzenie skrzydła w brzozę.
MON zapowiada złożenie 41 wniosków do prokuratury w sprawie działań podkomisji. Dwa zawiadomienia zostały złożone wcześniej — dotyczące zgubienia dowodów i zniszczenia TU-154 nr 102.
Podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej została powołana na mocy rozporządzenia z 4 lutego 2016 r. które podpisał ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Sam został szefem komisji w 2018 r. Na stanowisku szefa MON zastąpił go Mariusz Błaszczak.
10 sierpnia 2021 podkomisja smoleńska ukończyła prace nad raportem. „Przyczyną katastrofy była eksplozja, a przynajmniej dwie eksplozje — pierwsza w lewym skrzydle, a druga w centropłacie kilka sekund później, która zniszczyła samolot zupełnie i zabiła wszystkich pasażerów oraz załogę” – mówił wtedy Antoni Macierewicz.
Dalej opowiadał: „Być może ważniejszy jeszcze jest dowód wynikający z faktu, że pierwsze fragmenty ciał ludzkich znajdują się na samym początku wrakowiska, w miejscu jeszcze, gdzie samolot nie mógł być — gdyby uderzył normalnie w ziemię — rozbity, zniszczony. To zostało zanalizowane przez symulację pokazującą, co się dzieje z samolotem, kiedy uderzy w ziemię. A są tam fragmenty wyłącznie z wnętrz, malutkie, drobne, fragmenty wyłącznie z wnętrz ciał ludzkich, wskazujące na oczywistą eksplozję, oczywisty wybuch”.
15 grudnia 2023 r. podkomisja Macierewicza została rozwiązana. W styczniu 2024 powołano specjalny zespół, który miał ocenić jej prace. W jego skład weszło ok. 20 ekspertów i ekspertek, a przewodniczącym został pułkownik pilot Leszek Błach.
Amerykański sekretarz obrony potwierdził w środę, że Korea Północna wysłała wojska do Rosji. Wywiad USA szacuje, że chodzi o około 2,5 tys. żołnierzy.
Sekretarz obrony USA Lloyd J. Austin III przekazał dziennikarzom „The New York Times”, że obecność wojsk Korei Północnej w Rosji jest „bardzo, bardzo poważną” sytuacją.
Jego oświadczenie nastąpiło po tym, gdy amerykańscy przedstawiciele wywiadu przekazali, że przygotowują się do ujawnienia materiałów potwierdzających te informacje. Wśród nich mają być zdjęcia satelitarne, które pokazują statki wojskowe przemieszczające się z Korei Północnej do obszarów szkoleniowych we Władywostoku na wschodnim wybrzeżu Rosji oraz na inne rosyjskie tereny dalej na północ. Żadne oddziały nie dotarły jeszcze na Ukrainę.
Agencja wywiadu Korei Południowej poinformowała w środę, że Korea Północna wysłała do Rosji 1,5 tys. żołnierzy, dodając, że do grudnia zostanie w tym kraju rozmieszczonych około 10 tys. żołnierzy łącznie — podaje AFP.
Z kolei, amerykański wywiad szacuje, że do Rosji wysłano około 2,5 tys. żołnierzy.
Informacje o tym, że Korea Północna wysłała żołnierzy do Rosji, potwierdza też NATO. „Państwa Sojuszu potwierdzają istnienie dowodów na rozmieszczenie wojsk KRLD w Rosji„ – napisała w oświadczeniu Farah Dakhlallah cytowana przez AFP. „Jeśli te oddziały zostaną skierowane do walk w Ukrainie, będzie to oznaczać poważną eskalację wsparcia Korei Północnej dla nielegalnej wojny Rosji, ale też będzie to kolejny dowód na to, że Rosja poniosła duże straty na froncie” – dodała.
O tym, że Pjongjang wysłał swoje wojska do Rosji, agencja wywiadu Korei Południowej informowała w zeszłym tygodniu. Doniesienia o obecności wojsk Korei Północnej Kreml zdementował.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział we wtorek, że w Rosji szkolone są dwie północnokoreańskie brygady.
Z kolei jeden z północnokoreańskich polityków przekazał, że rosyjskie wojsko „aktywnie rekrutuje dużą liczbę tłumaczy języka koreańskiego”. Wojska Korei Północnej mają być także „szkolone z korzystania sprzętu wojskowego, w tym z obsługi dronów i innych umiejętności technicznych” – powiedział dziennikarzom AFP parlamentarzysta Lee Seong-Kweun.
Eksperci uważają, że przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un prawdopodobnie liczy na pozyskanie nowych technologii wojskowych, takich jak satelity obserwacyjne, w zamian za wysłanie swoich żołnierzy do Rosji. Wskazują też, że wojskowi z Korei Północnej nigdy wcześniej nie toczyli walk wśród żołnierzy mówiących w innym języku.
Jak pisze „The New York Times” Rosja w trwającym od 2022 roku konflikcie poniosła ogromne straty — to ponad 600 tys. zabitych lub rannych. Putin teraz sięga po siły najemników dostarczane przez kraj, który sprzedał mu ponad milion pocisków artyleryjskich, z czego wiele jest wadliwych.
Dla Kim Dzong Una wojna w Ukrainie stała się w pewnym sensie drogą do wyjścia z geopolitycznej izolacji.
Zdaniem szefa wywiadu ukraińskiego ministerstwa obrony Kiryła Budanowa cytowanego przez „The Economist”, w tej wymianie Rosja ma pomóc Korei Północnej „wzmocnić” jej potencjał nuklearny. Według amerykańskiego wywiadu, przywódcy Korei Północnej zależy na tym, by pokazać, że jego arsenał nuklearny jest w stanie uderzyć w amerykańskie miasta.
Marsz Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy 11 listopada 2024 roku jako legalne zgromadzenie — informuje prezes stowarzyszenia.
Bartosz Malewski, prezes Marszu Niepodległości poinformował środę, że stowarzyszenie otrzymało od miasta zezwolenie na zgromadzenie. „Bardzo dobre wieści. Marsz Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy jako zgromadzenie legalne po dotychczasowej trasie z Ronda Romana Dmowskiego na błonia Stadionu Narodowego!” – napisał na platformie X.
Marsz został zarejestrowany na 100 tys. osób. Zgodnie ze złożonym wnioskiem ma rozpocząć się w poniedziałek, 11 listopada, o godz. 14 i potrwa do godz. 20. Przemarsz odbędzie się tradycyjną trasą spod Ronda Dmowskiego, Alejami Jerozolimskimi przez Most Poniatowskiego i zakończy się na błoniach Stadionu Narodowego. Zgromadzenie widnieje już w Biuletynie Informacji Publicznej miasta Warszawy.
Informację potwierdziła RMF FM rzeczniczka stołeczna ratusza Monika Beuth. Przekazała, że „zgodnie z zapowiedziami prezydenta, prawidłowo złożony wniosek, który nie budził wątpliwości natury prawnej, został zarejestrowany tak jak każde inne zgromadzenie”.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski początkowo nie wyraził zgody na zorganizowanie zgromadzenia. Narodowcy marszu byli oburzeni decyzją miasta i wytykali Trzaskowskiemu „lewicową ideologię” i próbę cenzurowania środowisk patriotycznych".
Ale odmowa rejestracji zgromadzenia wynikała z powodów formalnych. Zgodnie z przepisami zawiadomienie o zgromadzeniu publicznym musi być zgłoszone nie wcześniej niż na 30 dni i nie później niż na 6 dni przed planowaną datą zgromadzenia. Narodowcy zgłoszenie wysłali 28 września, a więc zbyt wcześnie.
Organizatorzy marszu chcieli też, by zgromadzenia związane z Narodowym Świętem Niepodległości trwały nawet kilkanaście dni. Narodowcy złożyli aż sześć wniosków o zgromadzenia publiczne, które miały się odbyć w terminie od 28 października do 11 listopada.
Urzędnicy podali, że wszystkie zgłoszenia stowarzyszenia były przedwczesne.
Marsz Niepodległości jest wydarzeniem organizowanym 11 listopada w Warszawie. Narodowcy tego dnia maszerują także ulicami Wrocławia. Wydarzeniom często towarzyszą rasistowskie, ksenofobiczne symbole, odwołania do antyunijnych, antyaborcyjnych i homofobicznych haseł. W 2022 roku w marszu brali udział m.in. Zbigniew Ziobro i Antoni Macierewicz.
Decyzja sekretarza generalnego ONZ António Guterresa o wzięciu udziału w szczycie, którego gospodarzem jest Władimir Putin, spotkała się z krytyką ze strony Ukrainy i jej sojuszników.
BRICS to określenie (akronim) grupy państw, do których należy Brazylia, Rosja, Indie, Chiny oraz od 2011 roku Republika Południowej Afryki. Trzydniowy szczyt tych państw pod przewodnictwem Władimira Putina rozpoczął się w Kazaniu, stolicy Tatarstanu w Rosji, we wtorek.
Wśród zaproszonych gości znalazło się 20 światowych przywódców – w tym prezydenta Chin Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi i prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan.
Na zaproszenie Putina odpowiedział także Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres, z którym przywódca Kremla ma omówić kwestie związane z konfliktem na Ukrainie. Guterres wylądował w Kazaniu w środę 23 października i jak informuje Kreml, szef ONZ w Rosji nie był od ponad dwóch lat.
Unia Europejska w środę zaapelowała do przywódców uczestniczących w szczycie BRICS, aby przekazali prezydentowi Władimirowi Putinowi polecenie „natychmiastowego zakończenia wojny” w Ukrainie.
Przywódcy Chin oraz Brazylii odpowiedzieli w środę na ten apel. Prezydent Chin Xi Jinping zwracając się do przywódców BRICS, w tym do Władimira Putina, powiedział na forum, że „nie może dojść do eskalacji walk” w Ukrainie.
Jak informuje AFP, Pekin chce utrzymywać neutralną stronę w konflikcie, ale został skrytykowany przez zachodnie mocarstwa za zapewnienie Moskwie wsparcia dyplomatycznego i gospodarczego.
Z kolei prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, który nie mógł przyjechać na szczyt, ale połączył się zdalnie, powiedział na forum, że „unikanie eskalacji i zachęcanie do negocjacji pokojowych ma kluczowe znaczenie dla konfliktu między Ukrainą a Rosją”. A inne kraje wezwał do „współpracy” w celu zakończenia konfliktu między Izraelem a palestyńskim Hamasem i libańskim Hezbollahem.
Jak zauważa AFP, również przywódca Indii Narendra Modi, który kreuje się na potencjalnego mediatora, wezwał do szybkiego zakończenia konfliktu w Ukrainie. „Uważamy, że spory powinny być rozwiązywane tylko pokojowo. W pełni popieramy wysiłki na rzecz szybkiego przywrócenia pokoju i stabilności” – powiedział indyjski przywódca.
Od początku konfliktu w 2022 roku w Ukrainie, Indie obiecują pomoc humanitarną dla Kijowa, ale jednocześnie unikają jednoznacznego potępienia działań Moskwy. Sam Modi był w Kijowie w sierpniu 2024 roku, a Moskwę odwiedził miesiąc wcześniej, próbując zachęcić oba kraje do rozmów — jednak jego inicjatywa nie przyniosła większych postępów.
Moskwa liczy na to, że wizyta szefa ONZ podczas forum pokaże krajom Zachodu, że próby izolowania Rosji w związku z ofensywą w Ukrainie nie powiodły się.
Cytowany przez Euronews Stewart Patrick, starszy pracownik Carnegie Endowment for International Peace, zauważa, że António Guterres może dążyć do zawarcia porozumienia pokojowego. Jednak „prawdopodobnie nie zostanie to dobrze przyjęte przez Zachód, ponieważ może się to spotkać z komentarzami legitymizacji polityki Władimira Putina”.
Decyzję Sekretarza Generalnego ONZ o przyjeździe do Rosji skrytykowało ukraińskie ministerstwo spraw zagranicznych. W komunikacie podkreślono, że szef ONZ przyjął zaproszenie Putina i pojechał do Rosji, a odrzucił zaproszenie Ukrainy na pierwszy Globalny Szczyt Pokojowy w Szwajcarii. „To zły wybór, który nie służy sprawie pokoju. Szkodzi jedynie reputacji ONZ” – przekazał resort na platformie X.
Nic jednak nie wskazuje na to, by Kijów czy Moskwa były otwarte na rozmowy dotyczące rozwiązania konfliktu.
Jak podaje AFP, Moskwa w tym roku poczyniła postępy na polu walki we wschodniej Ukrainie, wzmacniając więzi z takimi państwami jak Chiny, Iran i Korea Północna.