Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Pomimo apeli środowisk naukowych i przyrodniczych Parlament Europejski zdecydował o obniżeniu statusu ochronnego wilków. W polskim prawie wilki nadal są chronione. Na razie.
Parlament Europejski 8 maja 2025 głosował w sprawie obniżenia statusu ochronnego wilka. „Za” zagłosowało 371 osób, 162 było przeciwko, a 37 wstrzymało się od głosu. „Gdyby policzyć tylko polskie głosy, to sprawa ochrony wilka byłaby również przegrana. 26 osób było za obniżeniem, 17 przeciwko, 2 się wstrzymały (nie głosowała jedna osoba)” – wylicza Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot. Dodaje: "Przedstawiciele i przedstawicielki PiS i Konfederacji jednomyślnie byli za osłabieniem ochrony wilka. Z pozostałych partii tylko Lewica w całości zagłosowała przeciwko, czyli za ścisłą ochroną. Antyprzyrodniczą i antynaukową postawę przyjęły zaś następujące osoby, wywodzące się z partii tworzących obecnie koalicję rządzącą:
„Głosowanie na forum Parlamentu Europejskiego to zaprzepaszczenie kilkudziesięciu lat starań o odbudowę populacji wilka w europie, która – jak wskazują najnowsze badania – wciąż nie jest w dobrej kondycji. Większość polskich europarlamentarzystów wolała przychylić się do populistycznych dezinformacji myśliwych niż do najnowszych badań naukowych. To groźny trend dla przyrody i ludzi, i to w czasach kryzysu bioróżnorodności oraz postępujących zmian klimatycznych” – komentuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska deklaruje, że status ochronny wilka w Polsce się nie zmieni. Jest to gatunek ściśle chroniony, nie można do niego strzelać (chyba że specjalną zgodę wyda Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska). Eksperci zajmujący się ochroną dzikich zwierząt podkreślają jednak, że zmiana prawa na poziomie UE może otworzyć furtkę do odstrzału wilków w Polsce w przyszłości, a także do osłabienia ochrony innych drapieżników.
Komisja Europejska pod koniec 2023 roku podjęła decyzję o wystąpieniu z wnioskiem o zmianę Konwencji Berneńskiej, która obniżyłaby status ochronny tego gatunku. Zaproponowała, żeby wilk został przeniesiony z załącznika II – obejmującego gatunki ściśle chronione – do załącznika III – „gatunki chronione”.
Co się działo dalej?
Głosowanie w PE było ostatnim krokiem do obniżenia statusu ochronnego wilka, co może skutkować m.in. zwiększeniem odstrzału tych drapieżników.
Cały proces budzi poważne zastrzeżenia naukowców, badaczy wilków i przyrodników. W grudniu 2024 roku organizacje pozarządowe z UE złożyły skargę do TSUE, w której domagają się unieważnienia decyzji Rady UE (z września 2024) o zmianie statusu ochrony wilka. Tej, którą poparła również Polska.
W lutym 2025 roku skarga została oficjalnie przyjęta, a kolejne organizacje, w tym Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, przyłączyły się do niej jako strony wspierające. KE została również pozwana do Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich za niewłaściwe procedowanie tej decyzji. Wnioskodawcy podnoszą zarzuty nadużywania władzy oraz braku transparentności procesu decyzyjnego.
Przeczytaj także:
Interia ujawniła dokument z 2021 roku, w którym Karol Nawrocki zobowiązuje się do dożywotniej opieki nad Jerzym Ż. Trzy lata później mężczyzna trafił jednak do Domu Pomocy Społecznej, o czym kandydat PiS na prezydenta nawet nie wiedział
Interia dotarła do dokumentu z 2021 roku, z którego wynika, że Karol Nawrocki zobowiązał się na piśmie do opieki nad Jerzym Ż.
Pismo zawiera trzy punkty. W pierwszym znajduje się deklaracja Nawrockiego:
„Ja niżej podpisany Karol Nawrocki oświadczam, iż zobowiązałem się do dożywotniego utrzymania Jerzego Ż. poprzez dostarczenie mu wyżywienia, ubrania, mieszkania położonego w Gdańsku (…), światła i opału, zapewnienia odpowiedniej pomocy i pielęgnowania w chorobie oraz sprawienia własnym kosztem pogrzebu odpowiadającego zwyczajom miejscowym”.
W drugim punkcie dokumentu Jerzy Ż. potwierdził, że Karol Nawrocki wywiązuje się ze swojego zobowiązania.
Trzeci punkt głosi, że dokument sporządzono „celem przedłożenia odnośnym organom publicznym”.
Dziennikarze zapytali dziś w Sejmie Jarosława Kaczyńskiego o ustalenia Interii. Prezes PiS sugerował, że dokument może nie być autentyczny
„Ale ktoś sfałszował podpisy Karola Nawrockiego?” – dopytywali dziennikarze.
„Wcale nie jestem pewien, czy nie sfałszował” – odpowiedział prezes PiS.
Kiedy wybuchła afera wokół kawalerki Karola Nawrockiego, początkowo wyjaśniano, że Nawrocki stał się właścicielem mieszkania Jerzego Ż. w zamian za opiekę nad nim. To tzw. umowa dożywocia. Mechanizm jej działania wyjaśnił na łamach OKO.press notariusz dr Patryk Bender w rozmowie z Dominiką Sitnicką.
Dokument, który ujawniła dziś Interia, nie jest jednak umową dożywocia, choć brzmi łudząco podobnie do przepisu art. 908 kodeksu cywilnego.
Brak w jej treści informacji o przekazaniu mieszkania w zamian za opiekę. Nie mogło jej być, bo dokument ujawniony przez Interię pochodzi z 2021 roku, a Karol Nawrocki stał się (wraz z żoną) właścicielem mieszkania pana Jerzego już w 2017 roku.
Ustalenia Interii wskazują jednak, że Nawrocki nie wywiązuje się z obowiązku opieki nad panem Jerzym.
W tym samym czasie, gdy podpisał się pod oświadczeniem o dożywotniej opiece (sierpień 2021 roku), Nawrocki przeprowadził się z Gdańska do Warszawy, ponieważ został prezesem IPN.
Już po wybuchu afery z mieszkaniem, kandydat PiS na prezydenta powiedział, że kontakt z panem Jerzym „urwał mu się” w grudniu 2024 roku. Dziennikarze szybko odnaleźli jednak Jerzego Ż. w gdańskim DPS-ie, do którego trafił w kwietniu 2024 roku.
Pracownica MOPS-u, która opiekowała się panem Jerzym w latach 2022-2023, czyli już po podpisaniu przez Nawrockiego zobowiązania do opieki, powiedziała, że senior mieszkał w złych warunkach.
"W zimie pan Jerzy siedział w mieszkaniu po ciemku, zziębnięty, w kurtce. Nie miał pieniędzy na prąd, a w tym mieszkaniu wszystko było elektryczne. Żeby nie marzł w zimie, płaciłam za prąd z własnych pieniędzy” – mówiła Onetowi Anna Kanigowska.
Przeczytaj także:
„Rosja nie może oczekiwać, że dostanie terytorium, którego jeszcze nie podbiła” – powiedział wiceprezydent Vance w nocnym wywiadzie dla Fox News. Czy Amerykanie wpadli w pułapkę?
Vance powtórzył wypowiedzi ze środowego spotkania przywódców w Monachium. Rosja „żąda zbyt wiele”, powiedział wtedy i prawdopodobnie będzie musiała pójść na ustępstwa. Jednak Vance powiedział Fox News w czwartek, że wygórowane żądania Moskwy mają sens, ponieważ Rosja wierzy, że wygrywa wojnę.
„To mnie nie martwi. Martwiłoby mnie, gdybyśmy doszli do wniosku, że Rosjanie nie angażują się w negocjacje w dobrej wierze”. W takim przypadku, powiedział Vance, Biały Dom wycofałby się z roli mediatora.
Od lutego administracja Donalda Trumpa próbuje zakończyć najazd Rosji na Ukrainę „w 24 godziny”. Po rozmowach ze stroną Rosyjska i publicznym poniżaniu Ukrainy Amerykanie zaproponowali Putinowi rozejm na następujących warunkach: Rosja zatrzymuje zdobyte w Ukrainie ziemie, przy czy USA uznają oficjalnie aneksję Krymu. Sankcje gospodarcze na Rosję zostaną zniesione, ale Ukraina pozostanie niepodległym państwem z własną armią.
Rosją odrzuciła ten plan. Cały czas powtarza, że warunkiem pokoju jest „usunięcie przyczyn wojny”. Zdaniem Putina przyczyną jest samo istnienie niezależnej od Moskwy Ukrainy. Dlatego Moskwa domaga się zmiany władz w Kijowie na promoskiewskie („denazyfikacja”) i likwidacji ukraińskiej armii („demilitaryzacja”). Do tego dodaje warunek, by Ukraina oddała w całości cztery regiony, które Rosja anektowała na papierze i wpisała sobie do konstytucji — choć ich nie zdobyła.
Teraz widać, że Amerykanie dali się złapać w pułapkę.
Nazywając roszczenia terytorialne „wygórowanymi”, otwierają możliwość rozmowy o wymianie władz i możliwości obrony Ukrainy.
A to, że Vance uwierzył w rosyjską „wiarę w zwycięstwo”, pokazuje siłę rosyjskiej propagandy. Putin nie wygrywa, co symbolicznie widać dziś, gdy moskiewska „parada zwycięstwa” z okazji zakończenia II wojny światowej w Europie odbywa się w warunkach skrajnej niepewności i lęku. Pierwszy raz od najazdu na Ukrainę w 2022 r. W tym tygodniu Moskwy sięgnęło kilkadziesiąt ukraińskich dronów, dezorganizując ruch lotniczy w całej centralnej Rosji. Rosjanie nie są pewni, co może im dziś-jutro zrobić Ukraina. Do miasta ściągnięto dodatkową obronę przeciwlotniczą, miasto jest sparaliżowane nadzwyczajnymi działaniami, które mają zapewnić bezpieczeństwo gościom defilady.
Amerykanie zdają się też kupować inicjatywy pokojowe Kremla z 2-3-dniowymi rozejmami. Na więcej Kreml nie chce się zgodzić, bo jest przekonany, że dłuższy rozejm wzmocni obronę Ukrainy.
Tymczasem Ukraińcy przekazali amerykański negocjatorom, że są gotowi natychmiast cofnąć się 15 km od linii frontu pod warunkiem, że to samo zrobią Rosjanie. Powstałaby w ten sposób 30-kilometrowa strefa buforowa. Rosja się na to nie godzi, bo nie może zakończyć wojny bez symbolicznego „zatknięcia sztandaru zwycięstwa” w stolicy pokonanego wroga.
Jak pisaliśmy, potrzeba ta i wiara „w ostateczne zwycięstwo” jest warunkiem przetrwania reżimu Putina. Nie odnosi się więc do realiów militarnych.
Przeczytaj także:
Już po dwóch dniach konklawe kardynałowie w Watykanie podjęli decyzję, kto zastąpi zmarłego papieża Franciszka. Wybór padł na Amerykanina, kardynała Roberta Prevosta, który przyjął imię Leona XIV
Słynna łacińska fraza „Habemus papam” wybrzmiała z balkonu bazyliki św. Piotra w Watykanie dokładnie o godz. 19:13. Ponad godzinę wcześniej wierni zobaczyli biały dym, zwiastujący, że nowy papież został wybrany. W konklawe uczestniczyło 133 kardynałów, nowy papież musiał osiągnąć większość dwóch trzecich głosów, czyli zdobyć poparcie co najmniej 89 kardynałów.
69-letni Robert Prevost był wymieniany w gronie kandydatów, którzy mogą zastąpić zmarłego papieża Franciszka, ale nie był uważany za jednego z głównych faworytów konklawe. Prevost pochodzi z Chicago, ale wiele lat spędził na misji w Peru, ma też podwójne obywatelstwo: amerykańskie i peruwiańskie. Jest uważany za centrystę, ale bliskiego papieżowi Franciszkowi, zwłaszcza jeśli chodzi o nauczanie dotyczące wagi sprawiedliwości społecznej we współczesnym świecie, troski o migrantów i biednych.
W Peru Prevost pełnił w latach 2015-23 funkcję biskupa w Chiclayo, w północno-zachodniej części kraju. Papież Franciszek sprowadził go do Rzymu dwa lata temu, aby stanął na czele wpływowego watykańskiego urzędu odpowiedzialnego za wybór kapłanów, którzy mają służyć jako biskupi. Reuters cytuje słowa Prevosta z konferencji prasowej w Watykanie w 2023 roku: „Naszą pracą jest rozszerzenie namiotu i zapewnienie wszystkich, że są mile widziani w Kościele”.
Ksiądz Mark Francis, przyjaciel Prevosta od lat 70. XX wieku, powiedział Reutersowi, że kardynał był wielkim zwolennikiem pontyfikatu Franciszka, a zwłaszcza – jak już wspomnieliśmy wyżej – zaangażowania zmarłego papieża w kwestie sprawiedliwości społecznej.
„Zawsze był przyjaznym, ciepłym człowiekiem mówiącym głosem zdrowego rozsądku i zatroskanego o praktyczny wymiar działań Kościoła na rzecz ubogich” – mówi ks. Francis, który uczęszczał z Prevostem do seminarium. „Ma złośliwe poczucie humoru, ale nie był nigdy kimś, kto szuka rozgłosu” – dodał Francis w rozmowie z Reutersem.
Agencja cytuje również Jesusa Leona Angelesa, koordynatora grupy katolickiej w Chiclayo w Peru, który zna Prevosta od 2018 roku. Angeles nazwał nowego papieża „bardzo prostym” człowiekiem, który zawsze starał się pomagać innym.
Leon Angeles podkreślił, że Prevost okazał szczególną troskę o wenezuelskich migrantów w Peru. W ostatnich latach ponad 1,5 miliona Wenezuelczyków przeniosło się do Peru, aby uciec przed kryzysem ekonomicznym w ich kraju.
Tak rok temu kardynał Prevost mówił o problemie migracji podczas spotkania z wiernymi: „Musi istnieć sposób, aby rozwiązać problem, ale także traktować ludzi z szacunkiem. Każdy z nas, czy urodził się w Stanach Zjednoczonych Ameryki, czy na Biegunie Północnym, otrzymał dar bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boga, a dzień, w którym o tym zapomnimy, to dzień, w którym zapomnimy, kim jesteśmy”.
Projekt ustawy o asystencji osobistej nie dostał dziś akceptacji Stałego Komitetu Rady Ministrów. Bez tego nie może trafić na posiedzenie rządu w przyszłym tygodniu. Zamiast projektu będzie więc protest
„Z uwagi na złożoność regulacji, priorytetowy charakter ustawy oraz konieczność uzgodnienia jej zapisów, Stały Komitet Rady Ministrów podjął decyzję o [nowym] terminie składania uwag do projektu przez członków Komitetu do 13 maja. Po zakończeniu prac na poziomie SKRM projekt ustawy zostanie niezwłocznie skierowany pod obrady Rady Ministrów” – poinformowało Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób z Niepełnosprawnościami.
To znaczy, że projekt nie stanie na posiedzeniu rządu, a 13 maja pod KPRM, trzy dni przed wyborami prezydenckimi odbędzie się demonstracja zdesperowanych osób z niepełnosprawnościami i ich bliskich.
Projekt ustawy o asystencji osobistej jest niezwykle wyczekiwaną zmianą dla osób z niepełnosprawnościami i ich bliskich. Dziś wspieranie takich osób spada na rodziny. Projekt wprowadzałby instytucję usługi publicznej finansowanej z budżetu. Polegałaby ona na tym, że osoba z niepełnosprawnością po ocenie jej sytuacji i tego, jakie wsparcie jest jej potrzebne do niezależnego życia, mogłaby skorzystać z pomocy asystenta finansowanego przez państwo. Zakres i skalę tej pomocy ustalałoby się indywidualnie.
Projekt realizuje postanowienia Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami, którą Polska zobowiązała się respektować w 2012 r. Jest niezmiernie skomplikowany — bo stara się uwzględnić najróżniejsze sytuacje, w jakich ludzie mogą się znaleźć. Był konsultowany ze szczególnym uwzględnienie środowiska osób z niepełnosprawnościami. Jest też szalenie kosztowny. W pierwszym roku obowiązywania musimy na to wydać ok. miliarda złotych, po pięciu latach, gdy do systemu wejdą wszyscy potrzebujący — nawet ponad 10 mld rocznie. Dlatego m.in. Ministerstwo Finansów składa nieustająco nowe uwagi do niego.
Już sama akceptacja dla przygotowującego projekt Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej była w grudniu zaskakująca (bez takiej akceptacji nie mogą się zacząć prace w komitetach Rady Ministrów, a projekt nie może trafić na rząd). Wtedy jednak komentatorzy sądzili, że rząd zrozumiał, że identyfikowany w badaniach opinii publicznej niepokój może być kluczowy dla wyborów prezydenckich. A wynika on także z lęku, co będzie, jeśli rodzinę dotknie niepełnosprawność. Problem nazwał po imieniu serial „Matki Pingwinów”, który właśnie w tym czasie bił rekordy popularności.
Środowisko osób z niepełnosprawnościami założyło więc, że trzeba pilnować rządu, by przyjął projekt przed wyborami prezydenckimi. Bo potem prawa osób z niepełnosprawnościami mogą znowu stać się „mniej ważne”. Bez akceptacji Komitetu Stałego nie będzie to już możliwe przed I turą wyborów.
Ustawa o asystencji osobistej jest uzupełnieniem innej fundamentalnej zmiany — obowiązującej od 1 stycznia 2024 ustawy o świadczeniu wspierającym. Ona też oparta jest na nowej zasadzie, że państwo nie ocenia, do czego dana osoba jest „niezdolna”, ale czego potrzebuje do samodzielnego życia. W przypadku świadczenia wspierającego chodzi o finansowe wsparcie do poziomu, jaki pozwala prowadzić właśnie to niezależne życie.
I ustawa świadczeniu wspierającym i projekt ustawy o asystencji osobistej idą w poprzek panującego w Polsce przekonania, że „opiekować” się osobami z niepełnosprawnościami i seniorami mają członkowie ich rodzin. A w przypadku opieki świadczonej przez osoby obce, cz lowiek sam musi za to zapłacić, np. mieszkaniem.
Przeczytaj także:
Na zdjęciu u góry – happening pod Sejmem w 2024 r. w sprawie ustawy o asystencji osobistej. Zdjęcie mężczyzny z niepełnosprawnością i jego matki rozłożone na chodniku tak, by przechodnie zrozumieli, że depczą prawa tych osób, zgadzając się na brak wsparcia dla nich.