Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Dwa sądy (z Kalifornii i z Maryland) nakazały administracji Donalda Trumpa przywrócenie do pracy pracowników zwolnionych bezprawnie na polecenie Elona Muska, szefa
Orzeczenia sądów zostały wydane jeszcze 13 marca i dotyczą około 24 tysięcy pracowników łącznie 19 agencji administracji federalnej USA. Wszyscy oni pracowali na okresach próbnych. I wszystkich ich masowo próbował zwolnić na czele tzw „departamentu efektywności rządowej”, czyli DOGE, Elon Musk. Orzeczenia dotyczą m.in. Agencji Ochrony Środowiska, Agencji Rozwoju Międzynarodowego i Biura Ochrony Finansowej Konsumentów. Przywracani do pracy mają być również między innymi urzędnicy Departamentu Pracy, Transportu, Skarbu, Rolnictwa, Handlu, Energii, Zdrowia, Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Departamentu ds. Weteranów. Powodem przywracania do pracy zwolnionych urzędników ma być seria naruszeń przepisów o zwolnieniach grupowych, której dopuścili się podwładni Elona Muska.
Na polecenie kontrolowanego przez Muska DOGE, masowych zwolnień pracowników na okresach próbnych dokonało Biuro Zarządzania Personelem. Pracownicy zostali zwolnieni z dnia na dzień, bez żadnego merytorycznego uzasadnienia. Biuro Zarządzania Personelem uzasadniało, twierdząc, że okres próbny nie jest czasem realnego zatrudnienia, ale „kontynuacją procesu aplikowania o pracę”. Ta bliska filozofii Elona Muska i jego stylowi zarządzania w kontrolowanych przez niego koncernach argumentacja nie obroniła się jednak w sądach.
Rzecznik prasowa Białego Domu Karoline Leavitt ogłosiła, że administracja Donalda Trumpa będzie odwoływać się od takich wyroków. Oskarżyła też sędziów o „nadużywanie władzy”.
Nie otrzymaliśmy wynagrodzenia za luty – ogłosiła w rozmowie z PAP Julia Przyłębska, była prezes trybunału jej imienia
„Nie dostajemy uposażenia” – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej Julia Przyłębska, była prezes trybunału nazwanego jej nazwiskiem. Pytana, od kiedy sędziom nie są wypłacane pensje, dodała, że po raz pierwszy nie otrzymali go w lutym. Część członków trybunału wystąpiła już o wypłatę wynagrodzenia na drodze wezwań przedsądowych.
W budżecie 2025 rok zmniejszono środki dla Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa. Obcięto m.in. fundusze na wypłaty dla pracowników TK oraz KRS.
Prawicowy portal wPolityce.pl zapytał o to oficjalnie Trybunał. „Zaległość Skarbu Państwa wobec sędziów TK wynosi aktualnie wysokość jednomiesięcznego wynagrodzenia (wynagrodzenia sędziów TK za miesiąc luty)”. „Część sędziów Trybunału Konstytucyjnego zwróciła się już do Prezesa Trybunału Konstytucyjnego o wypłatę zaległego wynagrodzenia w drodze przedsądowego wezwania do zapłaty” – tak brzmiała odpowiedź instytucji.
Na dzień przed wygaśnięciem sankcji Unii Europejskiej wobec Rosji, Węgry Viktora Orbana przestały blokować ich przedłużenie na kolejnych 6 miesięcy
Węgry wycofały swoje weto – tym samym Unia Europejska mogła przedłużyć obowiązywanie sankcji nałożonych na Rosję o kolejnych 6 miesięcy. UE nałożyła sankcje na ponad 2400 osób, firm i instytucji w odpowiedzi na pełnowymiarową inwazję na Ukrainę.
Węgry blokowały przedłużenie sankcji, domagając się usunięcia z list sankcyjnych konkretnych nazwisk rosyjskich polityków i oligarchów prowadzących interesy z osobami powiązanymi z węgierskim układem rządzącym. Przez cały ubiegły tydzień trwały gorączkowe konsultacje w tej sprawie. Ostatecznie Węgrom udało się wymusić pewne ustępstwa na pozostałych państwach UE. Z list sankcyjnych zostały usunięte 4 nazwiska.
W sobotę o północy miał minąć termin obowiązywania kolejnego pakietu sankcji ekonomicznych nałożonych przez Unię Europejską na Rosję za napaść na Ukrainę. Sankcje uchwalane są na 6 miesięcy, co w trakcie trwającego już ponad 3 lata konfliktu wymagało ich kilkukrotnego przedłużania. Obecne przedłużenie będzie obowiązywać do połowy września.
Ponad połowa Amerykanów, w tym jedna czwarta wyborców Republikanów, ocenia dotychczasową politykę Donalda Trumpa jako zbyt życzliwą wobec Rosji
Opublikowane 13 marca wyniki sondażu przeprowadzonego w USA przez Ipsos dla Reutersa wydają się stanowić częściowe wyjaśnienie nagłego zwrotu w relacjach Białego Domu z Kijowem. W sondażu około 56 procent respondentów, w tym 89 proc. wyborców Demokratów i 27 proc. wyborców Republikanów, zgodziło się ze stwierdzeniem, że polityka prowadzona przez Trump zbyt mocno sprzyja Rosji. Jedynie 40 procent respondentów miało przeciwne zdanie.
W tym samym sondażu jedynie 44 proc. badanych stwierdziło, że popiera plan Donalda Trumpa „uzależniający wsparcie militarne USA dla Ukrainy od udziału USA w bogactwach mineralnych Ukrainy”. Ta koncepcja podoba się dwóm trzecim wyborców Republikanów (czyli partii Donalda Trumpa) i zaledwie co piątemu wyborcy demokratów.
We wtorek 11 marca, po spotkaniu delegacji USA i Ukrainy w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej, Donald Trump ogłosił odblokowanie pomocy wojskowej dla walczącego z Rosją kraju i zapowiedział, że będzie starał się przekonać Kreml do przyjęcia propozycji 30-dniowego zawieszenia broni, którą zaakceptowała po spotkaniu z Amerykanami Ukraina. W OKO.press zastanawialiśmy się już, w jakim stopniu na tę nagłą zmianę frontu Trumpa wobec Ukrainy wpłynęły czynniki o charakterze stricte politycznym. Donald Trump i jego administracja prowadzili wcześniej bardzo brutalną politykę wobec Ukrainy – 28 lutego prezydent i wiceprezydent USA urządzili w Białym Domu publiczną, upokarzającą awanturę prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu. Następnie Trump zadecydował o wstrzymaniu wszelkiej pomocy USA dla Ukrainy. W tle pozostawały amerykańskie próby wymuszenia jak najkorzystniejszych dla USA warunków umowy o eksploatacji surówców mineralnych Ukrainy, co według Trumpa miało być „zapłatą” za amerykańską pomoc dla walczącego z Rosją kraju.
Wiceprezydent USA J.D. Vance „byłby zszokowany”, gdyby prezydent Donald Trump zdecydował, aby broń jądrowa została rozmieszczona „na wschodzie Europy”.
„Nie rozmawiałem z prezydentem o tej konkretnej kwestii, ale byłbym zszokowany, gdyby poparł rozprzestrzenienie broni jądrowej dalej na wschód Europy” — powiedział Vance w wywiadzie dla Fox News. Była to odpowiedź na pytanie czwartkowy wywiad prezydenta Andrzeja Dudy dla „Financial Times”. Duda wezwał w nim USA do rozmieszczenia broni jądrowej na terytorium Polski w charakterze środka odstraszającego przed możliwą agresją Rosji.
Głównym tematem rozmowy była architektura bezpieczeństwa w Europie w związku z agresywną polityką Rosji. Duda mówił o swoim przywiązaniu do sojuszu z USA, zaznaczył, że nie wierzy, by administracja Donalda Trumpa wycofała się ze zobowiązań wobec sojuszników w NATO.
Dodał, że jego zdaniem infrastrukturę NATO należy przesunąć bardziej na wschód, czyli na terytorium Polski. I że ma nadzieję na rozszerzenie programu Nuclear Sharing w Europie – co proponował USA pod rządami Joe Bidena w 2022 roku. Bezskutecznie.
Pytany o wypowiedzi prezydenta premier Donald Tusk stwierdził, że takie propozycje powinny badać za zamkniętymi drzwiami.
„Doceniam starania pana prezydenta Dudy. Jestem przekonany, że wyłącznie dobra wola i chęć wzmocnienia polskiego bezpieczeństwa kierowała panem prezydentem. Czy takie metody są skuteczne? Mam tutaj swoją opinię” – stwierdził Tusk.
Po dramatycznej wolcie administracji Trumpa w sprawie Ukrainy Andrzej Duda przekonuje, że nadal należy w polityce zagranicznej stawiać na USA, tylko potrzebne jest odpowiednie podejście, uwzględniające „specyfikę” potężnego partnera. Podkreśla przy tym swoje dobre relacje z Donaldem Trumpem. Podobne stanowisko – mimo kolejnych niepokojących sygnałów zza oceanu – prezentuje Prawo i Sprawiedliwość.
Swoich proamerykańskich inicjatyw Duda zdaje się nie uzgadniać z rządem. Prezydencki minister Wojciech Kolarski, pytany w czwartek w RMF FM, czy pomysł na przesunięcie broni jądrowej do Polski był konsultowany z rządem, uchylił się od odpowiedzi.
Amerykanie prowadzą teraz intensywne rozmowy z Putinem. Ten odrzucił wstępną propozycję rozejmu w wojnie w Ukrainie. Domaga się „usunięcia przyczyn konfliktu”. Obecnie Kreml definiuje je nie tylko jako „przesunięcie się NATO na wschód” w 1999 r. i NATO-wskie aspiracje Ukrainy. Mówi też, że przyczyną wojny jest „rozpad ZSRR”. Z tego wynikałoby, że Putin uważa to, co Vance nazywa "wschodem Europy, za swoje.