Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rano 28 listopada ukraińskie służby antykorupcyjne weszły do domu szefa Biura Prezydenta Ukrainy Andrija Jermaka. Ma to związek z ujawniona niedawną wielka aferą korupcyjną, w której ludzie z rządu i otoczenia Zełenskiego wyprowadzili 100 mln dolarów
O przeszukaniu w domu Andrija Jermaka poinformowała „Ukraińska Prawda”. Najpierw gazeta napisała, że na teren dzielnicy rządowej wkroczyło około 10 pracowników Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (skrót ukraiński – NABU) oraz Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). Później potwierdziły to NABU i SAP. „Czynności śledcze są prowadzone w ramach dochodzenia” – pisze NABU.
Andrij Jermak w mediach społecznościowych również poinformował o przeszukaniu, zaznaczając że NABU i SAP „prowadzą czynności procesowe” w jego domu.
„Śledczy nie napotykają żadnych przeszkód. Uzyskali pełny dostęp do mieszkania, na miejscu są moi adwokaci, którzy współpracują z organami ścigania” – napisał Jermak. Dodał: „Ze swojej strony zapewniam pełną współpracę”.
Te działania są elementem operacji „Midas” dotyczącej korupcji w ukraińskim państwowym sektorze energetycznym, o której ukraińskie służby poinformowały 10 listopada. NABU i SAP 15 miesięcy pracowały nad wykryciem korupcyjnych mechanizmów. Zgromadziły ponad 1000 godzin nagrań podsłuchów u figurantów.
Jak pisaliśmy, w aferę są zamieszani obecni i byli wysocy urzędnicy ukraińskiego sektora energetycznego – m.in. ministrowie energetyki Ukrainy, były wicepremier Ukrainy Ołeksij Czernyszow, były partner biznesowy prezydenta Zelenskiego Timur Mindicz (który miał być organizatorem korupcyjnych transakcji) i inne osoby. Przez utworzone w centrum Kijowa tajne biuro do prania pieniędzy przepłynęło około 100 mln dolarów.
Pierwsze przeszukiwania NABU i SAP przeprowadziły 10 listopada, m.in. w domu byłego ministra energetyki Hałuszczenki oraz Timyra Mindicza. Mindycz na kilka godzin przed aresztowaniem grupy zdołał wyjechać za granicę. Wówczas NABU zatrzymało pięć osób (wkrótce Najwyższy Sąd Antykorupcyjny Ukrainy dostał kaucję za dwie pracownice zajmujące się praniem pieniędzy), siedmiu osobom postawiono zarzuty.
13 listopada prezydent Zełenski wprowadził w życie decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony o nałożeniu sankcji na Timura Mindicha oraz innnego figuranta taśm NABU biznesmena Ołeksandra Cukermana, który również uciekł z kraju. Według ukraińskich mediów mężczyźni mogą przebywać w Izraelu. Ukraińskie władze w związku z aferą wystawiły listy gończe za Mindiczem i Cukermanem.
19 listopada Rada Najwyższa zdymisjonowała ministrów Hrynczuk i Hałuszczenkę.
W energetycznych spółkach państwowych trwają audyty. Rozpoczęła pracę Tymczasowa Komisja Śledcza, a podczas jej posiedzenia wypłynęły nowe szczegóły sprawy – np. to, że o istnieniu ustawek – wymuszaniu prowizji od firm starających się o rządowe kontrakty – mogły wiedzieć inne organy ścigania, jak Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy.
Według posłów opozycji, dziennikarzy śledczych, organizacji pozarządowych działających na rzecz zwalczania korupcji, ma to świadczyć o tym, że o korupcji musiało wiedzieć Biuro Prezydenta, m.in. jego szef – Andrij Jermak. Oficjalnie NABU i SAP nie poinformowały, że szef Biura Prezydenta Ukrainy jest w jakiś sposób powiązany z korupcyjną aferą.
Od dłuższego czasu komentatorzy polityczni podkreślają, że Jermak przejął zbyt dużo uprawnień, odgrywa rolę wiceprezydenta czy nawet w praktyce jest współprezydentem Ukrainy. Większość decyzji ma być podejmowana w Biurze Prezydenta, a nie w parlamencie (według Konstytucji Ukraina ma system parlamentarno-prezydencki).
Daria Kaleniuk, dyrektorka wykonawcza Centrum Przeciwdziałania Korupcji, w radiu New Voice mówiła, że podjęte przez Zełenskiego działania, dymisje ministrów czy restrukturyzacja rządu nie wystarczą, żeby Ukraina wyszła z tego kryzysu.
Zdaniem ekspertki oraz wielu innych liderów opinii Jermak powinien podać się do dymisji, a krajem nie może rządzić Biuro Prezydenta. Według ukraińskich mediów krytyka Jermaka ma narastać również w prezydenckiej partii „Sługa Narodu”, która ma większość w parlamencie. Formacja chce odzyskać podmiotowość, a nie głosować według „dyscypliny partyjnej”.
Jermak jest negatywnie oceniany też za granicą. „Musimy sobie z nim radzić. Jest człowiekiem Zełenskiego, więc nie mamy wyboru” – mówił anonimowo wysoki rangą europejski dyplomata w rozmowie z portalem Kyiv Independent.
Jak na razie Zełenski ufa jednak Jermakowi i mimo nacisków części społeczeństwa zdecydował się go nie zwalniać. Co więcej, Zełenski wyznaczył Jermaka na szefa delegacji, która prowadzi negocjacje z amerykańską administracją oraz innymi partnerami zagranicznymi Ukrainy w sprawie zakończenia wojny.
Przeczytaj także:
Część byłych dyplomatów uważa ten krok za kompromitujący – uczestnicy delegacji powinni mieć dobrą reputację, żeby od startu nie osłabiać swojego stanowiska. Sam Jermak w wywiadzie dla amerykańskiego „The Atlantic” powiedział, że ta decyzja Zełenskiego udowadnia, że prezydent mu ufa.
„Presja jest ogromna. Sprawa jest dość głośna i potrzebne jest obiektywne i niezależne śledztwo bez wpływów politycznych” – mówił Jermak.
„[Prezydent Zełenski] Powierzył mi te negocjacje, które zadecydują o losie naszego kraju. A jeśli ludzie popierają prezydenta, to powinno to dać odpowiedź na wszystkie ich pytania”.
25 listopada dyrektor NABU Semen Krywonos mówił, że w trakcie śledztwa sprawa „Midas” będzie się rozszerzać i pojawią się nowe podejrzenia.
Przeczytaj także:
Nowy rosyjski warunek zakończenia najazdu na Ukrainę to uznanie rosyjskiego podboju i dodatkowych zdobyczy – ale nie przez Ukrainę, tylko przez „społeczność międzynarodową”. Trudno sobie wyobrazić jego wykonanie – widać zatem, że Moskwa usztywnia swój kurs
Po konferencji prasowej w Biszkeku 27 listopada, na której Putin mówił trochę nieskładnie, wypowiedział się on dodatkowo dla kirgiskiej telewizji, a potem jeszcze stanowisko Kremla doprecyzował rzecznik Putina Pieskow. Widać więc, że Moskwie zależy na tym, by ten warunek wybrzmiał
Przeczytaj także:
Po ujawnieniu szczegółów „planu Trumpa”, który – jak się okazało – nie był planem Trumpa, tylko warunkami minimum przedstawionymi przez Rosję, Kreml wyraźnie zaostrza stanowisko.
Jest tak dlatego, że Kreml nie jest przygotowany do publicznych negocjacji – jakiekolwiek ustępstwa podkopywałyby bowiem władzę Putina i związanego z nim aparatu. Mimo pogarszającej się sytuacji Rosji Kreml musi więc prowadzić wojnę.
Warunek o międzynarodowym uznaniu rosyjskiego podboju w Ukrainie jest trudny do spełnienia. Propaganda Kremla wytworzyła co prawda przekonanie, że USA są władne zarządzić większości podległego sobie Zachodu, a globalne Południe popiera interesy Rosji. Jednak trudno sobie na razie wyobrazić zgodę na podbój, która nie zachwiałaby międzynarodowym bezpieczeństwem i wiarą, że ustalonych granic się nie narusza.
Cały ten proces opisujemy w cyklu „Goworit Moskwa”. O tym, że „plan Trumpa” jest planem Putina, napisaliśmy już 20 listopada:
Przeczytaj także:
O tym, że Moskwa nie przyjmie skorygowanego „planu Trumpa” – napisaliśmy tu:
Przeczytaj także:
Przywódcy Węgier i Rosji będą rozmawiać o dostawach gazu i ropy naftowej oraz zakończeniu wojny w Ukrainie. To trzecie spotkanie Orbana i Putina od czasu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku
Viktor Orban spotka się dziś (28 listopada) z Władimirem Putinem. O podróży do Moskwy premier Węgier poinformował za pośrednictwem filmu opublikowanym na Facebooku.
„Jadę [do Moskwy], aby upewnić się, że dostawy energii dla Węgier będą zabezpieczone zimą i w przyszłym roku” – mówi Orban na nagraniu.
Jak informuje agencja Reutera, tematem rozmów w Moskwie będą nie tylko dostawy ropy naftowej i gazu dla Węgier, a także zakończenie wojny w Ukrainie.
To już trzecie spotkanie Orbana i Putina od czasu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r.
Viktor Orban jako jedyny z unijnych przywódców utrzymuje bliskie stosunki z Rosją pomimo jej agresji na Ukrainę. Rząd Węgier blokuje także unijną pomoc dla walczącej Ukrainy oraz sprzeciwia się jej przystąpieniu do Wspólnoty.
Parlament Europejski przygotowuje się jednak do tego, aby pociągnąć Węgry do odpowiedzialności nie tylko za łamanie praworządności w kraju, ale także nieprzestrzeganie zasady solidarności i lojalnej współpracy w obszarze bezpieczeństwa i polityki zagranicznej.
25 listopada PE przegłosował raport, w którym wzywa państwa członkowskie do podjęcia kolejnych kroków w procedurze z art. 7 i nałożenia sankcji na Węgry za łamanie wartości UE. Więcej przeczytasz w tekście Pauliny Pacuły na OKO.press:
Przeczytaj także:
Nawrocki chce wymusić na rządzie konsultowanie z nim nowych ustaw „na wczesnym etapie tych prac”. To kolejna próba rozszerzenia uprawnień prezydenta, wcześniej tak samo argumentował odmowę nominacji w wojsku, w służbach specjalnych czy nominacji ambasadorskich. Rząd odmawia, wskazując, że Konstytucja nie daje prezydentowi takich uprawnień
Prezydent Karol Nawrocki ogłosił w czwartek wieczorem, że wetuje dwie ustawy. Jedna to nowelizacja kodeksu wyborczego, która rozszerzała możliwość głosowania korespondencyjnego dla wszystkich wyborców.
To kolejny ruch w wojnie z rządem. Od początku kadencji Nawrocki zawetował już 13 ustawa plus te dwie zawetowane teraz. Wszystkie weta są wymienione na stronie wetomat.pl , uruchomionej przez KO ze stosownym krytycznym komentarzem w każdym przypadku.
Pierwsze weto dotyczy nowelizacji kodeksu wyborczego, wprowadzającej głosowanie korespondencyjne.
Głosowanie korespondencyjne miało być dobrowolne, wyłączone z tego miały być wybory do organów samorządu terytorialnego oraz w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Jednakże wyborcy o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, w podeszłym wieku, a także na przykład objęci kwarantanną mogliby głosować korespondencyjnie także w tych wyborach samorządowych.
Propozycja została złożona w Sejmie w maju br. jako projekt posłów Koalicji Obywatelskiej. „Umożliwienie wyborcom skorzystania z dogodnej dla nich formy oddania głosu stanowi formę respektowania konstytucyjnego prawa równości wobec prawa. Ponadto rozszerzenie uprawnień do korzystania z wyżej wymienionej formy głosowania korzystnie wpłynie na frekwencję wyborczą” – uzasadniali wtedy autorzy potrzebę takiej zmiany.
Karol Nawrocki zawetowanie tej możliwości głosowania tłumaczył we wpisie na platformie X tym, że „obecna w ustawie nierejestrowana wysyłka pakietów wyborczych za granicę rodzi poważne ryzyko, bo uzależnia ten proces od jakości usług operatorów pocztowych z wielu państw”. Uznał to za brak kontroli nad procesem głosowania.
Druga zawetowana ustawa to nowelizacja ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych (CIT), dotycząca opodatkowania fundacji rodzinnych. Zakładała objęcie przychodów z najmu, dzierżawy lub innych umów o podobnym charakterze obowiązkiem podatkowym. W praktyce oznaczało to, że zwolnienie podatkowe znajdowałoby zastosowanie jedynie w przypadku najmu stricte mieszkaniowego (najmu długoterminowego) – tzn. w sytuacji, gdy fundacja rodzinna wynajmuje wskazane w przepisie nieruchomości osobom fizycznym na ich własne potrzeby mieszkaniowe. Wszelkie inne formy wykorzystania nieruchomości miały być objęte CIT na zasadach ogólnych.
Nawrocki tłumaczy to „sprzeciwem wobec odejścia od umowy, którą państwo zawarło z Polakami”. „Gdy ta instytucja była tworzona, ustawodawca zapewnił, że zasady ich funkcjonowania nie ulegną zmianie przez okres trzech lat, tymczasem przedstawiona nowelizacja wprowadzała po niespełna dwóch latach niekorzystne zmiany w opodatkowaniu już założonych fundacji, do których rodziny przekazały swoje aktywa” – powiedział prezydent. – „To naruszenie zasady zaufania do państwa, którego jedynym powodem był i pozostaje fatalny stan finansów publicznych” – dodał.
Minister finansów i gospodarki Andrzej Domański na platformie X skomentował, że prezydent, wetując „uszczelnienie fundacji rodzinnych”, tłumaczy to «umową z Polakami», tylko że tą «umową» miało być podobno wspieranie przedsiębiorczości – a nie tolerowanie luk, które dziś pozwalają omijać podatki”. „Podatki, z których finansujemy wojsko, policję, szkoły, kluczowe inwestycje. Wstyd” – napisał Domański.
Również Adrian Zandberg, poseł partii Razem, krytykuje decyzję Nawrockiego. „Zła decyzja w sprawie fundacji rodzinnych, a jej uzasadnienie — jeszcze gorsze. Prezydent mówi: jak ktoś zrobi dziurę w systemie podatkowym i obieca bogatym cwaniakom, że będą z niej korzystać przez lata, to nie wolno tego zmienić”.
Przeczytaj także:
Polska zadeklarowała, że w najbliższych trzech latach wniesie do budżetu Europejskiej Agencji Kosmicznej 550 mln euro. Ułatwi to rozmowy na temat powstania bazy ESA w naszym kraju. Minister finansów Andrzej Domański podpisał list intencyjny w tej sprawie
Szef resortu finansów Andrzej Domański podpisał dokument pozwalający na dalsze rozmowy w sprawie budowy centrum rozwoju technologicznego ESA w Polsce. Stało się to podczas Rady Ministerialnej Europejskiej Agencji Kosmicznej w Bremie — czyli spotkania ministrów krajów członkowskich odpowiedzialnych za rozwój sektora kosmicznego.
- Dzięki dzisiejszym podpisom uruchamiamy proces strukturalny, który będzie definiował pełną koncepcję przyszłych działań tego centrum. Polska wyznaczy swój zespół koordynacji w odpowiednim momencie, aby zapewnić efektywny postęp prac, które zostały nakreślone w tym liście intencyjnym. Niech dzisiejsze podpisy będą jasnym wyrazem naszych wspólnych ambicji, aby zwiększyć obecność Europy w kosmosie, bezpieczeństwo i odporność — mówił Domański. O możliwości budowy ośrodka ESA w naszym kraju już w sierpniu mówił premier Donald Tusk.
Po powrocie astronauty Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego z orbity okołoziemskiej zapowiedział, że centrum skupiałoby się właśnie na wzmacnianiu europejskiej polityki bezpieczeństwa poprzez obecność w kosmosie.
Podpisanie listu intencyjnego nie byłoby zapewne możliwe, gdyby nie zwiększenie polskiej składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej. W latach 2023-25 wyniosła ona niemal 500 mln euro. Pozwoliło to na zwiększenie udziału polskich przedsiębiorstw w działaniach ESA i wysłanie drugiego Polaka w kosmos. W latach 2026-28 składka wyniesie 550 mln euro. Przeznaczona będzie na projekty obserwacji Ziemi, bezpiecznej łączności, transportu kosmicznego, serwisowania na orbicie, bezpieczeństwa kosmicznego, eksploracji robotycznej oraz rozwoju technologii i aparatury dla przyszłych misji.
Nasz kraj dołączył do Europejskiej Agencji w 2012 roku, jako 20 państwo ponadnarodowej inicjatywy. Każdy z członków ESA dokłada się do budżetu organizacji, a wkład każdego z krajów pozwala na udział instytutów badawczych, firm, a w końcu również astronautów w działaniach Agencji.
Polska branża kosmiczna apelowała o zwiększenie finansowego zaangażowania Polski w ESA od kilku miesięcy. Jak argumentowali, wyższa składka oznacza większe możliwości pozyskiwania kontraktów dla rodzimych firm.
"W skrócie: każdy kraj deklaruje wysokość swojej składki i ustala, co dostaniemy w zamian. To jedyna szansa w tej dekadzie, by Polska dołączyła do pierwszej ligi kosmicznych technologii” – podkreślał Adam Zagrajek z CleverHive, firmy opracowującej programy komputerowe kontroli misji kosmicznych.
Przeczytaj także:
Podwyższenie kwoty wnoszonej przez Polskę do ESA zwiększa też szanse Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego na uzyskanie statusu stałego astronauty Europejskiego Korpusu Astronautów. Pozwoli to na rozważanie jego udziału w kolejnych misjach badawczych i eksploracyjnych. Na razie posiada niższą rangę astronauty projektowego.
Przeczytaj także: