Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Najnowszy sondaż przed wyborami prezydenckimi w USA pokazuje, że Kamala Harris wciąż ma szansę przekonać do siebie spore rzesze wyborców. Jutrzejsza debata Harris – Trump może się okazać kluczowa
To będzie trudne starcie z niepewnym wynikiem.
Z najnowszego sondażu wyborczego przeprowadzonego w dniach 3-6 września przez Sienna College dla dziennika New York Times wynika, że różnica między poparciem Donalda Trumpa i Kamali Harris mieści się w granicach błędu statystycznego. Na Donalda Trumpa zagłosować planuje 48 proc. wyborców, zaś na Kamalę Harris 47 proc.
Kamala Harris ma też wciąż więcej do zrobienia niż Donald Trump, by dać poznać się wyborcom. Aż 28 proc. badanych stwierdziło, że chciałoby wiedzieć na jej temat więcej. Wobec Donalda Trumpa takie życzenie wyraziło 9 proc. respondentów.
Dwie trzecie spośród tych, którzy chcieliby wiedzieć więcej o Harris powiedziało, że chodzi konkretnie o planowane przez nią polityki. Zdaniem New York Times może to być znak tego, że Kamala Harris wciąż ma szansę na pozyskanie nowych wyborców.
Także w granicach błędu statystycznego mieści się przewaga Kamali Harris w trzech z siedmiu kluczowych dla ostatecznego wyniku wyborów stanach. Chodzi o tzw. swing states, gdzie liczba wyborców Demokratów i Republikanów jest bardzo wyrównana, więc trudno przewidzieć ostateczny wynik wyborów.
Harris ma nieznaczną przewagę w stanie Wisconsin (50 proc. dla Harris do 47 proc. dla Trumpa), Michigan (49 proc. do 47 proc.) i Pensylwanii (49 proc. do 48 proc.). W pozostałych stanach niezdecydowanych: Newadzie, Georgii, Karolinie Północnej oraz Arizonie, na Harris i Trumpa zagłosować chce po 48 proc. wyborców.
New York Times podkreśla w swojej analizie, że Kamali Harris udało się utrzymać przewagę w gronie wyborców pozyskanych na skutek zmiany kandydata (urzędujący prezydent Joe Biden, który miał ubiegać się o reelekcję, ogłosił swoją rezygnację) – chodzi o kobiety, młodych oraz społeczność latynoską. Poparcie Trumpa odzyskuje stabilność po chwilowym wstrząsie spowodowanym nagłą zmianą w kampanii.
Z badania New York Times i Sienna College wynika też, że aż 60 proc. wyborców oczekuje, że następna prezydentura będzie wyraźną zmianą wobec prezydentury Joe Bidena. Dzwonkiem alarmowym dla Demokratów powinno być też to, że w oczach aż 47 proc. wyborców Kamala Harris wydaje się być „zbyt liberalna”, podczas gdy o zbytni konserwatyzm Trumpa oskarża tylko 32 proc. wyborców.
Więcej wyborców jest zdania, że Kamala Harris jest bardziej kompetentna niż Donald Trump w sprawach dotyczących ochrony demokracji (45 proc. wskazuje na kompetencje Trumpa w tym zakresie, a 50 proc. na kompetencje Harris) czy regulowania kwestii aborcji (odpowiednio 54 proc. do 39 proc.). Trump uchodzi za tego, który lepiej poradzi sobie z ekonomią (55 proc. wskazań na Trumpa i 42 proc. na Harris) oraz imigracją (53 proc. do 43 proc.).
Te przekonania mogą jeszcze ulec modyfikacji. Kluczowym wydarzeniem może być jutrzejsza debata wyborcza na antenie telewizji ABC. W Polsce będzie można ją oglądać na antenie TVN24 BiS w środę o 3 w nocy. Powtórki zaplanowano na 9 i 14:30.
„Młody, wysoki, okazały i przystojny” – taki według Jarosława Kaczyńskiego ma być kandydat PiS na prezydenta. Zdaniem większości wyborców żaden z czołowych polityków PiS nie spełnia tego kryterium.
W poniedziałek 26 sierpnia w rozmowie z Radiem Maryja prezes PiS Jarosław Kaczyński wskazał przymioty, którymi ma się charakteryzować kandydat na prezydenta, którego wystawi PiS.
„Musi być młody, wysoki, okazały, przystojny. Wyborcy te wymogi wizerunkowe stawiają wysoko. Musi mieć rodzinę. Musi znać bardzo dobrze język angielski. Najlepiej jakby znał dwa języki” – powiedział lider PiS.
Wirtualna Polska zamówiła sondaż, w którym zapytano, który z polityków PiS najlepiej spełnia te wymagania. Ankietowani mogli wybrać spośród ośmiu nazwisk. Byli to: Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Piotr Müller, Zbigniew Bogucki, Karol Nawrocki, Tobiasz Bocheński, Dominik Tarczyński oraz Przemysław Czarnek.
Co ciekawe, najwięcej respondentów – 43 proc. – uznało, że żaden z wymienionych kandydatów nie spełnia tego kryterium. Aż 20 proc. pytanych nie miało na ten temat zdania.
Największą liczbę wskazań zebrał były premier Mateusz Morawiecki – na jego kandydaturę wskazało 10,2 proc. wyborców. Morawieckiemu nie można odmówić tego, że jest wysoki i ma rodzinę.
Na drugim miejscu uplasował się były minister obrony narodowej w rządzie PiS Mariusz Błaszczak. Na niego wskazało 9,8 proc. badanych.
Podium z wynikiem 6,9 proc. zamyka były minister edukacji Przemysław Czarnek, który w toku pracy ministerialnej zasłynął wieloma błyskotliwymi wypowiedziami o małżeństwie i rodzinie. Np. zdaniem Czarnka, kobiety są przez Boga powołane do tego, by rodzić dzieci, a „rodzic to ten, co zradza potomstwo, zrodzić potomstwo może tylko kobieta z mężczyzną, to są oczywiste sprawy, znane ludziom od miliardów lat” – tak mówił dwa lata temu na antenie TVP Info.
Dalej w rankingu, ze wskazaniami rzędu 2-3 proc., uplasowali się były kandydat na prezydenta Warszawy Tomasz Bocheński (3 proc. wskazań), europoseł Dominik Tarczyński (2,7 proc.), prezes IPN Karol Nawrocki (2,6 proc.), wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki (1,1 proc.) oraz były rzecznik rządu Piotr Muller (0,8 proc.).
Wp.pl sprawdziła też, jak kształtują się wyniki, jeśli wziąć pod uwagę tylko odpowiedzi wyborców deklarujących poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości. W tej grupie na pierwszym miejscu z poparciem na poziomie 29 proc. plasuje się Mariusz Błaszczak. Błaszczak jest też faworytem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Kaczyński mówił o tym na antenie Radia Maryja.
„Pan przewodniczący [Mariusz Błaszczak] jest u nas od politycznego dzieciństwa, od młodzieżówki, przez całe ponad 30 lat dziejów naszej partii. W polityce samorządowej pełnił różne funkcje, był w rządzie jako wicepremier i minister obrony. Ma doświadczenie partyjne — był szefem klubu parlamentarnego (…)” – mówił Kaczyński w rozmowie z Radiem Maryja. „To prawda, ja proponuję takie rozwiązanie. Bardzo bym się cieszył, gdyby to był Mariusz Błaszczak, ponieważ cenię go i lubię (…) Uważam, że byłaby to najrozsądniejsza decyzja, jaką kongres partii może podjąć, ale to już jest w gestii kongresu — dodał prezes PiS.
Drugie miejsce wśród wyborców PiS zajął Mateusz Morawiecki, którego wskazało 21 proc. ankietowanych. Pozytywnie o kandydaturze byłego premiera wypowiadała się m.in. europosłanka Beata Szydło. Zdaniem Kaczyńskiego jednak, Morawiecki nie jest dobrym kandydatem, bo „nie wzbudza zaufania we wszystkich po prawej stronie”. Poparcie dla niego wykluczyła m.in. Suwerenna Polska.
Podium zamyka Przemysław Czarnek, którego wskazało 11 proc. wyborców PiS. To jego kandydaturę popierać mają m.in. ziobryści.
Stało się to, co musiało się stać. Przedłużające się wrześniowe upały i brak opadów sprawiły, że w niedzielę 8 września nad ranem poziom wody w Wiśle w centrum Warszawy spadł do zaledwie 25 cm, centymetr poniżej dotychczasowych rekordowo niskich wskazań z dotkliwej suszy w sierpniu i wrześniu 2015 roku
Cierpi nie tylko Wisła w stolicy. Także 8 września poziomy wody poniżej minimum okresowego odnotowano także w 17 innych stacjach hydrologicznych IMGW, między innymi na Wiśle w Kępie Polskiej (w połowie biegu rzeki między Wyszogrodem a Płockiem), na Narwi w Łomży, Biebrzy w Sztabinie (powiat augustowski) czy Warcie w Burzeninie (powiat sieradzki). Dla porównania — trzy dni wcześniej wskazań poniżej minimum okresowego było o połowę mniej.
Sezonowe wahania poziomu wód podziemnych i powierzchniowych spowodowane rosnącą temperaturą i zmianami charakteru opadów to symptomy kryzysu klimatycznego. W Polsce w ciągu ostatnich lat średnia temperatura wzrosła o 1°C, przesuwając nasze normalnie kapryśne lato w stronę suchego lata kontynentalnego.
Poziom wody w rzekach jest odzwierciedleniem ilości i intensywności opadów. Jeśli pada rzadko, a deszcze są bardzo intensywne – nie ma wody, która powoli wsiąknęłaby w glebę i tą drogą zasiliła rzeki (wbrew pozorom spływ powierzchniowy jest dla poziomu wód w rzekach mniej istotny). Gwałtowne ulewy tylko na krótko podnoszą poziom wody w rzekach, a główne źródła je zasilające – czyli wody podziemne – pozostają zubożone przez brak regularnych długich opadów o niskiej intensywności oraz uszczelnianie powierzchni głównie w miastach.
Niski poziom wód podziemnych i rzek to problem naszej przyrody — wiele mniejszych rzek całkowicie lub częściowo wyschło tego lata (lub nawet wcześniej na wiosnę), jak chociażby podwarszawskie Mała i Utrata. To także problem sektorów gospodarki korzystających z wód powierzchniowych i podziemnych, jak elektroenergetyka i rolnictwo.
Według obowiązujących aktualnie ostrzeżeń IMGW susza hydrologiczna obejmuje praktycznie całą Polskę północno-wschodnią, a także spore części Lubelszczyzny, Podkarpacia, okolic Chełma i Tarnowa. Ostrzeżenia wydano także dla pasa ciągnącego się od Radomia po Górny Śląsk, a także dla okolic Płocka, Włocławka, Poznania i Szczecina. Od wiosny w całej Polsce mnożą się apele lub wręcz zakazy dotyczące korzystania z wody.
Odpowiedzią na coraz dotkliwszy brak wody powinno być jak najszersze jej retencjonowanie dzięki renaturyzacji rzek, zaniechanie osuszania terenów podmokłych, zapobieganie niszczeniu bobrzych tam i rozbetonowywanie miast.
Nadchodzące dni mają przynieść długo wyczekiwane ochłodzenie i opady, a wraz z nimi szansę na powolną odbudowę zasobów płytszych wód podziemnych. Chłodny i deszczowy front wejdzie do Polski od zachodu, przynosząc spadek temperatury nawet o ok. 10°C oraz miejscowo ulewne deszcze.
Szef amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej, William Burns, ujawnił, że na początku pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie istniało realne ryzyko, że Putin użyje taktycznej broni jądrowej. Stany Zjednoczone miały interweniować
Według Burnsa największe zagrożenie było jesienią 2022 roku, kilka miesięcy po inwazji Rosji na pełną skalę. Przypomnijmy, że wówczas ukraińska armia przeprowadziła udane operacje uwolnienia okupowanych terytoriów obwodu charkowskiego i częściowo chersońskiego.
„Prezydent wysłał mnie, abym pod koniec 2022 roku porozmawiał z rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Naryszkinem, aby jasno wyjaśnić, jakie będą konsekwencje tego rodzaju eskalacji” – cytuje Burnsa Telegraph. Szef CIA ujawnił te informacje podczas Financial Times Weekend Festival w Londynie.
Spotkanie Burnsa z Naryszkinem miało odbyć się w Ankarze, stolicy Turcji. Jak zaznacza gazeta, miało to być pierwsze osobiste spotkanie wysokich rangą urzędników USA i Rosji po inwazji w 2022 roku na Ukrainę.
Wówczas rosyjskie propagandowe media pisały, że Kijów zbiera materiały nuklearne do budowy tzw. „brudnej bomby”. Prezydent Zełenski alarmował, że najwyraźniej to Rosja zaplanowała atak z użyciem podobnej broni. Mianem brudnej bomby określa się ładunek wybuchowy, którego celem jest rozsianie materiału radioaktywnego i skażenie terenu na dużym obszarze w wyniku eksplozji klasycznego ładunku wybuchowego.
Na początku marca 2024 roku CNN donosiło, że pod koniec 2022 roku Stany Zjednoczone przygotowywały się do użycia przez Rosję broni nuklearnej. Według źródeł New York Timesa odpowiedź USA miała być „nienuklearna”, ale „dramatyczna” dla Rosjan. Wysocy rangą urzędnicy amerykańscy robili wszystko, żeby do tego nie doszło.
W ciągu wojny rosyjsko-ukraińskiej od czasu do czasu w przestrzeni informacyjnej pojawiają się niepokojące wiadomości o wykorzystywaniu przez Rosję broni nuklearnej.
„Putin to tyran. Będzie nadal od czasu do czasu pobrzękiwał szablą” – mówi Burns, cytowany przez Telegraph.
W Londynie Burns rzazem z Richardem Moorem, dyrektorem brytyjskiego MI6, brytyjskiego wywiadu zagranicznego, prezentowali wspólny artykuł, w którym ostrzegają przed obecnymi zagrożeniami w świecie.
„Nie ma wątpliwości, że międzynarodowy porządek świata – zrównoważony system, który doprowadził do względnego pokoju i stabilności oraz zapewnił wzrost standardów życia, możliwości i dobrobytu – jest zagrożony w sposób, jakiego nie widzieliśmy od czasów zimnej wojny” – piszą szefowie CIA i MI6.
W związku z nocnym atakiem na Ukrainę obywatele Rumunii w powiatach Tulcza i Konstanca otrzymali alert o zagrożeniu w pobliżu granicy. Władze wzywały ludzi do udania się do schronów. „To nie była nadgorliwość, ale realne zagrożenie”
W nocy z 7 na 8 września 2024 roku armia rosyjska przeprowadziła kolejny atak na Ukrainę. Do ostrzału zostały wykorzystane cztery pociski kierowane Ch-59 i 23 drony szturmowe Shahed 131/136. Ukraińskie siły obrony powietrznej zestrzeliły 15 dronów i jedną rakietę.
Około godz. 2 w nocy Siły Obrony Powietrznej poinformowały, że „grupa bezzałogowych statków powietrznych naruszyła rumuńską przestrzeń powietrzną”. Drony miały znajdować się w rejonie wsi Sabangii, w okręgu Tulcza.
Jak podaje rumuński kanał telewizyjny Digi24, obywatele Rumunii w powiatach Tulcza i Konstanca otrzymali komunikat RO-Alert o zagrożeniu w pobliżu granicy z Ukrainą w związku z rosyjskimi atakami na sąsiednią Ukrainę, Ostrzeżono mieszkańców, że na obszarze przygranicznym mogą spadać fragmenty dronów.
W komentarzu dla Digi24 Raed Arafat, szef Departamentu Sytuacji Nadzwyczajnych (DSU) Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rumunii powiedział, że komunikat RO-Alert został wysłany nie z powodu nadgorliwości, ale z powodu realnego zagrożenia.
Według lokalnych mediów taki alert został po raz pierwszy wysłany do mieszkańców powiatu Konstanca. Wcześniej podobne ostrzeżenia wysyłano do mieszkańców okręgów Tulcza, Braiła i Gałacz.
W Rumunii często znajdowane są fragmenty dronów, które spadają na terytorium kraju podczas rosyjskich ataków na Ukrainę.
Rosyjskie rakiety i drony niejednokrotnie naruszały też przestrzeń powietrzną Polski. W związku z atakami Rosji na Ukrainę, zwłaszcza na jej zachodnią część, Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Polski wielokrotnie podrywało samoloty, żeby monitorować sytuację.
Rosja atakowała także przygraniczne regiony Ukrainy. Według informacji sumskiej administracji wojskowej w nocy rosyjskie lotnictwo zaatakowało Sumy, miasto w północno-wschodniej części Ukrainy.
Wskutek nalotu we własnym domu zginęło małżeństwo (79 i 77 lat). Cztery osoby zostały ranne, w tym dwoje dzieci – dwuletnia dziewczynka i ośmioletni chłopczyk.
Zostały uszkodzone domy prywatne oraz samochody. Służby pracują nad likwidacją skutków ataku.
„W ciągu zaledwie jednego tygodnia Rosja użyła przeciwko naszym obywatelom ponad 800 kierowanych bomb lotniczych, prawie 300 szahedów i ponad 60 pocisków rakietowych różnego typu” – napisał dziś w mediach społecznościowych prezydent Zełeński. Według głowy ukraińskiego państwa rosyjski terror mogą zatrzymać „ataki na rosyjskie lotniska wojskowe, ich bazy i logistykę rosyjskiego terroru”. Do tego Ukraina potrzebuje broni dalekiego zasięgu, której przekazanie negocjuje ostatnio z partnerami.