Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Włoski parlament przyjął ustawę wprowadzającą do kodeksu karnego przestępstwo kobietobójstwa. Będzie grozić za nie dożywocie. Według statystyk średnio co trzy dni jakaś kobieta we Włoszech zostaje zamordowana
Włoski parlament przyjął ustawę wprowadzającą do kodeksu karnego przestępstwo kobietobójstwa. Polega ono na doprowadzeniu w wyniku kontroli lub dominacji do śmierci kobiety na tle dyskryminacyjnym lub nienawistnym. Za kobietobójstwo będzie uznana także zbrodnia popełniona wobec kobiety, która odmówi nawiązania lub utrzymywania relacji.
Za popełnienie nowego przestępstwa będzie grozić dożywocie.
Zmiany w prawie obejmą także inne przestępstwa związane z przemocą wobec kobiet. Surowsza kara będzie grozić za stalking czy tzw. pornografię zemsty, polegającą na rozpowszechnianiu intymnych nagrań lub zdjęć kobiet bez ich zgody.
Włoski parlament uchwalił nowe prawo w dniu ustanowionego przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy wobec Kobiet (25 listopada).
W 2023 roku Włochami wstrząsnęła sprawa morderstwa studentki Giulii Cecchettin, zabitej przez swojego byłego chłopaka. Dziennik „Corriere della Sera” opublikował wtedy list starszej siostry Cecchettin, Eleny, w którym stwierdziła, że mężczyźni dopuszczający się przemocy wobec kobiet są rezultatem "patriarchatu i kultury gwałtu. Jak podaje włoski Instytut Statystyczny Istat, w 2024 roku na 106 zabójstw kobiet we Włoszech 62 z nich popełnili partnerzy lub byli partnerzy.
Za wprowadzeniem kategorii kobietobójstwa do kodeksu karnego zagłosowała zarówno centroprawicowa koalicja wspierająca rząd Giorgii Meloni, jak i centrolewicowa opozycja. Na wynik głosowania deputowani zareagowali brawami.
Jednocześnie jednak rząd Meloni chce wprowadzenia ustawy, która zakazałaby edukacji seksualnej dla uczniów szkół podstawowych i wymagałaby wyraźnej zgody rodziców na takie lekcje w szkołach średnich. Według koalicji rządzącej taka ustawa ma chronić dzieci przed aktywizmem ideologicznym. Włoska opozycja i aktywiści nazywają ten pomysł „średniowiecznym”.
Przeczytaj także:
Kardynał Grzegorz Ryś wraca do Krakowa. Nuncjatura Apostolska w Polsce potwierdziła, że papież przyjął rezygnację Marka Jędraszewskiego ze stanowiska metropolity krakowskiego, a w jego miejsce powołał abp Rysia.
Era Marka Jędraszewskiego dobiegła końca. Papież Leon XIV przyjął w środę (26 listopada) rezygnację metropolity krakowskiego i w jego miejsce powołał łódzkiego kardynała Grzegorza Rysia, przez lata związanego z Krakowem.
Zadowolenia z tej decyzji — i niemej zapowiedzi zmiany kierunku krakowskiego kościoła — nie kryje m.in. prezydent Krakowa, Aleksander Miszalski. „Serdecznie gratuluję tej nominacji. To zmiana, na którą w Krakowie długo czekaliśmy. Liczę na dobrą współpracę dla dobra mieszkańców naszego miasta” – ogłosił na Facebooku.
Na razie nie wiadomo, kiedy nowy metropolita krakowski obejmie archidiecezję. Pewne jest za to, że z ulicy Franciszkańskiej 3, gdzie mieści się pałac biskupów krakowskich, w najbliższych tygodniach wyprowadzi się abp Marek Jędraszewski. Jak informuje Małgorzata Skowrońska z „Gazety Wyborczej”, były metropolita ma zamieszkać w wyremontowanej zabytkowej plebanii w parafii św. Floriana, którą kieruje bliski współpracownik Jędraszewskiego, ks. Łukasz Michalczewski.
Decyzja o rezygnacji Marka Jędraszewskiego z funkcji krakowskiego metropolity była wyczekiwana od roku. W lipcu 2024 Jędraszewski skończył bowiem 75 lat, co nakazywało mu złożyć rezygnację. Zrobił to już wtedy, ale cała procedura przekazania metropolii trwała przeszło rok. Dlaczego? Najpierw chodziło o wewnętrzne walki w kościele, potem doszło do śmierci papieża Franciszka i konklawe.
Marek Jędraszewski przeprowadził się na ul. Franciszkańską 3 w Krakowie w 2017 roku. Dla wielu już tamta decyzja była niezrozumiała, bowiem wielu liczyło na nominację dla Grzegorza Rysia, który ostatecznie został metropolitą łódzkim. Osiem lat kierowania krakowską archidiecezję przez Marka Jędraszewskiego było czasem zamknięcia dla krakowskiego kościoła, czego dosłownym przykładem było zamurowanie papieskiego okna i umieszczenie w jego miejscu kolorowej mozaiki z wizerunkiem Jana Pawła II.
Jędraszewski zostanie zapamiętany, jako ten, który z ambony wykluczał kolejne grupy społeczne. O osobach LGBT mówił, że to „tęczowa zaraza”. O czarnym proteście organizowanym przez Polski — że to „przerażająca współczesna manifestacja cywilizacji śmierci”. Piętnował in vitro, ekologię nazywał „ideologią”, krytykował Gretę Thunberg i mocno wikłał kościół w politykę.
Grzegorz Ryś z kolei jest symbolem kościoła otwartego. Związany z „Tygodnikiem Powszechnym” (który mocno krytykował Jędraszewski), w 2023 otrzymał czapkę kardynalską, której Markowi Jędraszewskiemu nigdy nie wręczono. Na razie nie wiadomo, kto zastąpi abpa Rysia w Łodzi.
Przeczytaj także:
„Bloomberg” opublikował stenogram rozmowy telefonicznej Steve'a Witkoffa, specjalnego wysłannika prezydenta USA i Jurija Uszakowa, doradcy Władimira Putina. Wynika z niej, że Witkoff nie tylko doradzał Kremlowi, jak podejść Trumpa, ale że to Rosja może być rzeczywistym autorem planu pokojowego, który dla Ukrainy przygotował rząd USA.
„Zełenski przyjeżdża w piątek do Białego Domu. Pójdę na to spotkanie, bo chcą, żebym tam był, ale jeśli to możliwe, chcę, żebyśmy mieli rozmowę z twoim szefem przed piątkowym spotkaniem” – mówi Steve Witkoff do Jurija Uszakowa. To fragment rozmowy, jaką we wtorek 25 listopada opublikował „Bloomberg”. Zapis 5-minutowej dyskusji z października odsłania kulisy współpracy Kremla i rządu USA nad planem pokojowym dla Ukrainy, a przede wszystkim sieć wpływów i powiązań między najbliższym otoczeniem Trumpa i Putina.
Rozmowa, którą przedrukowuje „Bloomberg” miała odbyć się 14 października — na cztery dni przed spotkaniem prezydenta USA z Wołodymyrem Zełenskim. To wtedy, w czasie zaostrzającej się retoryki Donalda Trumpa i zapowiedzi wysłania Ukrainie pocisków Tomahawk, jego współpracownik radził otoczeniu Władimira Putina, by ten jak najszybciej skontaktował się z prezydentem USA.
„Zadzwoniłbym i po prostu powtórzył, że gratuluje prezydentowi tego osiągnięcia [pokoju w Strefie Gazy — przyp.red.], że to popiera, że szanuje go jako człowieka pokoju i że naprawdę cieszy się, że to się wydarzyło. Tak bym powiedział. Myślę, że dzięki temu rozmowa będzie naprawdę dobra” – instruuje Witkoff.
Dalej przekonuje, że wierzy w to, iż „Federacja Rosyjska zawsze chciała porozumienia pokojowego” i taką narrację przedstawia Trumpowi.
„Wierzę, że problem polega na tym, że mamy dwa państwa, które mają trudności ze znalezieniem kompromisu, a kiedy to zrobią, będziemy mieli porozumienie pokojowe. Zastanawiam się nawet, czy nie przygotować 20-punktowej propozycji pokojowej, tak jak zrobiliśmy to w Gazie. Stworzyliśmy wtedy 20-punktowy plan Trumpa na rzecz pokoju i myślę, że może zrobimy to samo z wami” – mówi Witkoff.
I dalej: „Między nami, ja wiem, czego wymaga zawarcie układu pokojowego. Donieck i może wymiana terytoriów gdzieś. Ale mówię, że zamiast tak mówić, rozmawiajmy z większą nadzieją, bo myślę, że dotrzemy tak do porozumienia” – dodał współpracownik Trumpa. „Może on (Putin) powie prezydentowi Trumpowi: »wiesz, Steve i Jurij omawiali bardzo podobny, 20-punktowy plan pokojowy i to mogłoby być coś, co naszym zdaniem mogłoby trochę ruszyć sprawę, jesteśmy otwarci na takie rzeczy«” – instruował Witkoff Uszakowa.
Jeszcze przed spotkaniem z Zełenskim Trump zdecydował o nieprzekazywaniu pocisków Ukrainie. Donald Trump zapowiedział wtedy spotkanie z Władimirem Putinem w Budapeszcie, które ostatecznie odwołano. Tyle że potem Witkoff przyjął w Miami innego wysłannika Putina, Kiriłła Dmitrijewa, wraz z którym miał wówczas opracować zaprezentowany w ubiegłym tygodniu 28-punktowy plan pokojowy.
„Bloomberg” twierdzi, że posiada zapis również tej rozmowy. I podaje, że to wtedy otoczenie Putina przekazało Witkoffowi zarys porozumień zawartych w planie pokojowym i poleciło, by ten przedstawił je jako swój projekt.
Do sprawy odniósł się już Donald Trump. W rozmowie z dziennikarzami na pokładzie prezydenckiego samolotu Air Force One, w czasie lotu na Florydę, gdzie prezydent USA spędzi Święto Dziękczynienia, powiedział co prawda, że nagrania rozmowy, o której pisze „Bloomberg” nie słyszał, ale i nie jest nim zaskoczony. Dlaczego? Bo zdaniem prezydenta USA tak działa negocjator.
„To bardzo standardowa forma negocjacji. Wyobrażam sobie, że mówił to samo Ukrainie” – uznał Donald Trump. Prezydent Stanów Zjednoczonych, jak podaje Polska Agencja Prasowa, zapowiedział też, że Steve Witkoff w przyszłym tygodniu leci do Moskwy, by spotkać się z Władimirem Putinem. Trump nie wykluczył, przy tym, że Witkoffowi będzie towarzyszył jego zięć, Jared Kushner, który wcześniej brał udział w opracowywaniu planu pokojowego kończącego wojnę Izraela z Hamasem w Strefie Gazy.
„Plan pokojowy” obejmuje 28 punktów. Wymaga od Kijowa m.in. uznania Krymu oraz obwody donieckiego i ługańskiego za „de facto rosyjskie" (również tych części, które wciąż znajdują się pod ukraińską kontrolą), rezygnacji z aspiracji do członkostwa w NATO, zaakceptowania amnestii dla Rosjan, którzy mieli dopuścić się zbrodni wojennych oraz zmniejszenia liczebności swojej armii.
Plan przewiduje również pewne ustępstwa ze strony Rosjan. Jest jednak porównywany do maksymalistycznych warunków ewentualnego pokoju przedstawianych przez stronę rosyjską w ostatnich latach.
„Plan odzwierciedla to, czego chce Rosja. My mielibyśmy zrobić rzeczy nie do pomyślenia: uznać okupację naszych terytoriów, a nawet oddać Rosjanom to, czego nie zdobyli, zredukować armię, zapomnieć o członkostwie w NATO itd. W planie pokojowym wszyscy muszą pójść na kompromisy, ale jakie są ich ustępstwa? Nie widzę ich” – mówi w rozmowie z OKO.press Wołodymyr Jermołenko, znany ukraiński filozof i publicysta.
Początkowo Waszyngton wymagał, by Ukraina zobowiązała się do podpisania paktu najpóźniej do 27 listopada. Dziś Donald Trump twierdzi jednak, że termin jest elastyczny, a plan pokojowy jest jedynie „koncepcją”, nad którą obydwie strony mogą dalej pracować
Przeczytaj także:
Do takiego wniosku doszli badacze Instytutu Badań Demograficznych Maxa Plancka i Centrum Studiów Demograficznych, którzy analizowali wpływ konfliktu w Strefie Gazy na śmiertelność.
Naukowcy oszacowali, że między 7 października 2023 a końcem 2024 roku w Strefie Gazy zginęło 78 318 osób. A w momencie publikacji badania liczba ofiar przekraczała sto tysięcy. W badaniu wykorzystali model statystyczny, który uwzględnia duże niepewności spowodowane ograniczoną dostępnością danych.
„Nasza analiza koncentruje się wyłącznie na zgonach bezpośrednio związanych z konfliktami” – podkreśliła Ana Cristina Gómez Ugarte Valerio, jedna z autorek badania. „Pośrednie skutki wojny, które często są poważniejsze i bardziej długotrwałe, nie są w naszych rozważaniach kwantyfikowane”.
Badanie zespołu pokazuje przerażające dane: tylko w 2024 roku oczekiwana długość życia w Strefie Gazy spadła o 47 proc. w porównaniu z tym, jaka byłaby bez wojny.
Analiza wykazała również, że rozkład zgonów z powodu przemocy w Strefie Gazy według wieku i płci w okresie od 7 października 2023 do 31 grudnia 2024 roku ściśle przypominał wzorce demograficzne zaobserwowane w kilku przypadkach ludobójstwa udokumentowanych przez Międzyagencyjną Grupę Narodów Zjednoczonych ds. Oszacowania Umieralności Dzieci (UN IGME).
Najnowsze badania to kolejne potwierdzenie, że Ministerstwo Zdrowia Gazy, które przez całą wojnę podawało dane o zgonach w wyniku izraelskich ataków, nie zawyżało liczby ofiar. Wcześniej do podobnych wniosków doszedł Michael Spagat, profesor ekonomii na Royal Holloway i autor innego badania (opartego na ankietach przeprowadzonych wśród ludności Strefy Gazy).
„Kiedy Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w końcu rozpatrzy tę sprawę, a może to potrwać lata, to nie ma takiej możliwości, by zdecydował, że to nie było ludobójstwo, ponieważ nie zginęło wystarczająco dużo ludzi” – mówił prof. Spagat w rozmowie z Jakubem Szymczakiem.
Dzięki naciskom Donalda Trumpa udało się w październiku 2025 roku doprowadzić – po ponad dwóch latach – do wstrzymania ataków na Gazę przez Izraelskie Siły Obronne i uwolnienia przez Hamas ostatnich pozostałych przy życiu zakładników uprowadzonych podczas masakry 7 października 2025 roku oraz zwrócenia ciał już prawie wszystkich zabitych i zmarłych. Proces pokojowy prawie na pewno napotka jednak wiele przeszkód: Hamas już zapowiedział, że nie zamierza się rozbroić, a premier Izraela Benjamin Netanjahu podkreślił jeszcze przed uchwaleniem rezolucji, że „sprzeciw Izraela wobec palestyńskiej państwowości jest niezmienny".
Nie wiadomo także, czy spełnią swoje zadanie planowane siły rozjemcze – w przypadku odmowy złożenia broni przez Hamas państwa muzułmańskie, a zwłaszcza arabskie mogą nie chcieć m.in. w obawie przed oburzeniem opinii publicznej angażować się z nim w zbrojne potyczki.
Daleki od rozwiązania jest także problem okupowanego od 1967 roku przez Izrael Zachodniego Brzegu, gdzie coraz brutalniej poczynają sobie żydowscy osadnicy.
Przeczytaj także:
Grzegorz Ksepko został przedstawicielem prezydenta Karola Nawrockiego w Krajowej Radzie Sądownictwa.
„Prezydent RP Karol Nawrocki postanowieniem z dnia 6 listopada 2025 r. powołał z dniem 7 listopada 2025 r. Grzegorza Ksepko w skład Krajowej Rady Sądownictwa. Wręczenie aktu powołania nastąpiło podczas spotkania w dniu 25 listopada 2025 r” — poinformowała Kancelaria Prezydenta.
Ksepko to jeden z autorów projektu ustawy lustracyjnej i nowelizacji ustawy o IPN za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości. Szefował też PiS w Sopocie.
W latach 2006-2016 Ksepko był partnerem (wspólnikiem), a następnie senior partnerem w Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Głuchowski Siemiątkowski Zwara i Partnerzy w Sopocie. Jednym z jej najważniejszych klientów były przez wiele lat SKOK-i. Nazywano ją kiedyś „kancelarią prezydencką”, bo jednym z jej wspólników był przyjaciel Lecha Kaczyńskiego Adam Jedliński, sam Kaczyński niegdyś z nią współpracował, a po latach robiła w niej aplikację jego córka – Marta.
W 2020 roku adwokat z Sopotu trafił do „klubu milionerów” związanych z PiS. Jako wiceprezes Energi w niespełna 4 lata zarobił w niej 3 mln 670 tys. zł.
Przeczytaj także: