Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Wybory prezydenckie zdecydują, w jaką stronę pójdzie Mołdawia w najbliższych latach — czy w obranym przez Maię Sandu kierunku proeuropejskim, czy prorosyjskim, który miałby zapewnić Alexandr Stoianoglo. Wieczorem Mołdawia oficjalnie oskarżyła Rosję o ingerencje w wybory.
O godz. 20 polskiego czasu skończyła się II tura wyborów prezydenckich w Mołdawii. Na kartach były dwa nazwiska kandydatów, którzy zdobyli najwięcej głosów 20 października, w pierwszej turze wyborów. To obecna prezydentka Maia Sandu (w pierwszej turze zdobyła 42,45 proc.) i były prokurator generalny, Alexandr Stoianoglo (25,95 proc. w pierwszej turze).
Sondaż exit poll wskazywał na niewielką przewagę Sandu, a pierwsze policzone głosy — na niewielkie zwycięstwo Stoianoglo. O wynikach mogą przesądzić głosy mołdawskiej diaspory.
Na ok. 1,7 mln głosujących ponad 300 tys. zrobiło to za granicą. W Rosji były tylko dwa obwody zagraniczne (na 237), więc Rosja organizowała masowy bezpłatny dowóz głosujących do Mołdawii.
„W nocy z 1 na 2 listopada na przejście graniczne (z Rumunią) Oancea-Kaguł przyjechały trzy autokary z obywatelami Mołdawii powracającymi do kraju z Rosji. Według źródeł w służbach celnych i straży granicznej znajdowało się w nich ok. 150 osób, które bezpłatnie przeleciały z Moskwy do Stambułu, a stamtąd kontynuowały podróż autokarami” – podaje Agencja IPN.
Rosyjska telewizja pokazywała tymczasem reportaże spod Pskowa, dokąd Estończycy zawracali tabuny autokarów pełnych chętnych do głosowania w Mołdawii. Estończycy wykazywali podróżującym błędy w dokumentach i cofali ich z granicy Unii Europejskiej.
Pod koniec głosowania, w niedzielę wieczorem doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydent Mai Sandu, Stanislav Secrieru, napisał na X:
„Jesteśmy świadkami masowej ingerencji Rosji w nasz proces wyborczy... działania o dużym potencjale zmierzającego do zniekształcenia wyniku”.
Dużo zależało od wyborców, którzy w pierwszej turze poparli pozostałych kandydatów, w tym lidera Naszej Partii Renato Usatii. Zajął trzecie miejsce z wynikiem 14 proc. Nie udzielił poparcia żadnemu z kandydatów, którzy dostali się do drugiej tury.
Trzecim elementem, który mógł wpłynąć na wynik, jest działalność Ilana Shora, prorosyjskiego oligarchy, obecnie ukrywającego się w Rosji. Przypisuje mu się zarówno finansowanie zakupu głosów, organizacje przerzutu wagnerowskich infiltratorów, jak i przygotowanie sieci botów, fałszywych kont i organizacji medialnych prowadzących prokremlowską propagandę.
Maia Sandu wspierana przez Partię Działania i Solidarności za swoje priorytety uważa dążenie do dołączenia Mołdawii do Unii Europejskiej i zacieśnienie kontaktów z Zachodem. Ostrzega, że jeśli przegra, Mołdawia utraci ruch bezwizowy z UE. Jej krytycy wyliczają, że przez cztery lata prezydentury nie spełniła części wyborczych obietnic, takich jak reformy gospodarcze i walka z korupcją. Sandu zapowiada, że po wygranych wyborach dokona zmian w rządzie, co ma poprawić wewnętrzną sytuację w kraju. O swoim kontrkandydacie mówi „rosyjski koń trojański”.
Popierająca go partia socjalistyczna jest prorosyjska, sam Stoiangolo określa się jako kandydat apolityczny, który chciałby być „prezydentem wszystkich”.
Jego hasło w pierwszej turze brzmiało „Mołdawia decyduje”, mające pokazać, że sami mieszkańcy powinni decydować o losie swojego kraju. Były prokurator generalny publicznie wspiera Ukrainę w wojnie z Rosją, zgadza się z tym, że Krym i Donbas są integralnymi częściami Ukrainy. Postuluje wycofanie się rosyjskich wojsk z Naddniestrza. Jednocześnie jednak uważa, że należy rozmawiać z Władimirem Putinem w sprawie zakończenia wojny. Jest zwolennikiem współpracy z Rosją, m.in. w kwestii sprowadzania taniego gazu do Mołdawii.
20 października 2024, poza pierwszą turą wyborów w Mołdawii, odbyło się referendum w sprawie dopisania integracji z UE do konstytucji. Z danych Centralnej Komisji Wyborczej wynika, że zwolennicy eurointegracji zwyciężyli o włos – opowiedziało się za tym 50,35 proc. głosujących. Przeważyły głosy mołdawskiej diaspory.
Jak pisaliśmy w OKO.press, wyborom i referendum towarzyszyła atmosfera skandalu – od miesięcy Rosja rękami mołdawskich polityków i oligarchów, ze wspomnianym Ilianem Shorem na czele, dokonywała szeregu prowokacji i manipulacji, by wpłynąć na wynik głosowania. Obok kupowania głosów, cyberataków czy dezinformacji, mołdawskie służby zgłosiły też wykrycie sieci infiltratorów wyszkolonych przez Grupę Wagnera, którzy przenikali do Mołdawii w ostatnich miesiącach.
W sobotę 19 października, podczas ciszy wyborczej poinformowano o włamaniu się i wykradzeniu zawartości serwerów parlamentu Mołdawii. Wyborcy zostali zaspamowani wiadomościami na Telegramie i WhatsAppie, przekonującymi do głosowania na konkretnych kandydatów lub głosowania na „nie” w referendum.
Kwestia integracji unijnej jest jednym z najważniejszych tematów kampanii wyborczej. Alexandr Stoianoglo jest zwolennikiem integracji europejskiej, jednak nie wziął udziału w referendum, argumentując, że jest to element kampanii Mai Sandu. Obecna prezydentka zapewnia z kolei, że będzie dalej prowadzić Mołdawię w stronę UE, a jednym z sukcesów jej kadencji było rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych.
Cztery osoby zginęły w wypadkach samochodowych podczas długiego weekendu – podaje policja. W Słupsku pijany kierowca wjechał w przechodniów, jedna osoba zginęła na miejscu.
Około 2 nad ranem w nocy z 2 na 3 listopada policja w Słupsku dostała informację o wypadku przy ulicy Nad Śluzami. Z informacji świadków wynikało, że auto wjechało w grupę pieszych. Policjanci ustalili, że 20-latek kierujący bmw stracił panowanie nad pojazdem, uderzył w barierki oddzielające jezdnię od chodnika. Był pijany, miał blisko 2 promile w wydychanym powietrzu.
Auto dachowało, potrącając sześć osób idących chodnikiem. 24-letni przechodzień zginął, reszta pieszych trafiła do szpitala, jedna osoba jest w ciężkim stanie.
To tylko jeden z tragicznych wypadków, do jakich doszło na polskich drogach od początku długiego weekendu do poranka 3 listopada. Policyjna akcja „Znicz” potrwa do 4.11, wtedy poznamy pełen bilans zdarzeń drogowych. Na razie policja podaje, że poza ofiarą pijanego kierowcy ze Słupska, w wypadkach zginęły jeszcze trzy osoby (dwie 31.10, jedna 1.11). W czwartek (31.10) zatrzymano 214 kierowców, którzy wsiedli do samochodów po spożyciu alkoholu. 1 listopada zatrzymano 240 pijanych kierowców, a dzień później – 245. W sumie odnotowano 133 wypadki drogowe.
Wieczorem 2 listopada policja w Gorzowie Wielkopolskim uniemożliwili nocny wyścig ulicami miasta. Efekt kontroli zlotu aut pod jedną z galerii handlowych to 48 zatrzymanych dowodów rejestracyjnych i 85 mandatów.
Seria tragicznych wypadków samochodowych spowodowała w Polsce dyskusję nad wprowadzeniem pojęcia „zabójstwa drogowego” do katalogu przestępstw. Apelują o to m.in. ruchy miejskie, takie jak Miasto jest Nasze z Warszawy czy Akcja Ratunkowa dla Krakowa.
„Czeka nas poważna rozmowa z ministrem sprawiedliwości [...] Ostatnie przypadki zmuszają nas do podjęcia radykalnych kroków w tym kierunku” – mówił w TVP Info minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
20 września 2024 resort sprawiedliwości opublikował komunikat na portalu X. „Ministerstwo Sprawiedliwości informuje, że w najbliższych dniach prowadzone będą intensywne prace dotyczące rozwiązań prawnych ukierunkowanych na zapewnienie maksymalnie wysokiej skuteczności państwa w walce z przestępczością na polskich drogach” – czytamy w nim. „W ramach prac analizie poddane zostaną m.in. pojawiające się w przestrzeni publicznej postulaty zmian przepisów, takie jak wprowadzenie do katalogu przestępstw zabójstwa drogowego, stworzenie systemu identyfikacji na drogach osób z orzeczonymi zakazami prowadzenia pojazdów, czy też przepadek pojazdu kierowanego przez osobę posiadającą zakaz jego prowadzenia” – pisze resort.
Karniści mają jednak wątpliwości, czy takie rozwiązanie pomoże uniknąć kolejnych tragicznych wypadków.
„Tu trzeba działać prewencyjnie. Drogą uświadamiania, ścigania wysokimi mandatami za szybką jazdę” – mówił w OKO.press dr Piotr Kładoczny, karnista, dyrektor działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Na ostatniej prostej przed wyborami prezydenckimi w USA uznana sondażownia publikuje badanie ze stanu Iowa. Wynika z niego, że w stanie, gdzie dotychczas faworytem był Trump, wyborcy mogą poprzeć jednak Kamalę Harris.
Kamala Harris, nieoczekiwanie wygrywa z Donaldem Trumpem w stanie Iowa — wynika z renomowanego sondażu Ann Selzer i „Des Moines Register”. Według opublikowanego w sobotę badania Harris wygrywa w rolniczym stanie z Trumpem 47 do 44 proc.
Ponad 9 na 10 potencjalnych wyborców w Iowa twierdzi, że podjęło już decyzję (91 proc.), 7 proc. ma faworyta, ale wciąż może zmienić zdanie, a 2 proc. nie wybrało swojego kandydata. Harris ma większe poparcie u kobiet (56 proc.) i osób powyżej 65. roku życia (55 proc.). Za Trumpem zagłosowałoby 52 proc. mężczyzn. Sondażownia przepytała 808 potencjalnych wyborców z Iowa.
Sondaż Ann Selzer w Iowa jest uważany za jeden z najważniejszych wskaźników przed wyborami. W 2020 r. sondaż pomylił się o 2 punkty na niekorzyść Trumpa, sugerował jednak bardziej wyrównany wynik, niż podawały pozostałe sondaże. „Des Moines Register” komentuje, że wygrana Harris w Iowa byłaby „szokującym wydarzeniem po tym, jak stan skręcił agresywnie w prawo w ostatnich wyborach”.
Przez lata Iowa była uważana za jeden z „wahających się” stanów — czyli takich, w których głosy między Republikanami a Demokratami rozkładają się równomiernie. Dwukrotnie wygrywał tam Barack Obama. W 2016 i 2020 r. Trump wygrał tam różnicą odpowiednio 10 i 8 punktów procentowych.
To ostatni weekend kampanii prezydenckiej przed wyborami, które odbędą się 5 listopada. Wyścig jest bardzo wyrównany, dlatego kandydatka i kandydat wykorzystują końcówkę kampanii na przekonanie „wahających się stanów” i zyskanie głosów niezdecydowanych wyborców.
Kamala Harris w sobotę wystąpiła w kultowym programie Saturday Night Live, obok ogrywającej ją aktorki Mai Rudolph (na zdjęciu). Kandydatka i parodiująca ją aktorka rozmawiały ze sobą, siedząc po dwóch stronach lustra. „Jestem tu, by ci przypomnieć, że masz to. Bo umiesz robić to, czego twój przeciwnik nie potrafi: otwierać drzwi” – powiedziała do swojej komediowej odpowiedniczki Kamala Harris, odnosząc się do potknięcia Trumpa przy próbie otwarcia drzwi śmieciarki podczas jednego z ostatnich wydarzeń kampanijnych.
Poza występem w SNL Harris przemawiała w sobotę na wiecach w Milwaukee w stanie Wisconsin, Atlancie w Georgii i Charlotte w Karolinie Północnej. Kolejnym przystankiem na jej kampanijnej drodze będzie East Lansing w stanie Michigan. Trump wystąpił w Karolinie Północnej oraz w Salem w Wirginii — stanie uważanym za bezpieczny dla Harris. Zaplanował kolejne wiece w trzech mniejszych miastach – Lititz w Pensylwanii, Kinston w Karolinie Północnej i Macon w Georgii. Trump próbuje przekonać do siebie mieszkańców małych miejscowości i wsi.
Karolina Północna jest czwartym z rzędu stanem, który Kamala Harris i Donald Trump odwiedzają na finiszu kampanii dokładnie tego samego dnia
Zaczął się ostatni weekend kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. W sobotę 2 listopada (późnym wieczorem i w nocy polskiego czasu) kandydatka Partii Demokratycznej Kamala Harris i popierany przez Republikanów Donald Trump będą walczyć o głosy wyborców z Karoliny Północnej. Kamala Harris wystąpi razem z gwiazdą rocka Jonem Bon Jovi w Charlotte, czyli drugim co do wielkości mieście tego stanu. Trump przez sobotę i niedzielę wystąpi na łącznie 4 wiecach w innych miastach stanu.
Sobota jest czwartym dniem z rzędu, w którym Harris i Trump odwiedzają dokładnie ten sam stan. Wszystkie stany odwiedzane przez nich na finiszu kampanii należą do tych, które mogą zadecydować o wyniku wyborów.
Sondaże i prognozy wyborcze renomowanych ośrodków badawczych nie dają jednoznacznej odpowiedzi na to, kto jest faworytem przypadających w najbliższy wtorek (5 listopada) wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych.
Karolina Północna jest jednym z 7 stanów „wahających się”, a więc takich, w których nie sposób przewidzieć wyniku głosowania właściwie do momentu zamknięcia urn. Na czym mniej więcej polega to „wahanie się”, dobrze tłumaczy sytuacja sprzed 4 lat. W 2020 roku w Karolinie Północnej w wyborach prezydenckich Donald Trump pokonał Joego Bidena. W wyborach gubernatora stanu odbywających się tego samego dnia, mieszkańcy Karoliny Północnej zagłosowali jednak inaczej – i wybrali kandydata Demokratów. Dobrze obrazuje to sytuację polityczną w tym stanie, a zarazem tłumaczy, dlaczego Harris i Trump zdecydowali się go odwiedzić w ostatni weekend kampanii wyborczej.
Po początkowych próbach bagatelizowania izraelskich ataków z 25 października, irański reżim zmienił ton. Teraz zapowiada „wybijanie zębów” wrogom – czyli Izraelowi i Stanom Zjednoczonym
Najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei spotkał się w sobotę w Teheranie ze studentami. Podczas tego spotkania sformułował najostrzejsze w ostatnich miesiącach groźby pod adresem Izraela i Iranu. „Wrogowie, zarówno USA, jak i reżim syjonistyczny (Izrael), powinni wiedzieć, że z pewnością spotka ich dotkliwa odpowiedź za to, co robią przeciwko Iranowi i frontowi oporu (czyli organizacjom takim jak Hezbollah)” – stwierdził Chamenei. Zaznaczył, że odpowiedź Iranu będzie „miażdżąca” i „wybije zęby” wrogom – czyli USA i Izraelowi.
Stosunki Izraela i USA z Iranem pozostają wrogie od dekad, jednak od ataku Hamasu na Izrael z 7 października ubiegłego roku i następującej po nim inwazji Izraela na Strefę Gazy można mówić o ich wejściu w fazę krytyczną. Z kolei atak Izraela na terytoria zajmowane w Libanie przez proirański Hezbollah można uznać za początek niewypowiedzianej, ale niemal otwartej wojny Izraela i Iranu.
Ostatnia wypowiedź Chameneiego została wygłoszona tydzień po ostatniej rundzie ataków Izraela na Iran, które były odpowiedzią na atak rakietowy Iranu na państwo żydowskie 1 października, co z kolei było reakcją na zabicie przez Izrael przywódców Hamasu i Hezbollahu. Izrael uderzył na Iran 25 października. Irańskie władze próbowały początkowo atak bagatelizować, sam Chamenei mówił bezpośrednio po ataku, że nie należy go „ani wyolbrzymiać, ani lekceważyć”. Sobotnia wypowiedź oznacza bardzo znaczącą zmianę tonu.
Spotkanie Chameniego ze słuchaczami wyższych uczelni, na którym padły najnowsze groźby, zapewne nieprzypadkowo zorganizowano tuż przed rocznicą zajęcia w 1979 roku ambasady USA w Teheranie przez uczestniczących w rewolucji islamskiej zradykalizowanych studentów. Pracownicy ambasady zostali wówczas uwięzieni jako zakładnicy. 52 z nich przetrzymywano przez łącznie 444 dni. Zajęcie ambasady stało się na dekady symbolem porewolucyjnego zerwania Iranu ze Stanami Zjednoczonymi.