Władimir Putin odwołał ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, na jego miejsce wysunął kandydaturę ekonomisty wicepremiera Andrieja Biełousowa. Szojgu ma zostać przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa. Stanowisko traci dotychczasowy przewodniczący Nikołaj Patruszew
Irański Korpus Strażników Rewolucji przejął w Cieśninie Ormuz kontenerowiec, który, jak twierdzi Iran, „ma związki z Izraelem”. To kolejny krok ku eskalacji konfliktu między Izraelem i Iranem
Irańska państwowa agencja prasowa podała, że irańscy Strażnicy Rewolucji zajęli w cieśninie Ormuz statek „związany z Izraelem”. Jest to zarestrowany w Portugalii kontenerowiec MSC Aries. Kontenerowiec wypłynął wczoraj z portu Chalifa w Abu Zabi Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W poniedziałek miał dopłynąć do portu Nhava Sheva w Indiach.
„Państwo ajatollahów pod przywództwem Chameneiego to przestępczy reżim, który wspiera zbrodnie Hamasu, a teraz przeprowadza pirackie działania stojące w sprzeczności z prawem mięzynarodowym” – powiedział w reakcji na irańskie działania izraelski minister spraw zagranicznych Izrael Kac.
„Wzywam Unię Europejską i cały wolny świat do natychmiastowego uznania irańskich Strażników Rewolucji za organizację terrorystycznego i do szybkich sankcji na Iran” – dodał minister.
Dokładny związek statku z Izraelem jest na razie niejasny.
Firma MSC podała, że na pokładzie statku znajduje się 25 osób.
To kolejny element eskalacji na linii Iran-Izrael w ostatnich tygodniach. Odkąd w Iranie po Rewolucji Islamskiej pod koniec lat 70. XX wieku rządy objęli islamscy duchowni, stosunki między oboma państwami zawsze były bardzo napięte. W ostatnich tygodniach temperatura konfliktu jest jednak wyjątkowo wysoka. Między innymi przez poparcie Iranu dla Hamasu. I związaną z tym nasiloną wymiany ognia między również wspieranym przez Iran Hezbollahem z Libanu i Izraelem.
1 kwietnia Izrael przeprowadził atak rakietowy na budynek irańskiego konsulatu w Damaszku, stojący zaraz obok irańskiej ambasady. Zginęło w nim 16 osób, w tym część dowództwa irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji. Iran zapowiedział ostrą odpowiedź „w odpowiednim momencie”.
Od tego czasu Izraelczycy czekają w napięciu na zapowiadany atak, który jednak wciąż nie następuje. Zaraz po ataku w Damaszku z 1 kwietnia w światowych mediach zaczęły regularnie ukazywać się informacje, że irański atak na Izrael nastąpi w ciągu „24 do 48 godzin”. Podobny komunikat wydał wczoraj wieczorem prezydent USA Joe Biden.
„Spodziewam się, że dojdzie do niego raczej wcześniej niż później” – mówił o ataku dziennikarzom w Waszyngtonie. I apelował do Irańczyków, by powstrzymali się od eskalacji.
Stosunkowo długi okres wyczekiwania na irańską odpowiedź niekoniecznie musi oznaczać, że będzie ona wyjątkowo ostra. Irańczycy również powinni zdawać sobie sprawę, że otwarta wojna z Izraelem niekonieczie jest w ich interesie. Stąd hipotezy, że irańczycy uderzą swoimi rakietami na przykład we Wzgórza Golan – terytorium, które zajmuje Izrael, ale międzynarodowo uznawane są one za terytorium Syrii okupowane przez Izrael.
Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Paweł Zgórzyński z PSL złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Ministerstwem kieruje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy. W kierownictwie ministerstwa reprezentowane były dotychczas wszystkie najważniejsze partie koalicji. Zastępcami ministry Dziemianowicz-Bąk są:
Zgórzyński wciąż oficjalnie jest wiceministrem. Ale w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” potwierdził, że złożył dymisję. I dodał, że powodem są „względy osobiste”. Nieoficjalnie mówi się jednak, że ważną przyczyną jest trudna atmosfera panująca w ministerstwie.
„Praca w MRPiPS faktycznie nie należy do łatwych. Panuje dość trudna atmosfera, istnieje pełno napięć. Awantury są na porządku dziennym” – mówi „DGP” anonimowy rozmówca z ministerstwa.
W czwartek rosjanie zniszczyli jedną z największych elektrowni cieplnych w Europie. Prezydent Zełenski twierdzi, że Ukraina potrzebuje 25 systemów Patriot. Kongres USA dalej blokuje 60 mld dolarów pomocy
W nocy ze środy na czwartek Rosja zaatakowała Trypolską Elektrownie Cieplną. Dostarczała ona ponad połowę energii elektrycznej w obwodzie kijowskim. Był to też największy zakład energetyczny w centralnej części Ukrainy, który obejmował także regiony czerkaski i żytomierski.
Zniszenie trypolskiej elektrowni oznacza, ze pobliskie miasta straciły źródło ogrzewania zimą.
Prezydent Zełenski ogłosił w czwartek rano, że Rosja zaatkowała ukraińską krytyczną infrastrukturę jego kraju ponad 40 pociskami rakietowymi i około 40 dronami uderzeniowymi. W wyniku ataku elektrownia została zniszczona.
Kolejnej nocy rosyjskie ataki spowodowały pożar w elektrowni w Dniepropietrowsku i uszkodziły infrastrukturę krytyczną w Chersoniu.
Władimir Putin twierdzi, że atak jest częścią „demilitaryzacji” Ukrainy. Według jego logiki elektrownia wspiera ukraiński przemysł wojenny. I dlatego musiała zostać zniszczona. Jednocześnie dodał, że jest to też odpowiedź na ataki na rosyjskie rafinerie.
„System [ochrony przeciwlotniczej] jest przeciążony” – powiedział w wywiadzie główny doradca ukraińskiego prezydenta Michajło Podoljak – „Musimy teraz sprawdzić, czy jesteśmy w stanie utrzymać go w działaniu, czy potrzebujemy więcej systemów ochrony przeciwlotniczej, szczególnie przeciwko rakietom hipersonicznym, i czy jesteśmy w stanie naprawić zniszczoną infrastrukturę”.
W nocy ze środy na czwartek Ukraińcom udało się zestrzelić 57 z 82 pocisków. To mnie niż podczas podobnych ataków w przeszłości. Zdaniem prezydenta Zełenskiego, Ukraina potrzebuje 25 systemów Patriot, by skutecznie bronić kraju przed rosyjskimi nalotami. W tej chwili na pewno posiada dwa. Dokładna liczba nie jest oficjalnie znana, ale z pewnością jest to o wiele za mało.
Ukraińcy są rozgoryczeni i apelują o większą pomoc z odparciu podobnych ataków na cywilną infrastrukturę.
„Rosjanie kompletnie zniszczyli jedną z największych elektrowni cieplnych w Europie. Ale nie widzimy żadnych rezolucji ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ, ani żadnych podobnych deklaracji” – powiedział Podoljak.
Amerykański Kongres, który kontrolują Republikanie, odmawia głosowania nad przekazaniem Ukrainie pomocy wojskowej o wartości 60 mld dolarów. Działania Republikanów w Kongresie wspiera republikański kandydat na prezydenta Donald Trump.
Rafał Trzaskowski wsparł na otwartym spotkaniu w Krakowie kandydata KO na prezydenta miasta Aleksandra Miszalskiego. Miszalskiego i jego kontrkandydata Łukasza Gibałę więcej łączy niż dzieli, jeśli chodzi o program
„Dzisiaj potrzebna jest totalna mobilizacja. Mówiliśmy o tym przez te ostatnie miesiące, że mobilizacja jest absolutnie kluczowa, że musimy wykonać ten kolejny krok po to, żeby w naszych miastach, miasteczkach, na polskiej wsi rządzili sprawdzeni gospodarze, ludzie którzy są wiarygodni” – mówił dziś Rafał Trzaskowski na otwartym spotkaniu wyborczym z Aleksandrem Miszalskim w Krakowie, kandydatem KO na prezydenta miasta.
W pierwszej turze Miszalski wygrał i zdobył 37,2 proc. głosów. Za tydzień w niedzielę 21 kwietnia zmierzy się z Łukaszem Gibałą, który otrzymał 26,8 proc. głosów. Do drugiej tury nie wszedł kandydat PiS Łukasz Kmita. Zdobył 19,8 proc. głosów. Urzędujący od 2002 roku prezydent Jacek Majchrowski zrezygnował z ubiegania się o reelekcję.
„Kraków potrzebuje zmiany, ale zmiany rozsądnej, wyważonej, której krakowianie oczekują, a nie zmiany rewolucyjnej, nie zmiany opartej na hejcie. My potrzebujemy budować zgodę, współpracę pomiędzy różnymi mieszkańcami, grupami społecznymi i to robimy od samego początku” – mówił na wiecu Aleksander Miszalski.
Walka w Krakowie między oboma kandydatami jest ostra. Kandydaci starają za wszelką cenę pokazać, że są inni. A to trudne zadanie. Jak pisali w OKO.press Katarzyna Kojzar i Marcel Wandas z Krakowa:
„Pomiędzy Gibałą i Miszlaskim jest więcej podobieństw niż różnic. Obaj postulują walkę z “patodeweloperką” inwestycje w mieszkalnictwo komunalne. Będzie to potrzebne, by zbić ceny mieszkań, sięgające powyżej 15 tys. złotych za metr kwadratowy. Zarówno Miszalski, jak i Gibała chcą przestawić Kraków na zielone tory i inwestować w ekologiczne rozwiązania dla miejskiej energetyki. Nie ma też między nimi różnicy w postulatach ułatwień dla osób załatwiających urzędowe sprawy”.
Kandydaci spierają się więc o to, kto ich popiera, i o wzajemny hejt.
„Ostatnio też nasila się bardzo kampania hejtu, kampania oszczerstw. Łukasz Gibała chyba lekko zaskoczony po tym swoim wyniku, w pierwszym dniu, jeszcze w dniu wyborach powiedział, że jeżeli ja wygram te wybory ucieszą się tylko deweloperzy i pijani turyści. Ja chciałem was spytać, ile tu jest deweloperów, ręka w górę proszę, pijanych turystów?” – mówił Miszalski na krakowskim wiecu.
Krakowscy działacze PiS zaapelowali, by nie głosować na Miszalskiego, w efekcie wspierając Gibałę. Gibała nie prosił jednak o takie poparcie, nie wystąpił z politykami PiS na konferencji prasowej. Nie przeszkadza to kampanii Miszalskiego przedstawiać Gibały jako kandydata PiS.
Aleksander Miszalski jest faworytem. Zdobył ponad 10 punktów procentowych głosów więcej niż jego rywal. Portal lovekrakow.pl pokazuje sondaż wykonany przez firmę Ipsos na grupie 1000 mieszkańców Krakowa. Przeprowadzono go w dniach 9-10 kwietnia, a więc tuż po pierwszej turze. Według niego Miszalski mógł wówczas liczyć na 48 proc. głosów, Gibała – na 43 proc. Reszta badanych jest niezdecydowana.
Jeśli więc Gibała chce zwycieżyć, czeka go w ostatnim tygodniu kampanii dużo pracy.
Sąd Najwyższy uniemożliwił umorzenie 400 mld długu studenckiego na raz. Prezydent Biden podejmuje więc mniejsze kroki, dotychczas udało się umorzyć 153 mld dolarów. To m.in. próba przyciągnięcia młodych wyborców
W piątek 12 kwietnia prezydent USA Joe Biden anulował długi studenckie warte 7,4 mld dolarów.
Administracja Bidena planowała umorzenie nawet do 400 miliardów dolarów długu studenckiego dla dziesiątek milionów osób. Plany te jednak w czerwcu 2023 roku zostały zablokowane przez Sąd Najwyższy. Sąd zdecydował, że zgodnie z prawem prezydent USA nie może zlecić swojemu sekretarzowi edukacji umorzenia tak dużej kwoty długu konsumenckiego bez wcześniejszej zgody Kongresu.
Dlatego teraz Biden i jego rząd zmienili plan i planują umorzenia w mniejszych kwotach. Piątkowe umorzenie dotyczy około 277 tys. osób. Dotychczas Bidenowi udało się umorzyć aż 153 mld dolarów długu studenckiego dla 4,3 miliona osób.
„Udało nam się zatwierdzić pomoc dla mniej co dziesiątej osoby z 43 milionów Amerykanów, którzy pobrali federalne pożyczki studenckie” – powiedział dziennikarzom sekretarz edukacji Miguel A. Cardona.
Kredyt studencki stał się w Ameryce sporym kryzysem społecznym. Byli studenci mają do spłacenia około 1,75 biliona (1750 miliardów) dolarów. Typowy kredyt to natomiast między 30 a 100 tys. dolarów za rok studiów. Kredyt spłaca się już kilka miesięcy po studiach. W wielu przypadkach zarobki długo nie przekraczają kwoty kredytu, a zadłużenie ciągnie się za byłymy studentami przez dekady.
Spłacenie długu studenckiego było obietnicą Joe Bidena z kampanii wyborczej 2020. To też pomysł sztabu prezydenta na tegoroczną kampanię i zebranie poparcia wśród młodszych wyborców. Spora część z nich przestała w ostatnich miesiącach popierać Bidena przez jego wsparcie dla Izraela w wojnie z Gazą.
W ostatnich tygodniach notowania urzędującego prezydenta zaczynają się jednak poprawiać. W połowie kwietnia średnia sondażowa jest bliska remisu między Bidenem a Trumpem, choć od października notowania Trumpa rosły, a Bidena spadały. Dziś trend się odwrócił.
Ostatecznie jednak o zwycięstwie w wyborach nie decyduje liczba głosów w głosowaniu powszechnym w skali całego kraju, a zebrane głosy elektorskie w poszczególnych stanach. W 2020 roku Biden zdobył aż siedem milionów głosów więcej niż Trump. W 2016 roku Hillary Clinton zdobyła prawie trzy miliony głosów więcej niż kandydat Republikanów, ale prezydenturę przegrała.
Na dziś trudno przewidzieć dokładnie, co stanie się w listopadowych wyborach. Bardzo ważne będą najbliższe miesiące kampanii wyborczej.