Władimir Putin odwołał ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, na jego miejsce wysunął kandydaturę ekonomisty wicepremiera Andrieja Biełousowa. Szojgu ma zostać przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa. Stanowisko traci dotychczasowy przewodniczący Nikołaj Patruszew
„Czterodniowy tydzień pracy za tę samą płacę jest możliwy i będziemy o niego walczyć! Bo pracujemy, żeby żyć, a nie żyjemy, żeby pracować” – mówiła ze sceny podczas marszu ministra pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Przez Warszawę przeszedł marsz zorganizowany przez OPZZ i Lewicę pod hasłem „Chcemy Europy socjalnej”. Wzięli w nim udział m.in. wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, współprzewodniczący Nowej Lewicy, europosel Robert Biedroń oraz poseł Marcin Kulasek.
Co ciekawe, na marszu w Warszawie pojawił się też europejski komisarz ds. zatrudnienia, spraw społecznych i wyrównywania szans Nicolas Schmit, który jest kandydatem europejskiej grupy Socjalistów i Demokratów (S&D) na nowego szefa KE. Lewica należy do S&D.
Politycy Lewicy oraz działacze OPZZ zabrali głos podczas marszu. Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreśliła, że o ile w marszu z okazji Święta Pracy bierze udział co roku, to w tym roku po raz pierwszy jest obecna na marszu jako „przedstawicielka ludzi pracy w rządzie”.
„Obowiązkiem państwa jest was szanować, państwo nie może zapominać o was i o waszych prawach. My na lewicy nie zapominamy i do tego rządu weszliśmy także po to, żeby każdego dnia przypominać o tym, o czym my tutaj wszyscy wiemy: że godna praca to godne życie” – mówiła Dziemianowicz-Bąk.
Dziemianowicz-Bąk podsumowała dotychczasowe dokonania swojego ministerstwa (wymieniła przede wszystkim 20 proc. podwyżkę wynagrodzeń w sferze budżetowej, program „Aktywny rodzic” oraz zmiany w sposobie wyliczania stażu pracy, do którego teraz wlicza się także czas przepracowany na umowie zlecenie czy na samozatrudnieniu). Dziemianowicz-Bąk wymieniła też plany rządu na najbliższy czas.
„Godna praca to uczciwa płaca, dlatego raz na zawsze skończymy z kreatywną księgowością, jeżeli chodzi o wynagrodzenia. Wprowadzimy zasadę, że płaca zasadnicza nie może być niższa od minimalnej. Dodatki, bonusy, premie są świetne, pod warunkiem, że są dodatkami. Bo płaca minimalna to jest minimum. Żadna łaska, tylko obowiązujące prawo. I tego prawa należy przestrzegać” – zapowiedziała.
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej zapowiedziała też działania mające na celu ograniczenie wypadków w pracy, w wyniku których rocznie w Polsce ginie nawet 250 osób.
„Zdrowie i życie pracowników są najważniejsze (...). Każdego roku co najmniej 250 osób, głównie mężczyzn, ginie w wypadkach przy pracy (...). To dramat, z którym trzeba skończyć, dlatego wzmacniamy BHP, a każdego pracownika, który znajdzie w sobie odwagę, żeby zgłosić niebezpieczeństwo w pracy lub naruszenie zasad BHP, które może zagrozić jemu lub jego współpracownikom,obejmiemy ochroną sygnalistów. Bo praca nie może zabijać, praca nie może okaleczać” – mówiła Dziemianowicz-Bąk.
Ministra dodała, że „praca ma pozwolić żyć godnie i bezpiecznie”, a ponadto musi nam zostawiać czas na życie prywatne, rodzinne, itp. Tu Dziemianowicz-Bąk nawiązała do jednego z postulatów wyborczych Lewicy, czyli czterodniowego tygodnia pracy.
„Czterodniowy tydzień pracy za tę samą płacę jest możliwy i będziemy o niego walczyć! Bo pracujemy, żeby żyć, a nie żyjemy, żeby pracować” – mówiła ze sceny.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk dodała też, że Lewica będzie forsować wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy oraz polepszenie warunków pracy i ochrony prawnej pracowników platform cyfrowych takich jak Uber, Glovo, itp.
„Przed nami rewolucja cyfrowa, która jest jak rewolucja przemysłowa – na zawsze zmieni świat pracy. Musimy być do niej przygotowani. Dlatego obejmiemy pracowników cyfrowych, pracowników platform internetowych, kurierów, kierowców, tłumaczy, księgowe itp. pełnią praw pracowniczych. Wzmocnimy Państwową Inspekcję Pracy tak, żeby mogła skutecznie walczyć ze śmieciowym zatrudnieniem, a związki zawodowe i układy zbiorowe wyposażymy w narzędzia skutecznej ochrony pracowników” – podkreśliła Dziemianowicz-Bąk.
Dodała, że w ramach Święta Pracy „świętujemy to, co już udało się nam wywalczyć: ośmiogodzinny dzień pracy, zakaz pracy dzieci, wolne weekendy, wolność zrzeszania się w związkach zawodowych”. Ale walka o jakość pracy trwa: jest to walka o bezpieczną, godziwie wynagradzaną prace, która pozostawia czas na odpoczynek i zwykłe życie. „Taką przyszłość zbudujemy wspólnie” – obiecała Dziemianowicz-Bąk.
„Unia Europejska musi zostać zreformowana tak, żeby była silniejsza w polityce bezpieczeństwa” – mówiła niemiecka ministra spraw zagranicznych Annalena Baerbock na spotkaniu z ministrem Radosławem Sikorskim z okazji obchodów 20-lecia wejścia Polski do UE
Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski świętuje 20-lecie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w Słubicach – Frankfurcie nad Odrą, czyli europejskim dwumieście na granicy Polski z Niemcami. Sikorskiemu towarzyszy m.in. niemiecka ministra spraw zagranicznych Annalena Baerbock.
W planie spotkania m.in. wspólne przejście przez most łączący polską i niemiecką część dwumiasta oraz spotkanie na Europejskim Uniwersytecie Viadrina.
Podczas wspólnej konferencji prasowej na Uniwersytecie Viadrina Radosław Sikorski mówił, że jego zdaniem nadzieje Polaków związane z wejściem do UE 20 lat „spełniły się z nawiązką”.
„Chciałbym jeszcze raz podziękować autorom tamtego sukcesu: Włodzimierzowi Cimoszewiczowi [ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych, który obok premiera Leszka Millera podpisał Traktat Akcesyjny Polski do UE – red.] i jego niemieckiemu koledze Joschce Fisherowi [Fisher był wówczas szefem niemieckiego MSZ – red.]” – powiedział Sikorski podczas konferencji prasowej.
Sikorski podkreślił, że Unia Europejska to wartość, o którą wciąż potrzebujemy walczyć. Wspomniał, że pandemia uświadomiła Europejczykom jak ważne dla naszej „europejskiej codzienności” są otwarte granice.
„Musimy wciąż walczyć o to, żeby to doświadczenie granic nie wróciło. Żeby źli ludzie, którzy atakują nasze wartości, którzy znowu chcą wrócić do dziewiętnastowiecznych sposobów prowadzenia polityki, żeby oni nie zwyciężyli w Unii” – mówił Sikorski.
„Jesteśmy bezpieczniejsi, gdy razem współdecydujemy o kształcie Europy” – dodał.
Szef polskiego MSZ zaapelował też do młodych Europejczyków, „abyśmy tego prawa do bycia w wolnej Europie nie pozwolili sobie odebrać”.
Szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock także wspomniała dzień wejścia Polski do UE 20 lat temu i emocje z nim związane.
„Przypominam sobie, jakim to było wspaniałym momentem, że my jako kraje, jako społeczeństwa, jako Europa, znaleźliśmy w sobie siłę, aby przezwyciężyć podział Europy, dzięki czemu staliśmy się wspólnotą pokoju dla nas wszystkich (...). Warto wspomnieć słowa Joschki Fischera, który powiedział wówczas, że Unia Europejska z zachodnioeuropejskiego projektu stała się projektem ogólnoeuropejskim. To ogromne szczęście dla nas wszystkich” – mówiła Baerbock.
Dodała, że pomimo iż wielu Niemców miało obawy w związku z rozszerzeniem UE aż o 10 nowych państw, dziś nie ma wątpliwości, że to był bardzo dobry krok.
„Przypominam sobie tę dyskusję na temat polskiego hydraulika, te obawy o miejsca pracy. To nie było tak, że wszyscy [Niemcy – red.] byli na tak [wejścia Polski do UE – red.] (...) Ale dziś widzimy, że jesteśmy silniejsi razem (...). Nie tylko w handlu. Są też rzeczy szczególnie odczuwalne w takich miejscach jak Frankfurt nad Odrą, ta europejska wartość dodana, plus Europy, szczególnie odczuwalny tutaj, w regionach przygranicznych: autobusy łączące oba miasta, kluby społeczne pracujące wspólnie, polsko-niemieckie przedszkola, transgraniczna sieć przesyłu ciepła, współpraca policji i służb celnych, no i przede wszystkim to, co wszyscy ludzie kochają szczególnie: stosunki międzyludzkie. Mało jest takich miejsc jak Frankfurt nad Odrą, gdzie jest tak dużo małżeństw polsko-niemieckich” – mówiła Baerbock.
Szefowa niemieckiego MSZ podkreśliła jednak, że obecnie, w związku z wojną w Ukrainie, Europa stoi w obliczu nowych wyzwań.
„Unia Europejska nie spadła nam z nieba, tylko wymagała odpowiedzialności, odwagi decydentów politycznych i obywateli. Była krokiem w kierunku czegoś nowego, a kiedy się idzie w kierunku czegoś nowego, to nie wiadomo, czy to będzie dobre i trzeba mieć odwagę, to jest ważne (...)” – mówiła Baerbock.
Podkreśliła, że „dzisiaj znowu potrzebujemy tej odpowiedzialności i odwagi”.
„Unia Europejska, z unii gospodarki i handlu, musi stać się unią bezpieczeństwa. Widzimy, co się dzieje w Ukrainie (...). Unia Europejska musi zostać zreformowana tak, żeby była silniejsza w polityce bezpieczeństwa, żeby mówiła jednym głosem. To ważne, także w perspektywie przyjęcia kolejnych krajów” – mówiła Baerbock, nawiązując do kwestii dyskutowanej obecnie w Europie niezbędnej reformy UE.
Annalena Baerbock wywodzi się z partii niemieckich Zielonych, którzy popierają ideę reformy traktatowej UE. Tymczasem Koalicja Obywatelska, z której pochodzi polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, jest przeciwna temu pomysłowi.
Tegoroczna frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego może być wyższa, niż frekwencja w wyborach 2019 roku. Wojna w Ukrainie sprawia, że Europejczycy rozumieją znaczenie tych wyborów
Średnio o 11 procent respondentów więcej deklaruje, że pójdzie w tym roku (6-9 czerwca) do wyborów europejskich – wynika z kwietniowego badania Eurobarometru, ostatniego przed czerwcowymi wyborami. W 2019 roku chęć oddania głosu w wyborach zgłaszało 49 proc. respondentów, a faktyczna frekwencja była jeszcze wyższa – wyniosła 51 proc.
W tym roku deklarację o chęci głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego składa 60 proc. respondentów badania.
Największe wzrosty odnotowano w takich krajach jak Chorwacja (+24 pp), Czechy (+22 pp), Litwa (+20 pp), Finlandia (+20 pp) oraz Hiszpania (+19 pp). Szczególnie ciekawy jest wzrost deklarowanej frekwencji w Czechach, w których wyborcy do tej pory byli najmniej zmobilizowani do udziału w europejskich wyborach. W 2019 roku frekwencja u naszego południowego sąsiada wyniosła zaledwie 28,72 procent, a chęć głosowania deklarowało mniej niż 20 proc. respondentów badania Eurobarometr. Dziś chęć głosowania w wyborach do PE deklaruje 38 proc. respondentów.
Najbardziej zmobilizowani są tradycyjnie wyborcy w Holandii (w tym roku chęć udziału w wyborach deklaruje 72 proc. badanych, o 11 proc. więcej niż w 2019 roku), w Niemczech (70 proc. w 2014 roku wobec 57 proc. w 2019 roku), Irlandii (69 proc. w 2024 roku wobec 58 proc. w 2019 roku), Luksemburgu (68 proc. w 2024 roku wobec 57 proc. w 2019 roku), Malcie (68 proc. w 2024 roku wobec 57 proc. w 2019 roku), Austrii (66 proc. w 2024 roku wobec 55 proc. w 2019 roku) oraz Szwecji (65 proc. w 2024 roku wobec 62 proc. w 2019 roku).
Tłumnie do wyborów europejskich wybierają się też Węgrzy – zamiar głosowania w tegorocznych wyborach do PE deklaruje 65 proc. respondentów wobec 50 proc. chętnych w 2019 roku (faktyczna frekwencja w ostatnich wyborach wyniosła 43,48 proc.).
W Polsce zamiar głosowania w tegorocznych wyborach do PE wyraża 63 proc. respondentów – o 11 proc. więcej niż w 2019 roku. Faktyczna frekwencja w wyborach do PE w 2019 roku była jednak niższa od deklarowanej – wyniosła nad Wisłą 45,68 proc.
Najmniej zmobilizowani do głosowania są wyborcy w takich krajach jak wspomniane już Czechy, a także Bułgaria, Słowacja, Słowenia, Litwa, Francja oraz Estonia. Chęć głosowania w wyborach do PE deklaruje tu mniej niż 50 proc. respondentów. Jak widać, poza Francją, problem ten dotyczy przede wszystkim krajów, które do UE weszły podczas ostatnich fali rozszerzenia.
„Lepiej być w Unii!” – napisał premier Donald Tusk na platformie X w dzień obchodów 20. rocznicy wejścia Polski do UE.
„Pamiętajmy dziś o tych, którzy odważnie i z wyobraźnią zaczęli naszą drogę do Unii. O Lechu Wałęsie i premierach Mazowieckim, Bieleckim i Suchockiej. Wielkie dzięki!” – napisał na platformie X premier Donald Tusk w środę 1 maja, czyli w 20. rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Dodał, że „tych, którzy psuli i psują, a dzisiaj przed kamerami stroją dumne miny” nie będzie wspominał. „Szkoda święta” – skomentował premier.
W ten sposób odniósł się do dość zaskakującego, bo niezwykle proeuropejskiego przemówienia, które prezydent wygłosił w środę rano.
W drugim wpisie premier podkreślił też, że „lepiej być w UE”. I podał przykład: „kiedy my świętujemy 20 lat w Unii, w Wielkiej Brytanii toczy się ostra debata wywołana prognozą Banku Światowego, zgodnie z którą dochód na głowę będzie w 2025 wyższy w Polsce niż w UK”.
Tusk złożył też obietnicę nieco w stylu PiS: że na 25. rocznicę wejścia do UE Polacy będą zamożniejsi od Brytyjczyków. „Lepiej być w Unii!” – napisał.
Już nie „wyimaginowana wspólnota, z której niewiele dla Polski wynika”, a „wielka, europejska wspólnota wolności”, do której dołączenie spowodowało w Polsce „ogromne zmiany”. Andrzej Duda zmienił swoje podejście do UE o 180 stopni.
„Cieszę się ogromnie, że możemy dzisiaj radować się z tej dwudziestej rocznicy naszego członkostwa w Unii Europejskiej (…). Jak patrzymy dzisiaj, z perspektywy tych 20 lat, na naszą obecność w Unii, to z całą pewnością możemy powiedzieć jedno: to był i to jest bardzo dobry czas dla Polski” – powiedział prezydent Andrzej Duda w środę 1 maja, podczas porannego wystąpienia w ogrodach Pałacu Prezydenckiego z okazji 20. rocznicy przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Duda podkreślił, że to „bardzo ważny i symboliczny dzień”, a Unię Europejską określił „wielką, europejską wspólnotą wolności”: wolności przemieszczania się, działalności gospodarczej, wolności wyboru miejsca pracy.
Dodał, że wejście do UE, czyli „faktyczne, polityczne uczynienie Polski częścią dynamicznie rozwijającego się, wolnego, demokratycznego Zachodu” było „marzeniem wielu pokoleń Polaków” i spowodowało „ogromne zmiany w naszym kraju”: poczuliśmy się częścią „wielkiej, światowej wspólnoty wolności”, a także weszliśmy w okres „niezwykle dynamicznego rozwoju gospodarczego naszego kraju”.
„Z całą mocą chcę dzisiaj podkreślić, że to wielka zasługa nie tylko samej Unii Europejskiej i naszego członkostwa w niej, nie tylko funduszy europejskich, które otrzymywaliśmy (…), ale to przede wszystkim zasługa wielkiego wysiłku, mądrości, inteligencji i wspaniałej postawy naszych rodaków – tych, którzy byli odpowiedzialni za przygotowanie tego procesu wydawania środków europejskich, (…), tak, aby one rzeczywiście służyły rozwojowi Polski” – chwalił prezydent.
Dodał, że dzięki środkom z UE w naszym kraju zrealizowano „mnóstwo inwestycji”, co jest dzisiaj „naszym wielkim pożytkiem, wielkim benefitem i we wspaniały sposób rozwija Polskę”.
„Dziękuję wszystkim, którzy przez te 20 lat przyczynili się do tego, że dzisiaj możemy z dumą patrzeć na rozwój Polski (…), polskiej infrastruktury. Możemy mówić: to, co zostało nam przekazane, aby rozwijać Polskę, a tym samym Unię Europejską (…), wykorzystaliśmy dobrze. Jesteśmy dzisiaj – w pełnym tego słowa znaczeniu – częścią dynamicznie rozwijającej się europejskiej wspólnoty” – mówił Duda.
Przemówienie Dudy było niezwykle entuzjastyczne i proeuropejskie, co stanowi pewne zaskoczenie. Jeszcze w 2018 roku, podczas przemówienia w Leżajsku, prezydent określił Unię Europejską mianem „wyimaginowanej wspólnoty, z której dla Polski niewiele wynika”.
Prezydent nie omieszkał też wbić szpili premierowi Donaldowi Tuskowi. Duda podkreślił, że jeszcze w 2019 roku, 15. rocznicę wejścia Polski do UE celebrował wspólnie z premierem Mateuszem Morawieckim, aby podkreślić „jedność działania Polski w obszarze rozwoju, a także (...) naszej obecności w tej wielkiej europejskiej, międzynarodowej wspólnocie”. Tusk miał dostać podobne zaproszenie w tym roku, ale nie skorzystał.
„Wierzę, że naszą politykę dalszego uczestnictwa w Unii Europejskiej będziemy z powodzeniem rozwijali razem (...). Polska dziś bardzo potrzebuje jedności. Jest ona ważna dla umacniania i poczucia bezpieczeństwa w naszym kraju, prowadzenia jednolitej i mądrej polityki, jak również pokazywania partnerstwa i wspólnego działania, naszym partnerom zewnętrznym” – mówił Duda, podkreślając jednocześnie, że na mocy tzw. ustawy kompetencyjnej, wiele ważnych decyzji dotyczących m.in. obsadzania wysokich stanowisk w UE, w tym wyboru polskiego komisarza, może zapaść tylko przy jego aprobacie.
Prezydent podkreślił też, że już niebawem, w styczniu 2025 roku, rozpoczyna się polska prezydencja w UE. Wskazał jej cztery główne cele:
„Priorytety stanowią fundament, ale chciałbym, aby były w sposób należyty podkreślone. Dlatego powinniśmy zorganizować w Polsce – dla podkreślenia wagi najważniejszych elementów rozwoju Europy na przyszłość – dwa Szczyty Europejskie: Unia Europejska – Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska – Ukraina” – zaproponował prezydent.