Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Ipsos przekazał wyniki late poll z 90 proc. komisji. Wynika z nich, że
Według obliczeń Ipsos opartych na wynikach w komisjach obwodowych oznacza to, że koalicja prodemokratyczna mogłaby liczyć aż na 249 mandatów:
PiS (196 mandatów) nie ma żadnych szans na dalsze rządy, nawet z Konfederacją (15 mandatów) miałby ich ledwie 211 (Ipsos gdzieś zgubił jeden mandat mniejszości niemieckiej, która popiera siły prodemokratyczne).
Według modelu, z którego korzystamy w OKO.press, szacując liczbę mandatów, jeśli wyniki late poll by się potwierdziły, PiS miałby nieco więcej (204 posłów i posłanek), a KO nieco mniej (151 mandatów). Razem z Trzecią Drogą (62 mandaty) i Lewicą (28) koalicja prodemokratyczna miałaby zatem 241 mandatów, co także oznacza bezpieczną większość.
Obliczenia Ipsos mogą być bliższe prawdy, bo opierają się na realnych danych w okręgach.
O porannym late poll (z 50 proc. komisji) pisaliśmy w OKO.press:
Drugi late poll pracowni Ipsos, niemal w całości oparty na prawdziwych wynikach powinien być prawie idealnie zgodny z wynikami wyborów, które zapewne poznamy we wtorek. Oznaczałoby to, że podane w niedzielę wyborczą wyniki exit poll (opartego na ankietowaniu osób wychodzących z lokali wyborczych) były dobrze utrafione. Przypomnijmy, że Ipsos podał wtedy prognozowane wyniki wyborcze:
Średni błąd w stosunku do late poll wyniósł zatem 0,6 pkt proc., co należy uznać za wysoką trafność. Ostateczną trafność sondaży Ipsos będziemy jednak mogli ocenić, gdy PKW poda komplet wyników.
W wyborach do Senatu znamy już wyniki z 58,64 proc. komisji. Coraz mniej jest okręgów bez żadnych wyników (trzy) i takich, w których wyścig jest zbyt bliski, żeby coś powiedzieć (pięć).
Obecnie oceniamy, że w pozostałych okręgach obecna opozycja w ramach Paktu Senackiego powinna zdobyć 54 mandaty, PiS – 38. Ale za wcześnie na ogłaszanie zwycięstwa. Jako pewne oceniamy teraz 35 mandatów dla opozycji, 19 wciąż klasyfikujemy jako prawdopodobne.
Opozycja przejmuje niektóre okręgi, które w ostatnich wyborach zdobył PiS. W okręgu numer 85 (Ostróda) obecna senatorka z PiS Bogusława Orzechowska najpewniej nie obroni swojego miejsca w Senacie. Po przeliczeniu dwóch trzecich głosów prowadzi tam Gustaw Brzezin z Trzeciej Drogi z przewagą 7 tys. głosów i 9 punktów procentowych.
Do bloku PiS zaliczamy Ewę Gawędę z okręgu numer 72 (Jastrzębie-Zdrój), która reprezentuje Bezpartyjnych Samorządowców. W ostatnich wyborach Gawęda była jak najbardziej partyjna i została senatorką z ramienia PiS. W tych wyborach PiS nie wystawił jej kontrkandydatki. Gawęda prowadzi obecnie z kandydatem KO Henrykiem Siedlaczkiem różnicą 2,5 tys. głosów i niecałych trzech punktów procentowych.
Trzeba było grzać, że Braun chce powieszenia Niedzielskiego – grzmi Korwin-Mikke. W Konfederacji trwają poszukiwania winnych porażki
Według late poll, którego wyniki poznaliśmy o godz. 8, Konfederacja uzyskała 6,4 proc. głosów. To niewiele więcej, niż przewidywał exit poll (6,2 proc.).
Komitet miał nadzieję na dwucyfrowy wynik – tymczasem przekroczył próg wyborczy o zaledwie 1,4 proc. Czekamy jeszcze na oficjalne wyniki, które poda PKW – te jednak poznamy prawdopodobnie dopiero jutro.
„Czuję się osobiście odpowiedzialny za tę porażkę. Przez ostatni rok dałem z siebie wszystko, ale okazało się, że było to zdecydowanie za mało. Wiele razy, gdy ktoś mnie pytał, co było największą porażką w moim życiu, odpowiadałem, że ta dopiero przede mną. Być może wreszcie nadszedł ten dzień, który mogę nazwać największą porażką w moim życiu. Gdy emocje opadną, na spokojnie zastanowię się co z tym zrobić i jakie wnioski wyciągnąć” – powiedział podczas wieczoru wyborczego Sławomir Mentzen, lider Konfederacji. Tę samą treść opublikował na portalu X (dawniej Twitter).
Janusz Korwin-Mikke ma swoje diagnozy dotyczące porażki. Już w niedzielę wieczorem powiedział Interii: „Nikt nie spodziewał się takiego wyniku. Ale, niestety, jak się ukrywa przede wszystkim Grzegorza Brauna, mnie, to takie są skutki”. Odniósł się do przedwyborczej wypowiedzi Przemysława Wiplera, który mówił, że Korwin „został poproszony, żeby spokojnie już nic nie robić do końca kampanii. Nie twittować, nie pisać, nie wypowiadać się, odpocząć”.
Już jest po wyborach, więc Korwin-Mikke swobodnie publikuje kolejne wpisy na portalu X. W najnowszym diagnozuje: „Konfederacja nie wykorzystała podstawowych atutów. Pozwoliliśmy ludziom zapomnieć o CoViDzie zamiast grzać: »Braun domaga się powieszenia Niedzielskiego«”.
Dalej pisze o tym, że wszyscy zapomnieli, jak demaskował, że „Ukraińcy nas oszukują” oraz „są oni naszymi naturalnymi wrogami”.
„Ludzie pamiętali nasze ostre postulaty: likwidacja podatków dochodowych, likwidacja ZUSu – ze wszystkiego się wycofaliśmy. To po co głosować na niewiarygodną partię, która powie, że obietnica nie wchodzenia w koalicję z PO i PiSem to też był tylko żart? I na koniec: jak partia mająca ok. 11% może zrezygnować z popierania kary śmierci, za którą opowiada się 54% wyborców – a jest sztandarowym postulatem Nowej Nadziei??” – denerwuje się Korwin-Mikke.
Co ciekawe, Janusz Korwin-Mikke, który kandydował w okręgu nr 20 (obwarzanek warszawski) może nie otrzymać mandatu. Po zliczeniu wyników z ponad 31 proc. komisji, na liście Konfederacji prowadzi Karina Bosak (o godz. 14:00 ma 5651 głosów. Korwin-Mikke: 2737).
Jeśli ta tendencja się utrzyma, a Konfederacja dostanie tylko jeden mandat, Korwin-Mikke pożegna się z funkcją posła. Posłem będzie za to drugi z weteranów: Grzegorz Braun. Obecnie w okręgu rzeszowskim na liście Konfederacji zdecydowanie prowadzi.
Dobromir Sośnierz wystąpił w nocy z soboty na niedzielę w Polsat News. Przedstawił inną diagnozę: jego zdaniem za porażkę Konfederacji odpowiada krótka pamięć wyborców.
„Czy ludzie zapomnieli, jak oni wszyscy razem głosowali za podwyższaniem mandatów, wszyscy razem te głupie historie covidowe przyklepywali PiS-owi. Nie pamiętacie ludzie, jak oni wam kazali w maskach popierniczać? To wszyscy zrobili razem. Co się z wami stało? Taką krótką pamięć macie?” – irytował się.
Od niedzielnego wieczoru morale próbuje poprawić Krzysztof Bosak. „Jeśli ten wynik się utrzyma albo nieco wzrośnie, będziemy mogli mówić o skromnym, ale sukcesie. To jest duża grupa wyborców” – mówił w wieczorze wyborczym w Polsat News.
Po wynikach cząstkowych, publikowanych przez PKW, które pokazują ok. 7 proc. dla Konfederacji, napisał na portalu X:
„Wynik ogólnopolski powyżej 7 proc. przy rekordowej frekwencji wyborczej oznacza kilkadziesiąt lub nawet kilkaset tysięcy wyborców, którzy w tych wyborach zagłosowali na nas po raz pierwszy. To skuteczna obrona zajętych pozycji. Od czasu wejścia do UE nikomu nowemu się to nie udało”.
To są na razie – podkreślmy – wyniki cząstkowe, zebrane z połowy komisji wyborczych.
„Każde wybory są testem, na ile jesteśmy dojrzałym społeczeństwem. Pokazaliśmy, że odpowiedzialnie bierzemy sprawy w swoje ręce” – tak prezydent Andrzej Duda skomentował rekordową frekwencję podczas wyborów do Sejmu i Senatu. Co mówił o wynikach?
Podczas krótkiej wypowiedzi dla mediów prezydent Andrzej Duda kilkukrotnie dziękował za rewelacyjną frekwencję. „Wszystkim moim rodakom, którzy wczoraj poszliście oddać swój głos, a wiem, że były osoby, które godzinami czekały, do późnych godzin, serdecznie dziękuję” – mówił Andrzej Duda. „Każde wybory są testem, na ile jesteśmy demokratycznym, dojrzałym społeczeństwem, okrzepłym w decydowanie o sobie. Pokazaliśmy, że odpowiedzialnie bierzemy sprawy w swoje ręce” – dodał prezydent RP. Podziękował też wszystkim tym, którzy wzięli udział w referendum.
Andrzej Duda podkreślał, że trzeba spokojnie czekać na prace komisji, bo do zliczenia została jeszcze połowa z ponad 20 milionów oddanych głosów. „Demokracja w Polsce jest stabilna. Cieszę się, że jest głos polskiego społeczeństwa. Zobaczymy, jaka jest też jego wola. Będziemy mieć ją pewną jutro, choć coraz bardziej się [red. – wyniki] rysują. Z góry, tym którzy zwyciężyli, z całego serca gratuluję” – powiedział prezydent.
Ale żeby dowiedzieć się, komu prezydent Andrzej Duda powierzy misję formowania rządu, także trzeba cierpliwie poczekać.
Wiemy, że Konstytucja w żaden sposób tego nie reguluje. O możliwych scenariuszach pisał w OKO.press Michał Danielewski. W artykułach 154 i 155 ustawy zasadniczej znajdziemy słynne trzy kroki konstytucyjne – jeśli żadna z sił opozycyjnych nie będzie w stanie ich wykonać, prezydent będzie musiał rozwiązać parlament. Zobaczmy, jak wyglądają zapisy Konstytucji i przetłumaczmy z języka prawniczego na polski.
W Konstytucji krok 1 opisuje art. 154, w ustępach pierwszym i drugim.
Ustęp pierwszy brzmi następująco: „Prezydent Rzeczypospolitej desygnuje Prezesa Rady Ministrów, który proponuje skład Rady Ministrów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje Prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami Rady Ministrów w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów i odbiera przysięgę od członków nowo powołanej Rady Ministrów”.
Prezydent musi zwołać posiedzenie nowego Sejmu najpóźniej w 30 dniu po wyborach (art. 109 Konstytucji). Przyjmijmy w uproszczeniu, że Duda robi to na ostatnią chwilę i nowy Sejm spotyka się we wtorek 14 listopada. Wtedy nowego szefa rządu prezydent może wskazać nawet we wtorek 28 listopada i może to być dowolna osoba, niezależnie od wyniku wyborów. Duda może desygnować na szefa rządu np. Marka Suskiego, który wskaże swoich ministrów i będzie legalnym premierem.
Ale do czasu.
Bo wtedy do gry wchodzi ustęp drugi, który brzmi następująco: „Prezes Rady Ministrów, w ciągu 14 dni od dnia powołania przez Prezydenta Rzeczypospolitej, przedstawia Sejmowi program działania Rady Ministrów z wnioskiem o udzielenie jej wotum zaufania. Wotum zaufania Sejm uchwala bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”.
Premier Marek Suski do 12 grudnia musi znaleźć 231 posłanek i posłów, którzy udzielą mu wotum zaufania. To oznacza, że przy założeniu złej woli prezydenta i PiS, Prawo i Sprawiedliwość nawet jeśli przegra wybory, będzie mieć zgodnie z prawem niemal 2 miesiące rządów.
Jeśli jednak symboliczny premier Suski większości nie znajdzie, wtedy prezydent Duda i PiS tracą inicjatywę. A piłeczka jest po stronie Sejmu.
Tę fazę formowania rządu opisuje ustęp trzeci artykułu 154 Konstytucji, który brzmi następująco:
„W razie niepowołania Rady Ministrów w trybie ust. 1 lub nieudzielenia jej wotum zaufania w trybie ust. 2 Sejm w ciągu 14 dni od upływu terminów określonych w ust. 1 lub ust. 2 wybiera Prezesa Rady Ministrów oraz proponowanych przez niego członków Rady Ministrów bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje tak wybraną Radę Ministrów i odbiera przysięgę od jej członków”.
W naszym scenariuszu Sejm ma czas na wybór premiera i rządu do 26 grudnia. Jeśli Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica będą mieć co najmniej 231 posłów i posłanek, mogą wtedy spokojnie przeczekać desperackie ruchy Dudy i PiS. W drugim kroku powołają rząd, który prezydent Duda będzie miał obowiązek zaprzysiąc.
Państwowa Komisja Wyborcza na konferencji prasowej podaje dane po podliczeniu głosów z 52,84 proc. komisji:
„Po przeliczeniu głosów z prawie 54 proc. obwodów frekwencja w wyborach parlamentarnych wyniosła 72,85 proc.” – podał przewodniczący PKW Sylwester Marciniak.
Obecnie frekwencja w referendum wynosi 42,6 proc. Wyniki referendum się nie zmieniają znacząco: 94 proc. odpowiedzi na wszystkie pytania to „nie”.