Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Komisja Europejska na razie przymknie oko na polskie, jednostronne embargo wobec ukraińskiego zboża – wynika z informacji, do której dotarło radio RMF FM. Tak samo po zdjęciu blokady na import zboża ze wschodu na wschodniej flance UE zachowały się Słowacja i Węgry, czas na decyzje dała sobie Rumunia. Władze Bułgarii, mimo sprzeciwu rolników, nie zdecydowały się na taki krok.
„Nie ma obecnie apetytu na jakieś mocne działania wobec Polski” – miała usłyszeć korespondentka RMF w Brukseli. Możliwe, że KE będzie chciała przeczekać okres do wyborów w Polsce z nadzieją, że nowa ekipa rządząca będzie bardziej ugodowa. Podobną strategię Komisja mogła przyjąć wobec Słowacji, gdzie do wyborów zostały dwa tygodnie.
Dalszą walkę o przywrócenie blokady dla ukraińskiego zboża zapowiada Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa, kiedyś członek Prawa i Sprawiedliwości. Wojciechowski przekazał, że Ursula von der Leyen otrzymała już od niego pismo w tej sprawie.
250 za pozwolenie o pracę i 1000 euro za wizę – tyle miał kosztować „bilet wstępu” do Polski dla imigrantów, którzy wcześniej chcieli dostać się do Polski od strony Białorusi z pominięciem oficjalnej drogi. Tak rozwija się afera wizowa, której nowy wątek ujawnili dziennikarze Onetu. Portal opisuje sprawę z sierpnia 2021 roku. Na polsko-białoruskiego granicy nie było jeszcze zapory, jednak obowiązywał już stan wyjątkowy w pasie przygranicznym, a politycy partii rządzącej straszyli „hybrydowym atakiem” Aleksandra Łukaszenki.
Wypchnięte przez Straż Graniczną na terytorium Białorusi osoby mogły jednak ubiegać się o legalną wizę w tamtejszych placówkach dyplomatycznych. Mogły skorzystać z pomocy firmy załatwiającej formalności – podobnie jak w innych przypadkach ujawnionych w ostatnich dniach. Z pośrednikami można łatwo nawiązać kontakt za pomocą komunikatora Telegram. Dziennikarze Onetu poszli za tym tropem i napisali do jednego z nich z pytaniem o to, czy możliwe jest szybkie załatwienie legalnego pobytu w Polsce.
„Tak, jest możliwość, ale teraz tylko na sezonową pracę, na 9 miesięcy. Proces potrwa 2-5 dni. Zaliczka 135 euro. My robimy dokumenty, wysyłamy zdjęcie, ty wysyłasz resztę kwoty. Dopiero wysyłamy dokumenty kurierem” – odpisał im pośrednik.
„250 euro za wizę czy aplikację?” – dopytywali autorzy tekstu.
„Za zezwolenie na pracę, które potrzebne jest do złożenia wniosku wizowego”- odpowiedział ich rozmówca. Kolejny przekazał, że wiza jest do załatwienia bez problemu za opłatą 1000 euro.
Onet ujawnia też fotografie dokumentów zezwalających na pobyt w Polsce obywatelom Sudanu, Pakistanu i Bangladeszu, otrzymane od pośredników. Firmy ułatwiające otrzymanie wizy i pozwolenia na pracę według relacji Onetu podpisywały umowy z placówkami dyplomatycznymi po 2015 roku, już w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Dziś Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapewnia, że zerwał już kontrakty z firmami outsourcingowymi działającymi w ten sposób.
„Afera wizowa”, która kompromituje władze PiS także wobec partnerów zagranicznych i trafiła do mediów na całym świecie, bywa przez opozycję (a także niektóre media) nadinterpretowana, dorzucane są do niej treści do tej pory eksploatowane przez prawicę. Dlaczego to jest ryzykowne, i to podwójnie?
Szanowni Państwo,
Opublikowany 9 września 2023 roku tekst Małgorzaty Tomczak wzbudził ogromne zainteresowanie i równie duże kontrowersje, które narastały wraz z ujawnianiem kolejnych szczegółów skandalicznej „afery wizowej”.
Rzetelna analiza danych i prostowanie przez naszą Autorkę przesadzonych opowieści o „ogromnym napływie muzułmanów” bywa odczytywane jako udział OKO.press w kampanii wyborczej, atak na opozycję prodemokratyczną czy podważanie „afery wizowej”. To oczywiste absurdy.
Rolą wolnych mediów, zwłaszcza takich jak nasze, które lubi przyglądać się liczbom, jest zwracanie uwagi opinii publicznej na błędne informacje, które do niej docierają. Żebyśmy wiedzieli, jak jest naprawdę.
Jest i drugi aspekt. „Afera wizowa”, która kompromituje władze PiS także wobec partnerów zagranicznych i trafiła do mediów na całym świecie, bywa przez opozycję (a także niektóre media) nadinterpretowana, dorzucane są do niej treści do tej pory eksploatowane przez prawicę.
Wielkie liczby imigrantów z krajów muzułmańskich mają rozbudzać ksenofobiczną wyobraźnię i pomóc opozycji zabrać PiS wyborcze głosy. Stoi za tym rozumowanie, że w czasie kampanii wolno wszystko, byleby zabrać władzę Kaczyńskiemu. A potem wrócimy do narracji o prawach człowieka i tolerancji wobec innych.
To jednak ryzykowne, i to podwójnie.
Po pierwsze, może po prostu zniechęcać tę część elektoratu opozycji, która nie chcą oglądać „naszych” spotów, które mają budzić lęk przed migrantami przedstawianymi w zdehumanizowany sposób.
Po drugie, narracja antyuchodźcza łatwo przykleja się do naszych umysłów. Słysząc posłankę PSL, która kwestionuje sprowadzanie pracowników „obcych nam kulturowo”, bo przecież lepiej aktywizować zawodowo Polki i Polaków i dać im pracę, zaczynamy inaczej patrzeć na czarnoskórego doręczyciela paczki, grupkę brodatych facetów zbierającą owoce, a nawet idącą po ulicy afrykańską mamę z dzieckiem.
Co zrobimy, jeśli po wygranych – daj Boże – przez opozycję wyborach ten dżin nastawiony na tropienie „obcych kulturowo” nie będzie chciał wrócić do butelki?
Piotr Pacewicz, redaktor naczelny OKO.press, 16 września 2023
O aferze wizowej pisaliśmy od samego początku, skupiając się na weryfikacji i interpretacji danych podawanych przez inne media i polityków. Zabrakło nam jednak elementu kluczowego do zrozumienia, na czym afera polega – wyobraźni hollywoodzkich scenarzystów. Okazuje się, że bez tego polskiej polityki analizować się po prostu nie da.
9 września opublikowaliśmy dokładną analizę wszystkich danych o migracji, które krążyły w mediach:
W infosferze panował – i wciąż poniekąd panuje – nieprawdopodobny szum dotyczący tych danych. Zezwolenia na pracę są traktowane jako dowód na faktyczny przyjazd tych osób do kraju, a wielka liczba zezwoleń na pobyt (wydana głównie Ukraińcom i Białorusinom) była interpretowana przez szerokie grono komentatorów jako dowód na masową migrację z Azji i Afryki.
W OKO.press od pierwszych dni afery wizowej pokazywaliśmy, jak faktycznie wyglądają te statystyki, podważając wielkie liczby podawane przez inne media.
Opracowaliśmy je w oparciu o statystyki różnych instytucji – Europejskiego Urzędu Statystycznego, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (które z kolej pochodzą od wojewodów), Straży Granicznej, a wreszcie – MSZ.
W piątek 15 września podobne opracowania tych samych danych opublikowali badacze z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Ośrodka Badań nad Migracjami.
Dane, które tydzień temu tłumaczyliśmy, były używane przez polityków i dziennikarzy jako dowód na to, czego nie ma – „zalew setek tysięcy migrantów z Azji i Afryki”. Na ich podstawie powstał kampanijny spot KO, w swojej wymowie, straszący migrantami.
Rozumiemy, że jest to element kampanii wyborczej – jednak nawet w niej trzeba używać sprawdzonych danych i rozumieć, o czym się mówi. W przeciwnym razie to, co w tej aferze najważniejsze – MSZ zajmujący się międzynarodowym przemytem ludzi za gigantyczne łapówki – ginie w kakofonii błędnych informacji.
Powtarzając te liczby z kosmosu, można walić mieczem obosiecznym we wszystkich: mieszkających już w Polsce migrantów zarobkowych, studentów, ludzi starających się o wizę w celach biznesowych, czy rodzinnych. A także w polskich przedsiębiorców i rolników, którzy od czasu wojny z Ukrainą zmagają się z brakami kadrowymi i apelowali o ułatwienia wizowe dla pracowników z Azji. Chyba nie o to chodziło.
Zachęcamy do lektury analizy — która, w przeciwieństwie do wielu medialnych doniesień z ostatniego tygodnia — nie straciła na aktualności. Tymczasem szukamy już dla redakcji warsztatów z pisania thrillerów politycznych, by w przyszłości rozumieć i przedstawiać polską politykę jeszcze lepiej.
Oto ten tekst:
Wojciech Kosiniak-Kamysz podczas przystanku zielonego food-trucka PSL-u w Koninie odniósł się do sprawy braku przedłużenia embarga na ukraińskie zboże i polskiej blokady na transporty ze wschodu.
„Niezależnie od tego, kto wygra wybory Polska potrzebuje spraw, które będą łączyć całe spektrum polityczne. Jedną z takich spraw są kolejki do lekarzy, które muszą zostać skrócone. Nie zniknie też problem promocji polskiej żywności i bezpieczeństwa żywnościowego” – mówił Kosiniak-Kamysz. Jak dodał, brak dalszej blokady dla ukraińskiego zboża w pięciu krajach UE, w tym w Polsce, było „głupią decyzją Komisji Europejskiej”, która obnażyła słabość polskiego rządu, który w Brukseli nie ma posłuchu.
Mateusz Morawiecki w swoim wystąpieniu w Mętnem nawiązał do pytania zadanego niegdyś przez Józefa Piłsudskiego. „Stoimy przed pytaniem: czy Polska będzie wielkim, silnym państwem, czy słabym, który będzie szukał opieki możnych. To pytanie było aktualne wtedy, jest aktualne i dzisiaj. Od odpowiedzi na nie zależy nasza przyszłość” – mówił premier na Mazowszu. – „Nie było w historii świata takich przypadków, żeby ci, którzy byli pod butem innych na tym korzystali. Jestem przekonany, że polska wieś rozumie i potrafi odpowiedzieć na pytanie: czy chcemy Polski dumnej, czy ubezwłasnowolnionej. Czy chcemy Polski z nielegalnymi emigrantami, czy z powracającymi polskimi emigrantami?”
Morawiecki mówił też o „kryzysie zbożowym, który został nam zgotowany” i zapewnił, że jego formacja zadba o polską wieś w jego czasie. „Od północy 16 września my ten zakaz wwozu ukraińskiego zboża wprowadziliśmy samodzielnie, niezależnie od tego, że Unia Europejska tego nie zrobiła” – mówił Morawiecki. Przypomnijmy: Komisja Europejska nie przedłużyła blokady obrotu ukraińskim zbożem w pięciu państwach wschodniej flanki UE, w tym w Polsce.
Według premiera Donald Tusk razem z Michałem Kołodziejczakiem zobowiązali się do walki o przedłużenie unijnego embarga na ukraińskie zboże. „Dostali tam czarną polewkę, bo tam, w Brukseli, liczą się niemieckie interesy. Tusk i jego przyboczny musieli wyjechać stamtąd z kwitkiem. Jak oni teraz przed wami wyglądają? I śmiesznie, i smutno” – kontynuował Morawiecki nie biorąc pod uwagę, że Tusk nie odwiedził z Kołodziejczakiem instytucji Europejskich, a lider AgroUnii pojechał nie do Brukseli, a do Strasburga.