0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Screen ze spotu PO z Donaldem TuskiemScreen ze spotu PO z...

Szanowni Państwo,

Opublikowany 9 września 2023 roku tekst Małgorzaty Tomczak wzbudził ogromne zainteresowanie i równie duże kontrowersje, które narastały wraz z ujawnianiem kolejnych szczegółów skandalicznej „afery wizowej”. Rzetelna analiza danych i prostowanie przez naszą Autorkę przesadzonych opowieści o „ogromnym napływie muzułmanów” bywa odczytywane jako udział OKO.press w kampanii wyborczej, atak na opozycję prodemokratyczną czy podważanie „afery wizowej”. To oczywiste absurdy. Rolą wolnych mediów, zwłaszcza takich jak nasze, które lubi przyglądać się liczbom, jest zwracanie uwagi opinii publicznej na błędne informacje, które do niej docierają. Żebyśmy wiedzieli jak jest naprawdę.

Jest i drugi aspekt. „Afera wizowa”, która kompromituje władze PiS także wobec partnerów zagranicznych i trafiła do mediów na całym świecie, bywa przez opozycję (a także niektóre media) nadinterpretowana, dorzucane są do niej treści do tej pory eksploatowane przez prawicę. Wielkie liczby imigrantów z krajów muzułmańskich mają rozbudzać ksenofobiczną wyobraźnię i pomóc opozycji zabrać PiS wyborcze głosy. Stoi za tym rozumowanie, że w czasie kampanii wolno wszystko, byleby zabrać władzę Kaczyńskiemu. A potem wrócimy do narracji o prawach człowieka i tolerancji wobec innych.

To jednak ryzykowne, i to podwójnie. Po pierwsze, może po prostu zniechęcać tę część elektoratu opozycji, która nie chcą oglądać „naszych” spotów, które mają budzić lęk przed migrantami przedstawianymi w zdehumanizowany sposób.

Przeczytaj także:

Po drugie, narracja antyuchodźcza łatwo przykleja się do naszych umysłów. Słysząc posłankę PSL, która kwestionuje sprowadzanie pracowników „obcych nam kulturowo”, bo przecież lepiej aktywizować zawodowo Polki i Polaków i dać im pracę, zaczynamy inaczej patrzeć na czarnoskórego doręczyciela paczki, grupkę brodatych facetów zbierającą owoce, a nawet idącą po ulicy afrykańską mamę z dzieckiem. Co zrobimy jeśli po wygranych – daj Boże – przez opozycję wyborach ten dżin nastawiony na tropienie „obcych kulturowo” nie będzie chciał wrócić do butelki?

Piotr Pacewicz, redaktor naczelny OKO.press, 16 września 2023

Zachęcam do lektury danych – wyjaśnienie Autorki tekstu

O aferze wizowej pisaliśmy od samego początku, skupiając się na weryfikacji i interpretacji podawanych przez inne media i polityków danych. Zabrakło nam jednak elementu kluczowego do zrozumienia, na czym afera polega – wyobraźni hollywoodzkich scenarzystów. Okazuje się, że bez tego polskiej polityki analizować się po prostu nie da.

9 września opublikowaliśmy dokładną analizę wszystkich danych o migracji, które krążyły w mediach:

  • o liczbie zezwoleń na pracę, i co one właściwie oznaczają;
  • o liczbie wydawanych wiz i zezwoleń na pobyt,
  • a wreszcie – statystyki Straży Granicznej, które pokazują, ile osób każdego roku do Polski wjeżdża.

W infosferze panował – i wciąż poniekąd panuje – nieprawdopodobny szum dotyczący tych danych. Zezwolenia na pracę są traktowane jako dowód na faktyczny przyjazd tych osób do kraju, a wielka liczba zezwoleń na pobyt (wydana głównie Ukraińcom i Białorusinom) była interpretowana przez szerokie grono komentatorów jako dowód na masową migrację z Azji i Afryki.

W OKO.press od pierwszych dni afery wizowej pokazywaliśmy, jak faktycznie wyglądają te statystyki, podważając wielkie liczby podawane przez inne media.

Opracowaliśmy je w oparciu o statystyki różnych instytucji – Europejskiego Urzędu Statystycznego, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (które z kolej pochodzą od wojewodów), Straży Granicznej, a wreszcie – MSZ.

W piątek 15 września podobne opracowania tych samych danych opublikowali badacze z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Ośrodka Badań nad Migracjami.

Dane, które tydzień temu tłumaczyliśmy, były używane przez polityków i dziennikarzy jako dowód na to, czego nie ma – „zalew setek tysięcy migrantów z Azji i Afryki”. Na ich podstawie powstał kampanijny spot KO, w swojej wymowie, straszący migrantami.

Rozumiemy, że jest to element kampanii wyborczej – jednak nawet w niej trzeba używać sprawdzonych danych i rozumieć, o czym się mówi. W przeciwnym razie to, co w tej aferze najważniejsze – MSZ zajmujący się międzynarodowym przemytem ludzi za gigantyczne łapówki – ginie w kakofonii błędnych informacji.

Powtarzając te liczby z kosmosu, można walić mieczem obosiecznym we wszystkich: mieszkających już w Polsce migrantów zarobkowych, studentów, ludzi starających się o wizę w celach biznesowych, czy rodzinnych. A także w polskich przedsiębiorców i rolników, którzy od czasu wojny z Ukrainą zmagają się z brakami kadrowymi i apelowali o ułatwienia wizowe dla pracowników z Azji. Chyba nie o to chodziło.

Zachęcamy do lektury analizy — która, w przeciwieństwie do wielu medialnych doniesień z ostatniego tygodnia — nie straciła na aktualności. Tymczasem szukamy już dla redakcji warsztatów z pisania thrillerów politycznych, by w przyszłości rozumieć i przedstawiać polską politykę jeszcze lepiej.

A oto oryginalny tekst Małgorzaty Tomczak z 9 września 2023

Analizujemy doniesienia o „aferze wizowej”, przyglądamy się wypowiedziom polityków, tłumaczymy, na czym polega „outsourcing wizowy” i ile osób faktycznie do Polski wjechało.

Nie negujemy doniesień o samej aferze. Pokazujemy, że w jej kontekście pada wiele nieprawdziwych i manipulacyjnych wypowiedzi dotyczących migracji.

Tak jakby na ostatniej prostej w kampanii opozycja ścigała się z PiS-em o to, kto lepiej postraszy Polaków „napływem migrantów”.

  • Po kontroli poselskiej Marcin Kierwiński i Jan Grabiec z PO mówili o „250-350 tys. wiz, które mieli otrzymać migranci z Nigerii, Iranu, Iraku, Bangladeszu i Pakistanu” – przedstawiamy dane dotyczące wydawania wiz i zezwoleń na pracę (to nie jest to samo!), a także statystyki realnych wjazdów obywateli tych krajów do Polski w latach 2021-2023.
  • W mediach czytamy, że o zbadanie sprawy zgłosiły się do polskich służb inne kraje Schengen, zaniepokojone „masowym wydawaniem wiz osobom z krajów, w których istnieje zagrożenie terrorystyczne” – jednak osobom z takich krajów Polska wydała wielokrotnie mniej wiz, niż np. Niemcy. Państwa, takie jak Bangladesz, które są również wspominane w tym kontekście, są nisko na liście krajów zagrożonych terroryzmem.
  • Niemcy są zaniepokojone wjazdem dużej liczby migrantów przez Polskę? Owszem, niemieckie media piszą o tym od dawna, chodzi jednak o osoby przekraczające granicę bez wiz Schengen – podróżujące szlakiem białoruskim lub bałkańskim, a ich liczba to kilkanaście tysięcy, a nie kilkaset.
  • Politycy PO i media manipulują przekazem o „wielkiej liczbie zezwoleń na pobyt” wydanych cudzoziemcom w 2022 roku – pokazujemy, że Polska od lat była w czołówce krajów wydających najwięcej takich zezwoleń. Również w czasach rządów PO, ale znaczna większość tych zezwoleń były i są dla Ukraińców i Białorusinów.
  • Fakt outsourcingu wizowego do indyjskiej spółki VFS Global nie jest niczym dziwnym – od lat z usług tej firmy korzystają takie kraje jak Kanada, Wielka Brytania, Dania, Holandia, czy Szwecja. Nie oznacza to utraty kontroli nad wydawaniem wiz – choć krajom, które wcześniej wprowadzały outsourcing, towarzyszyły podobne wątpliwości.
  • System outsourcingu części procedur wizowych faktycznie generuje problemy i może stać się polem do korupcji – czarny rynek „wizowych pośredników” kwitnie, wielokrotnie ostrzegała przed nimi indyjska VFS. W mediach społecznościowych widać dużą aktywność tego typu usług i agencji operujących na terenie Polski.

Przyjrzyjmy się po kolei kolejnym odsłonom afery wizowej i skonfrontujmy ją z faktami.

350 tys. wiz pracowniczych dla „osób z krajów muzułmańskich”

„Według ustaleń kontroli posłów opozycji w MSZ w latach 2021-23 wizy pracownicze wydano między 250 a 350 tys. osób z Pakistanu, Bangladeszu, Iranu, Iraku czy Nigerii” – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.

W tym momencie nie mamy dostępu do dokumentów, które przedstawiałyby takie dane. Statystyki wydawania wiz pracowniczych nie są publicznie dostępne. Jednak w lipcu, po głośnych spotach Donalda Tuska o „ściąganiu do Polski dziesiątek tysięcy osób z krajów muzułmańskich”, portal Konkret24 poprosił Ministerstwo Spraw Zagranicznych o zestawienie 15 krajów, których obywatelom wydano najwięcej wiz pracowniczych w 2022 roku.

9 sierpnia portal otrzymał odpowiedź i opublikował dane o wizach wydanych przez polskie konsulaty. Liczby dotyczą zarówno wiz typu „C” – wiza Schengen, ważna na obszarze całej strefy, lub tylko wybranych państw, która uprawnia do pobytu przez maksymalnie 90 dni w ciągu 180 dni – jak i wiz krajowych typu „D”, które uprawniają do wjazdu do Polski i pobytu na dłużej niż 90 dni i maksymalnie rok, w okresie ważności wizy.

ramka - wizy pracownicze 2022
wizy I połowa 2023

Na powyższych zestawieniach widzimy, że obywatelom krajów, na których tak lubią skupiać się ostatnio politycy opozycji – czyli takich, w których dominującą religią jest islam – wydano w 2022 i 2023 roku łącznie 98 074 wizy pracownicze.

Wśród tych strasznych „krajów muzułmańskich” są państwa tak różne, jak Turcja, Kazachstan, czy Indonezja. Przyjeżdżają z nich od lat ludzie o różnym profilu zawodowym – od niewykwalifikowanych robotników, przez właścicieli drobnych biznesów, do pracowników sektora IT.

Natomiast w obu zestawieniach nie pojawiają się wymieniani przez posłów opozycji obywatele Iranu, Iraku, Nigerii, czy Pakistanu. Bangladesz, z którego do całej Europy przyjeżdżają tysiące pracowników, pojawia się dopiero w 2023 roku z liczbą 1772 wydanych wiz.

Portal Konkret24 poinformował, że obywatelom Iranu wydano w 2022 roku 68 wiz pracowniczych, a Iraku – 8.

Trudno stwierdzić, skąd mogła wziąć się liczba nawet 350 tysięcy wiz dla obywateli akurat tych pięciu krajów.

Jak widzieliśmy już wcześniej, po słynnych lipcowych wystąpieniach Donalda Tuska, politykom opozycji i niektórym mediom zdarza się mylić liczby wiz pracowniczych z liczbami pozwoleń na pracę.

Lider PO w swoich filmikach mówił o „ponad 130 tys. zezwoleń na pracę wydanych »w tak zwanych państwach muzułmańskich« w 2022 roku. W kontekście obecnej afery wizowej powtórzył te liczby w nagraniu z 6 września, dodając informacje, że politycy PiS robią to, „bo ktoś dostaje 5 tysięcy dolarów od głowy”, a we wpisie na Twitterze z tego samego dnia pisał o „ściąganiu rekordowej ilości migrantów”.

W 2022 roku faktycznie wydano ponad 365 tys. zezwoleń na pracę, w tym ok. 136 tysięcy dla obywateli państw, w których dominującą religią jest islam. Tę informację podała w już wcześniej Konfederacja, a w wystąpieniu dla Radia ZET 21 czerwca Sławomir Mentzen powiedział, że „Tylko w zeszłym roku do Polski przyjechało 136 tys. imigrantów z krajów muzułmańskich – z Bangladeszu, z Turcji, z końca świata”.

136 tys. zezwoleń na pracę dla »muzułmańskich imigrantów« – tylko co to znaczy?

Wbrew temu, co sugerują politycy opozycji, liczba pozwoleń na pracę na absolutnie nie oznacza liczby osób, które przyjechały do Polski.

O zezwolenie na pracę wnioskuje pracodawca, u którego cudzoziemcy mają pracować, składając wniosek do odpowiedniego starostwa. Zezwolenie dotyczy jedynie zatrudnienia u tego konkretnego pracodawcy i w żadnym wypadku nie jest równoznaczne z otrzymaniem wizy ani zgody na pobyt w danym kraju.

Fakt posiadania zezwolenia na pracę jest warunkiem koniecznym do uzyskania wizy – jednym z wielu. W praktyce duża część cudzoziemców, mimo zezwolenia na prace, wizy nie otrzymuje.

Liczby zezwoleń na pracę mogą więc być wielokrotnie większe od liczby osób, które faktycznie ją podjęły. Zezwolenie jest też wydawane na czas określony (maksymalnie na 3 lata) i po tym okresie musi być odnowione – w tych 136 tysiącach mogą zawierać się także osoby, które od dawna mieszkają w Polsce, lub takie, które po prostu zmieniają pracodawcę.

Aby ponieść w świat wieść o „muzułmańskich imigrantach”, którzy otrzymali łącznie taką ilość zezwoleń, zsumowano dane z krajów, w których ponad 50 proc. osób deklarują się jako wyznawcy islamu. W tej grupie znalazła się zarówno Turcja, Uzbekistan, czy Egipt, jak i Albania i Kosowo.

Według danych zamieszczonych na Wortalu Publicznych Służb Zatrudnienia, spośród tej grupy najwięcej zezwoleń otrzymali w 2022 roku obywatele Uzbekistanu (ponad 33 tys.), Turcji (25 tys.) i Bangladeszu (ponad 13 tys.). Rok wcześniej wśród „państw muzułmańskich” najwięcej zezwoleń (ponad 15 tys.) również przyznano Uzbekom.

W statystykach próżno jednak szukać wielkich liczb dotyczących obywateli pięciu państw, o których mówią posłowie opozycji. Poniżej przedstawiamy liczbę zezwoleń na pracę – które, jak podkreślamy, są tylko jednym z warunków wstępnych do uzyskania wizy – wydanych obywatelom tych krajów.

Liczba zezwoleń na pracę w 2022

Ile osób PiS „ściągnął do Polski”?

Statystyki wydanych wiz pracowniczych oraz niezbędnych do ich uzyskania zezwoleń na pracę ani trochę nie potwierdzają „wielkiego napływu do Polski imigrantów z krajów muzułmańskich”.

Powiedzmy jednak, że dane MSZ, w którym badana jest właśnie afera wizowa, są niewiarygodne i, jak twierdzą politycy opozycji, „250-350 tysiącom osób z Pakistanu, Bangladeszu, Iranu, Iraku czy Nigerii” faktycznie wydano wizy pracownicze w latach 2021-2023.

Oznaczałoby, że w tych pięciu krajach zrobiono to zupełnie bezprawnie, bo zdecydowana większość z tych osób nie uzyskała zezwolenia na pracę (chyba że założymy też, że statystyki zezwoleń na pracę, opracowywane przez poszczególne województwa są również fałszywe i mamy do czynienia z korupcją i gigantycznym przekłamywaniem danych również na poziomie powiatowym i wojewódzkim).

Nawet jeśli tyle osób dostało wizy pracownicze, to co się z nimi stało?

Trudno potwierdzić, używając języka partii opozycyjnych, że „PiS ściągnął je do Polski”. Statystyki cudzoziemców, którzy wjechali do Polski (legalnie, drogą lotniczą, lądową i morską) są dostępne w zestawieniach Straży Granicznej.

Tak wyglądają liczby za okres 2021-2023 dla pięciu krajów, o których wspominają politycy i dziennikarze:

Liczby za okres 2021 - 2023

Jeśli obywatelom tych krajów wydano 250-350 tys. wiz pracowniczych, to ewidentnie nie zdecydowali się na przyjazd do Polski. W liczbie ponad 34 tysięcy osób, które legalnie dostały się do Polski, znajdują się osoby, które przyjechały w celach pracowniczych, rodzinnych, studenckich, a także wiele osób, które w 2022 roku po prostu przekroczyły granicę z Polską, uciekając przed wojną w Ukrainie.

W zeszłym roku prawie połowa osób z Iraku i Iranu oraz ponad 2/3 z Nigerii wjechała do Polski legalnie właśnie przez granicę lądową z Ukrainą – a w pozostałych latach głównie droga lotniczą.

Trudno założyć, że dziesiątkom tysięcy posiadaczy wiz z tych krajów udałoby się obejść kontrole graniczne na lotniskach i przejściach granicznych. Raczej jednak do Polski nie przyjechały, czy, mówiąc językiem opozycji, „nie zostały ściągnięte”.

„Kraje, w których występuje zagrożenie terrorystyczne”

Skupiamy się na statystykach dotyczących tych pięciu krajów, bo prasowe doniesienia sugerują, że to właśnie rzekomy masowy przyjazd do Polski ich obywateli jest takim skandalem i źródłem afery.

„Gazeta Wyborcza” pisze: „CBA po prostu zostało zmuszone do działania. To nie była ich inicjatywa. Nasi partnerzy z Unii wykazali, że to właśnie na poziomie polskich służb konsularnych dochodzi do nieprawidłowości skutkujących masowym wydawaniem wiz, które umożliwiają dostanie się do strefy Schengen cudzoziemców pochodzących z krajów, gdzie występuje zagrożenie terrorystyczne – tłumaczy nam rozmówca znający międzynarodowy kontekst operacji”.

„Właśnie masowy napływ migrantów z polskimi wizami zaalarmował służby państw Unii Europejskiej, które uznały, że strona polska nie prowadzi wymaganych wobec niektórych krajów procedur weryfikujących ich obywateli pod kątem bezpieczeństwa” – czytamy dalej.

Do krajów o wysokim zagrożeniu terrorystycznym należą właśnie Irak, Pakistan i Nigeria. Od początku tego roku – a właśnie w ostatnich miesiącach służby państw UE miały być rzekomo „zaalarmowane” – do Polski przyjechało legalnie 4063 obywateli tych krajów.

Mogli mieć wizy turystyczne, pracownicze do Polski lub typu „C” – każda z nich umożliwiała im podróżowanie do innych krajów Schengen.

Trudno zrozumieć, dlaczego akurat te 4 tysiące osób z krajów o zagrożeniu terrorystycznym miałoby zaniepokoić służby innych krajów UE. Same tylko Niemcy w 2022 wydały ponad 11 tys. wiz Schengen obywatelom Pakistanu, niemal 8 tys. – Nigeryjczykom; i ponad 17 tysięcy – osobom z Iraku.

Dlaczego fakt, że do jednego z sąsiadujących krajów przyjechało kilkakrotnie mniej obywateli tych krajów, miałby tak bardzo zaniepokoić służby niemieckie? We wszystkich krajach Schengen w zeszłym roku obywatelom tych trzech krajów wydano łącznie ponad 211 tys. wiz, które uprawniają ich do swobodnego podróżowania po wszystkich krajach Wspólnoty.

Widoczny jest faktycznie trend wzrostowy w wydawaniu zezwoleń na pracę i w przyjazdach do Polski obywateli Bangladeszu. Nie jest to jednak kraj, w którym występuje duże zagrożenie terrorystyczne – w Global Terrorist Index z 2022 roku zajmuje 40 miejsce, daleko za m.in. Grecją, Wielką Brytanią, czy Niemcami.

Czym są tak naprawdę zaniepokojeni Niemcy?

W artykułach o aferze wizowej pojawiają się wzmianki o zaniepokojeniu Niemiec wzrostem liczby migrantów, którzy przekraczają naszą zachodnią granicę.

„Gazeta Wyborcza” pisze: „W Niemczech ministrowie spraw wewnętrznych Brandenburgii i Saksonii zwrócili się w ostatnich miesiącach do ministra spraw zagranicznych Niemiec o tymczasowe wprowadzenie kontroli na granicy polsko-niemieckiej. Według ocen niemieckich służb granicę przechodzi po 600 imigrantów dziennie, w ogromnej większości z Polski”.

Informacje o dużych liczbach migrantów przekraczających granicę polsko-niemiecką pojawiały się w niemieckich mediach od kilku miesięcy. Podawane liczby dotyczyły jednak osób, które wjechały do Niemiec nielegalnie, a więc nie posiadaczy wiz typu „C” do Schengen ani typu „D” (pracowniczych, do Polski, które umożliwiają jednak podróżowanie po Schengen).

Niemieckie media wyraźnie podkreślały, że przez Polskę biegnie szlak migracyjny, zarówno z Białorusi, jak i ze Słowacji. W sierpniu Deutsche Welle i „Berliner Zeitung” podawały liczbę 12 331 osób, które nielegalnie miały przekroczyć granicę polsko-niemiecką od stycznia do czerwca 2023 roku.

Gdy OKO.press skierowało pytanie o dokładne statystyki do rzecznika niemieckiej Bundespolizei, otrzymaliśmy taką samą liczbę, z informację, że chodzi o osoby, które podróżowały bez wymaganych dokumentów – bez wizy Schengen.

Mogły być to zarówno osoby, które podróżowały wcześniej przez Białoruś, jak i Litwę, czy Słowację, przez którą biegnie szlak bałkański.

To właśnie wzrost nielegalnych przekroczeń granicy jest powodem, dla którego od miesięcy politycy Brandenburgii i Saksonii mówią o możliwości zamknięcia granic – ale nie dla osób, które mają wymagane dokumenty do podróżowania po strefie Schengen.

Niemieckie służby podały też dokładne zestawienie narodowości osób, które najczęściej przekraczały granicę. W pierwszej połowie roku byli to głównie Afgańczycy, Syryjczycy i Jemeńczycy.

Łącznie stanowili 60 proc. wszystkich osób, które zostały przez Bundespolizei zarejestrowane. W pierwszej dziesiątce zestawienia w ogóle nie pojawiają się obywatele Nigerii, Pakistanu, Bangladeszu, czy Iraku (Irańczyków było zaledwie 289).

Są tam za to przedstawiciele narodowości, których obecność na granicy polsko-białoruskiej regularnie potwierdzają w swoich komunikatach funkcjonariusze Straży Granicznej – oprócz obywateli Afganistanu, Syrii i Jemenu, także Egipcjanie, czy Somalijczycy. Przez Polskę przejeżdżają niezauważeni, a w Niemczech trafiają do obozów dla uchodźców.

„Polska liderem wydawania zezwoleń na pobyt” – to prawda. Również w czasach PO

„Unijne dane potwierdzają, że Polska jest liderem wśród państw Unii Europejskiej, jeśli chodzi o przyznawanie cudzoziemcom zezwoleń na tak zwany pierwszy pobyt, czyli »first residence permit«. Badający ten czynnik Eurostat, czyli urząd statystyczny UE, podał pod koniec sierpnia 2023 roku, że nasz kraj w 2022 roku wydał cudzoziemcom ze 148 krajów ponad 700 tysięcy takich pozwoleń, co dało Polsce pierwsze miejsce w tym zestawieniu” – czytamy w tekście na stronie RadiaZET .

„Jeśli chodzi o napływ ludzi z zewnątrz, Polska zostawiła w tyle nawet takie państwa, jak Francja, czy Niemcy”. Tusk w tym klipie musi nawiązywać do tych liczb, bo jeśli chodzi o inne dane dotyczące migracji (np. wydawanie wiz Schengen), to Polska jest bardzo daleko w rankingu.

O ile wcześniejsze żonglowanie ogromnymi liczbami można uznać za pogubienie się w informacyjnym szumie i prawnej terminologii, o tyle sugerowanie, że statystyki „first residence permit” mają jakikolwiek związek ze sprawą wiz, czy„napływem ludzi z krajów muzułmańskich” jest już zupełną farsą. Albo manipulacją.

Raport Eurostatu jest publicznie dostępny. Zawiera dane z ostatnich 10 lat i można go przefiltrować pod kątem narodowości osób, którym wydawane są zgody na pobyt. Oby jakiś stażysta prędko zrobił Tuskowi z tych danych jakiś prosty wykres. Bo póki co, w migracyjnej debacie, do której wzywa Kaczyńskiego, mógłby się ośmieszyć.

Polska wydała w 2022 roku 700 264 zezwolenia na pobyt – łącznie z powodów zawodowych, edukacyjnych, rodzinnych i innych. 549 tysięcy z nich – 78 proc. – wydano obywatelkom i obywatelom Białorusi i Ukrainy. Na kolejnych miejscach znajduje się Turcja (ponad 19 tys. zezwoleń), Indie (17 tys.), a potem Gruzja, Rosja i Mołdawia.

Osobom z krajów „o zagrożeniu terrorystycznym”, których przyjazd miał wzbudzić tak duży niepokój UE – z Iraku, Nigerii i Pakistanu – wydano łącznie 1766 zezwoleń na pobyt. Dla porównania, w Niemczech było to łącznie prawie 39 tysięcy.

Przede wszystkim jednak Polska jest w czołówce krajów wydających zezwolenia na pobyt od co najmniej 10 lat. Pierwsze miejsce zajmuje od 2016 roku, a w latach rządów PO (dane za lata 2013-2015) zajmowała miejsce drugie.

Do awansu nie przyczynił się PiS, tylko brexit – wcześniej Polska ustępowała miejsca tylko Wielkiej Brytanii. Statystyki są tak wysokie nie ze względu na „państwa muzułmańskie”, ale właśnie obywatelki i obywateli Ukrainy i Białorusi.

Na czym polega „afera wizowa”?

Motyw „sprzedawania dziesiątek tysięcy wiz” przez konsulów i urzędników MSZ brzmi faktycznie jak niesamowity skandal. Póki co jednak wszystkie doniesienia dziennikarzy są oparte o relacje anonimowych informatorów, bardzo ogólne wzmianki o efektach kontroli poselskiej i domysły. Przyjrzyjmy się więc poszczególnym informacjom.

Sprzedawanie wiz w Afryce

Bardzo sensacyjnie brzmią doniesienia o skorumpowanym systemie wydawania wiz w jednym z krajów afrykańskich. Są jednak dość niejasne. Według Radia ZET – przed polską ambasadą w tym kraju miało stać stoisko z już podstemplowanymi dokumentami, które można było kupić i wpisać do nich swoje nazwisko.

Nie wiemy, jaki to kraj, kiedy i jak długo trwał ten proceder, ani na czym polegały naciski „lokalnych oficjeli” i „ambasadora tego kraju”. Nie wiemy, jak podstemplowane dokumenty znalazły się poza ambasadą, kto na tym zarabiał, oraz – ile właściwie takich wiz zostało „sprzedanych”.

W statystykach Straży Granicznej widzimy, że od 2021 do 2022 roku potroiła się liczba przyjeżdżających do Polski Egipcjan – (nie wliczając w to osób, które wjechały z Ukrainy), a podwoiła liczba obywateli Zimbabwe. Liczby jednak nie porażają – po tym wzroście Egipcjan wjechało do Polski ok. 5 tysięcy, a osób z Zimbabwe – niecałe 2,5 tysiąca. Jest to bardzo niewiele w porównaniu z np. Koreańczykami, których w tym samym roku wjechało do Polski prawie 44 tysiące.

Żadnego napływu osób z krajów Afryki do Polski nie ma. W pierwszej połowie 2023 roku legalnie wjechało do nas ledwo ponad 8 tys. osób z Maroka, Egiptu, Nigerii i Zimbabwe. Statystyki dotyczące innych krajów są tak małe, że nie są w zestawieniu SG nawet uwzględniane.

Nie znaczy to oczywiście, że żadnych nieprawidłowości na poziomie wydawania wiz w którymś z tych krajów nie było. Na pewno jednak skala przyjazdów obywateli krajów afrykańskich jest dużo mniejsza, niż sugerują politycy.

250-350 tysięcy wiz dla obywateli Pakistanu, Bangladeszu, Iranu, Iraku, Nigerii

Taka liczba wiz pracowniczych miała być wydana w ostatnich dwóch latach według ustaleń kontroli posłów opozycji. Jest to zupełnie sprzeczne nie tylko z danymi o wizach MSZ, ze statystykami wydawania zezwoleń na pracę wydawanymi na poziomie wojewódzkim, ale też z danymi Straży Granicznej o liczbie osób, które wjechały do Polski.

Czy jest możliwe, że między MSZ i konsulatami tych pięciu krajów dochodziło do takiej skali przestępczości – oszustw wizowych, obchodzenia procedur, korupcji – żeby faktycznie zupełnie niezgodnie z przepisami wydano wizy takiej ilości osobom? I jeśli tak, to czemu te osoby miałyby z tych wiz nie skorzystać i nie przyjechać do Polski?

Firmy rekrutacyjne jako „konsulowie”

W „Gazecie Wyborczej” czytamy: „CBA interesuje się też procederem »pośrednictwa wizowego« świadczonego przez firmy rekrutujące cudzoziemców do pracy w Polsce. Miały one »załatwiać« sprawdzenie kandydatów do pracy pod kątem bezpieczeństwa, de facto pełniąc rolę urzędników konsularnych. Prowadzona w ten sposób weryfikacja była czysto symboliczna. Teraz służby badają powiązania rekruterów z urzędnikami MSZ”.

Weryfikowanie osób starających się o wizę pod kątem bezpieczeństwa – np. potencjalnej przeszłości przestępczej – jest rolą konsula i jeśli faktycznie usługa ta została scedowana na firmy rekruterskie, to na pewno dochodziło do nieprawidłowości.

Cudzoziemcy mieli płacić za uzyskanie polskiej wizy 4-5 tysięcy dolarów

Tę informację podała „Rzeczpospolita”. Pieniądze miały płynąć do „pośredników wizowych”, a jeśli ci są powiązani z MSZ – to również do urzędników. Informator „Rzeczpospolitej” mówi też, że kwoty były wyższe w przypadku obywateli Bangladeszu i Pakistanu.

W tej chwili trudno powiedzieć, jak dokładnie mógł wyglądać taki proceder, natomiast faktem jest, że istnieją dziesiątki „firm” oferujących ludziom z krajów Azji Centralnej odpłatne załatwianie wiz. Reklamują się w internecie, mają tysiące członków na grupach na Facebooku, oferty wielu z nich są skierowane właśnie do obywateli tych krajów.

Na grupach tych znajdziemy dziesiątki osób pytających się o ceny wiz do Polski (a także Holandii, Kanady, Niemiec, czy Hiszpanii), profile ewidentnych oszustów, ludzi ostrzegających przed oszustami i oszustów ostrzegających przed innymi oszustami.

Jeśli służby przyglądają się teraz tym firmom, to z pewnością pomogą zaoszczędzić pieniądze dziesiątkom zdesperowanych i marzących o przyjeździe do Europy ludzi. Być może będzie to też krok w stronę walki z przemytnikami na granicy polsko-białoruskiej, bo „agencje wizowe” często reklamują się w tych samych miejscach, co „firmy taksówkarskie” jeżdżące z Białorusi do Niemiec.

„Trop prowadzi do Indii”

W czwartek w „Gazecie Wyborczej” pojawiła się też informacja o „tropie indyjskim” afery wizowej. Czytamy, że CBA przygląda się dokumentacji na temat współpracy MSZ z firmą VFS Global.

VFS to założona w Indiach ogromna korporacja. Na jej stronie można przeczytać, że »specjalizuje się w outsourcingu wizowym i usługach technologicznych dla rządów i misji dyplomatycznych na całym świecie« (…) Z tej prezentacji można odnieść wrażenie, że VFS legalnie działa w zastępstwie służb konsularnych, a rządy 70 krajów (z tyloma współpracuje VFS) dają na to zgodę i certyfikują te usługi.

Z artykułu można natomiast odnieść wrażenie, że sam fakt współpracy MSZ z indyjską korporacją w celu outsourcingu części procedur wizowych jest kolejną odsłoną skandalu.

Niewykluczone, że dochodziło tam do nieprawidłowości, jednak sam „outsourcing wizowy” z wykorzystaniem tej firmy nie jest niczym wyjątkowym. VFS Global świadczy takie usługi dla m.in. rządów Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady, wielu krajów UE (m.in. Danii, Austrii, Finlandii, czy Holandii).

Outsourcing części procedur wizowych jest wprowadzany w coraz większej ilości krajów, a jego założeniem miało być „odetkanie” zapchanych wnioskami i kolejkami konsulatów.

Usługi VFS polegają na obsłudze administracyjnej pierwszego etapu ubiegania się o wizę w danym kraju. Zamiast w konsulacie, starający się o wizę składają dokumenty w jednym z oddziałów Centrum Wizowego firmy. Firma gromadzi wymagane dokumenty, sprawdza, czy są kompletne i poprawnie wypełnione, pobiera odciski palców, a potem, razem z paszportem osoby starającej się o wizę, przesyła wszystko do konsulatu.

Na tym jej rola się kończy – wniosek o wydanie wizy rozpatruje konsul. Aplikant może śledzić jego status online, a jeśli wiza zostanie przyznana – odebrać ją osobiście, lub zamówić pocztą.

W artykule „Gazety Wyborczej” czytam o toczącym się aktualnie międzynarodowym śledztwem dotyczącym działalności VFS. Nie znajduję żadnych informacji na ten temat w mediach innych niż polskie. Działania indyjskiej spółki od lat spotykają się z krytyką z wielu stron – głównie za monopolizację rynku wizowego, naciąganie klientów na „usługi premium”, wycieki danych, czy powiązania z podejrzanymi podwykonawcami, np. w Chinach.

Co jakiś czas zagraniczne media informowały o kolejnych nadużyciach czy skandalach związanych z działaniami spółki – jednak rządy krajów Europy Zachodniej wciąż korzystają z jej usług.

Przykładowo, już w 2019 roku brytyjski „The Independent” krytykował outsourcing wizowy, argumentując, że nie poprawił wydajności systemu, generując za to nowe problemy. Osoby starające się o wizę musiały odwoływać plany przez braki lub błędy w dokumentacji przygotowanej przez firmę.

Terminy na wizyty w Centrum Wizowym były miesiącami niedostępne, a czas procedowania wniosków bywał zupełnie nie do przewidzenia. Osoby, którym zależało na czasie, mogły natomiast wykupywać usługi „premium”, obiecujące np. pierwszeństwo w kolejce, czy priorytetową wysyłkę dokumentów – ceny tych „dodatków” wahały się od kilkunastu do nawet 1000 funtów.

Największym problemem, który stwarzał gigantyczne pole do oszustw, był brak terminów w Centrach Wizowych. W dużej części odpowiadają za to „pośrednicy”, którzy za pomocą botów śledzą moment pojawiania się nowych terminów wizyt, rezerwują je hurtowo, a potem odsprzedają, często za horrendalne sumy.

Część terminów jest prawdziwa, inne to zwykły scam. Sama firma wielokrotnie ostrzegała przed korzystaniem z usług „pośredników”, apelując o rezerwowanie miejsc jedynie przez swoją stronę. Co z tego, skoro terminów na niej brakuje.

W artykule „Rzeczpospolitej” z 8 września czytamy: „Firmy, które opanowały informatycznie umiejętność rezerwacji miejsca w kolejce, wiedziały, kiedy są wolne miejsca, i w ułamku sekundy były one blokowane – mówi nasz informator. Kto to ustawiał, w jaki sposób, jaką miał korzyść? I czy była to platforma do nielegalnej imigracji do Polski, a stąd – do krajów UE? – trudno powiedzieć. Jednak rozpowszechniona była opinia, że za pieniądze można było »obejść ten system« – sugeruje jeden z naszych rozmówców z MSZ. (…) Nikt tego ruchu nie pilnował. Polska oddała całą techniczną obsługę prowadzenia tego systemu firmie zewnętrznej”.

Wprowadzaniu outsourcingu wizowego w innych krajach również towarzyszyły podobne debaty. Gdy w 2017 roku zdecydowały się na to Niemcy, wśród polityków również pojawiały się głosy o „zupełnym oddaniu kontroli i nieuniknionej korupcji”.

Fakt blokowania wolnych miejsc przez firmy korzystające z botów i potem odsprzedawania ich za grube pieniądze nie jest niczym nowym. W mediach społecznościowych są całe grupy poświęcone sprzedaży terminów do Centrum Wizowych w Pakistanie, czy Indiach.

Ten proceder dotyczy wielu krajów i jest raczej przykładem patologii późnego kapitalizmu niż dowodem na wielką aferę. Prywatyzacja i outsourcing usług publicznych nie poprawił ich jakości, za to wygenerował kolejne problemy, stworzył pole do nadużyć, pogłębia nierówności i żeruje na ludzkiej desperacji.

A czy faktycznie doszło do wielkiej korupcji i sprzedawania wiz przez urzędników? Tego dowiemy się pewnie z toczącego się śledztwa.

Pytanie tylko, czemu w tym kontekście ma służyć antymigracyjna propaganda i odmienianie przez wszystkie przypadki słowa „muzułmańscy”?

Zmiany w tekście: w tabelce z liczbą osób, które wjechały do Polski z Pakistanu, Bangladeszu, Iranu, Iraku czy Nigerii w latach 2021-2023 podano pierwotnie błędną sumę 43362. Poprawna suma jest nieco niższa – 34550

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze