Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Dziesięcioro szefów resortów rządu Donalda Tuska zapowiedziało, że nie stawią się w Pałacu Prezydenckim
Kancelaria Prezydenta poinformowała o odwołaniu dzisiejszej uroczystości w Pałacu Prezydenckim, w trakcie której Andrzej Duda miał powołać dziesięcioro ministrów rządu Donalda Tuska na członków Rady Dialogu Społecznego. Powód? Cała dziesiątka wycofała się z udziału w tym wydarzeniu – według Kancelarii Prezydenta „w ostatniej chwili”.
Komunikat Kancelarii Prezydenta utrzymany jest w jednoznacznie kwaśnym tonie. Zarówno kontekst polityczny całej sytuacji, jak i absencja dziesięciu ministrów wydają się jasno wskazywać, że członkowie rządu Donalda Tuska postanowili całkowicie świadomie odmówić wizyty w Pałacu Prezydenckim.
W skład Rady Dialogu Społecznego oprócz przedstawicieli związków zawodowych, organizacji pracodawców i kilku instytucji państwowych wchodzi również 10 ministrów:
Wszyscy oni odwołali swój udział w dzisiejszym wydarzeniu u prezydenta.
30-procentowe podwyżki dla nauczycieli i 3 miliardy złotych na onkologię i psychiatrię dziecięcą, wsparcie m.in. dla PKP i uczelni wyższych – to wszystko znalazło się w nowej ustawie okołobudżetowej na 2024 rok przegłosowanej we wtorek 16 stycznia przez Sejm. Za głosowało 408 posłów, przeciw było jedynie 15. Choć za ustawą głosowała oprócz koalicji rządzącej także większość posłów PiS, w głosowaniu nie brało udziału aż 24 z nich, w tym m.in. Jarosław Kaczyński i Przemysław Czarnek.
Ustawa powstawała po raz drugi. Pierwszą 27 grudnia zawetował prezydent Andrzej Duda w ramach wojny z rządem o media publiczne. Poprzednia wersja ustawy przewidywała bowiem możliwość przekazania im do 3 miliardów złotych. Wetując ustawę Duda zablokował rządzącym taką drogę dofinansowania TVP i Polskiego Radia, jednak uderzając pośrednio w nauczycieli oraz kilkadziesiąt innych grup społecznych i podmiotów.
Na Czukotce już północ, więc propaganda Kremla puściła już noworoczne orędzie Putina. Zadziwiająco pozbawione treści, jak na kampanię wyborczą i to, że kilka godzin wcześniej wojska ukraińskie uderzyły w rosyjski Biełgorod. Zginęli tam ludzie — a w innych przyfrontowych rosyjskich miastach wyły syreny alarmowe. O tym w orędziu nie było słowa.
Rosjanie dowiedzieli się od Putina, że nadal mają być „zjednoczeni” i popierać jego wojnę.
Orędzie będzie wyświetlane w rosyjskiej telewizji o północy w każdej strefie czasowej Rosji. Na Czukotce północ już minęła 40 minut temu i tajemnica, którą rosyjska propaganda grzała od kilku dni, wyjaśniła się: Putin przemawiał z Kremla (bo mógł z innej miejscowości). I w przeciwieństwie do zeszłego roku nie przemawiał na tle statystów przebranych za żołnierzy (to tym, że to statyści, internet ustalił w kilka godzin porównując zdjęcia „żołnierzy” ze zdjęciami „przypadkowych przechodniów”, którzy wyrażali poparcie dla Putina w czasie gospodarskich wizyt).
Ponieważ orędzie było nadawane już po ataku Ukrainy na Biełgorod — ataku, który Rosję głęboko poruszył — i po alarmach lotniczych ogłaszanych w Kursku i Sewastopolu, rzecznik Kremla pospieszył z zapewnieniem, że nagranie nie było robione od nowa.
Rzeczywiście, orędzie wygłoszone na telewizyjnym tle kremlowskiej nocy pozbawione było jakichkolwiek aktualnych treści. A w zasadzie jakichkolwiek treści.
Nie było nic o ostatnich atakach na Rosję, w których zginęli poddani Putina. Nie było też nic o zapowiadanym od miesiąca przez propagandę zwycięstwie Rosji (to obiecywane „zwycięstwo” jest elementem kampanii wyborczej Putina przed marcowymi wyborami prezydenckimi w Rosji).
Właściwie po kolejnym roku wojny z Ukrainą Putin był w tym samym punkcie, co przed rokiem: prowadzenie wojny jest dowodem na istnienie i suwerenność Rosji. I na istnienie Rosjan jako takich.
Rosyjska propaganda, która zazwyczaj każdemu zdaniu z wystąpień Putina poświęca osobną depeszę agencyjną, tym razem wszystko zmieściła w jednym tekście.
„Prezydent Andrzej Duda jest gotowy ponownie podpisać dokumenty o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika” – podaje radio RMF FM powołując się na nieoficjalne informacje
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, byli ministrowie w rządzie PiS i ważni politycy tej partii zostali w grudniu skazani na 2 lata więzienia w procesie apelacyjnym w sprawie „afery gruntowej”, czyli wymierzonej w Andrzeja Leppera bezprawnej prowokacji CBA z 2007 roku. Obecnie grozi im doprowadzenie do zakładu karnego, choć próbuje to opóźnić ich obrońca, co opisywał już w OKO.press Mariusz Jałoszewski.
Wąsik i Kamiński zostali już raz ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę, było to jednak jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku w ich pierwszym procesie, który zapadł 8 lat temu. Ostatecznie, w czerwcu tego roku Sąd Najwyższy orzekł, że wydane w ten sposób ułaskawienie nie ma mocy prawnej – i nakazał wznowienie sprawy w trybie apelacyjnym. Obecny wyrok jest właśnie tego efektem.
Prezydent Andrzej Duda utrzymywał dotąd twardo, że jego pierwsze ułaskawienie pozostaje w mocy. „Prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika i to ułaskawienie jest skuteczne; nie można dwa razy zrobić tego samego aktu, a nikt nie ma prawa oceniać skuteczności prerogatywy prezydenta” — mówiła jeszcze dziś rano w Radiu ZET szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych.
Jeśli doniesienia RMF FM się potwierdzą, będzie to oznaczało, że Andrzej Duda, by bronić Kamińskiego i Wąsika przed więzieniem, będzie musiał zaprzeczyć swej dotychczasowej linii w sprawie ich ułaskawienia.
Transporty z pomocą humanitarną i wojskową jadące do Ukrainy są blokowane – donosi agencja Reutera. Wskazują na to wypowiedzi cytowanego przez agencję lidera fundacji Come Back Alive Tarasa Chmuta, zajmującego się przekazywaniem zagranicznej pomocy na front.
„Pick-upy, noktowizory, jak również większość dronów pochodzi z zagranicy, ten proces spowalnia naszą pracę” – mówi Chmut.
„Jestem przekonany, że duża ilość części trafiających do przedsiębiorstw sektora prywatnego, które pracują nad projektami obronnymi, niestety stoi obecnie na granicy”- dodaje Wiktor Dolhopiatow, założyciel pomagającej w dostarczaniu wyposażenia ukraińskiej armii organizacji Engineering Corps. Dolhopiatow podkreśla, że protest znacząco wpływa na koszty przewozu potrzebnej siłom zbrojnym pomocy – na przykład używanych sieci rybackich służących do maskowania pozycji. Obecnie koszt przewiezienia jednego takiego transportu sięga powyżej 9 tys. euro.