W Londynie omikron ma zdominować zakażenia w ciągu 48 godzin, w Danii - w ciągu tygodnia. Dlatego Boris Johnson chce, by do końca roku 23 miliony ludzi wzięło dawkę przypominającą. Tymczasem w Polsce parlamentarna partia manipuluje danymi na temat efektywności szczepień
4. fala zaczęła opadać - w poniedziałek 13 grudnia ministerstwo zdrowia poinformowało o 11 379 zakażeniach - to o 14,1 proc. mniej niż przed tygodniem.
Jednak teraz zaczyna się walka z czasem - z jakiego poziomu zacznie się 5. fala, wywołana wariantem omikron. Na razie nie wygląda to dobrze - poziom zakażeń jest bardzo wysoki, a wraz z nim zajętych łóżek i respiratorów, a co za tym idzie również zgonów.
Do tej pory można było pocieszać się, że mimo bierności władz, które nie wprowadziły żadnych ograniczeń mogących zdusić 4. falę, będzie ona niższa i mniej dotkliwa od 3., Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że potwierdzą się wstępne doniesienia o tym, że omikron nie powoduje większych spustoszeń niż delta, a może nawet mniejsze.
Tak wygląda np. sytuacja w Wielkiej Brytanii, która rozpoczęła omikronową falę z wysokiego pułapu zakażeń jeszcze wariantem delta - wzrost z ostatnich dni to już nowy wariant. Zmarł też pierwszy pacjent zarażony omikronem.
Dlatego premier Boris Johnson ogłosił wielkie przyśpieszenie dawki przypominającej dla wszystkich osób powyżej 18. roku życia. „Nie powinno być żadnych wątpliwości, nachodzi ogromna fala omikronu" - stwierdził w niedzielę 12 grudnia w przemówieniu do narodu. Premier chciałby, żeby wszyscy uprawnieni dostali dawkę przypominającą do końca roku.
Oznacza to, że trzeba by w ciągu dwóch tygodni zorganizować szczepienia dla 23 mln osób.
W tym celu mają powstać kolejne punkty szczepień, do pomocy zostanie zaangażowane również wojsko, komentatorzy wątpią jednak, czy uda się zorganizować ten proces i namówić Brytyjczyków, żeby tak szybko się doszczepili.
Dlaczego tak wielki pośpiech? Ze wstępnych danych brytyjskich wynika, że szczepionka firmy Astra Zeneca, którą Wielka Brytania szczepiła w dużej ilości, okazuje się całkowicie nieefektywna w zapobieganiu objawowemu zakażeniu nowym wariantem. W przypadku preparatu Pfizera/BioNTechu ta efektywność wynosi 30 proc. Ale dawka przypominająca Pfizera zwiększa ją do 7o-75 proc. Nie wiemy jeszcze, jak to wygląda, jeśli chodzi o zapobieganie ciężkiemu przebiegowi choroby i zgonowi.
Wszystko wskazuje na to, że omikron jest również bardziej zaraźliwy niż delta - według brytyjskiego ministerstwa zdrowia w ciągu 48 godzin stanie się wariantem dominującym w Londynie, w Danii ma to nastąpić w ciągu tygodnia. Nie wiemy jeszcze, czy wyraźnie niższy odsetek chorych wymagających hospitalizacji w RPA, gdzie fala wywołana nowym wariantem trwa już na tyle długo, że mamy również dane ze szpitali - to wynik tego, że wirus rozprzestrzenia się w młodszych grupach wiekowych niż w poprzednich falach, tego, że chorzy mają już częściową odporność po przejściu poprzedniego zakażenia, czy może też wirus złagodniał (to ostatnie jest mało prawdopodobne). A bardziej zaraźliwy wirus może oznaczać kolejną, większą od poprzednich kumulację chorych w szpitalach i kolejne śmierci - jeśli tak dobrze radzi sobie z odpornością spowodowaną przez szczepienie i tą naturalną.
O ile jednak w Wielkiej Brytanii dawkę przypominającą wzięła już połowa uprawnionych, czyli 23 mln, to w Polsce zrobiła to dopiero niespełna jedna czwarta zaszczepionych: 4,6 mln. Wiele osób nie może jej wziąć, nawet gdyby chciało, bo muszą odczekać pięć miesięcy, jeśli skończyły już 50 lat i sześć miesięcy, jeśli skończyły ich 18.
Poza tym na Wyspach Brytyjskich zaszczepionych jest już 68 proc. populacji, w Polsce - 54 proc. Także jeśli chodzi o seroprewalencję, czyli obecność przeciwciał anty SARS-CoV-2, czy to ze szczepienia, czy z zakażenia, Zjednoczone Królestwo jest górą - wśród pełnoletnich dawców krwi ma je 98,4 proc. W Polsce według danych z 10 września wykryto je u 74,8 proc. osób powyżej 20. roku życia.
Porównujemy Polskę z Wielką Brytanią, bo i tam do tej pory - w odróżnieniu od państw Unii Europejskiej - nie było bardziej zdecydowanych restrykcji, koniecznych, by zminimalizować liczbę ciężkich przypadków i śmierci. Dopiero teraz Brytyjczykom rekomenduje się pracę z domu, wprowadzono paszporty covidowe w nocnych klubach i przy większych wydarzeniach publicznych oraz obowiązkowe maseczki w miejscach publicznych.
Jednak jeśli chodzi o liczbę zgonów w fali wywołanej deltą jesteśmy w nieporównanie gorszej sytuacji - m.in. ze względu na to, że w Polsce zaszczepił się mniejszy odsetek seniorów - 75 proc. osób powyżej 60. roku życia, w Wielkiej Brytanii to prawie 90 proc.
Podsumowując: nasza sytuacja wyjściowa jest wielokrotnie gorsza niż Zjednoczonego Królestwa. Może również być trudno z przestrzeganiem nowych limitów (30 proc. miejsc dla wszystkich, reszta dla zaszczepionych) w miejscach publicznych, które wejdą w życie od 15 grudnia, bo przyzwyczailiśmy się już do ich lekceważenia, a zarządzający tymi miejscami nie mają narzędzi prawnych, by sprawdzać, kto jest zaszczepiony, a kto nie.
Dyskutujemy za to zaciekle w mediach społecznościowych na temat efektywności szczepionek - co w takiej intensywności jest specyfiką krajów byłego RWPG. Kraje z drugiej strony żelaznej kurtyny nie mają co do szczepień tyle wątpliwości. W dodatku polskie władze ośmieliły swoją biernością lobby antyszczepionkowe.
Ministerstwo zdrowia udostępniło 7 grudnia dane na temat zgonów na COVID-19, także z informacją, czy dana osoba była zaszczepiona, czy też nie.
Z 4. falą liczba zmarłych zaszczepionych rośnie - po pierwsze dlatego, że wzrósł odsetek zaszczepionych w populacji, po drugie - spada odporność po szczepieniu bez dawki przypominającej. Ale i tak widać wyraźnie, że ryzyko dla osób niezaszczepionych jest wielokrotnie większe.
O ile dokładnie? Badacze z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego obliczyli, że względne ryzyko zgonu na COVID-19 niezaszczepionych w porównaniu do zaszczepionych (po uwzględnieniu różnic ze względu na wiek) wynosi 59,92, czyli jest blisko 60 razy większe.
A jeśli spojrzeć tylko na 4. falę, to umarło w niej do tej pory 20 razy więcej niezaszczepionych niż zaszczepionych osób w wieku 71-75 lat i 10 razy więcej w wieku 31-40 lat.
Przy okazji, widać tu klasyczny w statystyce paradoks Simpsona - średnia z sumy zgonów jest mniejsza od danych z poszczególnych grup wiekowych.
Te dane są jednak albo trudne do przetrawienia, albo niewygodne dla Konfederacji, która woli epatować podsumowaniem odsetka osób zakażonych i zaszczepionych oraz zmarłych i zaszczepionych.
Jak pisaliśmy wyżej, im więcej osób zaszczepionych w populacji, tym więcej zakażeń i zgonów wśród zaszczepionych. Gdyby zaszczepieni byli wszyscy, to te dane wyglądałyby jeszcze gorzej na niekorzyść zaszczepionych - bo tylko oni byliby w tych tabelkach. Ale ponieważ wiedzy o efektywności szczepionek, infekcjach przełamujących i statystyce nie wymagano od nas ani na egzaminie ósmoklasisty, ani na maturze, podobne dane robią wrażenie i sieją dezinformację nt. szczepień.
Najważniejsza informacja, na którą teraz wszyscy czekają: jaka będzie efektywność szczepień w zapobieganiu ciężkiemu przebiegowi COVID-19 i śmierci w przypadku wariantu omikron.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze