0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plDawid Zuchowicz / Ag...

W połowie miesiąca GUS zawsze weryfikuje swój szybki szacunek z końca poprzedniego miesiąca. W październiku podwyższył jeszcze szacunek za wrzesień - inflacja w Polsce wynosi 6,8 proc.

Ale wiemy, że będzie jeszcze wyższa. Prezes NBP Adam Glapiński powiedział 15 listopada dla PAP:

"Jakie będą nasze dalsze decyzje, zobaczymy na kolejnych posiedzeniach. Dziś mogę powiedzieć, że jeżeli napływające dane będą potwierdzać naszą obecną ocenę sytuacji gospodarczej, to prawdopodobieństwo dalszego dostosowania stóp jest wyższe niż ich utrzymania na obecnym poziomie. Ale podkreślam, że jest to prawdopodobieństwo warunkowe, ocena na dziś".

A to oznacza, że stopy procentowe – podstawowy środek NBP w walce z inflacją – najpewniej wzrosną w grudniu. Takie są oczekiwania obserwatorów i rynków, ale dotychczas NBP wzbraniało się przed sugerowaniem czegokolwiek. Sam Glapiński na konferencji na początku listopada mówił, że według niego inflacja osiągnie szczyt w styczniu.

Czyli wzrost z pewnością jeszcze nie wyhamuje. A to powoduje, że przed grudniowymi wydatkami świątecznymi Polacy będą dokładniej niż zwykle patrzeć na ceny. Już teraz świadomość, że robi się coraz drożej, jest wysoka.

Rekordowo wysokie poczucie, że jest coraz drożej

Instytut Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej co kwartał od 1990 roku, a od 2006 we współpracy ze Związkiem Przedsiębiorców Finansowych, zadaje Polakom następujące pytanie:

„Czy w porównaniu z sytuacją sprzed 12 miesięcy koszty utrzymania w Polsce są, Państwa zdaniem:

  • Wyraźnie dużo wyższe
  • Znacznie wyższe
  • Niższe
  • Zbliżone”

Na wykresie widzimy wyniki od 1996 roku. W tym okresie odsetek negatywnych odpowiedzi nigdy nie był wyższy niż obecnie. Choć warto też zauważyć, że regularnie bywał wysoki, a w 2004 oraz na przełomie lat 2012 i 2013 osiągał 70 proc. Niestety nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miał spaść. A tak wysokiej inflacji nie mieliśmy od 20 lat.

Po latach wysokiego wzrostu płac i stosunkowo niskiej inflacji wielu pracowników może odczuć wzrost cen jako realny spadek dochodów. A to może przekładać się na niezadowolenie i wybory polityczne.

Nawet jeśli wyższa inflacja jest zjawiskiem globalnym, a obecna władza jest tylko częściowo bezpośrednio winna obecnemu poziomowi inflacji, za wzrost cen zwykle obrywa się rządzącym. Dlatego PiS szuka swojego pomysłu, by ten efekt złagodzić.

Nowa tarcza

Już w tym tygodniu rząd ma przedstawić „tarczę antyinflacyjną”, czyli zestaw rozwiązań, który ma uchronić część z nas przed skutkami inflacji.

„W ciągu kilku dni chcemy zaprezentować pakiet rozwiązań wspierających Polaków, zwłaszcza mniej zamożną część społeczeństwa. To ma być tarcza, która częściowo zamortyzuje wzrost cen ciepła, gazu, paliw czy żywności. Będą to działania skierowane w pierwszej kolejności do grup szczególnie wrażliwych, czyli gospodarstw o niskich i średnich dochodach, ale z niektórych skorzystają wszyscy Polacy. Znaczna część instrumentów zacznie działać jeszcze w grudniu” – mówił premier Morawiecki dla PAP.

Otrzymanie części instrumentów – jak bon energetyczny – będzie uzależnione od dochodu. Ale premier zapewnia, że inne będą otwarte dla wszystkich Polaków.

Na oficjalne ogłoszenie musimy jeszcze poczekać. Według informacji „Dziennika Gazety Prawnej” pakiet ma dotyczyć sześciu obszarów, trzy z nich to:

  • ceny prądu,
  • gazu,
  • paliwa.

Paliwa ponad 30 proc. droższe

W ten sposób rząd chce zareagować na najszybsze wzrosty cen. Według najnowszych danych GUS w październiku:

  • ceny oleju napędowego w stosunku do października 2020 wzrosły o 34,5 proc.;
  • benzyna o 31 proc.;
  • Gaz ciekły i pozostałe paliwa do prywatnych środków transportu o 53,1 proc.;
  • Energia elektryczna o 9,5 proc.;
  • Opał o 18,3 proc.
  • Gaz o 16,1 proc.

Poza tymi pozycjami jeszcze tylko jedna z kilkudziesięciu podkategorii, które wyróżnia GUS, przekracza 10 proc. – „meble, artykuły dekoracyjne, sprzęt oświetleniowy”. Ceny energii i paliw rosną zdecydowanie najszybciej.

Przeczytaj także:

Bon energetyczny+

Bon energetyczny będzie rozszerzoną wersją projektu, który przygotował jeszcze odwołany 26 października minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Przypomnijmy, tamten projekt obejmował pomoc dla odbiorców wrażliwych, czyli najbiedniejszych gospodarstw domowych. Roczne wsparcie dla części ubogich gospodarstw miało wynieść do 800 złotych, ze słów ministra wynikało, że kwota wsparcia miała zależeć od dochodów. Wsparcie miało być udzielane za pomocą systemu gminnych i miejskich ośrodków pomocy społecznej. Określono też progi dochodowe:

  • 1 563 złote dla jednoosobowych gospodarstw domowych;
  • 1 115 złotych na osobę w gospodarstwach wieloosobowych.

Projekt jest w praktyce rozszerzeniem funkcjonującego dziś dodatku energetycznego. O projekcie pisaliśmy w OKO.press:

Według rozmówców „DGP” koszt propozycji powinien zamknąć się „w kilku miliardach złotych”. Podstawą „tarczy” nie mają jednak być dopłaty.

Niższe marże na stacjach

"Większość rozwiązań ma mieć charakter regulacyjny, choć w ograniczonym stopniu, by nie narazić się na zarzuty Komisji Europejskiej o zbyt głęboką ingerencję państwa w rynek" – czytamy w „DGP”.

Z kolei według informacji RMF częścią pakietu będzie rozwiązanie, które ograniczy marże stacji paliwowych. W ten sposób spadną ceny paliw na stacjach, a już sam news wywołał spadki cen akcji głównych spółek paliwowych, w tym Orlenu i Lotosu.

Jednak nie będzie to oznaczało znacznej obniżki ceny paliw. Według danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego średnia marża na litrze przez pierwsze 10 miesięcy 2021 roku wynosiła:

  • 12 groszy dla benzyny Eurosuper 95;
  • 8 groszy dla oleju napędowego;
  • 21 groszy dla autogazu.

W każdym przypadku jest znacząco niższa niż w 2020 roku. Przy wysokich cenach stacje konkurują niskimi marżami.

VAT natomiast stanowi około złotówki w cenie benzyny i oleju napędowego i około 50 groszy w przypadku autogazu.

Projekty pojawią się lada chwila. Jesteśmy już przyzwyczajeni do patolegislacji w wykonaniu PiS — rząd chce wprowadzić projekt jako poselski, czyli zwolniony z obowiązku konsultacji społecznych, jeszcze na tym posiedzeniu Sejmu, które kończy się dziś - 17 listopada. Na razie projektu nie ma w porządku obrad.

Opozycja: obniżyć VAT

Temat podejmują też partie opozycji i zgłaszają swoje pomysły. Poseł Lewicy Dariusz Wieczorek mówił pod koniec października na konferencji prasowej:

„Lewica dzisiaj apeluje i żąda, aby rząd Prawa i Sprawiedliwości podjął w trybie pilnym ustawę dotyczącą zmniejszenia podatku VAT do 15 proc., do poziomu, który jest poziomem najniższym, jeżeli chodzi Unię Europejską, do poziomu, który spowoduje, że nie będziemy - jako konsumenci - obciążani takim wzrostem cen, z jakim mamy dzisiaj do czynienia".

Lewica domaga się też rekompensat za ceny prądu i podwyżek w budżetówce.

Obniżenie VAT to najczęstszy pomysł opozycji, to samo proponuje Polska 2050. Pod projektem formacji Szymona Hołowni podpisali się również posłowie PSL i Porozumienia. Ich ustawa zakłada obniżenie stawek VAT z 23 do 20 proc. i z 8 do 7 proc.

Konfederacja i Platforma Obywatelska idą dalej:

„VAT z 23% do 0% na energię, gaz i paliwo! To niezbędne, aby pomóc Polakom przy szalejącej drożyźnie” - to pomysł PO. Platforma idzie tu tropem Konfederacji, która już w połowie październiku złożyła projekt ustawy o zerowym podatku VAT za prąd.

O pomyśle mówił Donald Tusk na konferencji 29 października. Rację ma jednak cytowany wyżej poseł Lewicy, że Unia Europejska nakłada ograniczenia w przypadku obniżania VAT. Jak więc PO chce to zrobić? Tusk mówił o prośbie do Komisji Europejskiej, by umożliwić niższe stawki, niż pozwala na to europejskie prawo.

Artykuł 395 Dyrektywy VAT faktycznie pozwala państwom członkowskim UE na wprowadzenie szczególnych środków odstępujących od przepisów dyrektywy, aby uprościć pobór VAT lub zapobiegać niektórym formom uchylania się od opodatkowania, lub unikania opodatkowania. Czy wniosek związany z doraźną sytuacją cenową spełnia powyższe warunki i Komisja Europejska przychyliłaby się do niego? Wątpliwe, ale teoretycznie możliwe.

Mało prawdopodobne jednak, by rząd poszedł w tę stronę, gdyż zmniejszyłoby to dochody budżetowe. Gdy pojawią się gotowe projekty, będziemy je w OKO.press analizować.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze