„Niekonstytucyjny", „łamie prawa człowieka" - mówili o projekcie posłowie KO, Lewicy i Polski 2050. Przez siedem godzin Sejm pracował nad ustawą, która ma de facto przedłużyć stan wyjątkowy przy granicy polsko-białoruskiej i odciąć od niej media. PiS: Jeśli w tej sprawie opozycja nie stoi przy rządzie, to naraża się na hańbę
„Jedna z najważniejszych debat w tym Sejmie odbywa się po dwudziestej czwartej, posłowie mają trzydzieści sekund na pytanie. Gdzie jest pan prezydent?” - pytał z sejmowej mównicy kwadrans po północy poseł Lewicy Jan Szopiński.
Projekt pojawił się w Sejmie w poniedziałek 15 listopada 2021 wieczorem. We wtorek - po prawie pięciu godzinach prac - ustawę przyjęła komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych. Debata na sali plenarnej zaczęła się po 23:30, a zakończyła po pierwszej w nocy 17 listopada 2021. Dalsze prace: w środę od 08:30.
„To w zasadzie utrzymanie w dalszej mocy restrykcji stanu wyjątkowego, z kilkoma drobnymi wyjątkami. Po raz kolejny jest to marginalizowanie roli Parlamentu oraz omijanie uregulowań konstytucyjnych” - ocenił w rozmowie z OKO.press prof. Adam Bodnar.
Kluczowy w ustawie jest art. 12a. Pozwala wprowadzić zakaz przebywania „na określonym obszarze w strefie nadgranicznej przyległej do granicy państwowej stanowiącej granicę zewnętrzną w rozumieniu przepisów kodeksu granicznego Schengen”.
Przepis ten daje ogromną władzę ministrowi spraw wewnętrznych, bo to on wprowadza zakaz po zasięgnięciu opinii Komendanta Głównego Straży Granicznej.
Posłowie pytali ministra Wąsika, na jakim konkretnie obszarze i na jak długo ma obowiązywać ten zakaz.
„Nie jesteśmy w stanie określić, na jaki czas minister spraw wewnętrznych będzie pewne rozwiązania wprowadzał. Nie wiemy też, na jakim terenie. Nie będziemy wróżyć z fusów” - przyznał Wąsik.
„Nie udawajmy, że 15 metrów drogi granicznej i 15 kilometrów to jest to samo" - skomentował Adrian Zandberg (Lewica). Zwracał uwagę, że Polska została doświadczona konsekwencjami stanu wyjątkowego (w 1981 roku) i dlatego w Konstytucji są bezpieczniki dotyczące ograniczenia wolności.
Ustawa odnosi się też do obecności dziennikarzy na granicy - w ramach wyjątku będą mogli przebywać na terenie objętym zakazem, ale decydować o tym ma komendant miejscowej placówki Straży Granicznej.
PiS jasno zdefiniował podział: ci, którzy są przeciwni ustawie, a choćby tylko zgłaszają zastrzeżenia, okrywają się hańbą. Ich sprzeciw ma oznaczać, że nie jest dla nich ważne bezpieczeństwo - ani polskich obywateli, ani Unii Europejskiej, ani pracujących na granicy służb.
Podczas pięciogodzinnych obrad komisji przedstawiciel rządu, wiceminister spraw wewnętrznych Maciej Wąsik, argumentował, że ustawa musi przejść szybko, bo „sytuacja tego wymaga”. I w związku z tym można sobie darować konsultacje. Minister nie raz wygłaszał ironiczne uwagi pod adresem opozycji. A obecni na sali posłowie PiS ministra wspierali, poseł Kaleta: „Chciałbym wyrazić podziw dla pana ministra za to, że z takim spokojem wysłuchuje tych rzeczy, które państwo przedstawiacie”, Wąsik spokojny jednak nie był.
Inni powtarzali wcześniejsze słowa szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego: „Jeżeli nie możecie pomóc, to nie przeszkadzajcie”.
Opozycja wskazywała, że ustawa jest niekonstytucyjna, gdyż pozwala na ograniczanie wolności obywatelskich za pomocą rozporządzenia. Wątpliwości co do konstytucyjności ustawy zgłaszał również przedstawiciel Biura Legislacyjnego. Mówił, że jej zapisy wymagają głębszej analizy, gdyż chodzi o ograniczenia fundamentalnych wolności.
Posłowie wytykali braki w uzasadnieniu, brak podstaw, by sądzić, że ustawa w jakikolwiek sposób przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa Polski, upominali się o odszkodowania dla przedsiębiorców ze strefy i wsparcie psychologiczne dla służb i dzieci ze strefy.
Wielokrotnie powracał temat obecności dziennikarzy na granicy.
Na rozpoczęcie pięciogodzinnych (z półgodzinną przerwą) obrad komisji prowadzący je Piotr Kaleta (PiS) wygłosił tyradę przeciwko opozycji. Zastrzeżenia do ustawy nazwał polityczną głupotą.
Do jednego z posłów Lewicy rzucił:
„Z panem to będę rozmawiał później, jak pan nas od antysemitów wyzywał, niech się pan zamknie, później do pana przejdę".
Chodzi o bezpieczeństwo, więc nie ma dyskusji - tak można by streścić wywód Kalety.
„Nie wiem, co państwa oburza, że my podchodzimy tak emocjonalnie do sprawy, gdzie dotyczy to bezpieczeństwa żołnierzy, policjantów, pograniczników, a także bezpieczeństwa wszystkich Polaków” - mówił Kaleta.
Poseł stwierdził wręcz, że nie rozstrzyga, czy w ustawie jest luka prawna czy nie, bo „racja jest jedna, że jest to bezpieczeństwo naszej ojczyzny i naszych obywateli”.
Przypomniał o poselskich pensjach: „My tu jesteśmy od tego, za to bierzemy ciężkie pieniądze, które płacą podatnicy w ciężkich podatkach. Jeżeli wy tego nie rozumiecie z Lewicy, z opozycji, jest po prostu ogromny skandal”. Pouczył: „Myślałem, że te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce na granicy, czegoś was nauczą. Niczego nie nauczyły. W związku z tym nie nadajecie się do tego, żeby w jakikolwiek sposób szanować was, bo na to nie zasługujecie”.
I ciągnął: „Gardzicie Polską, gardzicie polskimi pogranicznikami. Ta ustawa powinna być przyjęta w sposób natychmiastowe, bo ona chroni naszych obywateli, chroni naszych pograniczników. Skandalem jest, że tego nie rozumiecie, ale jest też również pytanie: nie rozumiecie czy nie chcecie tego rozumieć?”.
W podobnym tonie do opozycji mówili inni posłowie PiS, np. Tadeusz Woźniak: „Jakimi patriotami jesteście, to my wszyscy doskonale wiemy. Tu nie chodzi o jakieś odbieranie praw obywatelskich, tylko chodzi o bezpieczeństwo”.
„Tej ustawy nie da się naprawić, jest niekonstytucyjna” - mówił poseł Tomasz Szymański z Koalicji Obywatelskiej. KO chciała odrzucenia ustawy w całości. „Wolność poruszania się może być ograniczona tylko w wyniku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, stanu wyjątkowego lub stanu wojennego” - argumentował poseł.
„Minister [Wąsik] udaje patriotyczne niewiniątko, a idzie w poprzek zapisom Konstytucji” - to Witold Zembaczyński (KO).
Ustawa to próba „przyjęcia protezy do aktualnie funkcjonującego porządku prawnego poprzez usankcjonowanie rozporządzeniem ograniczania swobód obywatelskich, które są zagwarantowane konstytucją, w szczególności artykułem 52” (Szymański, KO). Artykuł ten brzmi: „Każdemu zapewnia się wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu. 2. Każdy może swobodnie opuścić terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. 3. Wolności, o których mowa w ust. 1 i 2, mogą podlegać ograniczeniom określonym w ustawie”.
„Od Sterczewskiego, od Frasyniuka, od Jachiry, od słów Lisa - odetnijcie się!" - krzyczał minister Wąsik do posłów opozycji. „Obłuda! Odetnijcie się! Wówczas uwierzymy, że stoicie za polskim mundurem!”
Emocje podczas obrad były ogromne. Zarówno na komisji, jak i na debacie plenarnej.
Niemal wszyscy posłowie opozycji, zaczynając wypowiedzi, dziękowali służbom, podkreślali też, że obrona granic kraju jest ważna. Minister Wąsik z tego drwił: „Zaczęliście od podziękowania polskim służbom: gdybym was nie znał, to bym wam uwierzył. Jest takie przysłowie: diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwoni”. I konkludował:
„Są rzeczy, gdy opozycja powinna stać przy rządzie, a jeśli nie stoi, to naraża się na hańbę”.
Kiedy pytania próbowała zadawać posłanka Piekarska (KO), poseł Kaleta nieustannie jej przeszkadzał. „Może przyniosę herbatę z melisą i będzie można procedować?” - zareagowała Piekarska.
Na sali plenarnej poseł Krzysztof Gawkowski (Lewica) próbował wydłużyć czas na zadawanie pytań z 30 sekund do minuty. Złożył w tej sprawie wniosek formalny. Prowadząca obrady Małgorzata Gosiewska ogłosiła głosowanie... po wygłoszeniu pytań przez wszystkie posłanki i posłów.
„Co ta ustawa i co to prawo ma dać?” - chciał wiedzieć poseł Tomasz Trela (Lewica). „Czy to prawo cokolwiek zmieni? Jakie konkretne działania i jakie konkretne efekty przyniesie ten projekt ustawy, który dosyć niechlujnie na ostatnią chwilę składacie?"
Wielu posłów zaznaczało, że nie ma żadnych efektów wprowadzonego niemal przed trzema miesiącami stanu wyjątkowego.
„Granica nie jest szczelna, ludzie przez nią przechodzą, parę tysięcy osób znalazło się po stronie niemieckiej” - wyrzucał rządowi poseł Paweł Zalewski (Polska 2050). „Ta ustawa wprowadza instrumenty stanu wyjątkowego do stanu normalnego, jest kolejnym elementem stopniowym zamiany Polski, gdzie nie sąd decyduje o tym, czy ktoś ma prawo, czy nie powinien mieć prawa korzystania ze swoich praw i obowiązków, ale policjant, szef straży granicznej”.
„To, co się dzieje obserwujemy oczami wrogiego KBG, wrogiego Polsce i zagranicznych dziennikarzy” — mówił poseł Paweł Zalewski (Polska 2050). „Polacy nie mają jakiejkolwiek wiedzy, co się dzieje, od polskich dziennikarzy. To jest sytuacja nieakceptowalna dla Polaków. My chcemy wiedzieć, co się dzieje, od polskich dziennikarzy” - stwierdził. Przy czym nie jest to prawda, bo dziennikarze relacjonują sytuację również ze strefy stanu wyjątkowego.
Katarzyna Piekarska (Koalicja Obywatelska) zwracała uwagę, że jest grupa dziennikarzy przeszkolonych do tego, by relacjonować wydarzenia z granicy. „Mamy prawo do takiej informacji” - mówiła.
Co na to przedstawiciel rządu?
„Chcemy, żeby dziennikarze nie wchodzili tam, gdzie nie powinni wchodzić, żeby nie przeszkadzali służbom, a służby nie przeszkadzały im. Tryb i zasady będzie określał właściwy komendant straży granicznej” - mówił minister Wąsik. „Dziennikarze będą pracować na tym terenie w sposób uporządkowany, a nie tak jak było pod Usnarzem”.
Projekt przewiduje przede wszystkim dodanie nowych artykułów do ustawy o ochronie granicy państwowej. Pojawić ma się w niej zapis o możliwości wprowadzenia czasowego zakazu przebywania na określonym obszarze w strefie nadgranicznej. Zakaz taki wprowadzałby rozporządzeniem minister właściwy do spraw wewnętrznych po zasięgnięciu opinii Komendanta Głównego Straży Granicznej. Powodem dla takiego zakazu ma być zapewnienie bezpieczeństwa oraz porządku publicznego w strefie przygranicznej, a także bezpieczeństwa funkcjonariuszy służb państwowych i żołnierzy wykonujących tam zadania związane z "przekraczaniem granicy wbrew przepisom prawa".
Z zakazu tego wyjęty ma być szereg osób, m.in. zamieszkujący strefę, wykonujący na jej terenie pracę zarobkową, prowadzący działalność gospodarczą, załatwiający sprawę w urzędzie. Treść tych kilku przepisów pokrywa się z obostrzeniami zawartymi w rozporządzeniach wprowadzających stan wyjątkowy na obszarze części województwa podlaskiego oraz części województwa lubelskiego.
Tym razem zapisy są nieco łagodniejsze - w projekcie nie ma na razie zapisów o ograniczeniu dostępu do informacji publicznej, czy zakazie zgromadzeń publicznych na wyznaczonych terenach. Znalazł się za to ponownie zapis mówiący, że w uzasadnionych przypadkach właściwy miejscowo komendant placówki Straży Granicznej może zezwolić na przebywanie pod pewnymi warunkami osób, które nie są ustawowo wyjęte spod zakazu. Tym razem nowością jest podkreślenie, że wyjątek taki dotyczyć ma "w szczególności dziennikarzy w rozumieniu ustawy Prawo prasowe".
Można odczytywać to wyjście naprzeciw żądaniom dostępu do granicy wysuwanym przez środowiska dziennikarskie. W istocie jednak i w dotychczasowym stanie prawnym media mogły się ubiegać o wpuszczenie na teren strefy. I robiły to, ale bezskutecznie. Nadal decyzja o dopuszczeniu zależeć będzie od uznania miejscowego komendanta Straży Granicznej.
Co ciekawe, projekt ustawy zakłada także rekompensaty dla przedsiębiorców działających w strefie objętej zakazem. Nowy przepis odsyła wprost do... ustawy o rekompensatach za wprowadzenie stanu wyjątkowego z 29 września 2021 roku.
"To w zasadzie utrzymanie w dalszej mocy restrykcji stanu wyjątkowego, z tymi kilkoma drobnymi wyjątkami. Po raz kolejny jest to marginalizowanie roli Parlamentu oraz omijanie uregulowań konstytucyjnych" - mówi w rozmowie z OKO.press prof. Adam Bodnar.
Stan wyjątkowy, który 2 września rozporządzeniem wprowadził prezydent na 30 dni, został na początku października przedłużony o kolejnych 60 dni. Na dalsze przedłużanie nie zezwala już konstytucja. Pojawiały się spekulacje, że PiS odczeka jeden dzień po wygaśnięciu stanu, co będzie miało miejsce 2 grudnia, i po prostu wprowadzi "nowy stan".
Stało się jednak inaczej — rząd postanowił skorzystać ze ścieżki wytyczonej przez siebie podczas epidemii COVID, w której zamiast wprowadzić stan klęski żywiołowej, wykreował instytucję nazywaną "stanem epidemicznym". I w tej sposób zaczął wprowadzać restrykcje rozporządzeniami.
Mamy więc do czynienia z analogiczną sytuacją, w której rząd kreuje stan para-wyjątkowy.
Podstawowe różnice są następujące:
W uzasadnieniu do projektu autorzy powołują się na przepisy ustawy zasadniczej:
"Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 52 ust. 1 zapewnia każdemu wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu, wskazując jednocześnie, że mogą podlegać ograniczeniom określonym w ustawie (art. 52 ust. 3). Zgodnie natomiast z art. 31 ust. 3 Konstytucji ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw".
Przypomnijmy - sądy powszechne poddawały mocnej krytyce przepisy pandemiczne wprowadzające restrykcje w gromadzeniu się i przemieszczaniu, wskazując, że wprowadzane były właśnie z naruszeniem art. 52 ust. 3, czyli bez odpowiedniej regulacji ustawowej. Czy to oznacza, że teraz rząd robi to zgodnie ze sztuką?
"Ta ustawa jest traktowana czysto formalnie, jako środek do osiągnięcia celu. Artykuł 31 ust. 3 wymaga także analizy proporcjonalności, czyli zbadania, czy przyjęte środki są adekwatne do sytuacji. A skoro widzimy, że te środki są takie same, jak w przypadku stanu wyjątkowego, to ktoś może zadać pytanie, czy za chwilę za pomocą ustaw będziemy sobie tak po prostu wyłączali kolejne prawa i wolności" - mówi Adam Bodnar.
W przypadku obostrzeń pandemicznych sądy zwracały także uwagę na brak wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych, które to uprawniają władzę do ingerowania w prawa i wolności jednostek w sposób określony w konstytucji. Był to jeden z powodów, dla których uchylano kary za łamanie rządowych obostrzeń.
"Ale żaden sąd nie będzie w stanie powstrzymać służb siłowych, które i tak będą egzekwowały takie prawo" - komentuje Bodnar. "Regulacje będą miały skutek już teraz i de facto utrzymany zostanie stan »prawnej wyjątkowości«. Wszystko to opiera się na przekonaniu, że takiej regulacji po prostu nie będzie weryfikował Trybunał Konstytucyjny, który już nie raz dawał przykład, że nie jest od tego, by rządowi bruździć i przeszkadzać w rządzeniu".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze