Przynajmniej od 10 lat nadleśnictwa w Puszczy Białowieskiej wykazują zysk, który istnieje tylko na papierze. W 2019 r. Lasy Państwowe musiały do nich dopłacić rekordową sumę 37 mln zł. Ze sprzedaży wyciętych drzew, czyli również z naszych pieniędzy
Polska część Puszczy Białowieskiej jest administrowana przez Białowieski Park Narodowy (ok. 17 proc. powierzchni) oraz trzy nadleśnictwa w strukturze Lasów Państwowych: Białowieża, Browsk i Hajnówka.
Od przynajmniej 10 lat te trzy nadleśnictwa wykazują w swoich sprawozdaniach zysk, który istnieje tylko na papierze. Wynika on wyłącznie z dofinansowania z Funduszu Leśnego, z którego Lasy Państwowe pokrywają niedobory nadleśnictw wynikające z gospodarki leśnej.
W roku 2019 ta "kroplówka" nie wystarczyła puszczańskim nadleśnictwom do wyjścia „na plus”. Choć zasilono je rekordową sumą 37 mln zł.
W kontekście tej nierentowności, w przestrzeni publicznej coraz głośniej wybrzmiewa postulat włączenia całej puszczy do Parku Narodowego (choć, póki co, nie ma na to zgody lokalnych samorządów).
Dyskutowana jest też koncepcja, w myśl której Puszcza Białowieska zostałaby pod zarządem Lasów Państwowych, ale wprowadzono by tam ostre rygory ochrony lasu – takie jak w parku narodowym.
Fundusz Leśny tworzą głównie obowiązkowe odpisy od sprzedaży drewna wpłacane przez wszystkie nadleśnictwa w Polsce. To ok. 14 gr. od każdej złotówki uzyskanej z pozyskania drewna. Z tej sumy zdecydowana większość idzie na pokrycie deficytu tych nadleśnictw, które nie są w stanie samodzielnie wypracować w danym roku dodatniego wyniku finansowego.
W założeniu Fundusz Leśny miał wspomagać nadleśnictwa które przejściowo nie są w stanie zarabiać na siebie. Na przykład z takiego powodu, że drzewostany na danym obszarze nie nadają się jeszcze do wycinki lub z powodu klęsk naturalnych.
Jednak coraz częściej te środki przeznaczane są na finansowanie działań, które są deficytowe trwale i strukturalnie. A w dodatku szkodzą przyrodzie.
Fundusz Leśny okazuje się być gigantyczną pompą, która zasysa środki od dochodowych nadleśnictw Polski północnej i zachodniej na rzecz deficytowych nadleśnictw na wschodzie, głównie w Karpatach i w okolicy Białowieży.
Nadleśnictwom białowieskim finansowe koło ratunkowe z Funduszu Leśnego było potrzebne nawet w latach, w których pozyskiwały dużo drewna.
W roku 2017, czyli w apogeum konfliktu o przyszłość Puszczy Białowieskiej, pozyskano w trzech nadleśnictwach 191 tys. metrów sześciennych drewna, a mimo to dopłacono do ich działalności ponad 19 mln zł.
Warto zaznaczyć, że każdorazowo kiedy mowa o sumie dopłat, chodzi o dopłaty netto, czyli różnicę pomiędzy dopłatami całkowitymi a obowiązkowymi odpisami na rzecz Funduszu Leśnego.
Prawdziwy problem zaczął się po wstrzymaniu pozyskania drewna w wyniku wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Suma koniecznych dopłat zaczęła wzrastać i osiągnęła w 2019 roku 37 mln zł, a mimo to nadleśnictwa znalazły się po raz pierwszy w historii „na minusie” - ich łączna strata wyniosła około 1,2 mln zł.
Pozbawione przychodów ze sprzedaży drewna białowieskie nadleśnictwa wpadły w finansowy korkociąg. Ale jednocześnie nie podjęły praktycznie żadnych kroków w celu optymalizacji swoich kosztów.
Wydatki na administrację oraz na wynagrodzenia nie wykazują żadnych zmian, a płace pozostają na poziomie wszystkich innych polskich nadleśnictw (średnia płaca w Lasach Państwowych wynosi ponad 8 tys. zł).
W trzech nadleśnictwach w dalszym ciągu pracuje ponad 150 osób.
Nadleśnictwa nie publikują dokładnych danych finansowych - chociażby takich, jakie muszą przedstawiać wszystkie średniej wielkości przedsiębiorstwa w Polsce.
Nie ma dostępu np. do informacji dodatkowej, w tym o rachunku przepływów finansowych oraz zmian w kapitale, czyli do zestawień, które pozwoliłyby dokładnie przyjrzeć się, na co zostały wydane pieniądze z dotacji Funduszu Leśnego.
To, co można dostać po złożeniu zapytania w trybie dostępu do informacji publicznej, to dwie tabelki z których niewiele wynika (a to, co najciekawsze, jest całkowicie ukryte). Więcej danych dociera dzięki interpelacjom poselskim – tylko z odpowiedzi na nie można się dowiedzieć, jaka jest skala transferów z Funduszu Leśnego.
Jednak nadal np. nie wiemy jak w sprawozdaniu (i którego z trzech nadleśnictw) ujęte są wydatki na przebudowę Drogi Narewkowskiej, które wynoszą prawdopodobnie ponad 12 mln zł. A także innych inwestycji, które są krytykowane przez organizacje pozarządowe i określane jako rodzaj korupcji politycznej, służącej pozyskaniu przychylności lokalnych samorządów.
Jeśli chodzi o samorządy, to porównanie finansowej dziury, zasypywanej pieniędzmi Lasów Państwowych z budżetami ościennych gmin jest szokujące:
deficyt nadleśnictw stanowi niemal 70 proc. całkowitych przychodów gmin wiejskich Białowieża, Narewka i Hajnówka.
Warto przy tym zauważyć, że tereny gminy Narewka, a zwłaszcza Hajnówka, rozciągają się dość daleko od puszczy i ich mieszkańcy w dużej części nie mają z gospodarka leśną żadnego związku.
Niemniej ciekawe jest zestawienie tego deficytu z wydatkami z budżetu państwa na działalność Białowieskiego Parku Narodowego. Skarb Państwa łoży na utrzymanie Białowieskiego Parku Narodowego corocznie ok. 8 mln zł. Tyle wg naszego państwa warto wyłożyć na utrzymanie obiektu światowego dziedzictwa i najcenniejszego lasu niżowego w Europie.
Na ten skarb płacimy ponad trzy razy mniej niż na utrzymanie trzech deficytowych nadleśnictw. A pracownicy Parku Narodowego to „ubodzy krewni” w porównaniu z leśnikami z Lasów Państwowych. Polska otacza parki „macoszą miłością”, jak to określił Paweł Średziński (również autor OKO.press).
Dr Antoni Kostka – z wykształcenia geolog, przez wiele lat przedsiębiorca. Przewodniczący Rady Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze – organizacji zajmującej się ochroną przyrody Karpat.
Komentarze