Poseł Żalek z partii Porozumienie jest tak dumny z pomysłu trzynastej emerytury, że postanowił uczcić to atakiem na opozycję. Twierdzi, że za PO Polska była w ogonie Europy pod względem wzrostu gospodarczego. To łatwa do weryfikacji bzdura – akurat pod względem wzrostu nasz kraj od lat jest europejskim prymusem, i za rządów PiS i wcześniejszych ekip
4 kwietnia Sejm przegłosował „trzynastkę” dla emerytów. Dzień wcześniej poseł Jacek Żalek (członek partii Jarosława Gowina) próbował wykorzystać trzynaste emerytury do krytyki opozycji w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl.
„Żałuję, że dzisiaj opozycja nie mówi o tym, jakie jest najlepsze rozwiązanie w kwestii wsparcia emerytów, tylko neguje »trzynastkę« wprowadzaną przez PiS, sugerując, że każdy krok w kierunku polepszenia sytuacji emerytów, czy w ogóle najbiedniejszych grup społecznych w Polsce, oznacza automatycznie bankructwo. W przypadku programu 500 plus też opozycja mówiła o tym, że będziemy bankrutami i drugą Grecją. To był slogan wyborczy PO.
Dzisiaj Polska jest jednym z najszybciej rozwijających się państw w UE. Kiedy filozofia zaciskania pasa była obowiązująca, byliśmy w ogonie europejskich krajów
To ciekawa wypowiedź z kilku powodów. Narracja obozu władzy na temat gospodarczych dokonań i pomysłów obecnej opozycji jest niespójna: z jednej strony „przeciwnicy” PiS nie dawali pieniędzy Polakom, za to Zjednoczona Prawica dzieli się owocami wzrostu z Polakami. Z drugiej strony, Jarosław Gowin 2 kwietnia w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” twierdził, że opozycja obiecuje obecnie za dużo i nieodpowiedzialnie. Czyli – opozycja jest zła, bo nie dawała pieniędzy. A jak chce dać – też jest zła, bo nieodpowiedzialna.
Poseł Żalek zagalopował się jednak w swoich porównaniach. Przez 30 lat trwania III RP wzrost gospodarczy na tle Europy zawsze wypadał bardzo dobrze. Mówienie, że za PiS wzrost gospodarczy jest świetny, a za poprzednich rządów Polska była pod tym względem w ogonie Europy jest oczywistą nieprawdą.
Jak zdefiniować okres obowiązywania „filozofii zaciskania pasa”, o który chodzi Żalkowi? Wcześniej w wywiadzie powiedział:
„Przez 30 lat wmawiano nam, że trzeba zaciskać pasa i wtedy opozycja mówiła, że jest bardzo dobrze”.
30 lat oznacza także 6 lat rządów PiS i cztery lata rządów Akcji Wyborczej Solidarność, którą współtworzyli obecni politycy Zjednoczonej Prawicy, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim. Bardziej prawdopodobne, że Żalek miał na myśli czasy rządów PO-PSL, szczególnie że w swojej wypowiedzi przywołuje właśnie Platformę – partię, którą sam zresztą reprezentował jako poseł od 2007 do 2013 roku.
To prawda, że Polska jest jednym z najszybciej rozwijających się krajów Europy, ale jest tak od lat. Teza o „byciu w ogonie europejskich krajów” nie broni się w żaden sposób.
Najpopularniejszą miarą prędkości rozwoju krajów jest przyrost produktu krajowego brutto i najłatwiej twierdzenie Żalka sprawdzić opierając się o tę daną. PKB stanowi sumę pieniężnej wartości konsumpcji, inwestycji, wydatków publicznych i eksportu netto.
Według Eurostatu, w latach 2006-2017 Polska tylko raz znalazła się poza gronem 10 najszybciej rozwijających się gospodarek Unii Europejskiej, 8 razy była w pierwszej piątce. Ten jeden raz nastąpił… w 2016 roku, za rządów PiS.
Oczywiście nie można na tej podstawie stwierdzić, że przyjście PiS zniszczyło Polską gospodarkę i spadliśmy pod względem wzrostu PKB – wzrost w 2016 roku (2,9 proc.) był wyższy niż w 2013 (1,7 proc.), w którym był to 4. Wynik w Unii. Gospodarki poszczególnych krajów idą różnymi torami, reagują inaczej na podobne zdarzenia makroekonomiczne.
Tego rodzaju klasyfikacja nie jest dowodem na to, że Polska jest jedną z najsilniejszych gospodarek w Europie – to tylko wzrost gospodarki z roku na rok. Pokazuje jedynie, że argument posła Zjednoczonej Prawicy nie ma sensu nawet na poziomie demagogii.
W tym okresie miał miejsce największy globalny kryzys gospodarczy od lat 30. XX wieku. Polsce w tym czasie udało się zachować wzrost gospodarczy m.in. dzięki wydawaniu środków unijnych i deprecjacji złotego, która pozwoliła utrzymać eksport (państwa strefy Euro nie miały takiej możliwości). W 2009 roku Polska była jedynym krajem UE ponad kreską, stąd słynne słowa Donalda Tuska o „zielonej wyspie”. Społeczne koszty spowolnienia jednak wystąpiły i były bolesne – wzrosło bezrobocie, a rynek pracy opanowały niestabilne formy zatrudnienia (problem, na który raczej obojętny jest także obecny rząd – w Polsce śmieciówki są wciąż wszechobecne). Nie zmienia to faktu, że jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, Polska radziła sobie świetnie – bo w ogóle go miała.
Pokazuje to także mapa z rocznika statystycznego regionów Europy opublikowana we wrześniu przez Eurostat. Widać na niej, jak w latach 2007-2016 w stosunku do średniej europejskiej rozwinęły się poszczególne regiony UE. Co z niej wynika? Polskie regiony wykonały w tym okresie ogromny skok w kierunku średniej PKB per capita w UE wyrażonej w standardach siły nabywczej (to fikcyjna waluta, która pozwala uwzględnić różnicę cen w poszczególnych krajach).
Mówienie, że przed rządami PiS byliśmy w ogonie Europy, jest negowaniem dokonań wszystkich ekip rządowych od początku lat 90. A te dokonania – akurat, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, bo o wiele innych kwestii można się spierać – są niezaprzeczalne.
„Po 1992 roku, kiedy w Polsce skończyła się recesja transformacyjna, mieliśmy nieprzerwany okres wzrostu gospodarczego. Są tylko dwa kraje na świecie – Polska i Australia – które w tym okresie nie miały ani jednej recesji (czyli dwóch, następujących po sobie kwartałów, w których czasie poziom PKB by się zmniejszał)” – mówił w rozmowie z OKO.press doktor Piotr Maszczyk z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
„Odnotowaliśmy kilkukrotnie (2001-2002, 2009, 2012-2013) spowolnienie tempa wzrostu poniżej dwóch procent, co miało poważne i dolegliwe społecznie konsekwencje dla rynku pracy [wyższe bezrobocie], natomiast tej podręcznikowej recesji nie było. Byliśmy cały czas na plusie. Dzięki temu w roku 2017 polski PKB per capita przekroczył poziom 70 proc. średniej unijnej, podczas gdy jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku było to niespełna 40 proc. (uwzględniając siłę nabywczą waluty)”.
„Można i z pewnością trzeba kwestionować sposób dzielenia owoców polskiego wzrostu gospodarczego, ale wzrost jest bezdyskusyjny. I PKB per capita jest tego uniwersalnym miernikiem” – podsumowuje Maszczyk.
PKB per capita, czyli Produkt Krajowy Brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca podaje się przy porównaniach międzynarodowych, ze względu na różnice w wielkości populacji. Między 1990 a 2017 rokiem wskaźnik ten wzrósł w Polsce 3,7 raza. W tym samym czasie we Francji 1,4 razu a w Niemczech – 1,6. To państwa wysokorozwinięte, więc niższy wzrost gospodarczy jest w ich przypadku naturalny, ale nie zmienia to faktu, że naprawdę trudno mówić o polskim wzroście wleczącym się w ogonie Europy. Bo to kompletna bzdura.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze