Wzrost bezrobocia rejestrowanego przyhamował. Ale sam ten fakt może mieć po części związek z niskimi świadczeniami i niechęcią Polaków do urzędów pracy. Ale mamy też inne dane: wyniki trzeciej już edycji badania Diagnoza Plus. To inicjatywa czterech ośrodków badawczych i think tanków ekonomicznych: GRAPE, CASE, IBS i CenEA.
Na początek przypomnijmy: GUS podaje dwie różne wartości bezrobocia: bezrobocie rejestrowane i bezrobocie według metodologii Międzynarodowej Organizacji Pracy.
Czym różnią się dane o bezrobociu
Bezrobocie rejestrowane to comiesięczne dane z Urzędów Pracy. To prosta liczba, pokazująca ile osób zarejestrowało się jako bezrobotne.
GUS-owska definicja nie jest zgodna z międzynarodową definicją. GUS realizuje też jednak Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności według metodologii Międzynarodowej Organizacji Pracy. Tutaj bezrobotny to osoba w wieku 15-74 lata, która spełnia jednocześnie trzy warunki:
- w okresie badanego tygodnia nie była osobą pracującą,
- aktywnie poszukiwała pracy, tzn. podjęła konkretne działania w ciągu 4 tygodni (wliczając jako ostatni – tydzień badany), aby znaleźć pracę,
- była gotowa (zdolna) podjąć pracę w ciągu dwóch tygodni następujących po tygodniu badanym.
Wyniki BAEL publikowane są raz na kwartał, nie mamy więc jeszcze wiarygodnych danych – wg tej metodologii – o wpływie pandemii na rynek pracy. W pierwszym kwartale 2020 bezrobocie według BAEL wyniosło w Polsce 3,1 proc.
Warto przypomnieć, że stopa bezrobocia nie pokazuje nam odsetka osób niepracujących w całej populacji, jak się czasem błędnie sądzi. To odsetek ludzi bez pracy, którzy jej aktywnie poszukują w grupie osób aktywnych zawodowo (pracujący + bezrobotni).
Ci, którzy nie pracują i pracy nie szukają to bierni zawodowo.
Inaczej niż w BAEL – dlaczego?
Bezrobocie mierzone według Diagnozy Plus spada. Tymczasem to mierzone według rejestracji w urzędach pracy od kilku miesiącach stoi w miejscu – od czerwca wynosi 6,1 proc. W Diagnozie Plus mamy 6,6 proc. (szacunek zawiera się dokładnie w przedziale między 6,5 proc. a 6,7 proc.) w czerwcu i 5,5 proc. (przedział: 5,3-5,6 proc.) w sierpniu.
W zamyśle Diagnoza Plus miała dostarczać dane zbliżone do BAEL, ale szybciej. Okazało się jednak, że różnią się one znacznie. W II kwartale według gusowskiego BAEL bezrobocie wyniosło 3,1 proc. Wynik Diagnozy Plus w czerwcu, czyli na koniec II kwartału są ponad dwa razy wyższe. Skąd taka różnica? Zacytujmy tłumaczenie autorów w całości:
- Osoby uczestniczące w Diagnozie Plus mogły mieć systematycznie większego pecha niż przeciętnie w gospodarce (tj. bezrobocie dotknęło ich znacznie częściej niż statystycznie). Diagnoza Plus wskazuje na wyższe niż wg GUS ryzyko bezrobocia wśród kobiet oraz osób bez wyższego wykształcenia. W porównaniu do sytuacji sprzed pandemii, w Diagnozie Plus bezrobocie dotykało nieco rzadziej osoby powyżej 45 lat.
- Osoby uczestniczące w Diagnozie Plus różnią się pod względem perspektyw na rynku pracy od populacji BAEL. By ograniczyć rolę tego czynnika, korzystamy z wag, które czynią osoby w D+ statystycznie identycznymi jak osoby w badaniach GUS. Nawet bez wykorzystania wag, sytuacja na rynku pracy przed rokiem była średnio identyczna wśród uczestników Diagnozy Plus jak w badaniach ankietowych GUS.
Częściej szukamy pracy
Epidemia wywraca niektóre trendy rynku pracy do góry nogami.
Aż 40 proc. osób bez pracy badanych w Diagnozie Plus aktywnie jej poszukuje. Normalnie jest to około 8 proc. Natomiast aż 75 proc. z nich chciałoby pracować, podczas gdy w normalnych czasach to 15 proc. I ten trend utrzymuje się od początku epidemii, w poprzednich odsłonach badania wyniki były bardzo podobne.
Dlatego też bezrobocie w Diagnozie Plus spada – wiele osób, które straciły pracę wiosną, już ją znalazło. A bezrobocie rejestrowane ledwie drgnęło, bo większość z tych osób zrezygnowała z pomocy Urzędów Pracy.
Niepewność finansowa Polaków
Rządzący wielokrotnie powtarzali wiosną, że z epidemią poradzili sobie lepiej niż inne kraje w Europie, szczególnie na zachodzie kontynentu. Dziś ta opowieść brzmi mało wiarygodnie, gdy śledzimy dane epidemiczne. Rząd chwali się też, ile uratował miejsc pracy. I chociaż prawdą jest, że Polska wydała na ten cel miliardy złotych i znacznie się zadłużyła, to nie zapewniła Polakom finansowego bezpieczeństwa.
Autorzy Diagnozy powołują się na dane Eurofund, który przeprowadził badanie „Living, working and COVID-19”. Badanie zostało opublikowane pod koniec września. Najnowsze dane dotyczą czerwca. Badanie zostało wykonane podobną metodą jak Diagnoza Plus. To ankiety online, a następnie dobieranie próby z wyników tak, aby była możliwie najbardziej reprezentatywna.
Niestety, w badaniu Eurofund Polska jest jednym z kilku krajów, dla których błąd pomiarowy jest nieco większy ze względu na ilość zebranych danych. Ale z odpowiedzi na kilka pytań i tak wyłania się ciekawy trend, nawet jeśli dokładne dane różniłyby się o kilka punktów procentowych.
Pod względem odsetka osób, które uważają, że ich sytuacja finansowa w ciągu trzech miesięcy się pogorszy, jesteśmy na piątym miejscu w Unii (35 proc.).
Na pytanie, ile czasu gospodarstwo domowe byłoby w stanie utrzymać standard życia bez żadnego dochodu, aż dwie trzecie badanych z Polski odpowiedziało, że ich oszczędności w ogóle by na to nie pozwoliły. To drugie miejsce w Europie, za Łotwą.
Aż 49 proc. badanych Polaków stwierdziło w lipcu, że ich sytuacja finansowa jest gorsza niż trzy miesiące wcześniej.
Na podstawie tych danych widać, że chociaż Polska przeszła kryzys w miarę suchą stopą, to Polacy nie mają finansowej poduszki, dlatego nawet lekki kryzys jest dla zagrożeniem dla naszego standardu życia.
Z drugiej strony – jedynie nieco ponad 5 proc. z badanych Polaków boi się utraty pracy w najbliższych trzech miesiącach. To akurat jeden z najlepszych wyników w Unii. Bardziej spokojni są tylko Duńczycy, Austriacy i Węgrzy.
I tutaj z pewnością zasługa leży właśnie w rządowych tarczach antykryzysowych.
Co czwarta osoba z niższymi zarobkami
Eurofund nie badał, jak zmieniła się sytuacja finansowa w porównaniu do czasu sprzed pandemii, ale takie informacje możemy znaleźć w Diagnozie Plus. Wciąż odsetek osób, które deklarują, że wynagrodzenie z powodu kryzysu się zmniejszyło, jest spory, chociaż wynik jest nieco lepszy niż w poprzednich odsłonach. W kwietniu i czerwcu było to około 26 proc. Teraz to 23 proc. To prawie jedna czwarta pracowników, których dochód się zmniejszył.
Według autorów badania przyczynami są:
- niższa liczba przepracowanych godzin;
- niższe premie za wyniki finansowe firmy;
- ewentualna niższa zawartość koperty z dodatkowym, nieopodatkowanym wynagrodzeniem poza umową.
Co dalej? Wszystko zależy od przebiegu epidemii, która w Polsce i w całej Europie na nowo się rozszalała. Na razie świadczenie postojowe czy dodatek solidarnościowy się skończyły, a rządzący nie mówią nic o nowych formach pomocy dla firm.
Wszyscy przyzwyczailiśmy się już do lekceważenia epidemii i prognoz o wysokim wzroście gospodarczym w przyszłym roku. Ale jeśli rozwój epidemii w Polsce z ostatnich dwóch tygodni się utrzyma, to nawet bez restrykcyjnych ograniczeń, reperkusje gospodarcze będą widoczne. Dlatego wciąż nieco za wcześnie na optymizm w kwestii bezrobocia i uratowania gospodarki.
Kilka faktów:
– Urzędy Pracy mają niewiele do zaoferowania a trzeba jeździć za ofertami, inaczej wyrejestrowują, ludzie więc się nie bawią w jeżdżenie tam podczas epidemii,
– wiele ludzi dostało depresji w czasie lockdownów i sytuacji gdy nie mogą być pewni dnia następnego w podstawowym zakresie – te osoby nie udadzą się do Urzędu ani nie będą chciały wypełniać ankiet,
– obecny tryb kierowania wszystkich na przymusowe kwarantanny bez gwarancji, że dostaną żywność (oczywiście zgodną z ich światopoglądem, gdy są weganami itp.), że zostaną za nich wyniesione śmieci (podobno duży problem… może warto poruszyć na oko.press?), w końcu osamotnienie bo muszą być izolowani od rodziny,
– żeby powyższego uniknąć ludzie mogą nawet odchodzić z pracy,
– w końcu ludzie którzy leczyli farmakologicznie depresję i inne choroby – zostały bez lekarzy, wiele placówek zamknięto, dostępności do placówek brak, nie wyobrażam sobie rozmawiania przez telefon czy przez skype o moich problemach, zdrowiu itp., to zwyczajnie pogwałcenie tajemnicy lekarskiej i brak niezbędnych warunków komfortu pacjenta, by ten chciał korzystać z psychologa, psychoterapeuty lub psychiatry. Jak wzrosło / spadło zainteresowanie pacjentów wizytą u psychiatry, psychoterapeuty, psychologa? Ile więcej / mniej wizyt się odbyło?
– do tego bezprawie+, nagonki na LGBT – wśród tej drupy na pewno będzie zerowe bezrobocie – ale tylko to formalne, bo mogą pracy nawet nie chcieć szukać i pójść zarabiać na d…e (nie że uważam, że taką mają skłonność, ale jest to zawód, gdzie nie nałożą kwarantanny za zachorowanie współpracownika i nie trzeba odprowadzać podatków).
– nauczyciele i wiele innych przedstawicieli zawodów ma dość zmian związanych niby z epidemią, a tak na prawdę w dążeniu do masowego nadzoru obywateli! (…)
(…)
– niepewność prawna – podpiszesz umowę zlecenie, musisz się z niej wywiązać – brak jest odpowiednich zabezpieczeń, że gdy wpadniesz w kwarantannę – masz na to papier, który w pełni usprawiedliwi niedokończone dzieło czy zlecenie (obecnie kwarantanna =/= choroba, ZUS-ZLA). Podobnie brak jest prawnej gwarancji, że gdy zrobią lockdown, to umowa jest zawieszana lub płatna w wykonanej części (rozwiązanie nie wchodzi w grę, bo człowiek na tym traci wszystko). Zamrozili terminy administracyjne, a co z podpisanymi dziełami gdzie podaje się termin zakończenia jego wykonywania, a nie ma jak tego zrobić? Nie ma kontaktu fizycznego z dziełodawcą… sklepy specjalistyczne pozamykane itp.? Czy te osoby są wliczone? Przecież nie starają się o kolejne dzieło na którym stracą – kolejny lockdown tuż przed nosem!
Wniosek: jedynym sposobem bezpiecznego zarabiania (nie licząc infekcji HIV) jest dawanie 4 liter, jeżeli chcesz mieć pewność, że zarobisz i nie stracisz.