0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: zrzut ekranu z TVP Infozrzut ekranu z TVP I...

Historia pani Joanny, którą ujawnił TVN w reportażu nadanym 18 lipca, wstrząsnęła opinią publiczną. Krytyce poddawane jest nie tylko działanie jej lekarki, która mogła się dopuścił naruszenia tajemnicy lekarskiej, ale także, a właściwie przede wszystkim – postępowanie policji.

Cała sprawa jest wiązana z antyaborcyjną nagonką podyktowaną polityką Prawa i Sprawiedliwości.

„Funkcjonariusze publiczni chcą się wykazać przed władzą, że aborcji przeciwdziałają, że aborcję ścigają” – mówiła w programie TVN Kamila Ferenc, pełnomocniczka pani Joanny.

Jak na tę historię odpowiada władza?

OKO.press opisuje główne wątki narracji polityków i mediów PiS.

„Służby zareagowały wzorcowo”

Najważniejszą linią obrony Prawa i Sprawiedliwości jest obrona działań policji, twierdzą, że w interwencji funkcjonariuszy nie ma niczego nieprawidłowego. W czwartek 20 lipca podczas specjalnej konferencji Komendanta Głównego Policji Jarosława Szymczyka przedstawiono nagranie rozmowy, którą lekarka psychiatrka pani Joanny odbyła z dyspozytorem numeru alarmowego 112, informując, że jej pacjentka jest w złym stanie psychicznym i że istnieje obawa, że może podjąć próbę samobójczą.

Generał Szymczyk stwierdził, że jedynym celem policji w tamtym przypadku było ratowanie życia kobiety. Oznacza to, że panią Joannę, w ramach „ratowania jej przed samobójstwem”, zatrzymano, zmuszono do rozebrania się, kucania, zabrano telefon, laptopa.

Wszystkie te czynności wykonywano w warunkach, które kobieta opisuje jako upokarzające i nastawione nie na pomoc jej, ale na kwestie związane z aborcją, o której funkcjonariusze dowiedzieli się od jej lekarki.

O tym, że interwencja dotyczyła aborcji przyznał zresztą w środę rzecznik krakowskiej policji, mówiąc, że „istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła”.

Tymczasem miesiąc temu, w czerwcu, sąd dla Krakowa Krowodrzy wydał postanowienie, w którym uznał zatrzymanie telefonu za bezprawne. W postanowieniu precyzyjnie opisany jest cel i sposób przeprowadzania czynności przez policję:

„I właśnie istota niniejszej sprawy zasadza się na tym, że Joanna […] nie była podejrzaną (ani nawet nie było widoków na stawianie jej zarzutów). De lege lata w Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji. […] Takim bowiem postąpieniem ze strony funkcjonariuszy Policji Pani Joanna […] została de facto ukarana za czyn, który w świetle treści art. 152 k.k. nie może zostać jej przypisany. [...] Zarazem – zważywszy na wykazaną powyżej jednostronność w pochodzącym od funkcjonariuszy Policji opisie sytuacji zaistniałej w szpitalu – pożądana byłaby na przyszłość ich większa wstrzemięźliwość przy dokonywaniu w warunkach szpitalnych czynności wobec osoby, której nie można postawić zarzutu”.

„Przeprosić policję, ukarać TVN”

Pomimo dowodów w postaci relacji pani Joanny, nagrań ze szpitala, a nawet postanowienia sądu (!), które jednoznacznie pokazują, że działanie policji było niezgodne z prawem, poniżające i nakierowane na kwestie dotyczące aborcji, a nie jej kryzysu psychicznego, politycy PiS idą w zaparte i chwalą służby za wzorowe zachowanie.

„Policja działa zawsze, gdy zagrożone jest ludzkie życie lub zdrowie. Tak było w tym przypadku, gdy istniało wysokie ryzyko próby samobójczej. W świetle konferencji Komendanta polskim Policjantom należą się przeprosiny ze strony osób próbujących politycznie wykorzystać tę sytuację” – napisał na Twitterze szef MSWiA Mariusz Kamiński zaraz po czwartkowej konferencji.

Media i politycy PiS forsują także narrację, że stacja TVN „świadomie kłamała na temat pani Joanny”.

Maciej Świrski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, poinformował nawet na Twitterze, że „w związku ze sposobem informowania o sprawie pani Joanny w audycjach nadawanych przez koncesjonariusza TVN SA zlecił odpowiednim departamentom KRRiT monitoring oraz wszczął postępowanie wyjaśniające, czy nie zostało złamane prawo”.

„Chora osoba”, „z problemami”

Ważnym elementem narracji jest także podkreślanie, że Joanna jest osobą niestabilną, co z jednej strony ma wyjaśniać potrzebę interwencji policyjnej, z drugiej zaś – podważać jej wiarygodność i opowieść o tym, czego doświadczyła ze strony funkcjonariuszy.

Pierwszy tego rodzaju personalny atak przypuściła Policja, która w środę 19 lipca koło południa wystosowała oświadczenie. Opisano w nim panią Joannę jako „zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu”. Ujawniono także, że leczy się psychiatrycznie.

Oświadczenie policji wywołało oburzenie i po jakimś czasie wrażliwe informacje zostały z niego usunięte. Nie zmienia to faktu, że zdążyły już odegrać swoją rolę jako narzędzie dyskredytowania poszkodowanej kobiety.

W czwartek 20 lipca podczas konferencji komendanta Szymczyka zanonimizowano fragmenty objęte tajemnicą lekarską. Jednak po tym, jak już wcześniej je ujawniono, każdy był w stanie dopowiedzieć sobie, co było w wygumkowanych miejscach. Dodatkowo policja puściła fragment rozmowy, z której wynika, że Joannę zostawił w ostatnim czasie partner.

W rozmowach radiowych politycy PiS kolejno nazywają Joannę:

  • „chorą kobietą” (Mariusz Błaszczak),
  • „osobą, która ma problemy różnego rodzaju” (Henryk Kowalczyk),
  • w momencie interwencji – „panią w stanie głębokiego zaburzenia” (Marcin Horała).

Dziennikarka OKO.press Julia Theus spytała panią Joannę w rozmowie o to, co sądzi o tych wypowiedziach.

"Spodziewałam się, że powstanie narracja, która będzie chciała mnie zdyskredytować, że będziecie mówić, że jestem niezrównoważona. Tak najłatwiej

pozbawić kobietę wiarygodności – powołując się na jej histerię.

To łatwe zrobić ze mnie wariatkę. Bo przecież – no tak, „skandal” – wyciekły informacje, że korzystam z pomocy psychiatry i psychologa. Tylko, że ja nie jestem jedyna. I jest to normalne" – mówiła pani Joanna.

Całą wstrząsającą rozmowę przeczytacie tutaj:

Przeczytaj także:

Dyskredytująca narracja polityków PiS

Dlaczego tak ważne jest dla polityków PiS podkreślanie jej stanu psychicznego? Ponieważ tym samym sugerują, że poszkodowana kobieta nie wie, czego chce i co jest dla niej dobre, ale jest tylko pionkiem w politycznej grze, osobą wykorzystywaną przez opozycję i aktywistki.

W czwartek 20 lipca w Radiu ZET Marcin Horała na różne sposoby dawał do zrozumienia, że wersja przedstawiana przez panią Joannę jest dla niego niewiarygodna. Stwierdził nawet, że „nie ma pewności, czy do takiego zdarzenia w ogóle doszło”.

Dopytywany przez prowadzącą rozmowę Beatę Lubecką, opowiadał, że nie tyle nie daje wiary pacjentce, co „w ciemno nie daje wiary środowisku FEDER-y, które ją promuje i ją rozprowadza".

"Być może powiedzieli jej, co powiedzieć, żeby lepiej zaistnieć” – dodał.

Głównymi architektami całej sytuacji politycy PiS próbują jednak uczynić polityków opozycji, a przede wszystkim Donalda Tuska, który w reakcji na sprawę ogłosił zorganizowanie wielkiego marszu „Miliona serc” 1 października, czyli dwa tygodnie przed domniemanym terminem wyborów.

Wina Tuska

Co istotne, zarzutem nie jest sama próba politycznego wykorzystania tej historii, by podkreślić opresyjność prawa antyaborcyjnego pod rządami PiS. W tej narracji jest wyraźna sugestia, że cała historia Joanny jest zmyślona pod polityczne dyktando.

„Naruszeniem jest to, co robi Tusk, to co robią hejterzy. To jest naruszenie i naruszeniem są próby manipulacji, które popełniają (...) Ci źli ludzie próbują z tej krzywdy kobiety, chorej kobiety, wszystko na to wskazuje, zrobić sobie happening polityczny, manipulując opinią publiczną” – mówił Mariusz Błaszczak w „Sygnałach dnia” PR1.

Dodawał też, że „media związane z opozycją próbują inaczej przedstawić sytuację niż ona ma miejsce”, a poza tym „mamy do czynienia z próbą wykorzystania dla haniebnych celów tego zdarzenia przez Donalda Tuska i przez całą jego bandę”.

„Ja się w ogóle dziwię, że redakcja i opozycja wykorzystują osobistą sytuację pani Joanny do celów politycznych, bo tak to jest wykorzystywane. Tusk na tej podstawie zwołuje jakiś marsz. To jest obrzydliwe. Naprawdę, dajmy temu spokój, jeśli potrzeba wyjaśnień, to będzie wyjaśnienie. Wykorzystywanie w tym momencie osoby, która ma problemy różnego rodzaju do tego celu, nie jest godne, ja tak uważam” – stwierdził Henryk Kowalczyk w programie „Jeden na jeden” TVN24.

Wpolityce.pl grzebie w Instagramie

Policja w kolejnych oświadczeniach i interwencjach medialnych ujawnia kolejne fakty z życia Joanny, by uczynić z niej osobę jak najmniej wiarygodną. Robią to także media PiS-u – koncentrując się na życiu zawodowym i publicznej działalności kobiety.

Portal wpolityce.pl pisze, że Joanna to nie tylko literaturoznawczyni i tłumaczka, ale także:

„artystka, bardzo wyrazista, która nie kryje się ze swoimi lewicowymi poglądami. Zdjęcia, które zamieszcza na swoim instagramowym profilu, są wręcz »wymowne«. Jest tam aborcja, osiem gwiazdek, performance jako »drag king«, stylizacje niebezpiecznie przypominające postać Matki Bożej …”.

W sieci troll konta publikują zdjęcia Joanny w wymyślnych makijażach i stylizacjach, pobrane z jej Instagrama, z sugestią, że jest dziwaczką. Materiały z hasłami dotyczącymi aborcji mają zaś być dowodem na to, że to nie przypadek, że osoba, która publikowała proaborcyjne hasła w czasie strajków kobiet, rzeczywiście później przerwała ciążę.

Narrację tę podchwycili również politycy:

View post on Twitter

Nagonka na pełnomocniczkę

Prawica w obnażaniu spisku idzie jednak jeszcze dalej. Kolejnym odkryciem jest, że pełnomocniczką pani Joanny nie był żaden ekspert Ordo Iuris, ale Kamila Ferenc, wiceprezeska Federy.

Wpolityce.pl opisuję ją następująco:

„Częsta bywalczyni TVN i TOK FM w roli ekspertki, walcząca aktywnie o „legalną aborcję”. To właśnie Ferenc przedstawiała w 2021 roku projekt ustawy, która zakładała możliwość przerwania ciąży za darmo, w ramach ubezpieczenia NFZ, do 12. tygodnia ciąży bez pytania pacjentki o powód, a po 12. tygodniu ciąży – w przypadku wykrycia wad rozwojowych płodu czy stwierdzenia, że ciąża jest wynikiem czynu zabronionego”.

W programie TVP „Jak oni kłamią”, nazwano ją z kolei „działaczką wojującej organizacji” i stwierdzono, że fakt ten TVN ukrywa. Tak, tak, ten sam TVN, który zaprasza ją w charakterze „ekspertki walczącej aktywnie o legalną aborcję”.

W materiale stwierdzono, że Ferenc „kreuje fake newsy i fałszywe oskarżenia w imię ideologii”. Zasugerowano także, że celowo próbuje nastraszyć kobiety w Polsce, by te bały się zachodzić w ciążę.

View post on Twitter
;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze