0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: zrzut ekranu TVN24zrzut ekranu TVN24

Pani Joanna w kwietniu 2023 roku zdecydowała przerwać ciążę, która zagrażała jej życiu. Przez internet zamówiła tabletkę poronną. Po zażyciu poczuła się źle i zgłosiła się do lekarki, a ta zgłosiła to na policję. Kiedy kobieta przyjechała do krakowskiego szpitala na oddział ratunkowy, na miejscu – w trakcie badania – przesłuchała ją policja.

Funkcjonariusze kazali Joannie rozebrać się, robić przysiady i kaszleć. Historię kobiety ujawnił TVN24.

„Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: «czego wy ode mnie chcecie?!»” – mówi Joanna.

Policja wydaje oświadczenie

Mimo tego, że powtarzała policjantom, że nikt jej nie pomagał, sama zamówiła tabletkę przez internet i nie chce niczego sobie zrobić, funkcjonariusze wypytywali, gdzie jest jej telefon i laptop. Czterech policjantów utworzyło kordon wokół Joanny, co utrudniło pracę lekarzy. Kobietę w eskorcie policji przewieziono do innego szpitala z oddziałem ginekologicznym, gdzie czekał kolejny patrol. Na miejscu policjanci zmusili kobietę do oddania telefonu.

Policja oświadczenie w tej sprawie przedstawiła w środę 19 lipca 2023 roku w rozmowie z Interią.

„Policja przyznaje w nim, że przyjechała na miejsce z art. 152, a nie po to, by ratować kobietę przed samobójstwem. Założyła z góry, że ktoś musiał pomóc kobiecie w aborcji. To czysty patriarchat” – mówi OKO.press Natalia Broniarczyk aktywistka z inicjatywy Aborcja Bez Granic i Aborcyjnego Dream Teamu, która analizuje z nami skandaliczne zachowanie policji.

I. Nie chodziło o ratowanie przed samobójstwem

„27 kwietnia dostaliśmy zgłoszenie od lekarza psychiatrii, zadzwonił na numer 112 i poinformował nas, że jego pacjentka dokonała aborcji i chce popełnić samobójstwo. Przekazał nam adres kobiety, pod który wysłana została karetka pogotowia i patrol policji” – mówi rzecznik prasowy małopolskiej policji mł. insp. Sebastian Gleń.

Po przyjechaniu do domu Joanny i odnotowaniu, że nie chce sobie zrobić nic złego, policja powinna była zostawić ją w spokoju. Ale tak się nie stało.

Przeczytaj także:

Kobietę zabrała karetka pogotowia i przewiozła do szpitala przy ul. Wrocławskiej w Krakowie w asyście radiowozu policyjnego. Tam – po badaniach – kobieta miała zostać przewieziona do szpitala im. Narutowicza, gdzie mieścił się oddział ginekologiczny. Na miejscu byli już policjanci.

Rzecznik prasowy tłumaczy, że wcale nie czekali na Joannę i kobiecie „mogło się tak wydawać”. Na miejsce przyjechali przed karetką, bo „po prostu mieli bliżej”.

Joanna podkreślała, że nikt nie pomagał jej w przerwaniu ciąży. Ale policja twierdzi, że „istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła”.

II. Policja powinna wezwać na przesłuchanie, a nie upokarzać

Przypomnijmy, policja sama przyznała, że jej interwencja odbywała się na podstawie art. 152, a nie po to, by ratować panią Joannę przed samobójstwem. Założyła, że ktoś musiał jej pomóc w aborcji.

Art. 152.

§ 1. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.

§ 3. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

„Przerwanie ciąży nie jest przestępstwem w Polsce. Nawet jeżeli istniałby cień podejrzenia, że ktoś pomógł w aborcji, odsprzedał jej tabletki, to policja i tak nie zachowała się adekwatnie do sytuacji” – mówi Natalia Broniarczyk.

"Kobieta powinna mieć prawo do zakończenia badania ginekologicznego. Potem powinna dostać wezwanie na przesłuchanie, na które miałaby prawo przyjść z prawniczką. Tymczasem musiała tłumaczyć się intymnych rzeczy w gabinecie ginekologicznym, w którym powinna czuć się bezpiecznie. Policja upokorzyła kobietę, zmusiła do rozebrania się. Ukarała ją symbolicznie za to, że odmówiła bycia matką.

To przemoc położnicza, lekarska i policyjna. Bo kobietę zgłosiła na policję lekarka.

W Polsce nie będzie zaufania pacjentek do lekarzy, jeżeli będą zgłaszać je na policję i łamać w taki sposób tajemnicę lekarską" – mówi Broniarczyk.

III. Policja nie miała podstaw, by zabrać komputer i telefon

Rzecznik prasowy policji twierdzi, że „zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków [red. tabletek poronnych]”. A funkcjonariusze musieli sprawdzić, czy „kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu”.

„Czynności należało przeprowadzić niezwłocznie, kobieta jednak nie chciała współpracować i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci” – mówi policjant.

Tyle tylko, że rzeczy Joanny nie stanowiły dowodów w sprawie. Policjanci nie powinni ich zatrzymywać. Mogliby to zrobić

dopiero wtedy, gdyby kobieta przyznała, że ktoś jej pomagał.

Albo odmówiła składania zeznań, by kogoś nie obciążać. Albo – gdyby policja z innych źródeł wiedziała o udziale osób trzecich. Ale tak nie było. Policja powinna mieć też nakaz prokuratora. Ale takiego nakazu nie posiadała.

IV. Nikomu nie postawiono zarzutów

Policja zarzuca lekarzom, że utrudniali działania policjantom.

„Z powodu napiętej atmosfery do szpitala wezwany został kolejny patrol. Policja zarekwirowała kobiecie także laptop i telefon komórkowy. Zabezpieczenie telefonu i laptopa zostało protokolarnie udokumentowane i było konieczne dla ustalenia źródła zakupywanego leku i zbadania, czy jego sprzedaż odbyła się legalnie” – mówi policjant.

I powołuje się na art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne, który mówi, że osoba, która „wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Tyle tylko, że policja nie musiała przeprowadzać tych wszystkich czynności niezwłocznie. Bo Joanna nie złamała prawa. Teraz w prokuraturze toczy się postępowanie o pomocnictwo w aborcji Joanny, ale od trzech miesięcy od tego dramatycznego wydarzenia nikomu nie postawiono zarzutów.

V. Policja naruszyła prawo pacjenta

Oświadczenie w sprawie Joanny wydała Naczelna Izba Lekarska, która poinformowała, że prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie.

„Wedle uzyskanych przez nas informacji służby zostały zawiadomione w sprawie podejrzenia próby samobójczej. Lekarz, który podejrzewa taką próbę, ma obowiązek powiadomić odpowiednie służby, by ratować zagrożone życie. Rozmowy z dyspozytorem 112 są nagrywane, stąd jest to do zweryfikowania (treść zawiadomienia). W przypadku naruszenia tajemnicy lekarskiej odpowiedni Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej rozpocznie postępowanie w sprawie” – pisze Izba Lekarska.

„Jednocześnie pragniemy podkreślić, że to, co spotkało pacjentkę stanowi naruszenie praw pacjenta i mamy nadzieję, że sprawę z urzędu podejmie Rzecznik Praw Pacjenta. Nie ma naszej zgody na naruszanie prawa pacjenta do intymności, tajemnicy lekarskiej oraz na utrudnianie udzielania pomocy pacjentowi. Z tajemnicy lekarskiej w Polsce zwalnia sąd”.

Interwencje w sprawie Joanny podjął Rzecznik Praw Obywatelskich. „W celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności oraz przebiegu zdarzenia Biuro RPO poprosiło Komendanta Miejskiego Policji w Krakowie o wyjaśnienia, w tym zwłaszcza co do przesłanek prawnych i powodów interwencji” – pisze RPO.

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze