0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski / Agencja GazetaLukasz Cynalewski / ...

Nielegalny obrót fałszywymi dokumentami związanymi z koronawirusem rośnie, a wraz z rozpoczynającym się właśnie letnim sezonem wyjazdowym zainteresowanie zapewne jeszcze się powiększy. Tymczasem odpowiedzialność karna grozi nie tylko za wystawianie fałszywek, ale także za używanie ich – to nawet do pięciu lat więzienia.

Na niektórych portalach można znaleźć nie pojedyncze ogłoszenia, lecz po kilkadziesiąt aktualizowanych ofert. Są sprzedawcy, którzy oferują nawet wpis do państwowego systemu elektronicznego - o szczepieniu, którego nie było.

Inni sprzedają skierowania na szczepienia, o czym w OKO.press pisali ostatnio Dominika Sitnicka i Piotr Pacewicz. Sprawdziliśmy, jak w Polsce funkcjonuje ten czarny rynek.

Najtrudniej jest ze szczepionkami, te są prawdziwym towarem deficytowym i w ogólnie dostępnej przestrzeni sieciowej raczej się nimi nie handluje, choć – jak podał ostatnio The Wall Street Journal – firma Pfizer poinformowała niedawno, że zidentyfikowała sfałszowane wersje swojej szczepionki w Meksyku i w Polsce. Te w Polsce miały zawierać środek przeciwzmarszczkowy.

Oczywiście, chodzi o produkty wprowadzane do nielegalnego obrotu, a ponieważ do tej pory w naszym kraju nie odnotowano przypadków ich użycia, być może są one fałszowane w celu sprzedaży za granicą.

Natomiast wszelkie dokumenty związane z ograniczeniami rozprzestrzeniania się COVID-19, są do kupienia od ręki, za nieduże pieniądze. Z czarnego rynku korzystają głównie ci, którzy wyjeżdżają za granicę i chcą uniknąć kwarantanny, lub potrzebują zaświadczenia do przedstawienia pracodawcy, ale np. nie zamierzają się szczepić. Choć policja zatrzymała już kilku fałszerzy, pozostali wciąż są aktywni i codziennie dokonują nielegalnych transakcji.

Przeczytaj także:

Ogłoszenie nr 1: wyniki testu PCR - do wyboru

„Kolega był zaszczepiony, wykupił wycieczkę zagraniczną. Ale i tak musiał zrobić test PCR, żeby wjechać do innego państwa. Zrobił test, okazał się pozytywny – i co? Nigdzie nie wyjechał i stracił pieniądze za wycieczkę. Nie opłaca się” – tak wyjaśnia powód kupowania fałszywego zaświadczenia o wykonaniu testu jeden z dyskutujących na ten temat na platformie Telegram. I kieruje na duży, internetowy portal ogłoszeniowy.

„Wyniki testu PCR SARS-COV2 od ręki, z polskich oraz niemieckich laboratoriów!” – to jedna z wielu ofert.

Kontaktuję się z ogłoszeniodawcą mailowo. Szybko odpisuje. Mogę wybrać dowolną datę wykonania testu, właściwy wynik (pozytywny lub negatywny, zależnie od tego, na czym mi zależy). Sprzedawca sam podpowiada, skąd najlepiej mieć test, żeby spełniał konkretne potrzeby.

Jeśli wyjeżdżam do Niemiec, mogę kupić wynik z niemieckiego laboratorium, jeśli gdzie indziej – zaświadczenie w językach: polskim i angielskim. Sprzedawca wysyła mi nawet dokumenty do wglądu, żebym przed zapłaceniem mogła zdecydować, który mi bardziej pasuje.

Polskie pochodzą z rzeszowskiego Centrum Medycznego „Medyk”. Jest na nim numer zlecenia, imienna pieczątka osoby wydającej wyniki. Jest nazwisko lekarza (prawdziwe!) zlecającego test oraz osoby pobierającej wymaz. Wszystko wskazuje na to, że mam przed sobą zeskanowany prawdziwy formularz, w którym dane pacjenta są cyfrowo zmieniane w zależności od tego, kto zapłaci za fałszywkę.

Fałszywe zaświadczenie o negatywnym wyniku testu PCR

Placówka medyczna nie musi nic na ten temat wiedzieć – wystarczy, że wykonuje testy PCR i wydaje takie zaświadczenia, a jedno z nich trafiło w ręce osoby, który postanowiła na nich zarobić.

„Na granicy nikt tego nie sprawdzi w jakimś rejestrze? Do Niemiec jadę” – dopytuję sprzedającego, z którym rozmawiam mailowo. Ma skrzynkę pocztową założoną na serwisie, szyfrującym usługę poczty elektronicznej, a więc zapewniającym anonimowość. Nie wiem, z kim rozmawiam.

Zapewnia mnie, że testy z wynikami negatywnymi nie są nigdzie rejestrowane, więc nie ma tego jak sprawdzić. Ale jeśli mam obawy, mogę kupić zaświadczenie z Niemiec. I znów dostaję zdjęcie przykładowego dokumentu.

Fałszywka, zaświadczenie z niemieckiego laboratorium

Pochodzi z laboratorium Labor Kneißler GmbH & Co, z miasta Burglengenfeld w Bawarii, które naprawdę wykonuje testy PCR.

Zaświadczenie na fotografii nie ma żadnych pieczątek, za to wpisano do niego dane osób realizujących badanie, numer próby, godzinę pobrania, oczywiście na firmowym papierze. Wystarczy, że wpłacę 150 zł, a zaświadczenie będzie moje.

Ogłoszenie nr 2: zaświadczenie o szczepieniu

Trochę drożej, bo za 200 zł, inny ogłoszeniodawca proponuje fałszywe zaświadczenie o szczepieniu, wraz z wpisaniem faktu szczepienia do elektronicznego, państwowego systemu. Można sobie wybrać nie tylko daty iniekcji, ale też rodzaj preparatu czy miejsce zabiegu.

Mailowa procedura całej transakcji jest przemyślana: najpierw trzeba podać dane, potem dostajemy elektronicznie wypełniony dokument na wskazane nazwisko, tyle że z zamazanymi fragmentami.

Dopiero po przelaniu pieniądze w bitcoinach (w mailu jest instrukcja, jak je kupić) w ciągu kilku godzin dokument ma trafić na skrzynkę mailową klienta. Jednocześnie ma się pojawić wpis o zaszczepieniu na indywidualnym koncie pacjenta. Cóż, wstawić dane na zeskanowanym formularzu jest łatwo, dokonanie wpisu w systemie wymaga więcej wysiłku. Sprawdzam więc przede wszystkim tę część ogłoszenia.

Sprzedający zapewnia, że wpis elektroniczny będzie, ale kiedy wysyłam mu dane personalne z nieistniejącym numerem PESEL, nie poprawia mnie. Czyli nie ma dostępu do systemu, bo tam szybko by się zorientował, że w danych jest błąd. 200 zł mam więc zapłacić jedynie za wypełniony formularz.

Ten z zamazanymi fragmentami, który dostaję do wglądu, wygląda profesjonalnie. Jest zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu lekarskim przed każdym szczepieniem oraz potwierdzenie wykonania iniekcji, z numerem serii, datą i pieczątką osoby wykonującej zastrzyk.

Tyle tylko, że… nie tak wyglądają karty szczepień, które dostaje się podczas wizyty u lekarza – te są dużo mniejsze, nie mają pieczątek ani poświadczenia badania lekarskiego. Inne są również oficjalne dokumenty, jakie każdy zaszczepiony może pobrać z Internetowego Konta Pacjenta, nawet już po pierwszej dawce. Sygnowane są przez państwowe Centrum e-Zdrowia i nie informują o miejscu dokonania iniekcji ani o tym, kto wykonywał badanie.

Jednak tego rodzaju dokumenty jak ten, który dostaję mailowo, są wydawane przez przychodnie, to tak zwane paszporty osoby zaszczepionej, wystawiane osobom, które nie mają możliwości pobrania zaświadczenia z systemu elektronicznego. Ich formuła nie została zestandaryzowana, stąd trudno o szybkie rozpoznanie, czy mamy do czynienia z fałszywką czy nie.

Formularze in blanco krążą w sieci

Zresztą na ogłoszeniach problem z fałszywkami wcale się nie kończy. Na grupie antyszczepionkowców, działającej na jednej z platform społecznościowych, znajduję plik z przygotowanymi do wydruku formularzami (in blanco), potwierdzającymi otrzymanie szczepionki firmy Pfizer.

Tego rodzaju poświadczenie dostaje każdy pacjent po iniekcji. Grupowicze doradzają sobie skąd wziąć prawdziwy numer serii szczepionki, żeby nikt nie mógł się zorientować, iż poświadczenie zostało sfałszowane.

Wydaje się, że najtrudniejszy do podrobienia jest kod QR, generowany - po zastrzyku drugą dawką preparatu - na Indywidualnym Koncie Pacjenta. Są w nim zakodowane informacje o tym, kto i kiedy został zaszczepiony.

Na zaświadczeniu, które oferuje mi sprzedawca z portalu ogłoszeniowego, też jest taki kod, ale zamazany – a ponieważ nie decyduję się na zapłacenie 200 zł, nie mam możliwości sprawdzenia, jakie dane zostały w nim zapisane. Warto wiedzieć, że każdy może pobrać bezpłatną aplikację na telefon „Zaszczepieni”, stworzoną przez Ministerstwo Zdrowia i Centrum e-Zdrowia, która po zeskanowaniu kodu QR natychmiast weryfikuje potwierdzenie szczepienia. Może się przydać na przykład pracodawcom.

Ogłoszenie nr 3: legalny wpis do rejestru

„Jeśli chciałbyś widnieć w bazie GOV jako osoba zaszczepiona, to ogłoszenie jest właśnie dla Ciebie, nie oferujemy samych szczepień, lecz legalny wpis do rejestru, unijną kartę szczepień, numer partii szczepienia oraz okres, w którym zostało ono wykonane. Dodatkowo na aplikacji w telefonie widoczny jest kod QR, za pomocą którego można sprawdzić, że dana osoba widnieje w krajowej bazie zaszczepionych”.

Ten ogłoszeniodawca jest wyjątkowo aktywny, oferuje też skierowania na szczepienia i szybkie terminy ich wykonania. Opis wpisu rejestrowego jest dość szczegółowy, do tego kod QR – czyżby rzeczywiście miał dostęp do państwowego systemu pacjent.gov.pl?

Szybko nawiązuję kontakt. W czasie mailowej wymiany wiadomości okazuje się, że sprzedający jest dużo mniej konkretny niż by wskazywało jego ogłoszenie. Nie potrafi powiedzieć, jak będzie wyglądać zaświadczenie o wpisie do rejestru osób zaszczepionych, ale zapewnia, że przyśle je zaraz po wpłaceniu przeze mnie pieniędzy.

Podaję mu dane – znów błędne. Nie reaguje, nie widzi pomyłki. Natychmiast rewanżuje się swoim numerem konta – w zwyczajnym banku, podaje też imię i nazwisko, na jakie jest założone. Nie trzeba żadnych bitcoinów. Za to bardzo interesuje go jak szybko dokonam przelewu.

Kiedy sprawdzam podany numer konta, w internecie znajduję ostrzeżenia od osób, które zdecydowały się na transakcje: „Uwaga na ten numer konta! Zostałam oszukana na 350 zł. Po przelewie kontakt się urwał.”, „Uwaga, to sprytny oszust na olx!”.

Czyli ogłoszeniodawca działa na różnych portalach ogłoszeniowych, wyłudzając pieniądze. Wygląda na to, że żadnego dostępu do systemu nie posiada i zwyczajnie oszukuje tych, którzy zamierzają obejść system, nie szczepiąc się.

Kara i dla sprzedających, i dla używających fałszywych dokumentów

Wszystkie tego typu działanie są nielegalne, oszustom oferującym sfałszowane dokumenty grozi kara nawet do pięciu lat pozbawienia wolności. Takiej samej karze podlegają także osoby, które posługują się nieprawdziwymi zaświadczeniami. W przypadku ujawnienia oszustwa odpowiedzialność karna może być więc wysoka.

Jednego z oszustów zatrzymała na początku kwietnia dolnośląska policja. Handlował zaświadczeniami o negatywnych wynikach testów PCR oraz innymi, zwalniającymi z obowiązku noszenia maseczek ochronnych. Okazało się, że to 21-latek, który już wcześniej był karany za oszustwa. Mężczyznę aresztowano, trwają wobec niego czynności procesowe.

Z kolei w styczniu zatrzymano 26-latka z Katowic, który próbował sprzedawać w sieci nie tylko fałszywe zaświadczenia, ale też szukał chętnych na szczepionki.

Policja informuje, że we wszystkich komendach wojewódzkich funkcjonariusze do walki z cyberprzestępczością na bieżąco monitorują internet, w celu wykrycia przestępstw związanych z COVID-19. Jednak większość cyberprzestępców wykorzystuje technologie, które gwarantują im anonimowość w sieci i uniemożliwiają namierzenie.

To nie jest tylko polski problem – rynek fałszywych zaświadczeń o szczepieniach działa też w Stanach Zjednoczonych. Sprzedawane formularze wyniesiono z rządowej agencji Centers for Disease Control and Prevention, w internecie zidentyfikowano już tysiące oferujących je ogłoszeń. Natomiast w marcu w Kijowie wykryto grupę fałszerzy, którzy wydawali nieprawdziwe zaświadczenia o negatywnym wyniku testu na COVID-19.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze