W poniedziałek Ukraińcy i Rosjanie siedli do stołu. „Rosjanie zostali zmuszeni do rozmów. Nie mogą się przyznać do porażki”. Gdy rozmowy trwały, Rosja ostrzeliwała rakietami Charków. „To jest stara, podła rosyjska strategia” - mówi OKO.press Mirosław Czech, ekspert od kwestii ukraińskich
Prawie sześć godzin trwały w poniedziałek 28 lutego 2022 rozmowy delegacji Ukrainy i Rosji na Białorusi nad brzegiem rzeki Prypeć. Kiedy rozmowy trwały, Rosjanie ostrzelali Charków rakietami Grad. Zginęło kilkadziesiąt osób, a setki zostały ranne. W ogromnej większości ofiarami są cywile.
Ukraina usiadła do stołu z jednym żądaniem: natychmiastowego wstrzymania ognia i wycofania się Rosji z Ukrainy. Rosja to żądanie odrzuciła. Po zakończeniu rozmów obie delegacje oświadczyły, że „wyszczególniono tematy o szczególnym znaczeniu”, w których mogą zostać podjęte „pewne decyzje”. Negocjatorzy wrócili do Kijowa i Moskwy, a za kilka dni mają się spotkać ponownie - tym razem na granicy polsko-białoruskiej.
Wydaje się, że przełomu nie było. Czy jednak któraś ze stron coś osiągnęła? Czy negocjacje coś zmieniają? O wyjaśnienie, co naprawdę znaczą poniedziałkowe rozmowy poprosiliśmy eksperta od Ukrainy, komentatora politycznego, Mirosława Czecha, który przebywa we Lwowie.
O tym, że Ukraina zgodziła się na pokojowe rozmowy, prezydent Włodymyr Zełenski poinformował już w piątek. Później oświadczył, że nie wierzy w pozytywne efekty negocjacji, ale musi spróbować po to, żeby obywatele Ukrainy nie mieli wątpliwości, że zrobił wszystko, by zatrzymać wojnę.
„Rosjanie postawili warunki zaporowe, które nie mogą zostać spełnione przez stronę ukraińską. Uznanie władzy Kremla, uznanie republik donieckiej i ługańskiej oraz federalizacja Ukrainy. To absurdy. Strona ukraińska będzie twardo obstawała przy tym, że Rosjanie powinni wstrzymać ostrzały. Ukraińscy uczestnicy powiedzieli po rozmowach, że w trakcie Rosjanie nie stawiali warunków brzegowych” - mówi OKO.press Mirosław Czech, ekspert od spraw Ukrainy, przez lata związany z „Gazetą Wyborczą”, komentator polityczny.
Oficjalnie z inicjatywą wyszedł prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka. Pierwszym punkt spornym było to, gdzie mają się spotkać. Łukaszenka proponował Białoruś, na to jednak zgody prezydenta Ukrainy nie było. Ostatecznie spotkali się na granicy ukraińsko-białoruskiej.
Rosjanie musieli na Ukraińców czekać. Początkowo rozmowy miały się odbyć już w niedzielę, ale Ukraińcy stwierdzili, że ze względów bezpieczeństwa będą podróżować przez terytorium Polski. Przylecieli helikopterem w poniedziałek przed południem.
Po rozpoczęciu rozmów Ukraińcy wrzucili zdjęcie, na którym bez trudu można rozróżnić delegacje ukraińską i rosyjską.
Mężczyzna w czapce z daszkiem to David Arakhamia, szef parlamentarnej frakcji partii Zełenskiego - Sługa Narodu. Jest biznesmenem gruzińskiego pochodzenia. Według magazynu „Forbes” zajmuje szóste miejsce wśród najbardziej wpływowych ludzi w Ukrainie. Jest też jednym z najbliższych współpracowników Zełenskiego.
„Jerusalem Post” podał, że w Białorusi był też Roman Abramowicz, rosyjski oligarcha, miliarder i właściciel londyńskiego klubu piłkarskiego Chelsea i wspomagał rosyjsko-ukraińskie rozmowy.
Z lakonicznych, oficjalnych komunikatów po zakończeniu rozmów wynikało, że nic nie osiągnięto.
„Te negocjacje świadczą o słabości Rosji” - uważa Mirosław Czech. „Rosjanie nie mogą się przyznać do porażki. Nie mogą przyznać, że już piątego dnia zostali zmuszeni do rozmów. Stąd decyzja Putina o postawieniu sił nuklearnych w stan gotowości”.
Dlaczego Rosjanie w ogóle zdecydowali się na negocjacje? „To, że negocjacje zaproponował Łukaszenka, wskazuje na to, że to była inicjatywa rosyjska” - wyjaśnia Mirosław Czech.
„Rosjanie stanęli przed ogromnym wyzwaniem: wojna nie poszła im tak jak planowali, rezerwy zaczynają im się kończyć, ugrzęźli w wojnie pod Kijowem,
Obrona Kijowa została zorganizowana w trzy linie, dowodzą generałowi, którzy przeszli przez front w 2014 i 2015 roku, mają ogromne doświadczenie. Ludzie są zmobilizowani, na pomoc jadą kombatanci z 2014 i 2015 roku z całej Ukrainy. Broń jest dostarczana, kolumny rosyjskie są niszczone, wśród żołnierzy rosyjskich jest duża demoralizacja.
Rosjanie postanowili, że potrzebują pauzy, żeby się przeorganizować i podjąć decyzje, co dalej”.
Czech uważa, że przerwa jest potrzeba też Ukraińcom. „W ciągu pierwszych 2 dni do wojska zgłosiło się 100 tys. ludzi. W społeczeństwie narastają nastroje patriotyczne. Zaczyna się ogromna mobilizacja społeczna przeciwko najeźdźcy”.
Gdy rozmowy już się toczyły, Rosjanie rozpoczęli atak na drugie co do wielkości miasto Ukrainy - Charków.
„Rosjanie niszczą wszystko: osiedla mieszkaniowe, przedszkola, szpitale, nawet stację transfuzji krwi” - powiedzieli portalowi Politico lekarze z jednego ze szpitali w Charkowie. „To, co teraz dzieje się w Charkowie, to zbrodnia wojenna! To ludobójstwo ukraińskiego narodu” - oświadczył szef charkowskich władz obwodowych Ołeh Syniehubow.
Późnym wieczorem prezydent Zełenski oświadczył: „Siły rosyjskie ostrzelały miejsca, gdzie nie ma żadnego obiektu wojskowego. Są tam budynki mieszkalne. Było to świadome zniszczenie zwykłych obywateli. Rosjanie wiedzieli do kogo strzelają. Za te przestępstwa będzie ich czekał międzynarodowy trybunał. Nikt na świecie nie wybaczy wam morderstwa niewinnych Ukraińców”.
Zaś tuż po zakończeniu rozmów Rosjanie wystrzelili rakietę Iskander na Kijów. Dlaczego nie przerwali ognia?
„Ostrzelanie z gradów Charkowa to niebywałe przestępstwo i zbrodnia” - mówi Mirosław Czech i wyjaśnia:
„To jest stara rosyjska strategia. Chodzi o to, żeby druga strona czuła presję i siłę. To podła strategia Rosji.
Tak było w czasie wojny 2014-2015. Przed pierwszym i drugim zawieszeniem broni w Mińsku [5 września 2014 i 12 lutego 2015] następowało wzmożenie walk i szczególnie podłe działania rosyjskie. Tak było pod Iłowajśkiem w sierpniu 2014. Putin mówił, że otworzy zielony korytarz humanitarny. Kiedy ukraińscy żołnierze do niego weszli nieuzbrojeni, zostali rozstrzelani z broni maszynowej. Przed drugim zawieszeniem broni w Mińsku był bój pod Debalcewem. Wojska ukraińskie go przetrwały.
Takie metody pokazują, że mamy do czynienia ze zbrodniarzami. To jest sposób prowadzenia wojny przez Rosję. Jelcyn prowadził w sposób krwawy, Putin robi tak samo. Jak mogą prowadzić wojnę w sposób barbarzyński, to to robią”.
Czy jest możliwe, że w trakcie rozmów ustalono coś, o czym Ukraina i Rosja publicznie nie poinformowały?
„Rozmawiają ze sobą wojskowi, więc nie ma zbyt wielu komunikatów” - odpowiada Mirosław Czech „Domyślam się, że doszło do ustaleń o rozgraniczeniu jakichś wojsk na frontach. To ważne dla Rosjan, żeby mogli się przegrupować. Pewnie na jakichś odcinkach będą ustępować, a na jakichś nie.
Czego można się spodziewać teraz?
„Spodziewam się wszystkiego najgorszego. Rosjanie mogą ostrzeliwać ukraińskie miasta. W tej chwili niszczą infrastrukturę ukraińską. Chcą doprowadzić do zdemoralizowania ludzi, żeby zaczęli sarkać na ukraińskie władze, krytykować je”.
Na pytanie, co strona ukraińska może zrobić teraz, Czech odpowiada: Dalej walczyć. Jak to powiedział kiedyś Putin o Czeczenach: „Topić ruskich w kiblu”.
Nastrój wśród Ukraińców jest strasznie radykalny. Na żadne kapitulację, żadne rozwiązania pośrednie ukraińskie społeczeństwo się nie zgodzi”.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze