Ze świata ochrony środowiska, biologii, nauki o klimacie i bez mała wszystkich nauk traktujących w ten czy inny sposób o stanie środowiska naturalnego, dobiegają nas zazwyczaj apokaliptyczne wieści.
Dziennikarze, publicyści i tzw. zwykli ludzie chętnie wrzucają do mediów społecznościowych artykuły o wymieraniu gatunków, topniejących lodowcach Grenlandii, czy nieubłaganie rosnącej temperaturze Ziemi. Takie tematy łatwo generują dyskusję i kolejne udostępnienia. Zjawisko przeglądania Facebooka czy Twittera w celu faszerowania się katastroficznymi newsami ma oczywiście swoją nazwę – to angielskie „doom scrolling”, nieobce również autorowi tego tekstu.
Problem w tym, że niektóre mające świadczyć o trwającej apokalipsie ziemskiej biosfery dane awansowały już do miana objawionych prawd przytaczanych w dyskusjach i artykułach bez głębszej refleksji, co oznaczają i jak je uzyskano. Na przykład: któż nie słyszał, że od roku 1970 światowa populacja kręgowców – od ryb przez płazy, gady, ptaki do ssaków – skurczyła się o średnio ok. 70 proc. Tak od lat mówią raporty „Living Planet” (Żyjąca planeta) World Wide Fund (WWF) for Nature.
Niespodzianka z Montrealu
Czy na pewno jest tak źle? Zatrważającym danym postanowili przyjrzeć się biolodzy z zespołu kierowanego przez Briana Leunga z Uniwersytetu McGill w kanadyjskim Montrealu. Efekty ich pracy w minionym tygodniu opublikował tygodnik „Nature”.
Główny wniosek badań zespołu Leunga okazuje się zaskakujący dla wszystkich wychowanych na alarmujących raportach WWF i innych organizacji. Słowem – dla wszystkich ofiar/fanów – niepotrzebne skreślić – „doom scrollingu”.
„Populacje kręgowców – od ptaków i ryb po antylopy – na ogół nie maleją pomimo tego, co myśli i pisze się na ten temat. Obraz dramatycznego spadku populacji wszelkiego rodzaju kręgowców jest napędzany przez niewielką liczbę populacji, których liczba spada w ekstremalnym tempie. Gdy te wartości odstające zostaną oddzielone od całości, wyłania się zupełnie inny i dużo bardziej obiecujący obraz globalnej różnorodności biologicznej” – piszą autorzy.
Korzystając ze zbioru danych obejmującego ponad 14 000 populacji – reprezentujących ok. 4 000 gatunków kręgowców z całego świata zebranych w bazie danych Living Planet, naukowcy zidentyfikowali około 1 proc. populacji zwierząt, które doświadczyły ekstremalnych spadków populacji od 1970 roku. To np. gady w tropikalnych obszarach Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej czy ptaki w regionie Indo-Pacyfiku. Po oddzieleniu danych na temat tego procenta naukowcy odkryli, że wielkości pozostałych populacji kręgowców są stabilne.
Statystyka, głupcze!
W tym miejscu warto przypomnieć rozróżnienie między średnim, a całkowitym spadkiem liczebności populacji. Cytując artykuł Eda Younga z „The Atlantic” sprzed dwóch lat: „Aby zrozumieć różnicę, wyobraź sobie, że masz trzy populacje: 5 000 lwów, 500 tygrysów i 50 niedźwiedzi. Cztery dekady później masz zaledwie 4 500 lwów, 100 tygrysów i pięć niedźwiedzi. Te trzy populacje spadły odpowiednio o 10 proc., 80 proc. i 90 proc., co oznacza średni spadek o 60 proc. Jednak całkowita liczba rzeczywistych zwierząt spadła z 5 550 do 4 605, co oznacza spadek o zaledwie 17 procent”.
Bardziej szczegółowe dane pokazują, że spośród systemów taksonomiczno-geograficznych analizowanych w raportach Living Planet – 16 charakteryzuje się skrajnymi spadkami liczebności zwierząt, który obejmuje około 1 proc. ich populacji. Z kolei siedem systemów – 0,4 proc. populacji – zanotowało ekstremalne wzrosty. Pozostałe 98,6 proc. populacji we wszystkich systemach zachowywały stała liczebność, bez wyraźnego trendu spadkowego, ani wzrostowego.
Naukowcy zauważają, że analizując spadki liczebności populacji kręgowców warto skupić się na konkretnych regionach. Takich, jak np. Indo-Pacyfik, gdzie zaobserwowano bardzo silne spadki w grupach gadów i płazów.
„Uwzględnianie skrajnych grup zasadniczo zmienia interpretację globalnych trendów dotyczących kręgowców i powinno być wykorzystywane do określania priorytetów działań ochronnych” – piszą biolodzy w „Nature”.
Nie aż tak różowo
Z badań zespołu Leunga wynikają dwa istotne wnioski praktyczne. Po pierwsze, ludzkie wysiłki na rzecz zachowania bioróżnorodności nie są tak bezskuteczne, jak się powszechnie wydaje.
„Niektóre populacje są naprawdę w tarapatach, a regiony, takie jak Indo-Pacyfik, wykazują powszechne systematyczne spadki. Jednak obraz globalnej „pustyni bioróżnorodności” nie jest poparty dowodami. To dobrze, ponieważ byłoby bardzo zniechęcające, gdyby wszystkie nasze wysiłki na rzecz ochrony przyrody w ciągu ostatnich pięciu dekad przyniosły niewielki efekt” – mówi Leung.
Po drugie, właśnie identyfikacja najbardziej zagrożonych regionów i populacji zwierząt powinna prowadzić do skupienia wysiłku ochrony bioróżnorodności przede wszystkim w tych właśnie regionach.
Niestety w opinii wielu, o ile nie większości przyrodników, sytuacja wcale nie wygląda tak różowo.
Problem z różnorodnością biologiczną polega obecnie właśnie na znaczącej utracie gatunków, kurczeniu się populacji, utracie bogactwa genetycznego na terenie tzw. hotspotów bioróżnorodności. Szczególnie mocno pod tym względem cierpią tropiki oraz Azja Wschodnia – czyli te tereny, gdzie jest największa antropopresja, czyli wpływ człowieka na środowisko, a jednocześnie najniższe standardy środowiskowe.
Według raportu przygotowanego przez IPBES (Międzyrządową Platformę ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu, organizacji działających w ramach Programu Środowiskowego ONZ) niemal milion gatunków roślin i zwierząt jest obecnie zagrożonych wyginięciem, w tym wiele już w nadchodzących dziesięcioleciach.
Cytowany przez AFP Robin Freeman z Zoological Society of London – jeden z wiodących autorów raportów WWF – ostrzega przed nazbyt optymistyczną interpretacją pracy zespołu Leunga. Według Freemana po uwzględnieniu także tych populacji zwierząt, który znacząco wzrosły – a więc wartości odstających w przeciwną stronę – wciąż mamy do czynienia ze światowym spadkiem rzędu 42 proc.
No. Dodać jeszcze można, że liczebność niektórych gatunków wzrasta. Ludzi. Bydła. Trzody chlewnej. Drobiu…
Wzrasta,ale nie dotyczy to rasy bialej czlowieka,ktora degeneruje sie i wymiera masowo.Niepotrzebne sa zadne naukowe badania,wystarczy rozejrzec sie dookola z otwartymi oczami.
Wzrasta też ogólny areał pół sojowych. Aby zabezpieczyć gusta i apetyty osób określanych jako wegetarianie i weganie.
Kosztem lasów.
Chichot historii?!
Biosfera da sobie radę. Są jednak wspaniałe lub cenne gatunki, które są zagrożone. Na przykład tygrysy syberyjskie i orangutany.
4 tys gatunków zostało ujętych w badaniu, gdzie na świecie póki co znane jest około 300 tys zwierząt. W żadnym stopniu nie jest to miarodajne.
UPS!
I okazuje się, że grupy określające się jako ekolodzy, mają orzech do zgryzienia.
Jak żyć, jak żyć? Kiedy świat(opogląd) się wali.
Co teraz?
Redaktorze Jurszo! Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu!
Napisz coś, ku pokrzepieniu serc.
Ot choćby, że to spisek. Myśliwych, górników, szejków arabskich, zjadaczy mięsa halach, hodowców norek, Lasów Państwowych i Monsanto. Napisz coś……proszę.
Pisał Pan kiedyś oburzony atakami przeciwników polowań na (jak rozumiem swoje) środowisko, apelując, jak mniej więcej kojarzę, o powagę, kulturę i dialog. I gdzie to wszystko w powyższym??? Prawda o niekwestionowanym kryzysie ekologicznym jest złożona, co zresztą w konkluzji artykułu jest wyraźnie wspomniane. A jeśli niektórzy (choćby nawet czasem w dobrej wierze) ją upraszczają, to czy nie jest tak ze wszystkim? Wszelkie wiadomości negatywne, tragiczne i przygnębiające trafiają do ludzi bardziej niż dobre. Taką mamy psychikę, co jest przez wielu wykorzystywane (niekiedy cynicznie – gdy np. więcej kliknięć na jakiegoś newsa to extra zysk). Ale ŻADEN z powyższego artykułu nie wypływa wniosek o braku negatywnego wpływu na przyrodę i klimat (a nie tylko populacje konkretnych kręgowców – a tylko tego on naprawdę dotyczy) całego szeregu czynników, procesów i ludzkich działań, które Pan tak bezrefleksyjnie i oczywiście szyderczo wymienia powyżej, jako rzekome 'fikcyjne' zagrożenia. Doprawdy nie mam czasu ani ochoty na dalszą dyskusję, ale dla dostrzeżenia choć fragmentu złożoności problemu polecam poniższe (jako, że zwierzęta na świecie to przede wszystkim jednak BEZkregowce):
https://naukadlaprzyrody.pl/2019/12/20/globalna-apokalipsa-owadow/
Oraz wiele innych ciekawych publikacji z powyższej strony jak np. to (o wpływie rabunkowego leśnictwa i rolnictwa na przyrodę):
https://naukadlaprzyrody.pl/2020/09/17/czy-zabraknie-wody-na-marnowanie-zywnosci/
Tu jeszcze skądinąd:
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/za-duzo-miesa-za-malo-wody-hodowle-zwierzat-osuszaja-nam-planete/weddgsl
Trzymajmy się zatem faktów a nie (i to kurczowo) status quo z minionej/mijającej epoki. Co było dopuszczalne i niegroźne kiedyś, nie jest często (z oczywistych względów) takie obecnie. A jeść i korzystać z (wielu) innych zasobów zawsze będziemy (a tym samym gospodarki wbrew obawom wielu nie "zrujnujemy" – owszem wiele nawyków musimy zmienić i przestawić się na inną mentalność i tory działania), ważne by robić to mądrze i nie panikować w żadną stronę (o czym komentowany przez nas artykuł też oczywiście przypomina).
Pozdrawiam.
Szanowny Panie Marcinie Wroc nie wiem czy Pan jest red. Jurszo ukrywającym się pod nickiem, czy jego adwokatem, ale mimo tych niejasności postaram się, stosując, zaproponowaną metodę uproszczeń, odpowiedzieć.
Główną przyczyną zmian na naszej planecie jest rozrastająca się populacja ludzi i niepohamowany konsumpcjonizm.
Czy ograniczenie w tym zakresie jest realne? Nie wiem, ale trzeba spróbować. I to jest pole do działań m.in. dla takich grup jak wasze. Wrogami nie są ci, których wymieniłem, robiąc w sarkastyczny sposób zbitkę, na końcu postu (mam nadzieję, że zrozumiał pan aluzję, jaką chciałem przekazać).
Jednocześnie chciałem i nadal chcę zwrócić uwagę, jak ostrożnie należy wprowadzać zmiany, o które Państwa środowisko postuluje. Poniższy link pokazuje co się może wydarzyć, jeżeli podejdziemy bezkrytycznie do haseł, którymi operucie.
httpss://oko.press/zielona-licencja-na-wypedzenie-ludy-tubylcze-kenii-placa-najwyzsza-cene-za-polityke-ekologiczna/
Odnosząc się do początku Pana wypowiedzi to chcę powiedzieć, że jeżeli ktokolwiek poczuł się obrażony za cytat z "Pana Wołodyjowskiego" to przepraszam. Nie wiedziałem, że wrażliwość pewnych osób, dosyć mocno krytykujących inne środowiska, jest tak wielka. A skóra tak cieńka.
Szanowny Panie, nie jestem redaktorem Jurszo ani jego adwokatem. Insynuacjami tego typu zwyczajnie się Pan ośmiesza, sugerując poniekąd, że ludzi którym dobro świata w jakim żyjemy leży na sercu (i rozumiejących z czego wynika kryzys) jest tak mało i stanowią rzekomo jakąś zamkniętą mikrogrupkę społeczną (jeśli ktoś nią jest/staje się to właśnie myślący w kategoriach minionej epoki ślepi obrońcy przemysłowego rolnictwa, polowań (tam gdzie nie są one bezwzględnie konieczne), ropy i węgla i jeszcze paru innych tematów – choćby nie wiem jak wpływowi wciąż byli).
"Główną przyczyną zmian na naszej planecie jest rozrastająca się populacja ludzi i niepohamowany konsumpcjonizm." Brawo, super diagnoza, nie wiem w ogóle zatem o co się spieramy??
Co do cytatu – od dawna znane są (niestety) przypadki prób ochrony przyrody wbrew ludziom i od dość dawna już wiadomo że to się (zupełnie) nie sprawdza. Nikt poważny na tym polu działający tego nie postuluje (i oczywiście nigdy nie powinien był) – i jest to też wyraźnie zaznaczone w tym tekście.
A do konkretów i liczb zawartych w moich linkach nie odnosi się Pan bo tak zapewne jakoś wygodniej, eh… Ale to ma też swoje dobre strony bo jak pisałem nie mam czasu na dyskusję a fakty są już powszechne znane – kto zechce poczyta i wyciągnie wnioski. Na koniec – nie chodzi mi o wrażliwość i "cienką skórę" tylko marność niekonstruktywnej krytyki i szydzenia z ważnych problemów przy zauważalnym braku zarówno wiedzy jak i empatii. Pozdrawiam