0:000:00

0:00

"Dominujący dziś publicznie nurt ekologii cierpi na coś, co nazwałbym błędem antropologicznym. W tej wizji przyroda jest ważniejsza od człowieka. Tymczasem w naszej cywilizacji, która wyrosła na fundamencie Biblii, to człowiek jest koroną stworzenia" - powiedział wiceminister środowiska Sławomir Mazurek w wywiadzie dla Tygodnika "Sieci".

Ponieważ Mazurek występuje jako przedstawiciel ministerstwa, to rozmowa, przeprowadzona przez Grzegorza Górnego (jednego z twórców ultrakatolickiej i fundamentalistycznej "Frondy") daje wgląd w "filozofię", jaka kieruje działaniami resortu środowiska.

Na początku dowiadujemy się z niej, że człowiek to istota szczególna, bo m.in. jako jedyna zdolna do tworzenia kultury. Jest stworzoną przez Boga "koroną stworzenia" - "ogrodnikiem", który powinien wziąć na siebie "odpowiedzialność za przyrodę". Na tym polega prawdziwa, oparta na chrześcijaństwie, ekologia.

Przeciwko niej występuje dziś rzekomo "ekologia lewicowa", czyli "dominujący nurt ekologii". Nie tylko oskarża ona chrześcijaństwo o niszczenie przyrody, ale też uważa przyrodę za ważniejszą od człowieka, którego ma za szkodnika.

Taka ekologia bywa też podszyta hipokryzją i nieczystymi intencjami, bo "często za szczytnymi hasłami ekologicznymi stoją konkretne grupy interesów". Dlatego też "ekologia jest wykorzystywana do ataków na Polskę z powodów ideologicznych".

Wywód ministra jest mieszanką archaicznych i zdezaktualizowanych poglądów przyrodniczych, przyprawionych uprzedzeniami wobec organizacji ekologicznych i szczyptą myślenia spiskowego.

Przeczytaj także:

Biblijna antropologia wiceministra Mazurka

Rozmowa z Mazurkiem zaczyna się od odpowiedzi na pytanie "czym jest ekologia". Wiceminister trafnie odpowiada, że sam termin pochodzi z greki i jest zbitką słów "oikos" i "logos", co można tłumaczyć jako "naukę o domu". Choć, zdaniem Mazurka, lepiej sens greckiego źródłosłowu oddaje sformułowanie "troska o wspólny dom". Po czym przechodzi do tezy, że "ten wspólny dom obejmuje trzy ekosystemy":

Człowiek jako jedyna istota funkcjonuje bowiem w trzech ekosystemach naraz: przyrodniczym, kulturowym i tym, który składa się na jego ludzką niepowtarzalność egzystencjalną, duchową i psychiczną.
Nie tylko człowiek tworzy kulturę, inne zwierzęta również
Tygodnik "Sieci",29 lipca 2019

Nie jest do końca jasne, co Mazurek ma na myśli, kiedy mówi, że tylko człowiek żyje w "ekosystemie kulturowym". Najpewniej chodzi mu po prostu o to, że tylko człowiek tworzy kulturę. Kłopot w tym, że to nieprawda.

Przynajmniej od połowy XX w. wiemy, że niektóre zwierzęta są zdolne np. do świadomego tworzenia narzędzi, udoskonalania ich i uczenia się od siebie nawzajem. A to już jest kultura.

Przełomowym odkryciem były obserwacje wybitnej prymatolożki Jane Goodall w Gombe (Afryka) w latach 60. XX w. Zauważyła ona, że szympansy zwyczajne (Pan troglodytes) podczas łapania termitów wykorzystują "wędki": zrywają małe gałązki, oczyszczają je wargami z liści, po czym wkładają w otwory tunelików termitów.

Późniejsze badania pokazały, że w różnych grupach istnieją odmienne sposoby tworzenia "wędek" na termity, a szympansy potrafią też udoskonalać swoje dzieła. Przykładowo, w jednej grupie "wędki" były całkowicie oczyszczone z listków, w innej na końcu narzędzia zostawiano kilka z nich, tworząc coś na kształt miotełki.

Jeszcze inne obserwacje pokazały, że niektóre grupy podczas polowań na mniejsze małpy, np. gerezy, używają do tego prostych dzid, którymi dźgają swoje ofiary. Obserwowano również łupanie orzechów za pomocą kamieni. Z kolei szympansy bonobo (Pan paniscus), choć nie używają narzędzi w naturze, to zaczynają je tworzyć w warunkach niewoli.

Robienie narzędzi, uczenie się ich wykorzystywania i udoskonalanie nie występuję tylko wśród ssaków naczelnych, ale też wśród ptaków, a szczególnie utalentowane są krukowate. Ptasim "Einsteinem" jest wrona brodata (Corvus moneduloides), która tworzy haczyki do wydobywania spod kory owadów.

Badania pokazały, że w różnych populacjach istnieję odmienne "linie technologiczne", ponieważ narzędzia pomiędzy grupami różniły się kształtem. Jednak prawdziwe zaskoczenie przyniosły dopiero eksperymenty laboratoryjne - okazało się, że wrony brodate potrafią (i to nieuczone) tworzyć narzędzia z kilku elementów.

Dziś wiemy, że narzędzi używają (bądź tworzą) nie tylko szympansy i krukowate, ale też m.in. kapucynki, niektóre papugi, wydry morskie a nawet ośmiornice.

Nie tylko narzędzia, może nawet (proto)religia

Jednak życie kulturowe zwierząt nie wyczerpuje się tylko w używaniu narzędzi. Są takie zachowania, które, jak dotąd, nie doczekały się satysfakcjonującego wyjaśnienia. Należy do nich powracanie słoni do miejsc, gdzie leżą szczątki członków ich grup rodzinnych i dotykanie kości.

Zaobserwowano również rodzinę słoni, które obkładały dopiero co zmarłą samicę ziemią i gałęziami. Zaskakującą aktywność zaobserwowano wśród szympansów z zachodniej części Afryki, które wrzucają kamienie do pustych, wypróchniałych w środku drzew, wydając przy tym jednocześnie przeciągły dźwięk

To kolejne, po tzw. tańcach deszczów, zachowanie szympansów, w którym niektórzy badacze dopatrują się oznak prereligijności.

Niektórzy naukowcy, np. wybitny etolog (badacz zachowań zwierząt) Marc Bekoff w książce "Dzika sprawiedliwość", wskazują też, że w przypadku niektórych zwierząt społecznych możemy również mówić o życiu moralnym przypominającym do jakiegoś stopnia ludzkie.

"Lewicowa ekologia", czyli ekologiczny chochoł

Ustalenia antropologiczne prowadzą wiceministra Mazurka do konstatacji, że "dominujący dziś nurt ekologii" obarczony jest "błędem antropologicznym":

W tej wizji przyroda jest ważniejsza od człowieka. [...] W tej wizji człowiek jawi się nie jako ogrodnik, lecz jako szkodnik. W efekcie staje się on niepożądanym elementem, który należy wyeliminować jako zagrożenie.
Obrońcy przyrody nie twierdzą, że "człowieka należy wyeliminować"
Tygodnik "Sieci",29 lipca 2019

Zdaniem wiceministra, to właśnie lewicowa ekologia jest winna takiemu "odwrócenie hierarchii wartości". Tymczasem "w naszej cywilizacji" - wyrosłej na biblijnym fundamencie - "to człowiek jest koroną stworzenia, a jednocześnie kimś, kto bierze na siebie odpowiedzialności za przyrodę".

W żadnym miejscu rozmowy - a dziennikarz o to nie dopytuje - wiceminister Mazurek nie mówi, czym jest ów "dominujący nurt ekologii". Nie przyporządkowuje do niego żadnej organizacji czy osoby.

Z kontekstu można się jedynie domyślać, że są to m.in. ci, którzy sprzeciwiali się wycince w Puszczy Białowieskiej i odstrzałowi dzików w związku z epidemią ASF w Polsce. A ponieważ mówi też, że "dzięki tradycyjnym formom uprawy ziemi, dzięki naszym rolnikom, leśnikom i myśliwym, użytkujemy nasze zasoby w sposób zrównoważony", to możemy się domyślać, że "lewicowym ekologiem" jest dla niego każdy, kto krytykuje polowania, czy prowadzone przez Lasy Państwowe wycinki na obszarach cennych przyrodniczo (np. w Puszczach Białowieskiej, Karpackiej i Bukowej).

Do tak szerokiej grupy można by wtedy zaliczyć najważniejsze organizacja ekologiczne w Polsce, np. Client Earth, Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze, Fundację Greenmind, Greenpeace, Pracownię na rzecz Wszystkich Istot czy WWF. Ale też ruchy społeczne, takie jak Obóz dla Puszczy i Inicjatywa Dzikie Karpaty. Albo dziennikarzy, jak Adam Wajrak. A więc, de facto, wszystkich tych, którzy nie zgadzają się z polityką ekologiczną rządu PiS.

Ale żadna z tych organizacji i osób nie głosi tezy, jakoby przyroda była od człowieka ważniejsza, czy żeby ten był szkodnikiem, którego należy usunąć.

Dobrym przykładem jest tu sprawa Puszczy Białowieskiej. Środowiska naukowe, które sprzeciwiały się jej wycince, w listopadzie 2018 roku zaprezentowały jednocześnie plan poszerzenia parku narodowego na cały jej obszar, w którym kwestie dobra społeczności lokalnej zostały potraktowane tak samo poważnie, jak zachowanie unikalnych walorów ostatniego nizinnego naturalnego lasu Europy.

I - ostatecznie - Ministerstwo Środowiska nawet nie pochyliło się nad tą propozycją. Wbrew temu, co mówi wiceminister Mazurek, dominującą postawą dzisiejszych ekologów nie jest przedkładanie przyrody nad człowieka, ale szukanie kompromisu między interesem ludzkim a interesem dzikiej przyrody, której przyznaje się samodzielną wartość, a nie tylko przez wzgląd na interes człowieka.

W rozmowie z "Siecami" polityk nie kreśli rzeczywistego wizerunku ekologów, ale co najwyżej "ekologicznego chochoła", który z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Trudno jedynie ocenić, czy wynika to ze światopoglądowych uprzedzeń wiceministra, czy raczej chęci doprawiania "gęby" komuś, z kim jest się w niemal nieustannym konflikcie.

Warto przy tej okazji przypomnieć, że biblijnym "czyńcie sobie ziemię poddaną" próbował uzasadniać gospodarkę leśną czy łowiectwo również były minister środowiska Jan Szyszko. On też, wspólnie z eksdyrektorem Lasów Państwowych Konradem Tomaszewskim, dopatrywał się w działalności organizacji ekologicznych odwrócenia porządku wartości, a nawet cech szatańskich. Jak widać, myśl Jana Szyszki w resorcie jest wciąż żywa.

Obrońcy środowiska nie są wrodzy chrześcijaństwu

Wiceminister oskarża też ekologów o... antychrystianizm. Na uwagę Górnego, że niektórzy szukają przyczyn kryzysu ekologicznego w biblijnym "czyńcie sobie ziemię poddaną", oskarżając tym samym chrześcijaństwo, Mazurek odpowiada:

Nic dziwnego, że radykalne ruchy lewicowe skwapliwie z tego korzystają - przypisywanie chrześcijaństwu odpowiedzialności za różnego rodzaju kryzysy nie tylko pozwala mu na ustawienie się w pozycji rzekomej moralnej wyższości [...].
Ekolodzy w Polsce nie winią chrześcijaństwa za zniszczenie przyrody
Tygodnik "Sieci",29 lipca 2019

Pytanie Górnego nawiązywało zapewne do raczej dawnego już sporu, który wywołał artykuł "The Historical Roots of Our Ecologic Crisis" Lynna White'a opublikowany w 1967 roku w prestiżowym "Science".

Ten amerykański historyk, szukając przyczyn katastrofalnych zmian w przyrodzie spowodowanych przez człowieka, wskazał właśnie na chrześcijaństwo. Jego zdaniem, triumf tej religii w kulturze zachodniej sprawił, że człowiek zaczął traktować siebie jako kogoś oddzielonego od przyrody, kto ma prawo nad nią panować i ją eksploatować. Tę postawę w czasach nowożytnych - aż do dziś - miały utrwalić nauka i technika.

Artykuł wywołał potężną dyskusję, której echa dotarły do Polski dopiero w latach 90. Niewielu polskich intelektualistów w ogóle zainteresowało się tym tematem. Filozoficzna refleksja na tematy związane z ochroną przyrody była wówczas w naszym kraju raczej słaba.

Niemniej żadna istotna działająca w Polsce organizacja ekologiczna nie przypisuje chrześcijaństwu odpowiedzialności za niszczenie przyrody. Tak samo jest na świecie.

Niestety, od oskarżeń od antychrześcijańskość Mazurek płynnie przechodzi do szukania "drugiego dna" w działaniach obrońców przyrody. Bo, jego zdaniem, obarczanie chrześcijaństwa winą za różne kryzysy "jest też całkowicie zbieżne z tradycyjnymi celami politycznymi lewicy sięgającymi samych jej początków". A "rola rzeczywistych sprawców i mechanizmów kryzysu schodzi tu często z całkowicie z pola widzenia".

I to jest ten moment, w którym polityk wchodzi na grząski grunt myślenia spiskowego.

"Konkretne grupy interesów"

Kilka akapitów niżej jest już tylko gorzej. "Często za szczytnymi hasłami ekologicznymi stoją konkretne grupy interesów sterujące pewnymi procesami lub zachowaniami" - mówi wiceminister. Oczywiście nie wskazuje, jakie to "grupy interesów", z kim związane, przez kogo reprezentowane.

Przywołuje za to wyświechtane oskarżenia formułowane wcześniej przez polityków PiS, których fałsz lub niedorzeczność wielokrotnie na łamach OKO.press wykazywaliśmy:

  • że Niemcy mogą wycinać u siebie drzewa, a jak Polacy chcieli robić "aktywną ochronę drzewostanu" (w Puszczy Białowieskiej) to wzbudziło to "sprzeciw niektórych organizacji międzynarodowych";
  • że Niemcy mogą dokonywać masowego odstrzału dzików, a jak rząd chciał zredukować populację, to "podniósł się krzyk na cały świat, że dokonujemy krwawej rzezi".

"Widzimy więc, że ekologia jest wykorzystywana do ataków na Polskę z powodów ideologicznych" - mówi wiceminister. Niestety, nie dodaje, że wycinka w Puszczy Białowieskiej odbyła się ze złamaniem prawa. Natomiast walka z kornikiem drukarzem w Niemczech odbywała się legalnie i w lasach, których nawet pod względem przyrodniczym z Puszczą porównać nie można.

Wiceminister nie wskazuje też powodu, dla którego organizacje zajmujące się ochroną zwierząt w Polsce miałyby monitorować sytuację dzików w Niemczech. Jakby nie miały wystarczająco dużo pracy w naszym kraju.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze