Profesor Jan Grabowski oraz prof. Barbara Engelking – dwoje historyków i znanych badaczy Zagłady – zostało kilka miesięcy temu pozwanych za jeden akapit z książki naukowej „Dalej jest noc”, która opisuje zagładę Żydów na polskiej prowincji.
Z powództwem cywilnym wystąpiła 79-letnia Filomena Leszczyńska, której stryj – sołtys wsi Malinowo w powiecie Bielsk Podlaski – został zdaniem kobiety przedstawiony w książce w niekorzystnym świetle. Leszczyńska uznała, że nie jest prawdą, jakoby jej stryj Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowo, handlował z Żydówką Esterą Drogicką i że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że był on współodpowiedzialny za wydanie Niemcom grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach.
W procesie wytoczonym naukowcom Leszczyńską wspierała Reduta Dobrego Imienia – współfinansowana przez rząd organizacja, promująca wizję przeszłości zgodną z polityką historyczną PiS. Leszczyńska żądała 100 tys. zł odszkodowania i przeprosin w mediach.
Pierwszy wyrok z 9 lutego 2021 nakazywał historykom przeproszenie Leszczyńskiej za podanie nieścisłych informacji. Jednak 16 sierpnia Sąd Apelacyjny uznał pozew za nieuzasadniony i oddalił powództwo w całości.
Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Poniżej publikujemy pełne uzasadnienie ustne sędzi Joanny Wiśniewskiej-Sadomskiej. Śródtytuły od redakcji.
Niniejsza sprawa miała charakter precedensowy, wzbudziła ogromne zainteresowanie opinii publicznej, często bardzo negatywne emocje. Doszło w niej do konfliktu różnych wartości, do swoistego zderzenia z jednej strony prawa do wolności badań naukowych, a z drugiej – prawa do ochrony dóbr osobistych, konkretyzujących się w kulcie osoby zmarłej.
Kult pamięci osoby zmarłej
Kult pamięci osoby zmarłej należy do dekalogu dóbr osobistych i obejmuje prawo osób bliskich zmarłego do czczenia jego pamięci, okazywania czci i kultu. Przy czym więź ta powinna być na tyle silna, żeby uprawniony został boleśnie dotknięty naruszeniem czci i pamięci osoby zmarłej. Nie ma przy tym, zdaniem sadu apelacyjnego, znaczenia czy są inne osoby bliżej spokrewnione ze zmarłym. Każdemu z uprawnionych, każdemu z osób bliskich służy bowiem własne dobro osobiste o zindywidualizowanej treści.
Sąd apelacyjny przyjął zatem, że także powódka, zważywszy na swoje pokrewieństwo ze zmarłym Edwardem Malinowskim i bliskie relacje rodzinne, jest osobą uprawnioną do wystąpienia z powództwem w niniejszej sprawie.
A podnoszona w apelacji pozwanych okoliczność, czy zmarły Edward Malinowski pozostawił zstępnych, nie pozbawia powódki prawa do domagania się ochrony jej dóbr osobistych, czyli ochrony jej wyobrażenia i pamięci o zmarłym.
Pamięć dobra, pamięć prawdziwa
Mówiąc o kulcie osoby zmarłej ma się najczęściej na myśli nie tylko akcentowaną w apelacji pozwanych sferę funeralną, czyli dotyczącą pochówku, żałoby po zmarłym, prawa do grobu, ale także sferę symboliczną, związaną z okazywaniem szacunku dla wspomnień, i pamięcią o zmarłym.
Mówiąc natomiast o sferze symbolicznej
rozróżnić należy z jednej strony prawo do dobrej pamięci o zmarłym, z czym łączy się obowiązek osób trzecich do respektowania czci osoby zmarłej, a z drugiej strony prawo do pamięci prawdziwej, z którego wynika obowiązek podawania prawdziwych informacji dotyczących życia i działalności zmarłych.
Podkreślić należy, że bezpośrednim przedmiotem ochrony nie są prawa osobiste osoby zmarłej i nie godność osobista, ale ochrona pamięci o zmarłym, czyli pamięci rozumianej jako wyobrażenie o zmarłym, jakie istnieje w świadomości osób bliskich i jakiego oczekują.
Kiedy występuje naruszenie prawa do kultu osoby zmarłej
Jedynie bezprawne zakłócenie tego wyobrażenia stanowi o naruszeniu prawa podmiotowego określanego jako prawa do kultu osoby zmarłej. Pojawia się tu pytanie, jak te bezprawność należy rozumieć, a przede wszystkim, jakie okoliczności tę bezprawność wyłączają.
Zdaniem sądu apelacyjnego w takiej sytuacji odpowiednie zastosowanie powinno znaleźć zasady dotyczące oceny bezprawności i okoliczności wyłączających bezprawność naruszenia czci, stosowane wobec osób żyjących.
Tym samym nie ma w ocenie sądu apelacyjnego podstaw do zaostrzenia ochrony poprzez przyznanie jej w szerszym niż wobec osób żyjących zakresie, co odpowiadałoby łacińskiej sentencji de mortuis nihil nisi bene [o zmarłych albo dobrze, albo wcale], tak jak przyjął to Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 23 września 2009 roku, 1CSK346/08.
Niecelowe jest także nadmierne rozszerzanie katalogu sytuacji wyłączających, czy też usprawiedliwiających naruszenie argumentowane tym, że przedmiotem ochrony nie są dobra osobiste osoby przedstawione w publikacji, tak jak przedstawił to Sąd Najwyższy w wyroku z 10 lutego 2016 roku, 1CSK231/15.
Kolizja wartości
W niniejszej sprawie, i to należy jeszcze raz podkreślić, doszło do kolizji pomiędzy prawem do dobrej pamięci o zmarłym a takimi wartościami, jak wolność badań naukowych, w tym badań historycznych, swoboda debaty publicznej o wydarzeniach z przeszłości, zwłaszcza o charakterze kontrowersyjnym, i swoboda wypowiedzi innych osób, w tym świadków historii.
Mówiąc o tej kolizji w pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na znaczenie tych wartości w państwie demokratycznym i przytoczyć wypowiedzi i doktryny, wyrok Sądu Najwyższego z 18 lipca 2014, 4CSK716/13 – swoboda wypowiedzi jest jednym z filarów społeczeństwa demokratycznego, warunkiem rozwoju.
Nie można ograniczać jej do poglądów, które są odbierane jako przychylne, postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne.
Poszukiwanie prawdy historycznej jest pożądane, a wyjaśnienie przyczyny, dla których ona może nie zostać odkryta, cenne dla dalszych badań problemów.
I kolejny wyrok, też Sądu Najwyższego z 24 lutego 2004 roku, 3CK329/02: publikowanie wypowiedzi będących formą udziału w debacie publicznej na temat faktów lub postaci historycznych, stanowi z zasady przejaw dopuszczalnego i prawem chronionego korzystania z wolności wypowiedzi oraz przekazywania idei i poglądów.
Także wtedy, gdy są one kontrowersyjne i niezgodne z dominującą wersją wydarzeń historycznych. Podkreślić jednak należy, że swoboda wypowiedzi nie jest prawem nieograniczonym.
Granice wolności wypowiedzi
Pojawia się tu zatem pytanie, jakie są granice tej wolności. W niniejszej sprawie sąd okręgowy trafnie zwrócił uwagę, powołując się na utrwalone w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Sądu Najwyższego pogląd, że nie jest rolą sądów rozstrzyganie o kwestiach sporów historycznych, czy wynikach badań naukowych. Ale w ocenie sądu apelacyjnego
nie wyciągnął z tych słów należytego wniosku i zastosował tę zasadę w niniejszej sprawie w sposób błędny, a przyjęty przez niego standard rzetelności historyka – pozbawiający go de facto prawa do krytycznej oceny źródeł – wypaczył tę zasadę.
W orzecznictwie ETPCz i Sądu Najwyższego podkreśla się, że przedmiotem ustaleń sądu nie jest zaistnienie określonego faktu historycznego, ani przesadzenie mocą autorytetu sądowego, że określony fakt historyczny nigdy nie istniał, to stanowisko z wyroku Sądu Najwyższego z 24 lutego 2004 roku trzy CK 329/02.
Nie jest zatem przedmiotem postępowania sądowego ocena metodologii przeprowadzonych badań historycznych, krytyka źródeł historycznych, czy weryfikacja tych źródeł, a tym samym ocena warsztatu historycznego.
Trudno podzielić stanowisko postulujące, aby sąd w ramach procesu cywilnego rozstrzygał o wiarygodności historycznych ustaleń i źródeł, czy też narzucał historykom na jakich źródłach powinni dokonywać swoich ustaleń i które z tych źródeł w większym stopniu zasługują na wiarę.
Takie działania, zdaniem sądu apelacyjnego, stanowiłoby bowiem niedopuszczalną formę cenzury i ingerencję w swobodę pracy badawczej i pracy naukowej.
Podkreślić należy, że wolność badań naukowych obejmuje także wolność głoszenia opinii opartych na wynikach badań. Jeśli zatem w ramach przeprowadzonych badań historyk zgromadzi określony materiał źródłowy, który podda krytycznej ocenie zgodnie z warsztatem historycznym, i w oparciu o zgromadzone źródła ustali określone fakty, to takie ustalenia nie powinny co do zasady podlegać kontroli sądu.
Jedyna sytuacja, gdy zdaniem sądu apelacyjnego, dopuszczalna byłaby ingerencja, to sytuacja oczywistej nieprawdy wynikająca ze złej woli i przekłamania historycznego. I taka właśnie sytuacja miała miejsce w powoływanym w trakcie końcowej mowy przez pełnomocnika powódki sprawie, była to sprawa zakończona wyrokiem sądu apelacyjnego w Warszawie a sygnatura tej sprawy 6AC609/209.
W okolicznościach faktycznych tamtej sprawy, w publikacji historycznej zamieszczono błędne informacje o ojcu powoda. Wbrew źródłom historycznym, wbrew wszystkim źródłom historycznym, podano tam nieprawdziwą informację, że został skazany za szpiegostwo na rzecz ZSRR, podczas gdy został on skazany za przynależność do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.
Taka sytuacja nie miała miejsca w niniejszej sprawie.
Pozwana dokonała krytycznej oceny
Poza sporem jest, że w czasie prac nad publikacją pozwana zgromadziła obszerny materiał źródłowy, mówiła o tym słuchana w charakterze strony przed sądem pierwszej instancji. Dokonała jego krytycznej oceny, część dostępnych źródeł uznała za wiarygodne i na ich podstawie dokonała określonych ustaleń.
Należy podkreślić, że w następstwie kwerendy źródłowej, pozwana uzyskała dwie wzajemnie się wykluczające relacje złożone przez Esterę Drogicką, występującą później jako Maria Wilke. Były to z jednej strony zeznania złożone przez nią w charakterze świadka w procesie Edwarda Malinowskiego w roku 1949, a z drugiej strony wywiad udzielony Schoach Fundation w 1996 roku.
I dysponując takim materiałem źródłowym i dwoma sprzecznymi relacjami, pozwana dokonała jego krytycznej oceny. Zwróciła uwagę zarówno na kontekst historyczny, jak i okoliczności w jakich proces się toczył. Ustaliła między innymi, że doszło do zastraszania świadków, że część z nich została pobita i okradziona, a świadek z Drohiczyna został zamordowany.
Zwróciła uwagę, że proces toczył się tuż po II wojnie światowej, a sytuacja polityczna w kraju nie była wówczas stabilna. Co istotne, opierając się na tej relacji z 1996 roku, jako w ocenie pozwanej bardziej wiarygodnej, pozwana przedstawiła jednocześnie alternatywną wersję, cytując zeznania Estery Drogickiej złożone w czasie procesu.
W takiej sytuacji, zdaniem sądu apelacyjnego, weryfikowanie i podważanie oceny pozwanej, do czego w istocie zmierza w tej sprawie strona powodowa, stanowi niedopuszczalną ingerencję w wolność badań naukowych i swobodę wypowiedzi.
Sąd apelacyjny nie przesądza, czy opublikowane przez pozwaną wyniki badań nie są wolne od błędów faktograficznych, czy interpretacyjnych, jednak to nie może być przedmiotem rozstrzygania w tej sprawie.
Sala sądowa nie jest bowiem właściwym miejscem do prowadzenia debaty historycznej.
Należy ponadto zwrócić uwagę, że wolność badań naukowych, w tym wolność głoszenia opinii opartych na wynikach badań, warunkuje możliwość rozwoju nauki. Ograniczenie wolności naukowców do opublikowania wyników prowadzonych przez nich badań naukowych, wymaga najściślejszej kontroli. To stanowisko ETPCz w sprawie Linde przeciwko Norwegii. Niedopuszczalny zwłaszcza jest tak zwany efekt mrożący, który mógłby zastopować badania stanowiące istotny element debaty publicznej, poruszających walkę … oraz powstrzymywania się państwa od zbyt surowych interwencji, zwłaszcza wówczas, gdy … oraz przyczynia się do wymiany idei i opinii istotnych dla społeczeństwa.
To fragment wyroku z dnia 23 września 1998 r. w sprawie Lehideux i Isorni przeciwko Francji. W uzasadnieniu tego orzeczenia Trybunał stwierdził, że jeśli nawet określone wypowiedzi mogą prowadzić do ponownego otwarcia sporu i powrotu pamięcią do cierpień z przeszłości, to upływ czasu i dystans do wydarzeń powinny wpływać na mniejszą surowość ocen wobec takich wypowiedzi.
Stanowi to część wysiłków, które każdy kraj powinien podjąć, aby umożliwić otwartą dyskusję na temat własnej historii.
Czyli są tacy "naukowcy", którym wolno wszystko, nawet kłamać i rzucać oszczerstwa na innych ludzi.
Jeśli popełni się błąd, co każdemu i zawsze może się zdarzyć, trzeba przeprosić i błąd naprawić. Sprawa byłaby załatwiona miedzy tym, kto błąd popełnił, a tym, który poniósł szkodę. "Naukowcy" poszli w zaparte, doprowadzili do sprawy sądowej, nagłośnili ją i dzisiaj wszyscy wiedzą, co o tych "naukowcach" sądzić, niezależnie od takich czy innych wyroków. Przy okazji własnej kompromitacji doprowadzili też do kompromitacji "zaprzyjaźnionego" sądu.
Co do niezależności polskich sądów od paru lat cały świat ma wątpliwości. Może należy sprawę do TSUE wysłać, albo jeszcze lepiej po prostu wyrok zignorować, jak nie raz już ziobrowscy funkcjonariusze to robili, i wysłać uzbrojonych komorników na tych naukowców.
Wychodzi na to, że penalizowanie tzw. "kłamstwa oświęcimskiego", to niedopuszczalna forma cenzury . Oczekuję serii artykułów atakujących te przepisy i broniących praw historyków do wygłaszania opinii na ten temat, na podstawie swoich badań. To jak będzie, "niezależni dziennikarze" oko.press? A może to festiwal hipokryzji?
O ile media na świecie szeroko informowały o pierwszym wyroku (choćby: https://www.bbc.co.uk/news/world-europe-55996291), o tyle wyrok Sadu Apelacyjnego przeszedł bez echa. Szkoda wizerunkowa dla Polski i polskiego wymiaru sprawiedliwości w takim przypadku jest szybka i nieodwracalna.
Tak to działa. Sensacja przebija się na pierwsze strony, a norma często i zrozumiale pozostaje bez echa.
Bilans żydów współpracujących z Niemcami podczas Drugiej Wojny Światowej znajduje się w centralnym archiwum KC PZPR. W policji żydowskiej w Warszawie było 2500 osób. Specjalnych agentów gestapo z „Żagwi” było 10 000 osób. W kolaboracyjnej gminie żydowskiej było ponad 6000 osób. Wybitna historyczka, Żydówka, mieszkająca w USA profesor Hannah Arendt napisała książkę pod tytułem „Eichmann in Jeruzalem”. Oto, jak ona opisuje i ocenia postępowanie swych pobratymców żydowskich:
„To rola żydowskich przywódców przy zniszczeniu własnego narodu jest dla Żydów bezwzględnie najciemniejszy rozdziałem w całej ich ciemnej historii.
W Amsterdamie, Warszawie, Berlinie czy Bukareszcie mogli naziści na tym polegać, że żydowscy funkcjonariusze sporządzą listy personalne i majątkowe, koszty deportacji i zniszczenia nałożą na deportowanych, opróżnione mieszkania w oka mgnieniu zatrzymają i oddadzą do dyspozycji policji, aby pomóc pochwycić Żydów i doprowadzić do pociągu, aż do gorzkiego końca Że w obozach śmierci bezpośrednie działania dla zniszczenia ofiar
ogólnie były wykonywane przez żydowskie komanda. Pisze dalej Hannah Arendt, że autonomia żydowska w Teresienstad była tak duża, że nawet kat był Żydem.”
Kosz. Nie na temat.
Wbrew pozorom, Panie Krzysztofie, wypociny owego 'Greckiego' sa jak najbardziej na temat. Sa tak na temat, ze juz bardziej nie mozna, choc zapewne niedokladnie w tym sensie, w jakim 'Grecki' zamierzal. Dostarczyl on bowiem – i to z niezwykla szybkoscia – nader dobitnego dowodu na to, ze zoologiczny antysemityzm ma sie w Poslce swietnie.
W przedwojennej polskiej prasie można było przeczytać że żydzi, wbrew wszystkim narodom, nie uznają krytyki swych wad i nazywają ją żydożerstwem. żydzi podają się za wykwit postępu, humanitarności, demokratyzmu, liberalizmu i nieskazitelności etycznej. Sądzą, że każdy ich krytyk powodowany jest niegodnym człowieka ucywilizowanego „patrjotyzmem zoologicznym”. Tymczasem codzienne spostrzeżenia prasy polskiej są zgoła odmienne. Prasa polska twierdzi, iż żydzi wykazują niezwykłą skłonność do pogromów, oszustw, fałszerstw, podrabiania monety, handlu żywym towarem, koniokradzwa i że inteligencja żydowska systematycznie staje w obronie żydowskich przestępców.
te wypociny pochodzą od trolla, którego ostatnio wykasowano. i się nie dziwię. to się nadaje tylko do kosza. antysemityzm to taki wypełniacz prawicowej pustki. który idzie w parze z egzaltacją katolicką. bez antysemityzmu padłby obecny reżim. zdumiewające jest jak Polacy najpierw z trudnem przejęli dziedzictwo żydowskie za pośrednictwiem zresztą niemieckiego i nie są w stanie wyjść poza kategorie poznawcze, które im sufluje historia od 10 wieku. jak im się zarzuci ignorancję stroszą piórka i mówią o interesie narodowym. pytanie tylko czyim.
Antysemityzm to żydowska sztuczka socjotechniczna mająca na celu ukrycie żydowskich niegodziwości
W 1912 r. tygodnik ludowy „Zaranie" wystąpił z alarmującym artykułem „Żydzi straszną plagą", w którym doniósł, że w okolicy Działoszyc grasuje banda żydów koniokradów. Obywatele żydzi miasta Działoszyce (miejscowość w południowej Polsce), zamiast począć tropić śród siebie koniokradów, pomieścili grzmiący protest w N* 213 „Nowej Gazety“ przeciwko „oszczerczym zarzutom“, a redakcja surowo skarciła „Zaranie” i taką dała mu lekcję: złodziejów mają wszystkie społeczeństwa, a więc także żydowskie, przeto tylko antysemita może pisać o żydowskich koniokradach. Po opublikowaniu przez żydowską gazetę że pisanie o żydowskich koniokradach jest antysemityzmem liczba kradzieży koni znacząco wzrosła.
to takie środowisko gazety warszawskiej, któremu się wydaje, że jak powklejają trochę niemojewskiego lub innych antysemitów to coś wskórają. przerażeni światem i bezradni boją się własnego cienia.
I dlatego Hannah Arendt stała się w Izraelu "persona non grata". Podobnie jak np. Norman Finkelstein po opublikowaniu książki "Przedsiębiorstwo Holokaust".
Ostatni Żyd sam za sobą zamknął drzwiczki w krematorium.
Żydowskie organizacje międzynarodowe stanęły przed poważnym problemem „jak poznać historię prowokowania i ułatwiania Holokaustu tak wielu członków ich własnego narodu”. Początkowo temat po prostu przemilczano i zapobiegano przeciekom w międzynarodowych mediach na temat obozów zagłady – wszak głównymi nosicielami informacji byli żydowscy uchodźcy, którzy zgłosili swoją wiedzę i dowody swoim rodakom. Rozwiązanie systemowe przygotował palestyński gabinet cieni (z udziałem Izaaka Szamira i Ben Guriona), który poprzez swoje kanały wywiadowcze w USA i w Polsce zlecił przeszkolenie agentów wpływu, aby rozpowszechnić informację, że Polacy głównie antysemitów, są odpowiedzialni za przygotowywanie list Żydów przeznaczonych do eksterminacji oraz za masowe wydawanie Żydów. Dlatego pisarze żydowscy pojawili się w Polsce oczerniając naród polski; Jan Tomasz Gross, Barbara Engelking, Jan Grabowski itp.
Kosz. Nie na temat. A nawiasem: Propaganda idiotów dla idiotów
Dlaczego ci tak zwani historycy holocaustu nie piszą nic o swoich ziomkach: na przykład o Stefani Brandstätter?
Z historią krakowskich Żydów związana jest Stefania Brandstätter, która od początku wojny miała słabość do mundurów gestapo. Szczególnie lubił ją komandor Rudolf Körner, który był częstym gościem w jej mieszkaniu.
Bardzo dbała o swojego kochanka, a gdy z mieszkania sąsiadki dochodziły zbyt głośne rozmowy, potrafiła się wkraść i bez wstydu powiedzieć, że komendant jest w tej chwili w jej mieszkaniu i odpoczywa po ciężkiej pracy. Dlatego hałaśliwi sąsiedzi powinni się rozejść, bo inaczej zobaczą, czym jest Oświęcim.
Brandstätter nigdy nie mogła narzekać na ubóstwo. Zofia Weindling wspomina, jak Stefania chwaliła się swoimi kosztownościami i kontaktami, często zapraszając ją do drogich restauracji. Po aresztowaniu Izabeli Czecz, która miała nieszczęście być upomnianą sąsiadką, Brandstätter zabrała jej mieszkanie wraz z całym wyposażeniem. Poszła też do matki Izabeli Czecz i zażądała 50 tysięcy złotych w zamian za uwolnienie córki.
Żydówka Stefania Brandstätter przemierzała Planty w poszukiwaniu żydowskich dzieci przetrzymywanych po aryjskiej stronie. Gdy znalazła malucha o semickim wyglądzie, zapytała go o rodziców, przekupując go słodyczami. Nieoczekiwane dziecko ujawniło adresy prawdziwych rodziców. A potem Brandstätter zgłaszał się do Gestapo lub szantażował ofiary.
W 1944 roku Kröner pomógł jej dostać się na Węgry, skąd wyemigrowała do Nowego Jorku. Tam przyjęła nazwisko swojego nowego męża.
również nie na temat. kosz.
przypomina mi się historia: łapią ludzie złodzieja na gorącym uczynku, a ten im opowiada, że dlaczego nie zainteresują się jego sąsiadem, który kradnie. chłopina myślał, że jak zweksluje temat na sąsiada, to się do niego nie dobiorą. o, sancta simplicitas !
(…) przypomina mi się historia: łapią ludzie złodzieja na gorącym uczynku, a ten im opowiada, że dlaczego nie zainteresują się jego sąsiadem (…)
Podczas wojny żydzi okradali siebie nawzajem: przykładem jest tu afera Hotelu Polskiego. Polacy bylii ofiarami zydowskich donosicieli. Po likwidacji warszawskiego getta tysiące żydowskich pracowników gestapoi zostało wysłanych z Warszawy w teren w celu wyszukiwania Polaków ukrywających żydów.
W Rosji wydano 9 opasłych tomów na cienkim papierze pt. „Martyrologia Polaków na terenach ZSRR ( bez Ukrainy) w latach 1917-1945” opracowane przez 40 osobową komisję historyków: w połowie Rosjan, w połowie Polaków zamieszkałych w Rosji pod przewodnictwem polskiego księdza katolickiego. Opracowanie to zawiera wykaz nazwisk i adresów 11,5 miliona Polaków wymordowanych w wymienionym okresie przez chazarsko-żydowskie NKWD oraz zestawienie oryginalnych nazwisk: kto wydawał rozkaz mordu i kto wykonywał, także w Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku i innych obozach. Podstawą opracowania, które obecnie jest tłumaczone na polski, były dokumenty z archiwalne, głównie z archiwów NKWD, udostępnione Komisji za zgodą Władimira Putina.
I i II Wojna światowa oraz rewolucja i wojna domowa w Rosji to był HOLOKAUST ale SŁOWIAN przez Chazaro-Żydów i Niemców, na skalę nie spotykaną w czasach nowożytnych.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
ostatnio cie wywalili z oko.press i teraz też tak będzie. nie wiele da to uprawianie propagandy radiomaryjnej.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
"Ajax" Grecki się odezwał.
Znowu bzdury i rasistowski bełkot.
Ja ma problem z ogarnięciem istoty sporu, może mam za mało danych, nie znam oryginalnej treści, nie czytałem pozwu, i sentencji też widzę tylko fragmenty, może to też być z tego powodu, że opis sporu jest przetworzony;
ale skupiając się na tym fragmencie, wielokrotnie powtarzanym, że;
"Leszczyńska uznała, (….) że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że (…)"
To pani uważa, że 1.) "Estera tak nie powiedziała" (historycy kłamią), czy 2.) "Estera kłamała"?
Moim zdaniem tylko pierwsza opcja daje jakieś pole do oskarżania historyków o przekłamania (i łatwo to sprawdzić w materiałach źródłowych),
ale opcja druga, która wydaje mi się miała miejsce, oznaczałaby dla mnie, że co najwyżej można pozwać Ester za kłamanie, ale nie historyków za cytowanie czy nawet interpretację tych słów.
W końcu jest faktem (są na to dowody), że te słowa padły i w swoim czasie jak i teraz mają swoje znaczenie interpretacyjne, a historyk, ostrożniej lub bardziej bezpośrednio, zinterpretować i podać w swojej pracy może.
Bo jeśli chodzi o to, że nie można w książkach historycznych pisać co się naprawdę wydarzyło ("Ester powiedziała", nieważne co), to naprawdę ciężko uwierzyć w jakieś dobre intencje skarżących i że cywilizacja będzie się jeszcze rozwijać i że starają się o zachowanie prawdy historycznej.
Jednak słowa "Ester powiedziała…" nie może historyk tak po prostu uznać i podać jako dowód na jakąś tezę, lecz je krytycznie zweryfikować. Najlepiej odszukać inne źródło potwierdzające słowa pani Ester lub kontekstowo je potwierdzić. Np. ktoś powiedział, że w Xxx Polacy palili Żydów, nie ma na to dowodów, ale w kilku okolicznych wioskach palono Żydów, więc jest całkiem prawdopodobne, że ten ktoś jest wiarygodnym świadkiem. Historyk więc umieści tę relację w swojej pracy.
Po jakimś czasie znajdą się dowody, że Żydów jednak sami Żydzi palili (co w świetle najnowszych i też najstarszych, starych jak świat, rewelacji obrońców dobrego imienia jest całkiem możliwe), ale czy za to historyk powinien być sądzony i karany?
W wielu krajach antysemityzm był, jest i będzie. W wielu funkcjonowali osobnicy współpracujący z hitlerowcami w prześladowaniach Żydów. (dodam, że byli też i współpracujący w prześladowaniach rdzennych obywateli, tj Polacy Polaków). Polska jest jednak jednym z niewielu państw, w którym zaprzeczanie tym faktom stało się wiodącym hasłem propagandy rządowej. Narzędziem zdobywania głosów osób otumanionych przez nacjonalistów i KRK. Szczególna rolę odgrywa tu KRK, dla którego antysemityzm stał się równorzędnym z wyznaniem wiary.