Kiedy warszawiacy podziwiali pokaz fajerwerków 11 listopada, kilometr dalej zwierzęta ZOO przeżywały stres. Niedźwiedzie polarne wpadły w panikę. "Powinniśmy odejść od fajerwerków. Zabawa petardami odbywa się zawsze kosztem zwierząt" - mówi OKO.press dr Andrzej Kruszewicz, dyrektor ZOO
Żubry i bizony były niespokojne przez cały pokaz fajerwerków. Denerwowały się słonie. Żyrafom puszczano muzykę.
"Natomiast - i tego bałem się najbardziej - w panikę wpadły nasze dwa niedźwiedzie polarne. Zaczęły biegać po wybiegu, przerażone hukiem wybuchów" - mówi OKO.press dr Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego ZOO.
Całe szczęście w końcu się uspokoiły. Dyrektor podkreśla, że dobrze, iż udało się mu namówić organizatorów do przesunięcia miejsca pokazu.
"Bo gdyby odbył się na wysokości ZOO, to spanikowane niedźwiedzie polarne mogłyby przerwać pastuch elektryczny, przeskoczyć ogrodzenie i uciec w miasto. Mogłoby dojść do nieszczęścia".
Wieczorem 11 listopada - z okazji 100-lecia niepodległości - na Wiśle odbył się pokaz fajerwerków. Od 19:30, przez ponad 20 minut, z zacumowanych na rzece barek wystrzeliwano sztuczne ognie, które z hukiem eksplodowały wysoko nad ziemią.
"Jestem zdania że powinniśmy wreszcie odejść od fajerwerków. To jarmarczna, odpustowa zabawa petardami, która odbywa się kosztem zwierząt. Tych domowych, tych w ZOO i tych dzikich, które przeżywają ogromny stres" - przekonuje dr Kruszewicz.
Przygotowanie zwierząt do pokazu fajerwerków to była w ZOO duża operacja . I droga - kosztowała kilkanaście tysięcy złotych.
Koniom Przewalskiego, niedźwiedziom i zebrom podano środki uspokajające. Żyrafy przegłodzono, by dać im pokarm tuż przed fajerwerkami. "Chodziło o to, by ich uwaga była zajęta jedzeniem, a nie tym potwornym hukiem" - opowiada dr Kruszewicz.
Puszczaliśmy im muzykę klasyczną, już kilka dni wcześniej, by oswoić je z nieznanymi dźwiękami".
Dyrektor ZOO i pracownicy martwili się o ptaki w hali wolnych lotów. Niestety, nie można było ich w żaden sposób zabezpieczyć.
"Gdyby w tym 300-metrowym pomieszczeniu wybuchła panika, to mogłyby się poranić i pozabijać o szyby. Całe szczęście nic takiego się nie stało".
Na miejscu, podczas pokazu - wraz z dyrektorem - było aż sześciu pracowników. W tym dwóch lekarzy ze strzelbami Palmera, gotowych do wstrzelenia zwierzętom środka uspokajającego.
Za pokaz - nazywany przez organizatorów "jednym z największych w Polsce widowisk świetlno-pirotechnicznych" - odpowiedzialne były Kancelaria Premiera i Polska Fundacja Narodowa (PFN). Przedstawiciele fundacji pojawili się w ZOO środę, kilka dni przed pokazem i powiedzieli, że widowisko odbędzie się na wysokości ZOO. Dyrekcja zaprotestowała - ze względu na dobro zwierząt.
"Wysłaliśmy też skargę do fundacji, do wiadomości Kancelarii Premiera i Urzędu Miasta. Z tych dwóch instytucji nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi" - dodaje.
Dzień później dyrekcja negocjowała z rzeczniczką prasową Polskiej Fundacji Narodowej - Magdaleną Dobrzyńską - i udało się dojść do porozumienia. PFN zgodziła się na przesunięcie pokazu o 1,5 kilometra od ZOO. Dlatego pokaz ostatecznie odbył się pomiędzy mostami Świętokrzyskim a Śląsko-Dąbrowskim, na wysokości Centrum Nauki Kopernik.
Fundacja zobowiązała się też do sfinansowanie kosztów związanych z przygotowaniem zwierząt do fajerwerków - zakupu wspomnianego radia dla żyraf i środków uspokajających. A także do symbolicznej opieki nad Ptasim Azylem, gdzie są leczone ptaki.
"Uważam, że PFN zachowała się w całej sprawie dobrze i stanęła na wysokości zadania. Były negocjacje i otwartość na rozmowę, zdecydowano się też na pokrycie naszych kosztów" - mówi dr Kruszewicz.
"Ale przedstawiciele PFN powinni byli zjawić się u nas szybciej, poinformować nas z większym wyprzedzeniem. Bo przygotowanie zwierząt w taki sposób, by jak najmniej stresująco przeżyły pokaz fajerwerków, to dla ZOO zawsze duże wyzwanie".
Pokaz odbył się na obszarze Natura 2000 - jest nim cała Wisła na warszawskim odcinku - w specjalnej strefie ochrony ptaków. "I na pewno je przeraził. Obok ZOO, w Parku Praskim, jak tylko zaczęły się fajerwerki, ptaki poderwały się do lotu" - mówi dr Kruszewicz.
Na ten aspekt sprawy OKO.press zwróciło uwagę jeszcze przed pokazem. By ten pokaz w ogóle mógł się odbyć, powinna był zostać wydana zgoda z RDOŚ - właśnie ze względu na to, że to obszar Natura 2000.
Pytaliśmy o to Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Warszawie - tydzień temu, jeszcze przed pokazem. I nie dostaliśmy odpowiedzi. PFN również nam nie odpowiedziała, czy zwracała się do RDOŚ o zgodę.
Fundacja nie przekazała nam także innych informacji, m.in. o całkowitym koszcie pokazu fajerwerków, który zapewne był niemały.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze