„Już dziś określenie »chory człowiek Europy« ma tutaj spore uzasadnienie” – mówi nam ekspert od niemieckiej gospodarki. Niemcy praktycznie nie rozwijają się od 2019 roku. Czy sami zawiesili sobie pętlę na szyi? I czy jest szansa na zmianę kursu?
23 lutego w Niemczech odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne, pierwsze od 2005 roku. Z rządu wyrzucony został szef liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (niem. Freie Demokratische Partei, FDP) Christian Lindner i jego partia. Jak podsumowuje analiza Ośrodka Studiów Wschodnich „powodem dymisji Lindnera były żądania liberałów dotyczące radykalnej zmiany kursu rządu m.in. w polityce fiskalnej, energetycznej i gospodarczej”.
Przed rządem jeszcze głosowanie o wotum zaufania w grudniu i dopiero później prezydent ustali oficjalnie termin wyborów, ale to tylko formalność, co do terminu zgadzają się już CDU/CSU oraz SPD i Zieloni z koalicji rządowej.
Postawa Lindnera może zaskakiwać, ponieważ bardzo możliwe, że jego partia – która we wrześniu 2021 roku zdobyła 11,4 proc. głosów i 91 miejsc w 630-osobowym Bundestagu – tym razem przepadnie w wyborach. Od kilku miesięcy FDP w sondażach dostaje między 3 a 5 proc., a próg wyborczy w Niemczech jest taki sam jak w Polsce – wynosi 5 proc.
Lindner jest jednak prawdziwym ideowcem. Wierzy w neoliberalne dogmaty gospodarcze, choć większość państw na kontynencie już dawno przyjęła nieco inny paradygmat ekonomiczny i nie ucieka aż tak od zadłużenia. Lindner sprzeciwiał się jednak powiększaniu długu.
Postawa Lindnera, niemieckich liberałów a w dłuższej perspektywie – całej niemieckiej klasy politycznej w ostatnich dwóch dekadach – przyczyniła się do głębokiego kryzysu gospodarczego, z którym muszą mierzyć się Niemcy. A łatwego wyjścia nie widać.
Niemcy mierzą się z kryzysem energetycznym po porzuceniu energii atomowej i przymusowym odejściu od rosyjskiego gazu. Zmagają się z zapóźnieniami infrastrukturalnymi, których wyrazem jest między innymi coraz większe problemy narodowego przewoźnika kolejowego Deutsche Bahn. Globalne wojny handlowe i coraz słabsza konkurencyjność niemieckich przedsiębiorstw pogarsza sytuację przemysłu.
„Tym, co łączy wszystkie czynniki, które doprowadziły niemiecką gospodarkę do dzisiejszego stanu to wieloletnie zaniedbania w polityce gospodarczej, błędne decyzje podejmowane w przeszłości” – tłumaczy dla OKO.press dr Konrad Popławski z Ośrodka Studiów Wschodnich – „Tutaj chodzi przede wszystkim o czasy Merkel. Obecna ekipa rządowa po prostu nie pomogła, nie zmieniła kursu, nie rozwiązała żadnych problemów. Spuścizna Merkel ulega dzisiaj przedefiniowaniu. Wiele decyzji, które wówczas wydawały się słuszne, były błędne – jak zacieśnianie współpracy energetycznej z Rosją. Problemem jest też spora doza arogancji biznesu, który był mocno przekonany o swojej sile i nie czuł potrzeby dostosowywania się do nowych czasów”.
Wybory w lutym przyszłego roku z pewnością przedefiniują niemiecką scenę polityczną. Wszystkie partie koalicji – Zieloni, SPD i FDP notują dziś znacznie słabsze wyniki niż we wrześniu 2021 roku. W sondażach prowadzi centroprawicowa CDU ze znaczną przewagą kilkunastu punktów procentowych nad zwykle drugą skrajnie prawicową AfD. Wiele może zmienić kampania wyborcza, ale najbardziej prawdopodobny scenariusz to dziś zwycięstwo CDU, szczególnie że w ostatnich tygodniach średnia sondażowa pokazuje lekki spadek notowań AfD i lekki wzrost SPD. Istnieje więc szansa, że w 2025 roku Niemcy wrócą do „wielkiej koalicji”, czyli sojuszu chadeków z CDU z socjaldemokratami z SPD.
Dr Popławski: „Bardzo trudno dziś przewidzieć, jaki mandat polityczny będzie miała przyszła koalicja rządząca. To zależy od wyniku mniejszych partii, od siły antyestablishmentowej opozycji, od tego, czy uda się zbudować wielką koalicję. Ta mogłaby mieć odpowiednią siłę, by zainicjować reformy”.
Ewentualny mandat polityczny do reform to jedna kwestia. Czymś zupełnie innym jest jednak chęć dokonania tych zmian w społeczeństwie, w którym duża część się tym zmianom sprzeciwia. Przykładem jest energetyka.
W Niemczech silny sprzeciw wobec energetyki atomowej – obecny już wcześniej – podniósł się po katastrofie japońskiej elektrowni atomowej w Fukuszimie w 2011 roku. Nowsze sondaże pokazują już jednak nieco inne podejście. W kwietniu 2023 roku, w przeddzień zamknięcia trzech ostatnich elektrowni atomowych, kontynuowanie zamykania kolejnych elektrowni atomowych za błąd uważało 59 proc. ankietowanych.
„Niemcy mogliby wrócić do energii atomowej, od której odchodzili przez ostatnie dwie dekady” – komentuje dr Popławski – „Ale społeczeństwo jest przekonane, że energetyka jądrowa jest zła, niebezpieczna. Natomiast nie da się jednocześnie być przyjaznym klimatowi, mieć niską cenę energii i ponosić niskie koszty budżetowe, jeśli chce się zrezygnować z atomu”.
Wyższe poparcie w społeczeństwie ma natomiast polityka wobec długu.
Po dymisji Lindner mówił między innymi, że nie mógł się zgodzić na zaciągnięcie dodatkowego długu w wysokości 15 mld euro – przeznaczonego na łatanie dziury budżetowej i pomoc Ukrainie.
Od 2009 roku Niemcy mają w konstytucji tak zwany hamulec długu. Według tej reguły dopuszczalny pułap strukturalnego deficytu budżetowego (niezależnego od wahań koniunktury) to 0,35 proc. PKB. To około 15 mld euro.
„To powoduje, że brakuje dziś środków na inwestycje. Niemcy mają dziś olbrzymie zaniedbania infrastrukturalne, ale nie potrafią znaleźć środków, by je nadrobić. Uznali, że trzeba oszczędzać, i te oszczędności znaleźli w inwestycjach, nie ruszając innych obszarów, na przykład wydatków socjalnych” – mówi nam dr Popławski.
Kiedy w 2023 roku skończył się okres, w którym reguła była zawieszona ze względu na wydatki związane z walką z kryzysem covidowym, Lindner uznał, że czas na zbilansowanie budżetu i politykę oszczędnościową. Politycy SPD i Zielonych wyrażali wątpliwość, czy to dobry kurs w dobie kryzysu niemieckiej gospodarki.
W sondażu z listopada 2023 dla telewizji ZDF 61 proc. badanych było przeciwnych zmianie tych zasad. Gdy spojrzeć na wyniki w elektoratach poszczególnych partii, różnice są spore. 55 proc. wyborców SPD popiera rozluźnienie zasad, natomiast wśród wyborców faworyzowanej w wyborach CDU to jedynie 20 proc. W takim klimacie politycznym zmiana tych zasad będzie bardzo trudna. Brak reakcji może być jednak ogromnym błędem.
„Na tym etapie rozwoju gospodarczego, przy tej skali zaniedbań infrastrukturalnych, hamulec długu jest poważnym problemem dla Niemiec. Zwłaszcza że Niemcy nie wykorzystali dobrze koniunktury sprzed 2020 roku” – przekonuje dr Popławski – „W kryzysie, gdy dochody podatkowe spadają, nie ma rezerw, gdzie można by te dochody podatkowe zwiększać. A realizacja koniecznych inwestycji przy znacząco niższych dochodach jest bardzo trudna. Jeśli Niemcy muszą koniecznie skupiać się na redukcji długu, to muszą wymyślić inne rozwiązanie, bo obecne nie zdaje egzaminu i ciągnie Niemcy w dół”.
Czy istnieje szansa, że Niemcy zorientują się, że to problem i spróbują usunąć hamulec z konstytucji?
„Na pewno jest to polityczne zobowiązanie FDP i oni od niego nie odstąpią. SPD mogłoby chcieć zmian, niewiadomą jest CDU.
A to właśnie CDU doprowadziło do wpisania tego hamulca do konstytucji. Musieliby się więc przyznać do błędu.
Do takiej zmiany potrzeba większości konstytucyjnej. Będzie to więc bardzo trudne” – mówi ekspert. I przypomina: „Wiele krajów w Europie jest bardziej zadłużonych niż Niemcy. Kraje te nieźle się rozwijają i mają pomysł, jak dług wykorzystać do nakręcania wzrostu gospodarczego, mają pomysł jak wyrastać z długu. Nie można się oczywiście zadłużać bez końca, ale ewentualna spirala zadłużenia nie musiałaby dotyczyć Niemiec. A dodatkowe wydatki na infrastrukturę czy edukację się opłacają i nie są kontrowersyjne”.
0,35 proc. PKB to granica arbitralna. Nie obejmuje też całego niemieckiego deficytu. Łącznie, według danych Eurostatu niemiecki deficyt budżetowy wyniósł w 2023 roku 2,6 proc. To poniżej średniej unijnej (3,5 proc.), trzynaste miejsce w Europie. W normalnych czasach w tych danych nie byłoby nic zaskakującego. Dziś jednak sformułowanie „normalne czasy” nie dotyczy niemieckiej gospodarki.
Na podstawie danych Eurostatu widać, że w ciągu ostatnich 10 lat niemiecka gospodarka urosła zaledwie o 12 proc. W tym samym czasie Polska to wzrost o 44 proc., Szwecja czy Hiszpania – nieco ponad 20 proc. Przed 2019 rokiem podobne problemy miała np. Francja i w ostatnich 10 latach również zaliczyła słaby wzrost, nawet gorszy niż Niemcy – 11,7 proc.
Wzrost Francji po kryzysie pandemicznym wygląda już jednak lepiej. W ostatnich pięciu latach to 4,5 proc. Niemcy – jedynie 1,5 proc. Byłby to przeciętny wynik na przestrzeni jednego roku. W ciągu pięciu lat jest fatalny. W popandemicznym odbiciu w 2021 roku Francja, Hiszpania i Polska notowały wzrost bliski 7 proc. Niemcy – 3,7 proc. W 2022 roku Hiszpania to 6,2 proc., Polska – 5,3 proc. Niemcy – 1,4 proc. Zeszły rok to recesja u naszych zachodnich sąsiadów. A przyszłość nie wygląda dobrze.
Świeża, opublikowana 15 listopada prognoza ekonomiczna Komisji Europejskiej przewiduje, że Niemcy w tym roku drugi rok z rzędu zaliczą recesję (-0,1 proc.). W 2025 roku ma to być już wzrost o 0,7 proc., w 2026 – o 1,3 proc. Wzrost ma się opierać głównie na wzroście popytu wewnętrznego. I jest spójny z ogólnym trendem dla całej EU. Prognoza z pewnością nie bierze jeszcze pod uwagę problemów, na jakie niemiecka gospodarka może napotkać przez dalszą deglobalizację i cła, które może nałożyć Donald Trump.
Nawet gdyby prognoza KE się sprawdziła, niemieckie wyniki dalej będą słabe. W latach 2019-2026 da to Niemcom wzrost o zaledwie 3,5 proc. We Francji będzie to 8 proc., w Hiszpanii – 13,8 proc., Polski – 27 proc. W jaką stagnację wpadają Niemcy, widać dobrze na wykresie:
Dr Popławski: „Niemcy od 2019 się praktycznie nie rozwijają. Już dziś określenie »chory człowiek Europy« ma tutaj spore uzasadnienie. Wiele zależy dziś od tego, co na to elity polityczne. Czy będą miały odwagę zmienić kurs, czy zostaną w koleinach starego myślenia, w starych sporach? Wybory w lutym mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości Niemiec. Bardzo ważne jest, by powstał stabilny układ, który dostanie mandat do zmian. Niestety dziś wydaje mi się, że nie można być optymistycznym”.
Droga energia, brak innowacji, arogancja największych niemieckich firm składają się na kryzys w produkcji przemysłowej, w którym również nie widać końca. Produkcja w sektorach energochłonnych (chemikalia, stal, papier) to tylko 16 proc. niemieckiej produkcji przemysłowej, ale odpowiada za 80 proc. pochłanianej przez przemysł energii. Zapaść trwa tutaj już trzeci rok. To około 85 proc. poziomu ze stycznia 2021. W całym przemyśle wciąż jest poniżej 95 proc. Pomimo spadków, wartość produkcji pozostaje na stałym poziomie. Ceny rosną, firmy są też w stanie przerzucić się na produkcję bardziej wartościowych produktów. Ale to wciąż nie jest wzrost.
Dr Popławski: „Świat idzie w zupełnie innym kierunku niż Niemcy. Mamy triumf polityki przemysłowej. Chiny agresywnie subsydiują swoje branże. USA naśladują Chiny, widzą, że inaczej są skazane na porażkę. Bez podobnych rozwiązań UE jest wystawiona na nieuczciwą konkurencję i zostanie z tyłu”.
Zdaniem eksperta zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich utrudni Niemcom wyjście się z obecnego kryzysu.
„Niemcy bardzo liczyli na zwycięstwo Kamali Harris w amerykańskich wyborach. Wybór Trumpa jest dla nich szokiem. Niemiecki model był zbudowany pod coraz bardziej otwarty, liberalizujący się świat. Trump grozi, że na samochody importowane z UE nałoży dotkliwe cła. A to znacząco obniży zyski niemieckich firm motoryzacyjnych, które już są dużo niższe niż w przeszłości”.
„The Economist” zwraca uwagę, że jeszcze w poprzedniej dekadzie wzrost gospodarczy Niemiec i Chin się uzupełniały. Niemcy sprzedawali do Chin samochody, chemikalia czy różnego rodzaju maszyny. Niemcy importowali natomiast z Chin baterie czy elektronikę. Dziś Chiny są w stanie same wyprodukować większość tych produktów, które sprowadzały między innymi z Niemiec. A w niektórych przypadkach – jak w motoryzacji – stały się agresywnym konkurentem.
Zdaniem dr. Popławskiego konieczna jest zmiana podejścia UE do regulacji.
„Dziś wiele firm ucieka do USA z UE, z Niemiec, bo tam łatwiej jest im rozwijać swoje innowacje. Zmiana w Białym Domu tylko te różnice w konkurencyjności między UE i USA pogłębi. Czeka nas też poważna dyskusja o polityce klimatycznej. Jej obecne założenia idą w stronę deindustrializacji Europy. Widać jednak zalążki innego myślenia”.
W tym kontekście ekspert przywołuje raport byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego. Draghi przekonywał w nim, że wzrost gospodarczy całej UE spowalnia, brakuje nam innowacji, i nie powstają nowe wielkie firmy. Draghi proponuje zmiany w unijnym prawie i zaciągnięcie nowego wspólnego długu dla stymulowania wzrostu i innowacji.
„Draghi łączy w swoim myśleniu politykę klimatyczną i przemysłową, widać tam myślenie o łagodniejszym podejściu do przemysłu. Draghi sugeruje też, że nowe środki na innowacyjność należałoby wziąć z zadłużenia. Mam spore wątpliwości, czy Niemcy się na to zgodzą. Alternatywą jest przeniesienie środków z polityki spójności i wspólnej polityki rolnej. A to może generować ogromne konflikty w UE na linii wschód-zachód” – mówi ekspert.
Problemy Niemiec to potencjalnie problemy dla Polski. Na razie Polska gospodarka i polski wzrost radzą sobie dobrze. Nasz wzrost zależy od wymiany handlowej z Niemcami, ale nie jesteśmy od Niemiec tak silnie zależni, jak na przykład Czesi. Według przywoływanej już prognozy KE w 2025 roku Polska ma mieć najwyższy wzrost gospodarczy wśród dużych gospodarek UE (wyżej mają być tylko Malta i Irlandia).
Taki stan nie będzie trwał jednak wiecznie, a zbliżając się poziomem gospodarczym do Niemiec, potrzebować będziemy nowych pomysłów na wzrost. Różnice w koszcie pracy w Polsce i w Niemczech będą coraz mniejsze.
Dr Popławski: „Niemieckie kłopoty zmuszają Polskę i całą Europę środkowo-wschodnią do bardziej samodzielnego myślenia o własnym modelu rozwojowym. Model poddostawcy dla niemieckiej gospodarki może się zaraz wyczerpać. A Niemcy nie mogą być dziś źródłem inspiracji i źródłem wzrostu – popełniono tam zbyt dużo błędów w obszarach infrastruktury, energetyki, innowacyjności.
Nowy model będzie oczywiście współgrał z Niemcami, ale nie powinien się na nich opierać w takim stopniu jak dotychczas. Niemcy dalej będą atrakcyjnym rynkiem zbytu, ale wzrost nieoparty na Niemczech będzie trudniejszy” – podsumowuje ekspert.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze