Jarosław Sellin przekonuje, że repolonizacja mediów z niemieckim kapitałem jest niezbędna, bo media w Niemczech knebluje poprawność polityczna i naciski rządu - na przykład każąc milczeć o masowych molestowaniach w Sylwestra w Kolonii w 2015 r. Przypominamy, że trudno o bardziej zależne od władzy medium niż TVP
Jarosław Sellin udzielił wpolityce.pl wywiadu, w którym mówił o - zbyt dużym jego zdaniem - udziale niemieckiego kapitału na rynku polskiej prasy.
Polityków PiS szczególnie oburza sytuacja na rynku prasy lokalnej, gdzie znaczące udziały ma Grupa Polska Press. Sellin, wiceminister kultury w rządzie PiS, przekonywał, że w Niemczech czy Francji taka sytuacja “byłaby nie do pomyślenia”.
Prowadzący rozmowę redaktor Kamil Kwiatek zauważył, że finansowanie mediów z pieniędzy publicznych też grozi osłabieniem ich niezależności: “Wspomnę tutaj wydarzenia z Kolonii podczas nocy sylwestrowej, o których nie chciały informować media” - zagaił redaktor wpolityce.pl.
Sellin odpowiedział:
Mieliśmy w Niemczech sytuację (...), że pewne informacje nie mogą się przebić do opinii publicznej, bo były skutecznie blokowane. (...) poprawność polityczna, a może nawet jakieś dyspozycje władzy nie pozwalały mediom informować (...) o tych wydarzeniach.
Przywołane przez redaktora Kwiatka wydarzenia miały miejsce w sylwestrową noc 2015 r. Na placu w okolicach dworca głównego w Kolonii według policji oraz świadków zebrała się grupa ponad tysiąca mężczyzn "o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej". W mniejszych grupach osaczali pojedyncze kobiety, okradali je i molestowali seksualnie.
Dopiero 4 stycznia zrobiły to główne wiadomości publicznej telewizji ARD. 5 stycznia podobne informacje podał ZDF, drugi kanał publicznej telewizji. Tego samego dnia zastępca redaktora naczelnego ZDF opublikował na Facebooku oświadczenie, w którym przyznał, że opóźnienie w informowaniu było błędem.
Z kolei redaktor naczelny ARD-Aktuell tłumaczył, że jego zespół zauważył relacje ofiar napaści w Kolonii w mediach społecznościowych, ale nie rozpoznał “skali tych wydarzeń”. Zapewniał też, że zwłoka z emisją materiały nie miała związku z tym, że napastnikami byli emigranci.
Kluczowe znaczenie miała postawa kolońskiej policji. W komunikacie z 1 stycznia poinformowała, że Sylwester przebiegał w pokojowej atmosferze. Publiczna telewizja dopiero 4 stycznia dostała od niej odpowiedź na pytania o wydarzenia na placu. Dziennikarze tłumaczyli, że czekali na nią, bo nie chcieli opierać się wyłącznie na doniesieniach z mediów społecznościowych.
Doświadczenie nauczyło ich, że powielane masowo na Facebooku doniesienia o przestępstwach dokonywanych przez muzułmańskich imigrantów często okazują się fejkami. Była nim np. historia Lizy, Niemki rosyjskiego pochodzenia, która rzekomo miała być porwana i zgwałcona przez arabskiego imigranta w styczniu 2016 r.
W reakcji na facebookowego mema na ulicach Berlina przeciwko obojętności władz protestowali rosyjscy imigranci. W rzeczywistości Liza uciekła z domu na jeden dzień i żaden Arab nie miał z tym nic wspólnego.
Ostrożność mediów poparł przewodniczący Niemieckiego Związku Dziennikarzy, mówiąc, że „dziennikarze mają informować, a nie spekulować”.
Mniej wstrzemięźliwe były regionalne media. Już pierwszego stycznia, opierając się na relacjach z Facebooka i Twittera, o wydarzeniach w Kolonii napisał w internetowym wydaniu prywatny dziennik „Kölner Stadt-Anzeiger”. 2 stycznia poinformowało o nich kolońskie publiczne radio Westdeutscher Rundfunk.
Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy opóźnienia telewizji publicznej były powodowane “poprawnością polityczną”, czyli - jeśli dobrze rozumiemy sposób, w jaki poseł Sellin używa tego terminu - chęcią zatuszowania prawdy o narodowości i wyznaniu napastników.
Tezę tę osłabia jednak zachowanie mediów regionalnych. Nie zaryzykowałyby opisywania zdarzeń z Kolonii na podstawie zeznań pojedynczych ofiar, gdyby ich dziennikarze byli sparaliżowani poprawnością polityczną.
Nie ma też żadnych dowodów na to, że publiczna niemiecka telewizja czekała z emisją materiału na zgodę rządu.
Hipoteza Sellina jest więc jedynie insynuacją.
Gdyby jednak okazała się prawdziwa, byłby to argument podważający wiarygodność mediów publicznych, a nie mediów niemieckich w ogóle.
Sellin niechcący uderzył więc nie w polską prasę, znajdującą się w niemieckich rękach, ale w media publiczne jako podatne na wpływy polityków. W Polsce po PiS-owskiej nowelizacji ustawy medialnej takich wpływów nic nie tamuje. Prezesów mediów wybierają posłowie PiS, mający większość w Radzie Mediów Narodowych - ich decyzją szefem TVP został związany z PiS polityk Jacek Kurski. Za jego prezesury "Wiadomości" stały się instrumentem propagandy rządu. Nie tylko przemilczają niewygodne dla niego fakty, ale i jawnie zniekształcają prawdę. Na przykład tydzień temu zmanipulowały wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel z wizyty w Polsce. Merkel powiedziała, odnosząc się do czasów PRL:
"Wiemy, jak ważne są pluralistyczne społeczeństwa, niezależne media i wymiar sprawiedliwości, ponieważ tego wcześniej nie było".
"Wiadomości" wycięły jednak kontekst, co mogło wywołać u widzów wrażenie, że "wcześniej", o którym mówiła Merkel, oznaczało "przed rządami PiS". Niezależne od władzy media by tego nie zrobiły.
Korzystałem z artykułu Katarzyny Domagały z Deutche Welle Polska p.t. “Sylwester 2015: Noc, która zmieniła Niemcy”
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze