Afera reprywatyzacyjna ciągnie się już prawie dwa lata, wciąż budzi ogromne emocje i prawdopodobnie będzie się ciągnąć co najmniej do najbliższych wyborów samorządowych. Rok 2017 jest powszechnie uważany za przełomowy w jej wyjaśnieniu, ale tak naprawdę dopiero w 2018 okaże się, czy podejmowane działania przyniosą jakikolwiek skutek
Tak jest zarówno z serią zatrzymań i aresztowań znanych adwokatów i urzędników, z Komisją Weryfikacyjną oraz z projektem ustawy reprywatyzacyjnej. Zacznijmy od początku.
Pierwsze zatrzymania miały miejsce pod koniec stycznia 2017 roku. W sumie zatrzymano ok. 25 osób, w tym co najmniej sześciu adwokatów, pięciu byłych urzędników warszawskiego Ratusza, dwóch rzeczoznawców wpisanych na listę biegłych sądowych i trzech handlarzy roszczeń. Waga zarzutów była różna – czasem zarzucano korupcję (Jakub R. miał w zamian za 2,5 miliona złotych łapówki wydać korzystną decyzję w sprawie słynnej działki przy Chmielnej 70), czasem oszustwo na kwotę nawet kilkudziesięciu milionów złotych, czasem po prostu niedopełnienie obowiązków urzędniczych.
Co ważne, wobec wielu zatrzymanych osób zastosowano tymczasowe aresztowanie. To oznacza, że podejrzenia prokuratury potwierdził sąd, oraz, że istniało duże prawdopodobieństwo, że zarzucane przestępstwa faktycznie popełniono.
Co przyniesie rok 2018? Dotychczas w żadnej ze spraw nikt nie został prawomocnie skazany, a nawet nie przesłano ani jednego aktu oskarżenia do sądu. Być może w tym roku odbędą się pierwsze rozprawy i okaże się, czy III RP jest w stanie kogokolwiek skazać za dziką reprywatyzację.
Organ powołany ustawą z marca, po raz pierwszy zebrał się w czerwcu 2017 roku. Komisja o wszechmocnych kompetencjach, nazywana przez opozycję bolszewicką bądź inkwizycyjną, okazała się być ogromnym sukcesem Prawa i Sprawiedliwości – przynajmniej w oczach społeczeństwa. Sekretów tego sukcesu jest kilka.
Po pierwsze, Komisja Weryfikacyjna dostarcza ogromnych emocji, a show pod przewodnictwem Patryka Jakiego można oglądać w telewizji i na YouTubie.
Czy jakikolwiek sąd robi livestreaming z rozpraw? Widzieliście kiedyś na Facebooku przesłuchanie prokuratorskie?
Zresztą, relacja live z postępowania reprywatyzacyjnego opartego przede wszystkim na dokumentach mogłaby budzić co najwyżej takie emocje jak relacja z wycieczki na grzyby.
Co innego przesłuchanie nękanego lokatora, któremu sufit sypie się na głowę. Ale czy Ratusz kiedykolwiek przesłuchał któregoś lokatora? No właśnie. Lokatorów nigdy, nigdzie i nikt nie posłuchał do czasu pojawienia się Komisji –
wielu lokatorów może w końcu po latach strachu, zmagań i krzywd opowiedzieć swoją historię i czuć się potraktowanymi poważnie.
Po drugie, sprawczość. Oczywiście nie sposób zapomnieć o budzących podobne emocje przesłuchaniach komisji śledczych, które można oglądać w środkach masowego przekazu, ale Komisja Weryfikacyjna nie jest komisją śledczą w rozumieniu prawa. Co je różni? To, że te sejmowe nie mogą prawie nic. Na koniec sporządzają jakieś tam protokoły, niby mogą wnioskować o postawienie przed Trybunałem Stanu. Tymczasem Komisja Weryfikacyjna przez zaledwie kilka miesięcy swojego istnienia wydała kilkanaście decyzji administracyjnych z rygorem natychmiastowej wykonalności. I to jest konkret, który robi wrażenie.
Co przyniesie Komisji rok 2018? Orzeczenia sądów, czy decyzje Komisji należy utrzymać w mocy, czy jednak uchylić – choćby ze względu na nieprawidłowości przy procedowaniu. Niby bowiem Komisja działa sprawnie i szybko, ale tak naprawdę jeszcze żadna kamienica nie wróciła do miasta, wbrew temu, co rozgłasza Patryk Jaki i niektórzy aktywiści. Aby kamienice mogły wrócić, konieczny jest odpowiedni wpis w księgach wieczystych. Tymczasem od decyzji składane są odwołania i jeszcze żadna z nich się nie uprawomocniła.
Możliwy jest więc scenariusz, w którym za kilka lat okaże się, że wszystkie decyzje Komisji zostaną uchylone przez sądy, a jej praca pójdzie na marne.
Może się też okazać, że prace Komisji doprowadzą do kolejnych wielomilionowych wypłat z kasy Skarbu Państwa na rzecz beneficjentów reprywatyzacji – i oby to nie była prawda. Spójrzmy na przykład na Poznańską 14, którą zajmowała się Komisja. Okazało się, że do reprywatyzacji kamienicy nie powinno w ogóle dojść, ale nie z winy spadkobiercy Aleksandra Włodawera, na rzecz którego ją zreprywatyzowano, ale całkowicie z winy Ratusza.
Włodawer nie dopuścił się fałszerstwa dokumentów ani poświadczania nieprawdy. Dlaczego więc na skutek niezgodnego z prawem działania Ratusza karę ma ponieść on, a nie Ratusz? Tym tropem poszła spółka Fenix, która już zapowiedziała, że o odszkodowania będzie walczyć przed sądem.
W końcu. Niemożliwe znów okazało się możliwe. Przynajmniej tak się wydawało, gdy nie kto inny, ale właśnie Patryk Jaki prezentował założenia projektu ustawy reprywatyzacyjnej w październiku 2017 roku, a więc w prawie 30 lat od początku transformacji. Aktualny premier Morawiecki deklaruje, że doprowadzenie do uchwalenia i wejścia w życie ustawy w roku 2018, jest dla niego kwestią priorytetową.
Nie dość, że projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej ma rozwiązać nie tylko większość problemów reprywatyzacyjnych na terenie całej Polski, a nie samej Warszawy, to jeszcze uwzględnia szereg postulatów lokatorskich. Projekt zakłada całkowite odejście od zwrotów nieruchomości w naturze, a więc koniec zwrotów kamienic z lokatorami w środku.
Zamiast tego proponuje się rekompensatę w wysokości 20 proc. wartości z czasów nacjonalizacji (a nie z chwili obecnej!). Jeszcze kilka lat temu postulat odejścia od zwrotów był uważany za zupełnie rewolucyjny i naruszający święte prawo własności – podobne rozwiązanie było proponowane m.in. przez Piotra Ikonowicza w 1995 roku. Nie było też do pomyślenia dla elit postsolidarnościowych, które w latach 90. nie wyobrażały sobie innej reprywatyzacji niż poprzez fizyczny zwrot nieruchomości.
To oznacza, że ostatnie lata przyniosły zwrot w myśleniu o reprywatyzacji – już nie jako dekomunizacji, ale jako symbolicznym rozliczeniu się z przeszłością. Symbol ten nie jest jednak taki skromny, bo reprywatyzacja ma nas wszystkich kosztować ok. 30 miliardów złotych.
Projekt zakłada też nową procedurę wzruszania prawomocnych orzeczeń sądowych, co przede wszystkim ma dotyczyć postępowań spadkowych poprzez które reprywatyzuje się w innych miastach niż Warszawa, czyli np. w Łodzi, czy Krakowie.
Czy czeka nas reset reprywatyzacji, o którym tyle razy słyszeliśmy w przeszłości? Czy tym razem w końcu się uda? Projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej przewiduje nadzwyczajną procedurę wzruszania orzeczeń sądowych, tyle tylko, że już teraz taką procedurę mamy. W sytuacji, gdy okaże się, że wyrok został oparty na dokumencie podrobionym albo przy pomocy przestępstwa, zgodnie z kodeksem postępowania cywilnego można żądać wznowienia takiego postępowania.
W obecnym porządku prawnym istnieje także inny nadzwyczajny środek – skarga o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia. Czy faktycznie potrzeba kolejnych środków? Być może te proponowane przy okazji dużej ustawy reprywatyzacyjnej będą prostsze w obsłudze – mają się tym zająć wojewodowie, ale nie można powiedzieć, że aktualnie nie ma narządzi do porządkowania tego, co jeszcze da się uporządkować.
Pojawiają się także interesujące postulaty zmian w projekcie ze strony Partii Razem i krakowskiego Stowarzyszenia Miasto Wspólne, aby nadzwyczajna procedura weryfikacji dotychczasowej reprywatyzacji była rozciągnięta także na decyzje wydawane przez Komisję Majątkową, która zajmowała się reprywatyzacją w zakresie roszczeń Kościoła katolickiego.
Warto przypomnieć, że Komisja Majątkowa zakończyła swoje prace w atmosferze skandalu w 2011 roku, przy jednoczesnym złożeniu przez ówczesnego szefa CBA dwudziestu dwóch zawiadomień do prokuratury. Przyczyną kontrowersji przy wielu decyzjach wydawanych przez Komisję Majątkową był brak jakiegokolwiek nadzoru sądów nad jej procedowaniem.
Skoro więc mamy ambicje prześwietlać dziką reprywatyzację dokonaną na rzecz osób fizycznych, to dlaczego nie mamy tropić dzikiej reprywatyzacji wokół majątku Kościoła katolickiego?
Lokatorzy, jak to lokatorzy, są cały czas na końcu. Komisja Weryfikacyjna daje im ogromne nadzieje, ale na skutek zaskarżania decyzji Komisji do sądu, może się zdarzyć tak, że jeszcze kilka lat będą czekać, aż ich czynsz wróci do poziomu czynszu gminnego. To z kolei oznacza kolejne lata niepewności, a co gorsza, kolejne lata płacenia horrendalnych czynszów i ryzyko zadłużenia. Chyba, że sama Komisja, ale i Ratusz zaczną żwawiej reagować na ten problem.
Nadzieje budzi także projekt nowelizacji ustawy, która reguluje prace Komisji. Dotychczas Komisja nie miała możliwości zamrażania podwyżek czynszu, ani wstrzymywania eksmisji ze zreprywatyzowanych kamienic, ale przynajmniej to ostatnie ma się zmienić.
Rok 2018 zapewne przyniesie wypłaty odszkodowań dla lokatorów – specjalny uproszczony tryb został wprowadzony w ustawie o Komisji Weryfikacyjnej. Wciąż jednak nierozwiązanym problemem pozostaje kurczenie się publicznego zasobu mieszkaniowego – w samej Warszawie w kolejce po mieszkanie komunalne czeka ok. trzech tysięcy osób, a w całej Polsce jest ich znacznie więcej.
Według różnych szacunków brakuje nam od miliona do kilku milionów mieszkań.
Leczenie skutków afery reprywatyzacyjnej musi objąć także przywrócenie powszechności prawa do mieszkania, które od lat 90. coraz częściej jest ogromnym wydatkiem. Ten problem został przez PiS zauważony – wprowadzono bowiem program Mieszkanie plus. O tym jednak, że troska o prawa lokatorów nie jest brana przez partię rządzącą na poważnie świadczy przywrócenie eksmisji na bruk bez wyroku sądu.
Beata Siemieniako jest działaczką społeczną, publicystką, laureatką wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono, autorką książki "Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2017).
Beata Siemieniako jest działaczką społeczną, publicystką, laureatką wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono, autorką książki "Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2017).
Komentarze