"Morze biało-czerwonych flag - nad ich głowami i także nad naszymi. Niebo nagle wypełnia się krwistą łuną - to race. Race lecą też nad kordonem policji między kontrmanifestantów". "Nie możemy pozwolić, żeby patriotyzm był przykrywką dla faszyzmu" - mówiła jedna z uczestniczek blokady wrocławskiego Marszu Niepodległości
Inaczej niż marsz warszawski ten we Wrocławiu wyruszył jako legalny, ale na mecie został zdelegalizowany. Decyzja została przekazana organizatorom, gdy przemawiał Jacek Międlar, który skomentował ją tak: "Tacy idioci próbują dyktować nam warunki i decydować, czy możemy świętować polskość, czy nie. Mam ich głęboko w d... Mam w d... tych durni z Brukseli i ich dziwkarską, liberalną propagandę".
Rafał Dutkiewicz próbował zakazać marszu, jednak sąd okręgowy decyzję uchylił, a apelacyjny odrzucił zażalenie.
O tym, że Wrocław przez lata był stolicą neofaszyzmu i skrajnej prawicy, a do walki ze skrajnymi środowiskami miasto ruszyło dopiero niedawno pisał w OKO.press Przemysław Witkowski.
Publikujemy gorącą relację Moniki Tichy "Pacyfki" z 11 listopada we Wrocławiu
Morze biało-czerwonych flag - nad ich głowami i także nad naszymi. Niebo nagle wypełnia się krwistą łuną - to race. Race lecą też nad kordonem policji między kontrmanifestantów. Człowiek stojący obok mnie pada na chodnik, przyciskając obie dłonie do oka. Spod zaciśniętych palców cieknie strużka krwi.
90 minut wcześniej
"Jesteśmy tutaj" - mówi Marta Lempart - "nie dwa kilometry dalej, nie tydzień później, bo okazywanie niezgody musi się odbywać tam, gdzie dzieje się zło".
Róg Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej. Za metalowymi barierami, pod "Barbarą", starsi, młodsi i bardzo młodzi z przypinkami Obywateli RP, KOD-u, Strajku Kobiet - rozwijają transparenty. "Nacjonalizm to nie patriotyzm". Wielu z nich nie po raz pierwszy będzie manifestować swój sprzeciw przeciwko nacjonalistom, których tysiące, w każde Święto Niepodległości maszerują przez Wrocław. Oni wiedzą, że Piotr Rybak i Jacek Międlar, mówiący że to rodzinny piknik dla matek z dziećmi, mijają się z prawdą.
Robert Dąbrowski z Partii Razem, rocznik 1998: "Jestem tutaj, jak co roku, bo nie zgadzam się na wykluczenie, przemoc, nienawiść i łamanie prawa. Ci, którzy idą w tym marszu prezentują postawę nacjonalistyczną, opartą na nienawiści, na antysemityzmie, na dyskryminacji innych narodowości, innej religii czy innych poglądów".
Bartosz Gawroński, sympatyk Obywateli RP, trzymając odciąg dużego transparentu opowiada, że uczestnicy ubiegłorocznej blokady byli trzykrotnie sądzeni za blokowanie marszu narodowców. Procesy zakończyły się uniewinnieniem. "Wrocław w 2016 roku był Europejską Stolicą Kultury. Miastem otwartym i tolerancyjnym. Sam jestem osobą niepełnosprawną, co zresztą widać" - mówi Bartosz, odnosząc się do swojego bardzo niskiego wzrostu. "Nie zgadzam się, by we Wrocławiu było miejsce na ksenofobię, na rasizm, na jakiekolwiek wykluczenie społeczne. Nie pozwolę, by Międlar i Rybak, który spalił kukłę Żyda, dewastował nasze miasto".
Towarzysz Bartosza prosi mnie, żebym przytrzymała przez chwilę kij bannera. "Przepraszam, chcę wyrzucić peta". Biegnie z niedopałkiem aż do rogu ulicy, bo tam jest najbliższy kosz. Zamiast rzucić go pod nogi po prostu. To też jest patriotyzm.
To słowo widnieje na łopoczącej nad naszymi głowami płachcie. Marta Lempart: "To działanie dla dobra wspólnego. Codzienne, a nie od wielkiego dzwonu. To tworzenie Polski dla wszystkich, w której każdy ma swoje miejsce, która jest państwem prawa, w której nie ma nienawiści, pogardy i przemocy. W której nie ma symboli neonazistowskich i neofaszystowskich - powinny być zdelegalizowane. Polski, która jest w Unii Europejskiej. A prezydent i premier, idąc na czele marszu »niepodległości«, wyprowadzają nas z Unii".
Napięcie rośnie wraz ze zbliżającą się godziną 17:00. Marsz nacjonalistów został zakazany przez prezydenta Dutkiewicza, ale sąd ten zakaz uchylił. Wówczas prezydent zapowiedział, że rozwiąże marsz, jeśli zostanie na nim złamane prawo. Czy rzeczywiście to zrobi? A jeśli tak, to czy policja będzie próbowała to wyegzekwować? A jeśli tak, to czy da radę?
Wzdłuż metalowych barierek - szereg funkcjonariuszy. Uśmiecham się niewesoło do młodego policjanta. Odpowiada również smutnym, zmęczonym uśmiechem.
Siedemnasta. Patryk Iwanicki otwiera zgromadzenie. Jest ono zgłoszone, legalne, pokojowe - blokady nie będzie. Śpiewamy - "Jeszcze Polska nie zginęła..." Czekając, oglądamy na telefonach transmisje z otwarcia marszu pod Dworcem Głównym. "Race!" - komentują manifestanci. "Złamanie prawa. Rozwiążą, czy nie?".
Marsz jednak rusza. Będzie tu za kilkanaście minut. Czekamy, wpatrując się w perspektywę ulicy Kościuszki. Zapada zmierzch, zapalają się uliczne lampy. Jest cicho, ruch już zamknięty. Naraz powietrze wypełnia się srebrnym dźwiękiem skrzypiec. Wysoka, długowłosa dziewczyna stoi na środku jezdni, naprzeciw nas, i unosząc się na czubkach palców, gra - Mazurka Dąbrowskiego. Jej jasne włosy migoczą w świetle jarzeniowych lamp. Melodia hymnu płynie nad naszymi głowami, w ciemniejący granat nieba.
Dziękujemy artystce oklaskami. Więc gra jeszcze raz. Tym razem drżący dźwięk skrzypiec zderza się z brutalnym wyciem syren policyjnych radiowozów. Nadjeżdżają, poprzedzając kolumnę ludzi niosących biało-czerwone flagi. Idą całą szerokością ulicy, wypełniają sześć pasów ruchu. Są ich tysiące. Nas - dwieście osób.
Ulicę spowija dym z rac, prześwietlony czerwonym blaskiem.
"Niepodległość jest dla wszystkich" - skandujemy.
Gdy tylko narodowcy podchodzą bliżej, w stronę kontrmanifestacji lecą bluzgi, race i butelki. Jedna z nich trafia w głowę dziewczynę, która nagrywa marsz. Szkło rozcina skórę na czole, krew leci po twarzy.
Ranny jest także mężczyzna, nasz ratownik opatruje go owijając bandaż wokół głowy, stojący obok chłopak, wstrząśnięty, krzyczy w stronę rzucających: "mordercy!!!"
"To jest miasto dla każdego" - skandujemy. "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" - odpowiada nam wrzask.
Niektórzy próbują się przedrzeć do kontrmanifestantów, ale policja ich powstrzymuje, a najbardziej agresywnych wyprowadza. Inni pokazują nam pięści lub środkowe palce, klną, wyzywają od komunistów i pedałów.
Młoda kobieta, widząc że fotografuję, szyderczo krzyczy: "A rób zdjęcia, rób! Wypstrykaj faszyzm!"
Tak nazywa się fejsbukowa akcja zbierania zdjęć i nagrań dokumentujących łamanie prawa przez maszerujących. Wzywanie do nienawiści, zniewagi na tle etnicznym i wyznaniowym, groźby i agresję. Ta sama kobieta podchodzi do ławki, na której stoję pośród innych fotoreporterów. Miejsca już nie ma, ale prosi, żeby pozwolić jej wejść. Podaję jej rękę i pomagam. Ma na policzkach biało-czerwone uszminkowanie. Robi zdjęcie naszego protestu i wraca do kolumny narodowców.
Ta kolumna właśnie skręca w Świdnicką, wokół rogu na którym jesteśmy. Bóg, Honor, Ojczyzna! - skandują, niosąc olbrzymi banner - "Śmierć wrogom ojczyzny". Bóg na ustach, a śmierć w dłoniach.
"Polska wolna od nacjonalizmu!" - krzyczymy. - "Czym dla ciebie jest Polska, szmato?" - wrzeszczy, patrząc na jedną z aktywistek, grubszy koleś w bluzie z kotwicą.
I owszem, są tu dzieci. W wózkach, na barana, idące za rękę. Jeden z narodowców pokazuje nas sześcioletniemu może synkowi, ubranemu w czapkę Śląska Wrocław. - "Zobacz jak zdrajca wygląda, zobacz". Idący obok niego kompanion, młody facet, sponad dziecka ryczy do nas: "Wypierdalać!!!"
Nad ich głowami - flagi biało-czerwone. Nad flagami, na ścianie budynku, przesuwa się napis z projektora. "Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli - Art. 1 Konstytucji RP"
I tak idą.
Faszyzm przemaszerował przez Wrocław i nie niepokojony, dotarł na Rynek.
Patryk Iwanicki, młody człowiek w okularach, pełniący odpowiedzialną rolę przewodniczącego zgromadzenia, nie krył swojego rozczarowania brakiem skutecznej reakcji ze strony władz miasta i policji na zachowania uczestników marszu, zwłaszcza w stosunku do kontrmanifestacji.
"Spodziewaliśmy się agresywnej reakcji, ale przerosło to nasze oczekiwania. Nad naszymi głowami latały petardy, race, kamienie, butelki. Mimo że nie blokowaliśmy marszu, staliśmy tylko z boku" - Patryk pokazuje mi miejsce pod witryną budynku, bruk ośnieżony proszkiem gaśniczym: tu trzeba było gasić płomienie wzniecone przez petardę.
"Tę racę zaniesiemy prezydentowi Dutkiewiczowi. To hańba dla Wrocławia, że morze bluzgów, nienawiści, faszystowskich symboli, tak po prostu przechodzi przez miasto. Co oni muszą zrobić, żeby ich zgromadzenie zostało skutecznie rozwiązane. Czy oni mają kogoś zabić?"
Nikt nie zginął. Ale widzieliśmy, jak koledzy wyprowadzają rannego policjanta. W "Barbarze" na karetkę czeka dwójka naszych rannych. Mężczyzna z zabandażowanym okiem jest Walijczykiem. Jest oszołomiony, nie męczę go pytaniami. Widzę, że zaciska dłonie na butelce z wodą, na palcach i naczyniu - ślady krwi.
Dziewczyna z kilkucentymetrowym rozcięciem czoła przyszła dokumentować, jak rzeczywiście wygląda ten marsz, że nie jest to piknik rodzinny, jak twierdzą organizatorzy. "Nie żałujesz?" - pytam. - "Nie, nie żałuję. Ten który rzucił we mnie butelką nie zdawał sobie pewnie sprawy, że jak rzuca butelką to może rzeczywiście kogoś skrzywdzić. Mam nadzieję, że oni wszyscy cechują się po prostu brakiem wyobraźni, a nie faktyczną niechęcią tak daleko posuniętą. Ale to chyba zbyt optymistyczne myślenie" - uśmiecha się smutno.
Panie, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
"Dwa dni temu była 80. rocznica Nocy Kryształowej - opowiada Stanisława Kuzio-Podrucka, Strajk Kobiet w Zgorzelcu. "Znając historię, trzeba się przeciwstawić człowiekowi, który mówi, że osadnicy żydowscy mają siedzieć w domu, bo on idzie przez miasto".
Ewa Trojanowska z Obywateli RP, uczestniczka ubiegłorocznej blokady marszu: "Nie możemy pozwolić, żeby patriotyzm był przykrywką dla faszyzmu".
Marta Wosak ze Strajku Kobiet z Wałbrzycha: "Jesteśmy przeciwko brunatnej fali, która maszeruje ulicami Warszawy i Wrocławia. Mnie już wyrzucała z Polski Kaja Godek, ale ja zostaję i będę udowadniać, że bycie Polką to bycie osobą tolerancyjną, otwartą i z wielkim sercem dla wszystkich".
Wzbierającej brunatnej fali nie przeciwstawia się rząd, dysponujący mediami, szkolnictwem, policją i - bezprawnie - sądownictwem, tylko dwustu ludzi z flagami w rękach.
Wracając, czytam newsy. Że na twitterze prezydent Dutkiewicz pisze, że nakazał rozwiązanie marszu, nazwanego przez Międlara "marszem polskich dumnych panów", właśnie wtedy gdy przechodzili przy nas, na Świdnickiej. Że wiadomość dotarła do Międlara dopiero na Rynku, i że na to publicznie oświadczył: "Mam ich głęboko w dupie".
Kto daje mu poczucie, że ma prawo umieścić tam prezydenta Wrocławia?
Komentarze