0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Pawel Malecki / Agencja GazetaPawel Malecki / Agen...

Opracowanie nie zawsze sięga po dane z ostatniego roku, ale bardzo kompleksowo podsumowuje dostępne informacje i trendy w sprawie nierówności dochodowych i ich percepcji. Źródłem danych są zbiory OECD i badania International Social Survey Programme.

Pamiętajmy, że Polska ma stosunkowo niski poziom nierówności dochodowych na tle innych krajów OECD. Ale rośnie. W 2020 roku zróżnicowanie dochodów w Polsce mierzone współczynnikiem Giniego osiągnęło najwyższy poziom od 2015 roku. GUS w swoim opracowaniu zwraca uwagę, że:

„Notowany w latach 2014-2017 wyraźny spadek zróżnicowania dochodów na osobę w gospodarstwach domowych, mierzony współczynnikiem Giniego, w 2018 roku został zahamowany, a w latach 2019-2020 nastąpił jego wzrost”.

Przeczytaj także:

Współczynnik Giniego

A czym jest współczynnik Giniego? Ta matematyczna formuła koncentracji danego czynnika w zbiorze (np. w populacji) jest od lat skutecznie wykorzystywana do mierzenia poziomu nierówności, np. nierówności dochodowych.

W lutym 2020 roku w rozmowie z OKO.press prof. Brzeziński wyjaśniał:

„Z definicji współczynnika Giniego oznacza to [ówczesny współczynnik – 0,28 – przyp. red], że jeżeli weźmiemy przypadkową parę dochodów w społeczeństwie i ją podzielimy przez średni dochód, a na koniec umieścimy w przedziale od zera do jeden, to możemy oczekiwać, że to będzie 28 proc. Giniego liczy się na podstawie różnic pomiędzy dochodami wszystkich osób w społeczeństwie. To są dochody po opodatkowaniu i transferach socjalnych”.

Skąd te nierówności się biorą? Jak ludzie je postrzegają? Na takie pytania stara się odpowiedzieć najnowszy raport OECD.

Dziś według GUS w Polsce współczynnik Giniego wynosi 0,31.

To dużo? Najnowsza baza danych OECD wciąż podaje nasz współczynnik w wysokości 0,28. W porównaniu do innych krajów OECD wypadamy nieźle, najniższy poziom nierówności dochodowych to Słowacja, Czechy i Słowenia z 0,24-0,25. Najwyższy w krajach Ameryki Południowej i środkowej – powyżej 0,40. Najgorszy wynik w Unii to Bułgaria (0,40), wysokie nierówności mamy też w Stanach Zjednoczonych (0,39).

Rosną?

Co ciekawe, prawie wszędzie przeważa przekonanie, że nierówności rosną. W Polsce uważa tak aż 47 proc. badanych. Tymczasem w naszym kraju nierówności mierzone współczynnikiem Giniego rosną drugi rok z rzędu, ale ich poziom jest niższy niż 10 lat temu. W Słowenii o wzroście nierówności przekonanych jest 61 proc. badanych. W tym czasie współczynnik Giniego właściwie nie drgnął, cały czas oscylował w okolicach 0,25. Amerykanie podobnie – 50 proc. z nich uważa, że nierówności wzrosły w ciągu dekady, tymczasem współczynnik Giniego również ani drgnie.

Faktem jednak jest, że dochody w ostatniej dekadzie rosły stosunkowo szybko, więc nawet jeśli średni dochód pozostał w takim samym stosunku do dochodu np. najbogatszych 10 proc., to fortuny bogaczy wzrosły ogromnie.

W 2011 roku majątek właściciela Amazona, Jeffa Bezosa, oceniano na 18 mld dolarów. Dziś to około 200 mld dolarów.

To może wpływać na postrzeganie nierówności – ludzie widzą, jak nieliczni zbierają niewyobrażalne sumy pieniędzy, podczas gdy ich majątki powiększają się powoli, lub wcale.

Ile dla bogatych?

Nikt jednak nie popiera pełnej równości dochodów, szczególnie w Polsce po 45 latach komunizmu taki pogląd miałby znikome poparcie. Istnieje zrozumienie, że istnieją i będą istnieć bogatsi i biedniejsi. Ile powinni zarabiać ludzie w 10 proc. najbogatszych? W Polsce, jak już mówiliśmy, nierówności dochodowe są stosunkowo niskie, więc najbogatsze 10 proc. zarabia 22 proc. ogólnego dochodu i jest to jeden z niższych wyników, na poziomie krajów skandynawskich, Austrii i Czech. Polakom się to nie podoba. Preferowany odsetek dochodów górnych 10 proc. to 36 proc. ogólnego dochodu i jest to najwyższy wynik wśród badanych. Jesteśmy wciąż społeczeństwem na dorobku i chcemy więcej. A każdy może sobie wyobrażać, że znajdziemy się na szczycie tej drabiny.

Ten wynik jest też paradoksalny. Uważamy, że nierówności rosną, chociaż spadają. Ale gdyby najbogatsze 10 proc. z nas zarabiało 36 proc. ogólnego dochodu, to nierówności by wzrosły. Tymczasem aż 83 proc. z nas (wynik z 2017 roku) uważa, że nierówności są zbyt wysokie!

Ciężka praca popłaca

Co w takim razie gwarantuje sukces? W raporcie znajdujemy bardzo ciekawe ujęcie problemu na dwóch osiach – ludzie pytani byli, jak ważna jest ciężka praca i bogaci rodzice.

Polacy najczęściej z badanych krajów odpowiadali też, że aby poradzić sobie w życiu, potrzebni są bogaci rodzice – twierdzi tak 50 proc. z nas.

Tymczasem średnia OECD to 26 proc. I nie jest tak, że zależy to od dochodów. Na Litwie podobne przekonanie ma tylko 20 proc. badanych. Wierzymy też, że pomoże nam ciężka praca – takie przekonanie podziela 85 proc. Polaków. Tutaj też jesteśmy powyżej średniej (74 proc.), ale już nie tak wyraźnie. Ustępujemy natomiast Stanom Zjednoczonym, gdzie przekonanie o tym, że ciężka praca jest konieczna do tego, by sobie poradzić, jest poglądem miażdżącej większości – 96 proc. obywateli. Jednak podobne wyniki mamy też w krajach postrzeganych jako bardziej egalitarne, jak np. Islandia (93 proc.) czy Nowa Zelandia (90 proc.).

Zwróćmy jeszcze uwagę, że wyniki w tej części raportu nie są najnowsze, pochodzą z 2009 roku.

I chociaż wierzymy, że ciężka praca nam pomoże, to uważamy też, że nie wszystkim. Mamy skrajny pogląd na lenistwo.

Aż 25 proc. z nas – i to już wynik świeży, z 2018 roku – uważa, że bieda jest wynikiem lenistwa, a nie niesprawiedliwości i pecha.

Z 21 krajów przebadanych pod tym względem, tylko jeszcze Chile osiąga 20 proc., dziewięć z nich ma tutaj mniej niż 10 proc. pozytywnych odpowiedzi.

Leniuchy

Polacy mają więc nieco sprzeczne poglądy i potrzeby. Z jednej strony uważamy, że nierówności dochodowe są problemem i trzeba im przeciwdziałać. Z drugiej – uważamy, że biedni są leniwi. Skoro więc są leniwi – po co im pomagać? To pogląd często wyrażany przy okazji programu 500 plus. Szczególnie na początku istnienia programu często słyszeliśmy, że wspiera on „patologię” i lenistwo. Okazało się, że wsparcie w postaci 500 złotych na dziecko nie spowodowało masowej dezaktywizacji na rynku pracy. Ale podobne poglądy okazują się istotne, gdy mówimy o progresywnym opodatkowaniu.

Tutaj też poparcie dla tego rozwiązania jest stosunkowo niskie – 54 proc. To ponad połowa, ale ponownie, z 21 krajów to tym razem prawie najniższy wynik. Mniej chętni są tylko Estończycy z 52 proc. Portugalczycy i Grecy popierają progresywne podatki w 80 proc.

Poparcie to może zmieniać się w czasie. W krajach, gdzie ludzie deklarowali trudności spowodowane pandemią COVID-19, zwolenników progresywnych podatków przybywało. W Chile, gdzie problemy związane z pandemią (zdrowotne lub ekonomiczne) deklarowało 86 proc. ludzi, poparcie dla progresji podatkowej wzrosło o 5 proc., a z całości badania wynika jasny trend w tę stronę. Polacy jednak, pomimo bardzo trudnych doświadczeń z pandemią, deklarują problemy rzadziej niż inni. Stąd też rzadziej niż inni uważamy, że potrzebujemy pomocy państwa. Poradzimy sobie. No, chyba że akurat jesteśmy w jednej czwartej Polaków, których uważamy za leniwych.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze