Opracowanie nie zawsze sięga po dane z ostatniego roku, ale bardzo kompleksowo podsumowuje dostępne informacje i trendy w sprawie nierówności dochodowych i ich percepcji. Źródłem danych są zbiory OECD i badania International Social Survey Programme.
Pamiętajmy, że Polska ma stosunkowo niski poziom nierówności dochodowych na tle innych krajów OECD. Ale rośnie. W 2020 roku zróżnicowanie dochodów w Polsce mierzone współczynnikiem Giniego osiągnęło najwyższy poziom od 2015 roku. GUS w swoim opracowaniu zwraca uwagę, że:
„Notowany w latach 2014-2017 wyraźny spadek zróżnicowania dochodów na osobę w gospodarstwach domowych, mierzony współczynnikiem Giniego, w 2018 roku został zahamowany, a w latach 2019-2020 nastąpił jego wzrost”.
Współczynnik Giniego
A czym jest współczynnik Giniego? Ta matematyczna formuła koncentracji danego czynnika w zbiorze (np. w populacji) jest od lat skutecznie wykorzystywana do mierzenia poziomu nierówności, np. nierówności dochodowych.
W lutym 2020 roku w rozmowie z OKO.press prof. Brzeziński wyjaśniał:
„Z definicji współczynnika Giniego oznacza to [ówczesny współczynnik – 0,28 – przyp. red], że jeżeli weźmiemy przypadkową parę dochodów w społeczeństwie i ją podzielimy przez średni dochód, a na koniec umieścimy w przedziale od zera do jeden, to możemy oczekiwać, że to będzie 28 proc. Giniego liczy się na podstawie różnic pomiędzy dochodami wszystkich osób w społeczeństwie. To są dochody po opodatkowaniu i transferach socjalnych”.
Skąd te nierówności się biorą? Jak ludzie je postrzegają? Na takie pytania stara się odpowiedzieć najnowszy raport OECD.
Dziś według GUS w Polsce współczynnik Giniego wynosi 0,31.
To dużo? Najnowsza baza danych OECD wciąż podaje nasz współczynnik w wysokości 0,28. W porównaniu do innych krajów OECD wypadamy nieźle, najniższy poziom nierówności dochodowych to Słowacja, Czechy i Słowenia z 0,24-0,25. Najwyższy w krajach Ameryki Południowej i środkowej – powyżej 0,40. Najgorszy wynik w Unii to Bułgaria (0,40), wysokie nierówności mamy też w Stanach Zjednoczonych (0,39).
Rosną?
Co ciekawe, prawie wszędzie przeważa przekonanie, że nierówności rosną. W Polsce uważa tak aż 47 proc. badanych. Tymczasem w naszym kraju nierówności mierzone współczynnikiem Giniego rosną drugi rok z rzędu, ale ich poziom jest niższy niż 10 lat temu. W Słowenii o wzroście nierówności przekonanych jest 61 proc. badanych. W tym czasie współczynnik Giniego właściwie nie drgnął, cały czas oscylował w okolicach 0,25. Amerykanie podobnie – 50 proc. z nich uważa, że nierówności wzrosły w ciągu dekady, tymczasem współczynnik Giniego również ani drgnie.
Faktem jednak jest, że dochody w ostatniej dekadzie rosły stosunkowo szybko, więc nawet jeśli średni dochód pozostał w takim samym stosunku do dochodu np. najbogatszych 10 proc., to fortuny bogaczy wzrosły ogromnie.
W 2011 roku majątek właściciela Amazona, Jeffa Bezosa, oceniano na 18 mld dolarów. Dziś to około 200 mld dolarów.
To może wpływać na postrzeganie nierówności – ludzie widzą, jak nieliczni zbierają niewyobrażalne sumy pieniędzy, podczas gdy ich majątki powiększają się powoli, lub wcale.
Ile dla bogatych?
Nikt jednak nie popiera pełnej równości dochodów, szczególnie w Polsce po 45 latach komunizmu taki pogląd miałby znikome poparcie. Istnieje zrozumienie, że istnieją i będą istnieć bogatsi i biedniejsi. Ile powinni zarabiać ludzie w 10 proc. najbogatszych? W Polsce, jak już mówiliśmy, nierówności dochodowe są stosunkowo niskie, więc najbogatsze 10 proc. zarabia 22 proc. ogólnego dochodu i jest to jeden z niższych wyników, na poziomie krajów skandynawskich, Austrii i Czech. Polakom się to nie podoba. Preferowany odsetek dochodów górnych 10 proc. to 36 proc. ogólnego dochodu i jest to najwyższy wynik wśród badanych. Jesteśmy wciąż społeczeństwem na dorobku i chcemy więcej. A każdy może sobie wyobrażać, że znajdziemy się na szczycie tej drabiny.
Ten wynik jest też paradoksalny. Uważamy, że nierówności rosną, chociaż spadają. Ale gdyby najbogatsze 10 proc. z nas zarabiało 36 proc. ogólnego dochodu, to nierówności by wzrosły. Tymczasem aż 83 proc. z nas (wynik z 2017 roku) uważa, że nierówności są zbyt wysokie!
Ciężka praca popłaca
Co w takim razie gwarantuje sukces? W raporcie znajdujemy bardzo ciekawe ujęcie problemu na dwóch osiach – ludzie pytani byli, jak ważna jest ciężka praca i bogaci rodzice.
Polacy najczęściej z badanych krajów odpowiadali też, że aby poradzić sobie w życiu, potrzebni są bogaci rodzice – twierdzi tak 50 proc. z nas.
Tymczasem średnia OECD to 26 proc. I nie jest tak, że zależy to od dochodów. Na Litwie podobne przekonanie ma tylko 20 proc. badanych. Wierzymy też, że pomoże nam ciężka praca – takie przekonanie podziela 85 proc. Polaków. Tutaj też jesteśmy powyżej średniej (74 proc.), ale już nie tak wyraźnie. Ustępujemy natomiast Stanom Zjednoczonym, gdzie przekonanie o tym, że ciężka praca jest konieczna do tego, by sobie poradzić, jest poglądem miażdżącej większości – 96 proc. obywateli. Jednak podobne wyniki mamy też w krajach postrzeganych jako bardziej egalitarne, jak np. Islandia (93 proc.) czy Nowa Zelandia (90 proc.).
Zwróćmy jeszcze uwagę, że wyniki w tej części raportu nie są najnowsze, pochodzą z 2009 roku.
I chociaż wierzymy, że ciężka praca nam pomoże, to uważamy też, że nie wszystkim. Mamy skrajny pogląd na lenistwo.
Aż 25 proc. z nas – i to już wynik świeży, z 2018 roku – uważa, że bieda jest wynikiem lenistwa, a nie niesprawiedliwości i pecha.
Z 21 krajów przebadanych pod tym względem, tylko jeszcze Chile osiąga 20 proc., dziewięć z nich ma tutaj mniej niż 10 proc. pozytywnych odpowiedzi.
Leniuchy
Polacy mają więc nieco sprzeczne poglądy i potrzeby. Z jednej strony uważamy, że nierówności dochodowe są problemem i trzeba im przeciwdziałać. Z drugiej – uważamy, że biedni są leniwi. Skoro więc są leniwi – po co im pomagać? To pogląd często wyrażany przy okazji programu 500 plus. Szczególnie na początku istnienia programu często słyszeliśmy, że wspiera on „patologię” i lenistwo. Okazało się, że wsparcie w postaci 500 złotych na dziecko nie spowodowało masowej dezaktywizacji na rynku pracy. Ale podobne poglądy okazują się istotne, gdy mówimy o progresywnym opodatkowaniu.
Tutaj też poparcie dla tego rozwiązania jest stosunkowo niskie – 54 proc. To ponad połowa, ale ponownie, z 21 krajów to tym razem prawie najniższy wynik. Mniej chętni są tylko Estończycy z 52 proc. Portugalczycy i Grecy popierają progresywne podatki w 80 proc.
Poparcie to może zmieniać się w czasie. W krajach, gdzie ludzie deklarowali trudności spowodowane pandemią COVID-19, zwolenników progresywnych podatków przybywało. W Chile, gdzie problemy związane z pandemią (zdrowotne lub ekonomiczne) deklarowało 86 proc. ludzi, poparcie dla progresji podatkowej wzrosło o 5 proc., a z całości badania wynika jasny trend w tę stronę. Polacy jednak, pomimo bardzo trudnych doświadczeń z pandemią, deklarują problemy rzadziej niż inni. Stąd też rzadziej niż inni uważamy, że potrzebujemy pomocy państwa. Poradzimy sobie. No, chyba że akurat jesteśmy w jednej czwartej Polaków, których uważamy za leniwych.
Trzeba zmienić definicje solidarności. Czyli nie może to być akcja typu zabieramy bogatym, którzy często wypruwali sobie flaki na początku i często robią to dalej. Solidarność musi być uczciwa, a taka nie jest.
Prawdziwa solidarność oznaczałaby dostarczenie nizinom społecznym świetnego wykształcenia, edukacja w tym kraju musi w końcu przygotowywać do życia, a to oznacza totalną zmiane programu, podwyższenie jakości nauczania i niestety wymagań.
Solidarność oznacza też pomoc dla małych i średnich przedsiębiorców, bo duzi sobie poradzą. W Polsce ani nie ma edukacji ani nie ma gospodarki wolnorynkowej. W Polsce jak w Meksyku rządzą kartele, tyle że u nas kartelami kierują politycy. Dlatego uważam że na początek połowe polskiej klasy politycznej należy ustawić pod murem i rozstrzelać, tą która siedzi najwyżej od 1989roku. Czekam na wojne, która zrobi z nimi porządek.
Progresywne podatki to złodziejstwo. System podatkowy powinien być prosty, bez żadnych ulg, a stawka podatku dochodowego jednakowa dla wszystkich, ale z wysoką kwotą wolną, tak aby mniej zamożni nie ponosili kosztów działania państwa. To jest jedyny sprawiedliwy system, każdy inny sprawia, że lepiej zarabiający starają się ukryć dochody i w rezultacie zmniejszają się wpływy do budżetu.
Nie tylko prosty a ograniczony do 50% podatk wlacznie z wszystkim czy emerytura czy jakies ubespieczenie czy naprawa drog. Po co mi panstwo po co mi spolecczenstwo kiedy jestem niewolnikiem i musze 30 lat za dom splacac ktory postawia w 3 dni i odbieraja 90% od zarobku. Dziwi mie od zawsze jacy ludzie glupi ktorzy sie na taki system zgadzaja i nie widza ze do podatkow ktore im odbieraja(ile to w Polsce jest 20-40% ?) dochodzi VAT, podatek za paiwo, za energie, za grunt, za desz, za alkohol… kazde clo ktore sie placi to tez podatek. Niektore podatki placi sie podwojnie jak na energiie bo producent przeklada wszystkie swoje podatki na nas. Wspanialy podatek za kk tez trzeba wymienic.:) Wszystkie oplaty jak na emeryture czy zdrowie trzeba normalnie tez liczyc jako podatek. Plus sztucznie zawyzone oplaty za wode i smieci. Jestesmy zmuszeni by wiekszosc naszego zycia spedzac w niewoli a nie w gronie rodziny i przyjaciol jak sie nalerzy i powinno byc naturalne. Czlowiekowi w naturze bez spoleczenstwa starcza 4h pracy dziennie spokojnie by zyc. Teraz mamy technologie i jeden czlowiek potrafi produkowac zywnosci az na 10tys ludzi, wszystko idzie szybciej i lepiej budowac a my musimy wiecej pracowac niz wczesniej. A mamy tylko jedne zycie. Ludzie tych ktorzy sie z tym systemem nie zgadzaja wyzywaja leniami, lewakami. Glupota nie zna granic.Ludzie lubia byc niewolnikami i oszukiwani bo pomyslec i sie bronic to widocznie cziezsza robota niz cale zycie zapierdziel na dwa etaty. A pozniej po calej charowce zyciowej sporo zdycha itak z plutnem w kieszeni. No ale nie byli leniami.
Nie jesteś niewolnikiem. Nie wiesz co to niewolnictwo i zawdzięczasz to tylko i wyłącznie państwu i społeczeństwu które cię chronią, nie sobie.
Nie ludzie są głupi tylko anarchiści. Wszyscy anarchiści to osoby mało inteligentne, chore psychicznie albo fanatycy, zdarzają się też całkiem często wszystkie trzy z wymienionych. Ludzie którym wydaje się że np. propagandą i emocjami zastąpią kalkulację. Magiczne myślenie o gospodarce połączone z postawą życzeniową od rzeczywistości.
Wasza ideologia to XIX-wieczny anarchronizm, wypróbowany setki razy (ostatnio w Kurdystanie syryjskim) i zawsze kończący się porażką. Jednak czego oczekiwać od ludzi, którzy są w stanie wyznawać wewnętrznie sprzeczną ideologię – na pewno nie rewizji poglądów przez porównanie faktów.
To jest wasza religia, rozumiesz? Wierzycie w nią tak samo głupio jak chrześcijanie w Pana Jezusa i w ten sam sposób prowadzi was to do przyjmowania szkodliwych i sprzecznych z rzeczywistością przekonań, jak antyszczepionkowość i antyatomowość.
Jeszcze jedna kadencja pisowców i te wszystkie krzywe na wykresach będą równoległe. Z jednym wyjątkiem Politycznych kacyków! Nie będzie podziału na miasto i wieś ale na II sort i nasi czyli pisowczycy! Może histeryzuję ale gołym okiem widać kogo ten rząd foruje! Klasę średnią wyprzedzą pisowscy emeryci i głáby kapuściane co to całe życie nosili laptopa za posłem! Widzę to np po emerytach. Moją żonę em.nauczycielkę zaczynają doganiać koleżanki które przepracowały raptem kilka miesięcy. Mnie z kolei pewien Prezes Wszystkich Prezesów nazwał cwaniakiem bo po ponad 50 latach pracy mam emeryturę przekraczającą netto 5tys.złotych i należy mi ją obniżyć! No powiedz mi chłopie czy to nie ciule! Pracuj dłużej czy może opierdzielaj się bo Jarek ci dopłaci abyś tylko głosował na PiS! A to Polska właśnie! Jarek przeproś i odpi….dol się od mojej emerytury! Nie ty głąbie ją wypracowałeś!
w czasach pocovidowych experci przeszli na zdalne, a najbogatsze firmy z całego świata biją się o nich i są w stanie dużo zapłacić. programista mieszkający w Polsce może zarabiać np. norweskie pieniądze co daje mu np pensję typu 40tys zł na miesiąc 🙂 doświadczony programista w polsce zarabia już średnio 25tys zł/msc. Początkujący 6-9 tysięcy, średnio doświadczony 10-18 tys. wystarczy spojrzeć na oferty na takich stronach jak justjoinit. Polski rząd nigdy nie bedzie w stanie płacić tyle budżetówce i nigdy nie dogodni "konkurencji" w postaci zagranicznych firm, które zatrudniają sobie kogo chcą skąd chcą
Nie wiem skąd to wytrzasnąłeś. Przeciętnie programista w Polsce zarabia 4000-5000 zł na rękę, z 15-letnim stażem pracy może osiągnąć zarobki rzędu 12 tysięcy na B2B. To się nie zmieniło i nikt w Norwegii nie zatrudnia Polaków zdalnie.
Polska nie jest krajem w którym zarobki zależą w sposób naturalny od nakładów pracy. Ogromna grupa pośród wysokouposazonych to osoby uprzywilejowane zeszmacenie wobec rządzącej mafi PiS+KRK lub jej członkowie. Od jej analizy należy zacząć dyskusję. Porównywanie skorumpowanej, mafijnej Polski z wielu państwami UE nie znajduje żadnego uzasadnienia.
PS artykuł tym bardziej nie ma sensu, że dotyczy okresu przed 2009.
Zróbcie jakiekolwiek szczere wywiady z losowo wybranymi osobami trwale bezrobotnymi. Najczęściej przyczyną tego stanu rzeczy jest niechęć do poszukiwania pracy, wywołana przyzwyczajeniem do niewymagających wysiłku metod pozyskiwania środków na życie (pasożytowanie na rodzinie i opiece społecznej), brak samodzielności i specyficzna mentalność typu "nie da się". Pomijam oczywiście osoby niepełnosprawne bo to inny temat.