0:00
0:00

0:00

Czy „Solidarność” układa się z rządem i celowo osłabia protesty budżetówki? „My niczego nie osłabiamy i z nikim się nie układamy – mówi Edyta Odyjas z „S" pracowników sądów. – Chcemy po prostu wywalczyć pieniądze, które są szansą dla naszych ludzi. Ja chcę, żeby ludzie mieli święty spokój, mogli spokojnie pracować i nie musieli wychodzić na ulicę".

Wielu pracowników jest jednak podejrzliwych. "Praktycznie w każdym sektorze budżetówki, który strajkuje, pojawia się »Solidarność« i postulaty są obniżane. Podejrzewamy, że jakieś ustalenia mogły zapaść podczas spotkania szefa »S« Piotra Dudy z Jarosławem Kaczyńskim” – mówi OKO.press pracownica sądu z Nowej Huty.

Podejrzenia nie są bezpodstawne. „Skoro w praktyce kwestie pracownicze i socjalne reguluje się w Polsce na podstawie ustaw, a nie układów, to centrale związkowe starają się wpływać na tworzenie prawa poprzez alianse z partiami politycznymi” – tłumaczy „Gazecie Prawnej" prof. Jerzy Wratny, kierownik zakładu prawa pracy i zabezpieczenia społecznego resortowego Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Alians „Solidarności” i rządu daje związkowi przewagę w negocjacjach nad innymi związkami, ale zmusza do ustępstw i osłabia wiarygodność.

„Przy braku struktur i wielu niedoskonałościach dialogu społecznego, polskie związki zawodowe często szukały bezpośredniego kontaktu z partiami politycznymi. To z kolei okazało się mieczem obosiecznym: z jednej strony zapewniło im w jakimś, choć bardzo ograniczonym zakresie, dostęp do decydentów, ale z drugiej często uzależniało je od partii politycznych. Partie były zwykle w tych »duetach« silniejszym partnerem i to one ostatecznie decydowały o tym, jakie rozwiązania wprowadzano w życie” – tłumaczyła niedawno „Nowemu Obywatelowi” Magdalena Bernaciak, ekspertka Europejskiego Instytutu Związków Zawodowych.

Zjazd z 1000 zł

O tym, że „Solidarność” i trzy inne związki obniżyły żądania podwyżki z 1000 zł do 450 zł, wielu pracowników sądów i prokuratury dowiedziało się z Facebooka. Jeśli tylko doczytali do końca długi opis wydarzenia, które 5 marca 2919 odbyło się na ulicach Warszawy - „Ostatki u Premiera: Manifestacja Pracowników Sądów i Prokuratury”.

Zaskoczone były również związki zawodowe tej grupy pracowników budżetówki, które z „Solidarnością” oraz pozostałymi związkami podpisały 17 stycznia międzyzwiązkowe Porozumienie o współpracy, sile w jedności i żądaniu 1000 zł podwyżki. Pod tym hasłem protestowano od grudnia 2018 roku.

Po manifestacji 5 marca wręczono wiceministrowi z Kancelarii Premiera Pawłowi Szrocie i wiceministrowi sprawiedliwości Michałowi Wójcikowi znacznie niższe postulaty, nieuzgodnione z resztą związków.

„Uznaliśmy 650 zł [450 zł + przyznane już 200 zł podwyżki] za racjonalniejszy postulat, możliwy do zrealizowania” – mówiła Edyta Odyjas, szefowa MOZ NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa.

Związki, które pominięto przy ustalaniu nowych postulatów, czują się oszukane. "Wielu pracowników jest wściekłych, rozgoryczonych. Dzwonią, chcą wyjaśnień" – mówiła Justyna Przybylska, przewodnicząca Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Ad Rem”.

„Łączy nas wspólny cel i liderzy nie powinni tracić go z pola widzenia. Kiedy nie działamy razem, reprezentując 50 tysięcy pracowników wymiaru sprawiedliwości, łatwiej nami rozgrywać” - mówi Jacek Skała, przewodniczący ZZ Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.

„To żadna nowość. Praktycznie w każdym sektorze budżetówki, który strajkuje, pojawia się »Solidarność« i postulaty są obniżane” – mówi OKO.press pracownica sądu z Nowej Huty.

Grudniowe (nie)porozumienie

Pracownicy sądów i prokuratury podwyżek domagają się od lat. „Sytuacja jest skandaliczna. Jesteśmy przepracowani, spada na nas coraz więcej obowiązków, a płace stoją w miejscu. Ludzie robią, co mogą, niektórzy dorabiają, np. sprzątając podłogę w salonie fryzjerskim” – mówi Przybylska.

Przeczytaj także:

W grudniu pracownicy sądów i prokuratury masowo „dbali o zdrowie” idąc na L4. W wielu miastach organizowano też protesty oraz tzw. śniadania sądowe. Pracownicy prokuratury wysyłali do premiera czerwone kartki. Masowo występowano do pracodawców o zgodę na dodatkowe zatrudnienie w dyskontach (wielu pracowników sądów jest zmuszonych do podejmowania drugiej pracy, żeby dorobić).

8 grudnia Ministerstwo ogłosiło, że zawarto porozumienie: od stycznia podwyżki o ok. 200 zł brutto i jednorazowa nagroda w wysokości 1000 zł + ok. 500 zł według uznania dyrektora. Zadowolony z porozumienia był tylko wiceminister Wójcik.

„To był moment największej eskalacji tej akcji, byliśmy na krawędzi paraliżu sądów. Tym porozumieniem udało mu się spacyfikować protesty. A my byliśmy wściekli na związki, że pojechali sobie na herbatkę z ministrami i nic nie załatwili” – mówi pracownica sądu z Nowej Huty.

Współpraca

„Widzieliśmy, że między związkami są tarcia, że działania nie są skoordynowane, a przecież w walce o realizację postulatów potrzeba jedności i wspólnego stanowiska. Dlatego wyszliśmy z inicjatywą zakopania podziałów w związkach sądowych i zawarcia porozumienia” – mówi OKO.press Jacek Skała.

W dokumencie z 17 stycznia podpisanym przez 9 związków zawarto trzy wspólne postulaty: m.in. podwyżki o 1000 zł w 2019 roku oraz zapewnienie rozwiązań systemowych gwarantujących sprawiedliwe kształtowanie wynagrodzeń w przyszłości.

Uczestnicy porozumienia deklarowali: „Zebrani przedstawiciele związków zawodowych wymiaru sprawiedliwości zgodnie deklarują ścisłą współpracę, której celem będzie przełamanie impasu w walce o godne płace pracowników [...]”

„Tylko jednolite stanowisko wszystkich związków, które reprezentują interesy ponad 50 tys. urzędników i innych pracowników doprowadzić może do poprawy katastrofalnej sytuacji ekonomicznej i zapewnienia bezpiecznego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w nadchodzących miesiącach”.

Pod Porozumieniem podpisuje się MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa, Związek Zawodowy Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP w Warszawie, NSZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP w Poznaniu oraz ZZ Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP i NSZZ „Ad Rem” i cztery mniejsze związki lokalne.

Piotr Duda: nie zawierać porozumień

W oficjalnym stanowisku "Solidarności" z 7 lutego czytamy: „Piotr Duda odniósł się do podejmowanej przez niektóre struktury związkowe »Solidarności« współpracy z innymi centralami związkowymi. Podkreślił, że NSZZ »Solidarność« prowadzi własną akcję protestacyjną według swojego harmonogramu. Dotyczy to także struktur regionalnych i poszczególnych branż.

Nie ma zatem zgody »Solidarności« na zawieranie porozumień z innymi centralami związkowymi (na wszystkich poziomach organizacyjnych Związku)".

26 lutego doszło do spotkania szefa krajowej „Solidarności” Piotra Dudy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Kuluarowe negocjacje w siedzibie partii na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie zakończyły się tajemniczym porozumieniem.

Z informacji „Gazety Prawnej” wynika, że Jarosław Kaczyński także naciskał, by członkowie oświatowej „Solidarności” nie przystępowali do porozumień strajkowych z innymi związkami zawodowymi. Zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnym.

„»Solidarność« w dość otwarty sposób zbliża się do Prawa i Sprawiedliwości, ale to, w jaki sposób PiS realizuje cele społeczne, jest w bardzo małym zakresie kształtowane przez związek. To jest po prostu polityka PiS-u postępującego w myśl zasady »wiemy, co jest dla was dobre; owszem czegoś tam słuchamy, ale to my decydujemy i mamy ostatnie słowo«” - podkreśla Magdalena Bernaciak, ekspertka Europejskiego Instytutu Związków Zawodowych.

Koniec współpracy

5 marca przez Warszawę przechodzi manifestacja pracowników sądów i prokuratury. Organizatorem wydarzenia jest „Solidarność”, współorganizują je też: Związek Zawodowy Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP, NSZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP w Poznaniu. Trochę później niż reszta do organizatorów dołącza również NZZ Pracowników Sądów Rejonowych w Łodzi.

Żądają 450 zł podwyżki (czyli 65o zł razem z poprzednią podwyżką) i wpisania do ustawy mnożnikowego systemu wynagradzania, który zagwarantuje sprawiedliwe kształtowanie płac pracowników sądów i prokuratury w przyszłości.

Dlaczego 650 zł zamiast 1000?

"Jesteśmy realistami. Jeżeli jako centrala z góry widzimy realną możliwość i uderzając w argument dyskryminacji [na tle innych grup zawodowych] możemy otrzymać te środki dla naszych ludzi, to dlaczego nie mam mówić o realnych kwotach?” – mówi OKO.press Edyta Odyjas. - „Ile osób protestowało pod KPRM ostatnich latach? Kto został przyjęty do środka? A kto w przedsionku? My byliśmy przyjęci do środka i rozmawiano z nami konstruktywnie".

Nie organizowali, nie mają głosu

Z czyjej inicjatywy wyszła zmiana postulatu? „Doszliśmy do tego wspólnie" – deklaruje działaczka jednego ze związków, które przyłączyły się do organizowanego przez "Solidarność" protestu. Reszta związków i pracownicy o zmianie dowiedzieli się z Facebooka. Wydarzenie „Ostatki u premiera” Solidarność stworzyła 11 lutego.

Dlaczego zmiany nie negocjowano z resztą związków? „Wiadomo, że postulaty przygotowują osoby, które organizują manifestację. Tamte związki nie organizowały, więc nie mogą przedstawiać postulatów” – tłumaczy związkowczyni.

Szefowa „Solidarności” pracowników sądów używa tego samego argumentu. „Każdy miał prawo i możliwość przystąpienia i porozmawiania z nami na temat manifestacji” – mówi.

Jednak ZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości, NSZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości w Poznaniu oficjalnie (uchwałą) przyłączyły się do organizowania protestu w lutym, a nad postulatem debatowano już w grudniu.

„Myśmy nie ukrywali naszych postulatów, ale trudno, żebym w grudniu uprzedzała wszystkie media i polityków, że będę wychodziła na ulicę, wykorzystując artykuł 221 Konstytucji i walczyć o mnożnikowy system wynagradzania, jak jeszcze w grudniu pracowaliśmy nad ustawą. To są nasze wewnętrzne spotkania i rozmowy” – mówi Edyta Odyjas z „S".

Dlaczego nie działano wspólnie? „Ustawa o związkach zawodowych mówi o niezależności..." – tłumaczy Odyjas.

A co ze współpracą?

„To tak jakby kucharka upiekła pyszny tort, zaprosiła inne kucharki, a potem kilka stwierdziło – to weźmiemy i obdzielimy naszych gości, chociaż nic nie zrobiłyśmy. Jest różnica między uczestniczeniem a współorganizowaniem — czyli dzieleniem kosztów. My podjęliśmy działania jeszcze w grudniu".

„Powiedziano nam, że chcemy ukraść protest. My chcieliśmy tylko zachować jedność, tego oczekują od nas pracownicy" – mówi Justyna Przybylska ze związku Ad Rem. – "O postulacie 450 zł dowiedzieliśmy się z Facebooka. Część pracowników zauważyła, część nie. Ja wolałam tego nie komentować, nie chciałam osłabiać protestu. Byliśmy gotowi się przyłączyć i współfinansować manifestację, jeśli Porozumienie Związków obejmie patronat nad wydarzeniem. Zależało nam na jedności".

Związek Ad Rem wydał komunikat, w którym zaprosił i do wyjazdu do Warszawy i do udziału w lokalnych manifestacjach.

25 lutego odbywa się głosowanie nad wnioskiem o objęcie patronatu. Z informacji OKO.press wynika, że wszyscy oficjalni organizatorzy protestu, łącznie z „Solidarnością”, głosowali przeciw. „Solidarność” nie chce tego komentować.

"Solidarność" osłabia inne grupy zawodowe

Solidarność jest w ostatnim czasie krytykowana przez wiele protestujących grup za wyłamywanie się ze wspólnego stanowiska albo przejmowanie roli głównego negocjatora.

Nauczyciele

Po spotkaniu na Nowogrodzkiej szef oświatowej Solidarności Ryszard Proksa deklarował: „Mamy 5 proc. od stycznia i 5 proc. od września, a teraz, po poniedziałkowej rozmowie z Anną Zalewską, czekamy na kolejną piątkę”. Dla rządu postulat "Solidarności" był mniej kosztowny niż to, czego oczekuje ZNP (1000 zł podwyżki).

ZNP oskarżyło wtedy szefa oświatowej "Solidarności" o zredukowanie oczekiwań płacowych do ok. 120 - 160 zł brutto.

"Jeszcze w styczniu sztab protestacyjno-strajkowy KSOiW NSZZ „Solidarność” żądał nie mniej niż 650 zł od 1 stycznia 2019 i kolejne 15 proc. od 1 stycznia 2020 roku, grożąc akcją protestacyjną w trakcie egzaminów w przypadku niespełnienia tych postulatów" – pisał Sławomir Broniarz, szef ZNP.

"Skoro przewodniczący związku zawodowego rozmawia o warunkach w siedzibie rządzącej partii z pominięciem Rady Dialogu Społecznego i innych stron sporu, to mamy tu do czynienia ze zwykłą ustawką.

W tym kontekście ciekawe są ostatnie wydarzenia w Krakowie i okupacja przez działaczy sekcji oświaty »S« małopolskiego kuratorium oświaty, którą niektórzy interpretują jako próbę ratowania twarzy, inni – jako rozłam w »Solidarności«".

Pielęgniarki

„Solidarność” zakwestionowała porozumienia pielęgniarek i rezydentów z rządem. Powód? Nie uczestniczyła w ich zawieraniu. Maria Ochman, przewodnicząca „Solidarności” ochrony zdrowia groziła wtedy: „Solidarność chce przywrócenia zasad dialogu społecznego w ochronie zdrowia, które zostały – i tutaj panuje zgoda między »S«, OPZZ i pracodawcami – naruszone, a nawet złamane przez ministra. Jeśli do spotkania nie dojdzie (lub jeśli nie przyniesie ono rezultatów satysfakcjonujących »S«), związek zapowiada akcję protestacyjną w ochronie zdrowia”.

LOT

"Solidarność" milczała, kiedy prezes państwowej spółki LOT zwolnił dyscyplinarnie stewardesy i pilotów, a protestujących pracowników obciążano milionowymi kwotami kosztów za odwołane rejsy samolotów.

W 2016 roku Stefan Malczewski, wieloletni szef zakładowej organizacji „Solidarności” został członkiem zarządu ds. korporacyjnych. Od tamtej pory polityka związku uległa drastycznej zmianie. Na posiedzeniu sejmowej Komisji Infrastruktury chwalił zatrudnianie personelu na umowach śmieciowych i przejście pilotów na umowy oparte na działalności gospodarczej.

– Ma to mianowicie służyć temu, żeby przy takich samych kosztach budżetowych ponoszonych na wynagrodzenia w kieszeniach osób przyjmowanych w ten sposób poprzez spółkę LOT Crew pozostawało więcej pieniędzy netto – tłumaczył Malczewski.

Listonosze

Na solidarność „Solidarności” nie mogą też liczyć protestujący listonosze, którzy walczą o podwyżki. W obronie członka „S” Klaudiusza Wieczorka, lidera śląskiego protestu zwolnionego dyscyplinarnie „Solidarność” nawet się nie zająknęła. Zarzut krytykowania "S" pojawia się nawet w pozwach, które przeciwko niepokornym pracownikom składa Poczta.

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze