0:000:00

0:00

"Korekta płci nie jest naszą fanaberią" — pisała w 2015 roku Joanna Żalek, transpłciowa kobieta w liście do parlamentarzystów i prezydenta, prosząc o przyjęcie ustawy uproszczającej procedurę uzgodnienia płci.

Dziś, zgodnie z przyjętą linią orzeczniczą, zmiana oznaczenia płci w dokumentach (z męskiej na żeńską lub odwrotnie) uzależniona jest od zawiłego procesu diagnostycznego. Trzeba uzyskać opinię seksuologa, psychiatry i psychologa potwierdzających transpłciowość oraz rozpocząć terapię hormonalną. Dopiero po zgromadzeniu obszernej dokumentacji, można wejść na drogę sądową, czyli — niezależnie od wieku — pozwać rodziców, za to że źle określili płeć dziecka po urodzeniu. Jeśli rodzice nie żyją, sprawę przejmuje kurator.

Postępowania często ciągną się latami ze względu na nieakceptującą, wrogo nastawioną rodzinę. Procedury opóźniają też sami sędziowie, którzy wnioskują o powtórzenie procesu diagnostycznego.

Dzięki inicjatywie posłanki Anny Grodzkiej i Fundacji Trans-Fuzja po niemal 30 latach życia w prawnej próżni, pojawiła się realna szansa na uregulowanie statusu osób transpłciowych. Ustawa o uzgodnieniu płci miała wejść w życie 1 stycznia 2016 roku.

Ale nie weszła, bo pierwszą decyzją nowo wybranego prezydenta Andrzeja Dudy było jej zawetowanie.

Prace nad projektem toczyły się od 2013 roku. Finalnie ustawa przez rządzącą większość PO-PSL została znacznie okrojona. Najważniejszym elementem było wykreślenie konieczności wytaczania procesu przeciwko rodzicom.

Sprawy o uzgodnienie płci miały być rozstrzygane przez sąd w trybie nieprocesowym, na podstawie orzeczeń lekarskich. Do orzekania miał być uprawniony tylko jeden sąd w kraju - Sąd Okręgowy w Łodzi, który od lat przodował w tempie procedowania podobnych postępowań.

Osią krytyki ustawy były homofobiczne fantazje o tym, że stanie się ona furtką do legalizacji małżeństw jednopłciowych. Skoro łatwiej bowiem będzie uzgodnić płeć, to osoby będę przechodzić procedurę tylko po to by zniszczyć wzorzec tradycyjnej rodziny — argumentowało polityczne zaplecze prezydenta.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński tuż przed wyborami parlamentarnymi 2015 roku ustawę nazwał "dziwactwem i atakiem na rodzinę". I obiecywał, że jeśli PiS dojdzie do władzy Polska stanie się ostoją wolności, ale zgody na "przemiany obyczajowe" nie będzie. W kontekście dzisiejszej nagonki na osoby LGBT, słowa prezesa PiS sprzed lat wciąż brzmią aktualnie.

Finalnie ustawa o uzgodnieniu płci wróciła do Sejmu jeszcze przed wyborami 2015 roku, ale rządząca większość PO-PSL nie zdecydowała się na niekonserwatywny krok i jej przyjęcie. Opiekująca się projektem posłanka Joanna Mucha obiecała, że sprawę załatwią jak wygrają, w kolejnej kadencji.

Od tego czasu minęło prawie 5 lat. A prawa człowieka osób trans w Polsce cały czas są łamane.

***

"W słowniku moich rodziców nie ma słowa »gej«, jest »pedał«. Nie ma »osoby transpłciowej«, jest »dziwoląg«" — mówi Adam. Jako nastolatek planował przejść przez tranzycję bez ich wiedzy. Wyjechać jak najdalej i żyć po swojemu.

I tak też zrobił. Tuż po maturze, spakował walizki i przeniósł się kilkaset kilometrów na północ kraju. "Gdy odkryłem, jak wygląda proces korekty prawnej, sparaliżowało mnie".

Dzień po 20. urodzinach wysłał mamie smsa: "Czas powiedzieć o czymś, o czym pewnie każdy się mniej czy bardziej domyślał - nie jestem kobietą tylko mężczyzną. Siedzi to we mnie od zawsze i nie da się tego zmienić. Tak więc masz dwóch synów, a nie jednego. Mam nadzieję, że to uszanujesz".

W odpowiedzi dostał krótkie: "Domyślałam się".

"Po tej reakcji, myślałem, że nie będzie źle. Przeliczyłem się. Szantażowała mnie, że psychicznie tego nie udźwignie. Padały też obraźliwe słowa. Ale najmocniej utkwiło mi w głowie, gdy powiedziała, że »Prędzej się zabije niż pójdzie do sądu«. Kusiło mnie, by odpowiedzieć, że prędzej ja się zabiję niż dożyję starości używając złego imienia".

Adam od ośmiu miesięcy jest na terapii hormonalnej. Pozew przeciwko rodzicom to wciąż odległa perspektywa. "Potrzebuję conajmniej roku, by zgromadzić wszystkie niezbędne papiery. Ale nie wiem czy będę miał dość odwagi i sił, by w ogóle to zrobić. Przeraża mnie, co jeszcze mogę usłyszeć od matki. Kiedyś myślałem, że poczekam aż w Polsce pojawi się sensowna procedura. Jeśli nie, nie wykluczam, że z byciem w pełni sobą zaczekam do śmierci obojga rodziców. Choć równie mocno boję się, że jeśli nie zrobię tego dziś, to polski rząd, który straszy »ideologią LGBT«, w końcu wprowadzi prawo, które całkowicie zakazuje nam korekty prawnej".

***

Dla Krzyśka [imię zmienione] ustawa o uzgodnieniu płci to "być albo nie być". Pamięta, gdy po wecie prezydenta Andrzeja Dudy, projekt wrócił do Sejmu. Miał wtedy 26 lat.

"Z aktywistami Trans-Fuzji przyszliśmy na Wiejską, by oglądać prace Komisji. Zatrzymali nas przy biurze przepustek. Ponad godzinę czekaliśmy w napięciu. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. W końcu wyszła do nas posłanka PO Joanna Mucha, która opiekowała się projektem. Była bardzo przejęta. Pamiętam ciszę, która zapanowała, gdy rozłożyła ręce i wydukała: »Przykro mi«. Gdy wróciłem do domu zrozumiałem, że na kilka lat muszę odłożyć życie".

Krzysiek był w zawieszeniu cztery lata. W końcu zdecydował się na terapię hormonalną. "Przychodzi taki moment, że twoja psychika nie wytrzymuje, musisz iść do przodu".

Rodzice domyślają się, ale nikt o tym nie rozmawia. "Oboje są powyżej 70-tki, od 50 lat wychowują syna z niepełnosprawnością. Mój coming out pewnie odebraliby jako życiową porażkę. Nie chcę sprawiać im przykrości i zaciągać przed sąd. Poza tym, dlaczego jako osoba dorosła, w pełni niezależna, mam wplątywać rodziców w moje decyzje? To tak jakbym brał na nich kredyt. Polska procedura jest tak niehumanitarna, że w zasadzie czekam aż umrą, by to zrobić".

Życie na niedopasowanych papierach to nieustanny slalom. Przed każdą podróżą Krzysiek goli wąsy, ćwiczy wyższy głos i wymyśla scenariusze. Dziś powie, że jest chory. A może lepiej zawstydzić kontrolera i zagrozić, że pokaże piersi? "Gdy mam lepsze dni, czuję się jak aktor. »Proszę pana, no jak pan śmie, przecież jestem kobietą!«".

Ale są też momenty, gdy frustracja i upokorzenie przygniatają. "Raz stałem w długiej kolejce do sklepu. Kupowałem wino. Kasjerka spytała o dowód. Wręczyłem jej dokument, a ona zawołała kierownika. Za mną z nogi na nogę przestępowali sfrustrowani klienci. Pytam czy jest jakiś problem. W końcu kierownik wypala: »Ale to nie pana dowód«. Wszyscy gapią się na mnie, a ja wybucham płaczem i pytam czy na prawdę mam zdjąć majtki i udowadniać im kim jestem. Gdy zatrzymuje mnie policja, to nie boję się, że dostanę mandat, tylko myślę o problemach z dokumentami. Może to brzmi głupio, ale tak wygląda nasza codzienność".

***

Olek ma 25 lat. W domu przeszedł piekło, ojciec znęcał się nad nim fizycznie i psychicznie, ale sąd nie odebrał mu praw rodzicielskich. "Gdy miałem 20 lat próbował mnie udusić. Policja wyprowadzała go w kajdankach. Jak to możliwe, że taki człowiek wciąż może mieć wpływ na moje życie?". Od 5 lat dzieli ich sądowy zakaz zbliżania się oraz niezakończona sprawa o znęcanie.

Olek przeprowadzał się nie raz. Gdyby ojciec wiedział, gdzie mieszka, byłby w niebezpieczeństwie. "Ostatnio zrozumiałem, że robię wszystko, żeby opóźnić diagnostykę. Gdy ją skończę, będę mógł złożyć pozew. Ale myśl o spotkaniu z ojcem przeraża mnie. To niesprawiedliwe, że po tym wszystkim, co zrobił, ma prawo decydować o mnie, a więc i utrudniać mi życie. Nie mówiąc nawet o tym, że gdyby poznał mój adres, znów wróciłby permanentny strach".

Z nawigowaniem ze złymi dokumentami radzi sobie raz lepiej, raz gorzej. "Większość wspólpracowników nie wie, że jestem trans, więc wszystkie papiery podpisuję ukradkiem. Gdy płacę kartą, zakrywam kciukiem imię, żeby się nie wydało". Najtrudniejsze są wizyty u lekarzy. "Gdy słyszysz w przychodni wykrzyczane pytanie: »Pan to jest pani?«, masz ochotę zapaść się pod ziemię. Ale zdarzyło mi się też spotkać ginekologa, który chciał mnie wyleczyć. Podał mi nawet nazwisko księdza, który może mi »pomóc«".

Dziś boi się rozprawy jeszcze bardziej niż kiedyś. Wszystko, co przeżył nauczyło go braku zaufania do sądów. "Jak zaczęła się nagonka na »ideologię LGBT«, mój poziom stresu mniejszościowego poszybował poza skalę. Boję się, że decyzja o moim życiu będzie uzależniona nie tylko od przemocowego ojca, ale też od poglądów politycznych sędziego".

***

"Już jakiś czas temu ojciec powiedział mi, że ma tylko jedno dziecko, czyli nie mnie" — mówi Tymon. "W sądzie i tak się spotykamy, bo pozwał mnie o alimenty. Boję się, że także w sprawie o korektę prawną, będzie chciał utrudnić mi życie. Nie chcę, żeby sprawa ciągnęła się lata, więc póki co odkładam decyzję o pozwie".

Rodzice to najczęstsza bariera, która stoi przed osobami transpłciowymi. "Najdłuższe postępowanie, w którym uczestniczyliśmy, trwało ponad cztery lata. Rodzice robili wszystko, żeby wykazać, że ich 40-letnie dziecko jest chore psychicznie" — opowiada Edyta Baker, prezes Fundacji Trans-Fuzja.

Ale dla innych nawet najbardziej wspierająca rodzina, nie wystarcza, by wejść na drogę sądową. "Nie chcę przez kilka lat mieć dodatkowe pół etatu, które polega na batalii przed sądem" — mówi Kuba. "Nie wyobrażam sobie też odpowiadać po raz kolejny na pytania, które słyszałem w procesie diagnostyki. O to jak się masturbuję czy z kim sypiam. To okrutna i niepotrzebna inwazja w prywatność".

***

O tym, jak może potoczyć się rozprawa przekonał się Gabriel. Sędzia, mimo przychylnego nastawienia, postanowiła powołać biegłych. "Nie wiem, po co sprawdzać po raz kolejny czy jestem, tym kim jestem, skoro wraz z pozwem złożyłem pełną dokumentację medyczną".

Opinia psychiatryczna przebiegła standardowo, ale spotkanie z psychologiem i seksuologiem, było traumą. "Co lubię w łóżku, czy jako dziecko widziałem jak dorośli uprawiają seks, czy widziałem jak zwierzęta uprawiają seks, czy mam skłonność do nekrofilii, a może ktoś kiedyś się przed mną obnażył" — wylicza Gabriel. Na końcu biegłe zapytały o historię nadużyć seksualnych. "Odpowiedziałem, że tak. I wtedy wydarzyła się najgorsza rzecz. Jedna z nich, żeby sprawdzić, czy na pewno jestem w 100 proc. heteroseksualny,

spytała czy podobało mi się jak mnie gwałcił".

W sprawie Gabriela interweniowała Fundacja Trans-Fuzja. Choć biegli potwierdzili transpłciowość chłopaka, to zalecili, by sędzia wstrzymał się z uzgodnieniem płci do czasu zakończenia terapii i przejścia tzw. testu realnego życia.

„I tu pojawia się kolejny problem. Biegli sądowi, szczególnie w mniejszych ośrodkach miejskich, być może są ekspertami od przemocy seksualnej, ale przeważnie nie mają pojęcia o transpłciowości. Najczęściej prezentują wiedzę encyklopedyczną sprzed 50 lat. Wtedy faktycznie test realnego życia, który polega na wciskaniu osoby trans w stereotypowe role męskie lub żeńskie i w ściśle określoną ścieżkę postępowania, był metodą diagnostyczną. Ale wtedy też homoseksualność uznawana była za chorobę i niektóre kraje leczyły ją elektrowstrząsami” — tłumaczy Edyta Baker.

Od niedawna do postępowań zaczęli też przyłączać się prokuratorzy. „To pokazuje, że musiał iść nakaz z góry, żeby przyglądali się sprawom. Póki co, tylko się nudzą. Nie słyszeliśmy, by zakwestionowali powództwo, ale prędzej czy później, z tą władzą, możemy spodziewać się, że procedurę zatamuje albo ideologiczny prokurator albo sędzia” — dodaje Baker.

***

Fundacja Trans-Fuzja już od 12 lat walczy o rozsądne przeprowadzenie procesu uzgodnienia płci. „Po to powstaliśmy i do tej pory nie wydarzyło się w Polsce nic, co spowodowałoby, że takie organizacje jak nasza, nie będą potrzebne” — mówi Edyta.

„Nie chodzi tylko o to, by zlikwidować absurdalny nakaz pozywania rodziców czy usunąć z procesu biegłych. Walczymy też o to, by proces prawny nie był uzależniony od drogi medycznej. Dlaczego lekarz ma orzekać o mojej tożsamości? Ciągle poruszamy się w świecie starych pojęć, które robią z nas osoby chore.

Logika, która stoi za polską procedurą jest taka: cierpimy na dolegliwość, idziemy do lekarza, który ją potwierdza i z tego tytułu należy nam się uzgodnienie płci. Nie, to powinien być akt woli.

Każdy z nas wie, kim jest. Takie sprawy powinniśmy załatwiać w urzędzie stanu cywilnego, w najgorszym wypadku – sporządzając akt notarialny”.

***

Dla wielu osób, z którymi rozmawiałem pracując nad tekstem, ustawa, którą Sejm przyjął w 2015 roku i którą do kosza wyrzucił prezydent Andrzej Duda, jest historią. "Co w niej było?", "Jak by nam to pomogło?" — pytali.

Ze statystyk Trans-Fuzji wynika, że w Polsce co roku przeprowadza się 40-60 spraw o uzgodnienie płci. Ale na tej podstawie nie da się zliczyć, ile osób transpłciowych żyje w Polsce. Wiele z nich, w obawie przed przemocą, żyje w ukryciu. O ich drodze wiedzą co najwyżej najbliższe osoby. Część z nich, można porównać do nieudokumentowanych migrantów. Reszta z całych sił walczy o uznanie, znosząc upokorzenie.

Są też tacy, dla których test z tożsamości, który muszą zdawać, jest zabójczy. 6 maja 2019 roku transpłciowa Milo zostawiła po sobie ostatni wpis na facebooku: "Przepraszam". Zanim popełniła samobójstwo pisała:

"Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób. Traktujących mnie, jakbym to wszystko wymyśliła i potrzebowała papierów, aby to udowodnić".

Ile osób nie zostawia wiadomości i umiera w poczuciu odrzucenia czy osamotnienia?

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze