„Korekta płci nie jest naszą fanaberią” — pisała w 2015 roku Joanna Żalek, transpłciowa kobieta w liście do parlamentarzystów i prezydenta, prosząc o przyjęcie ustawy uproszczającej procedurę uzgodnienia płci.
Dziś, zgodnie z przyjętą linią orzeczniczą, zmiana oznaczenia płci w dokumentach (z męskiej na żeńską lub odwrotnie) uzależniona jest od zawiłego procesu diagnostycznego. Trzeba uzyskać opinię seksuologa, psychiatry i psychologa potwierdzających transpłciowość oraz rozpocząć terapię hormonalną. Dopiero po zgromadzeniu obszernej dokumentacji, można wejść na drogę sądową, czyli — niezależnie od wieku — pozwać rodziców, za to że źle określili płeć dziecka po urodzeniu. Jeśli rodzice nie żyją, sprawę przejmuje kurator.
Postępowania często ciągną się latami ze względu na nieakceptującą, wrogo nastawioną rodzinę. Procedury opóźniają też sami sędziowie, którzy wnioskują o powtórzenie procesu diagnostycznego.
Dzięki inicjatywie posłanki Anny Grodzkiej i Fundacji Trans-Fuzja po niemal 30 latach życia w prawnej próżni, pojawiła się realna szansa na uregulowanie statusu osób transpłciowych. Ustawa o uzgodnieniu płci miała wejść w życie 1 stycznia 2016 roku.
Ale nie weszła, bo pierwszą decyzją nowo wybranego prezydenta Andrzeja Dudy było jej zawetowanie.
Przeczytaj o szczegółach ustawy
Prace nad projektem toczyły się od 2013 roku. Finalnie ustawa przez rządzącą większość PO-PSL została znacznie okrojona. Najważniejszym elementem było wykreślenie konieczności wytaczania procesu przeciwko rodzicom.
Sprawy o uzgodnienie płci miały być rozstrzygane przez sąd w trybie nieprocesowym, na podstawie orzeczeń lekarskich. Do orzekania miał być uprawniony tylko jeden sąd w kraju – Sąd Okręgowy w Łodzi, który od lat przodował w tempie procedowania podobnych postępowań.
Osią krytyki ustawy były homofobiczne fantazje o tym, że stanie się ona furtką do legalizacji małżeństw jednopłciowych. Skoro łatwiej bowiem będzie uzgodnić płeć, to osoby będę przechodzić procedurę tylko po to by zniszczyć wzorzec tradycyjnej rodziny — argumentowało polityczne zaplecze prezydenta.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński tuż przed wyborami parlamentarnymi 2015 roku ustawę nazwał „dziwactwem i atakiem na rodzinę”. I obiecywał, że jeśli PiS dojdzie do władzy Polska stanie się ostoją wolności, ale zgody na „przemiany obyczajowe” nie będzie. W kontekście dzisiejszej nagonki na osoby LGBT, słowa prezesa PiS sprzed lat wciąż brzmią aktualnie.
Finalnie ustawa o uzgodnieniu płci wróciła do Sejmu jeszcze przed wyborami 2015 roku, ale rządząca większość PO-PSL nie zdecydowała się na niekonserwatywny krok i jej przyjęcie. Opiekująca się projektem posłanka Joanna Mucha obiecała, że sprawę załatwią jak wygrają, w kolejnej kadencji.
Od tego czasu minęło prawie 5 lat. A prawa człowieka osób trans w Polsce cały czas są łamane.
***
„W słowniku moich rodziców nie ma słowa »gej«, jest »pedał«. Nie ma »osoby transpłciowej«, jest »dziwoląg«” — mówi Adam. Jako nastolatek planował przejść przez tranzycję bez ich wiedzy. Wyjechać jak najdalej i żyć po swojemu.
I tak też zrobił. Tuż po maturze, spakował walizki i przeniósł się kilkaset kilometrów na północ kraju. „Gdy odkryłem, jak wygląda proces korekty prawnej, sparaliżowało mnie”.
Dzień po 20. urodzinach wysłał mamie smsa: „Czas powiedzieć o czymś, o czym pewnie każdy się mniej czy bardziej domyślał – nie jestem kobietą tylko mężczyzną. Siedzi to we mnie od zawsze i nie da się tego zmienić. Tak więc masz dwóch synów, a nie jednego. Mam nadzieję, że to uszanujesz”.
W odpowiedzi dostał krótkie: „Domyślałam się”.
„Po tej reakcji, myślałem, że nie będzie źle. Przeliczyłem się. Szantażowała mnie, że psychicznie tego nie udźwignie. Padały też obraźliwe słowa. Ale najmocniej utkwiło mi w głowie, gdy powiedziała, że »Prędzej się zabije niż pójdzie do sądu«. Kusiło mnie, by odpowiedzieć, że prędzej ja się zabiję niż dożyję starości używając złego imienia”.
Adam od ośmiu miesięcy jest na terapii hormonalnej. Pozew przeciwko rodzicom to wciąż odległa perspektywa. „Potrzebuję conajmniej roku, by zgromadzić wszystkie niezbędne papiery. Ale nie wiem czy będę miał dość odwagi i sił, by w ogóle to zrobić. Przeraża mnie, co jeszcze mogę usłyszeć od matki. Kiedyś myślałem, że poczekam aż w Polsce pojawi się sensowna procedura. Jeśli nie, nie wykluczam, że z byciem w pełni sobą zaczekam do śmierci obojga rodziców. Choć równie mocno boję się, że jeśli nie zrobię tego dziś, to polski rząd, który straszy »ideologią LGBT«, w końcu wprowadzi prawo, które całkowicie zakazuje nam korekty prawnej”.
***
Dla Krzyśka [imię zmienione] ustawa o uzgodnieniu płci to „być albo nie być”. Pamięta, gdy po wecie prezydenta Andrzeja Dudy, projekt wrócił do Sejmu. Miał wtedy 26 lat.
„Z aktywistami Trans-Fuzji przyszliśmy na Wiejską, by oglądać prace Komisji. Zatrzymali nas przy biurze przepustek. Ponad godzinę czekaliśmy w napięciu. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. W końcu wyszła do nas posłanka PO Joanna Mucha, która opiekowała się projektem. Była bardzo przejęta. Pamiętam ciszę, która zapanowała, gdy rozłożyła ręce i wydukała: »Przykro mi«. Gdy wróciłem do domu zrozumiałem, że na kilka lat muszę odłożyć życie”.
Krzysiek był w zawieszeniu cztery lata. W końcu zdecydował się na terapię hormonalną. „Przychodzi taki moment, że twoja psychika nie wytrzymuje, musisz iść do przodu”.
Rodzice domyślają się, ale nikt o tym nie rozmawia. „Oboje są powyżej 70-tki, od 50 lat wychowują syna z niepełnosprawnością. Mój coming out pewnie odebraliby jako życiową porażkę. Nie chcę sprawiać im przykrości i zaciągać przed sąd. Poza tym, dlaczego jako osoba dorosła, w pełni niezależna, mam wplątywać rodziców w moje decyzje? To tak jakbym brał na nich kredyt. Polska procedura jest tak niehumanitarna, że w zasadzie czekam aż umrą, by to zrobić”.
Życie na niedopasowanych papierach to nieustanny slalom. Przed każdą podróżą Krzysiek goli wąsy, ćwiczy wyższy głos i wymyśla scenariusze. Dziś powie, że jest chory. A może lepiej zawstydzić kontrolera i zagrozić, że pokaże piersi? „Gdy mam lepsze dni, czuję się jak aktor. »Proszę pana, no jak pan śmie, przecież jestem kobietą!«”.
Ale są też momenty, gdy frustracja i upokorzenie przygniatają. „Raz stałem w długiej kolejce do sklepu. Kupowałem wino. Kasjerka spytała o dowód. Wręczyłem jej dokument, a ona zawołała kierownika. Za mną z nogi na nogę przestępowali sfrustrowani klienci. Pytam czy jest jakiś problem. W końcu kierownik wypala: »Ale to nie pana dowód«. Wszyscy gapią się na mnie, a ja wybucham płaczem i pytam czy na prawdę mam zdjąć majtki i udowadniać im kim jestem. Gdy zatrzymuje mnie policja, to nie boję się, że dostanę mandat, tylko myślę o problemach z dokumentami. Może to brzmi głupio, ale tak wygląda nasza codzienność”.
***
Olek ma 25 lat. W domu przeszedł piekło, ojciec znęcał się nad nim fizycznie i psychicznie, ale sąd nie odebrał mu praw rodzicielskich. „Gdy miałem 20 lat próbował mnie udusić. Policja wyprowadzała go w kajdankach. Jak to możliwe, że taki człowiek wciąż może mieć wpływ na moje życie?”. Od 5 lat dzieli ich sądowy zakaz zbliżania się oraz niezakończona sprawa o znęcanie.
Olek przeprowadzał się nie raz. Gdyby ojciec wiedział, gdzie mieszka, byłby w niebezpieczeństwie. „Ostatnio zrozumiałem, że robię wszystko, żeby opóźnić diagnostykę. Gdy ją skończę, będę mógł złożyć pozew. Ale myśl o spotkaniu z ojcem przeraża mnie. To niesprawiedliwe, że po tym wszystkim, co zrobił, ma prawo decydować o mnie, a więc i utrudniać mi życie. Nie mówiąc nawet o tym, że gdyby poznał mój adres, znów wróciłby permanentny strach”.
Z nawigowaniem ze złymi dokumentami radzi sobie raz lepiej, raz gorzej. „Większość wspólpracowników nie wie, że jestem trans, więc wszystkie papiery podpisuję ukradkiem. Gdy płacę kartą, zakrywam kciukiem imię, żeby się nie wydało”. Najtrudniejsze są wizyty u lekarzy. „Gdy słyszysz w przychodni wykrzyczane pytanie: »Pan to jest pani?«, masz ochotę zapaść się pod ziemię. Ale zdarzyło mi się też spotkać ginekologa, który chciał mnie wyleczyć. Podał mi nawet nazwisko księdza, który może mi »pomóc«”.
Dziś boi się rozprawy jeszcze bardziej niż kiedyś. Wszystko, co przeżył nauczyło go braku zaufania do sądów. „Jak zaczęła się nagonka na »ideologię LGBT«, mój poziom stresu mniejszościowego poszybował poza skalę. Boję się, że decyzja o moim życiu będzie uzależniona nie tylko od przemocowego ojca, ale też od poglądów politycznych sędziego”.
***
„Już jakiś czas temu ojciec powiedział mi, że ma tylko jedno dziecko, czyli nie mnie” — mówi Tymon. „W sądzie i tak się spotykamy, bo pozwał mnie o alimenty. Boję się, że także w sprawie o korektę prawną, będzie chciał utrudnić mi życie. Nie chcę, żeby sprawa ciągnęła się lata, więc póki co odkładam decyzję o pozwie”.
Rodzice to najczęstsza bariera, która stoi przed osobami transpłciowymi. „Najdłuższe postępowanie, w którym uczestniczyliśmy, trwało ponad cztery lata. Rodzice robili wszystko, żeby wykazać, że ich 40-letnie dziecko jest chore psychicznie” — opowiada Edyta Baker, prezes Fundacji Trans-Fuzja.
Ale dla innych nawet najbardziej wspierająca rodzina, nie wystarcza, by wejść na drogę sądową. „Nie chcę przez kilka lat mieć dodatkowe pół etatu, które polega na batalii przed sądem” — mówi Kuba. „Nie wyobrażam sobie też odpowiadać po raz kolejny na pytania, które słyszałem w procesie diagnostyki. O to jak się masturbuję czy z kim sypiam. To okrutna i niepotrzebna inwazja w prywatność”.
***
O tym, jak może potoczyć się rozprawa przekonał się Gabriel. Sędzia, mimo przychylnego nastawienia, postanowiła powołać biegłych. „Nie wiem, po co sprawdzać po raz kolejny czy jestem, tym kim jestem, skoro wraz z pozwem złożyłem pełną dokumentację medyczną”.
Opinia psychiatryczna przebiegła standardowo, ale spotkanie z psychologiem i seksuologiem, było traumą. „Co lubię w łóżku, czy jako dziecko widziałem jak dorośli uprawiają seks, czy widziałem jak zwierzęta uprawiają seks, czy mam skłonność do nekrofilii, a może ktoś kiedyś się przed mną obnażył” — wylicza Gabriel. Na końcu biegłe zapytały o historię nadużyć seksualnych. „Odpowiedziałem, że tak. I wtedy wydarzyła się najgorsza rzecz. Jedna z nich, żeby sprawdzić, czy na pewno jestem w 100 proc. heteroseksualny,
spytała czy podobało mi się jak mnie gwałcił”.
W sprawie Gabriela interweniowała Fundacja Trans-Fuzja. Choć biegli potwierdzili transpłciowość chłopaka, to zalecili, by sędzia wstrzymał się z uzgodnieniem płci do czasu zakończenia terapii i przejścia tzw. testu realnego życia.
„I tu pojawia się kolejny problem. Biegli sądowi, szczególnie w mniejszych ośrodkach miejskich, być może są ekspertami od przemocy seksualnej, ale przeważnie nie mają pojęcia o transpłciowości. Najczęściej prezentują wiedzę encyklopedyczną sprzed 50 lat. Wtedy faktycznie test realnego życia, który polega na wciskaniu osoby trans w stereotypowe role męskie lub żeńskie i w ściśle określoną ścieżkę postępowania, był metodą diagnostyczną. Ale wtedy też homoseksualność uznawana była za chorobę i niektóre kraje leczyły ją elektrowstrząsami” — tłumaczy Edyta Baker.
Od niedawna do postępowań zaczęli też przyłączać się prokuratorzy. „To pokazuje, że musiał iść nakaz z góry, żeby przyglądali się sprawom. Póki co, tylko się nudzą. Nie słyszeliśmy, by zakwestionowali powództwo, ale prędzej czy później, z tą władzą, możemy spodziewać się, że procedurę zatamuje albo ideologiczny prokurator albo sędzia” — dodaje Baker.
***
Fundacja Trans-Fuzja już od 12 lat walczy o rozsądne przeprowadzenie procesu uzgodnienia płci. „Po to powstaliśmy i do tej pory nie wydarzyło się w Polsce nic, co spowodowałoby, że takie organizacje jak nasza, nie będą potrzebne” — mówi Edyta.
„Nie chodzi tylko o to, by zlikwidować absurdalny nakaz pozywania rodziców czy usunąć z procesu biegłych. Walczymy też o to, by proces prawny nie był uzależniony od drogi medycznej. Dlaczego lekarz ma orzekać o mojej tożsamości? Ciągle poruszamy się w świecie starych pojęć, które robią z nas osoby chore.
Logika, która stoi za polską procedurą jest taka: cierpimy na dolegliwość, idziemy do lekarza, który ją potwierdza i z tego tytułu należy nam się uzgodnienie płci. Nie, to powinien być akt woli.
Każdy z nas wie, kim jest. Takie sprawy powinniśmy załatwiać w urzędzie stanu cywilnego, w najgorszym wypadku – sporządzając akt notarialny”.
***
Dla wielu osób, z którymi rozmawiałem pracując nad tekstem, ustawa, którą Sejm przyjął w 2015 roku i którą do kosza wyrzucił prezydent Andrzej Duda, jest historią. „Co w niej było?”, „Jak by nam to pomogło?” — pytali.
Ze statystyk Trans-Fuzji wynika, że w Polsce co roku przeprowadza się 40-60 spraw o uzgodnienie płci. Ale na tej podstawie nie da się zliczyć, ile osób transpłciowych żyje w Polsce. Wiele z nich, w obawie przed przemocą, żyje w ukryciu. O ich drodze wiedzą co najwyżej najbliższe osoby. Część z nich, można porównać do nieudokumentowanych migrantów. Reszta z całych sił walczy o uznanie, znosząc upokorzenie.
Są też tacy, dla których test z tożsamości, który muszą zdawać, jest zabójczy. 6 maja 2019 roku transpłciowa Milo zostawiła po sobie ostatni wpis na facebooku: „Przepraszam”. Zanim popełniła samobójstwo pisała:
„Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób. Traktujących mnie, jakbym to wszystko wymyśliła i potrzebowała papierów, aby to udowodnić”.
Ile osób nie zostawia wiadomości i umiera w poczuciu odrzucenia czy osamotnienia?
Skoro u osób transpłciowych problem polega na braku zgodności pomiędzy psychiką a ciałem to dlaczego wysiłki związane z leczeniem nie skupiają się na próbie "naprawy" osobowości? Oczywiście "duch" chorego podpowiada, że to ciało jest zepsute ale czy to nie mylny trop dyktowany przez chorą psychikę?
.
Pozdrawiam
Na to durne pytanie od wielu lat jednoznaczną odpowiedź ma medycyna, a nie idole bezobjawowo inteligentnych, Jarosław K. ps. "Prezes" do spółki z Andrzejem D. ps. "Prezydent"
Panie Marku, do 2018 r. WHO klasyfikowało wprost transseksualizm jako zaburzenie psychiczne. Dopiero niedawno zastąpiono to stwierdzenie niejasną kategorią trwałego stanu związanego ze zdrowiem seksualnym. Zapewne po to, by mieć jakąkolwiek odpowiedź na krytykę absurdu chirurgicznego leczenia osób dotkniętych tą przypadłością.
.
Jednocześnie dziwi, że tak oczywista wątpliwość jest przez Pana nerwowo uznawana za "durną" i zakrzykiwana nazwiskami panów Kaczyńskiego i Dudy.
.
Pozdrawiam
Właśnie odpowiedziałeś sobie na swoje durne pytanie! Transseksualizm był uznawany za zaburzenie psychiczne. Należy więc sądzić, że zgodnie z wytycznymi WHO próbowano tak to leczyć. A potem, w miarę postępu medycyny opierającego się m. in. na wyciąganiu wniosków z błędów, przestano tak to leczyć.
W pierwszym poście przywołał Pan argument wieloletniego i jednoznacznego stanowiska medycyny w tym temacie, by w kolejnym (złapany na mijaniu się z prawdą) skrytykować taką logikę. Dostrzega Pan sprzeczność w swojej argumentacji?
.
Jednocześnie należy zauważyć, że próby leczenia psychiki osób transseksualnych są od dawna krytykowane jako homofobiczne, a lekarze podejmujący się takich terapii stają się wrogami "tęczowych" środowisk.
.
Oczywiście nie dziwi fakt, że osoby chore wolą, by dostosowywać ich ciała do zaburzonej percepcji. Czy to jednak argument przesądzający o trafności takiej orientacji terapeutycznej? Równie dobrze moglibyśmy "leczyć" alkoholików alkoholem, a hazardzistom zapewniać stały dopływ gotówki. Z pewnością byłaby to opcja milsza dla ich psychiki.
.
Pozdrawiam
Odezwala sie osoba transbydleca. Pytanie czy Slonimski czlowiek ktory udaje bydlo czy odwrotnie. Z braku innych dowdow przypuszczam ze jego zepsuta psychika potrzebna naprawy. A moze to mylny trop i…
Dużo zdrowia życzę!
Transpłciowość to nie jest choroba ani zaburzenie, jedynie dysforia płciowa, której nie wszystkie osoby transpłciowe doświadczają, jest zaburzeniem (uczucie dyskomfortu i depresji ze względu na niezgodność ciała z tożsamością). Nie istnieją inne formy leczenia dysforii płciowej niż terapie hormonalne i operacje. Wszelkie próby zmiany "osobowości" są nieskuteczne, tak samo jak "leczenie" homoseksualizmu elektrowsztąsami i innymi torturami.
A jednak do 2018 r. było to formalnie sklasyfikowane zaburzenie psychiczne. Lobbing tęczowych stronników osób dotkniętych tym nieszczęściem zrobił swoje. Niestety rzetelne badania nad psychoterapią tych osób są obecnie nieuczciwie stygmatyzowane. To wszystko ideologiczna gierka kosztem ciężko chorych osób. Bardzo im współczuję.
.
Pozdrawiam
NIe, bo to nie jest problem psychologiczny. Transpłciowość nie polega na psychicznej nieakceptacji swojej płci, na tym, że komuś coś się wydaje, tylko na pomyłce natury: ciało jest jednej płci, a mózg innej. Nie da się "dostosować psychiki do ciała", jeżeli na tzw. mózgowej mapie ciała jest inna płeć.
"Trzeba uzyskać opinię seksuologa, psychiatry i psychologa potwierdzających transpłciowość oraz rozpocząć terapię hormonalną"
Dlaczego nie jest wymagana opinia biologów? Psychologia ulega modzie i poprawności politycznej, kilkadziesiąt lat temu takich jak Turing i Oscar Wilde krzywdzono zgodnie z ówczesną opinią psychologów i psychiatrów a dzisiaj "poprawność" poszła w drugą skrajność.
Lepsze pytanie brzmiałoby: dlaczego wymagana jest kogolowiek opinia? W krajach progresywnych (np. Dania, Portugalia) jesteś szanowany/a jako osoba dorosła, idziesz do urzędu stanu cywilnego i sobie zmieniasz dokumenty. Urzędy mają służyć ludziom, nie ludzie urzędom.
A co z lekarzami, którzy zamiast poprawnie zdiagnozować i wprowadzić pomocne leczenie, bazują wyłącznie na stereotypach, wciskają na siłę transseksualizm i chirurgiczną "korektę" płci, bawiąc się hormonami i zdrowiem pacjentów, nie mając nawet znikomej wiedzy na temat endokrynologii i nie badając poziomu hormonów w trakcie leczenia?
Specjalizacja seksuologa powinna zniknąć z polskiej medycyny.
No przecież. No bo po co mówić o seksualności. Po co tłumaczyć dzieciakom, że jak nachlany ojciec, albo "ksiundz" je molestuje, to jest to złe. Przecież dla was prawilnych katoli to sprawy rodzinne.
Oj Olek, weź się nie kompromituj. Nie, seksuolodzy to nie te gwiazdy, które chodzą po szkołach i opowiadają dzieciakom o wiadomych sprawach z jeszcze bardziej wiadomej perspektywy.
.
Daruj sobie też to "katolowanie", bo niczym się wtedy nie różnisz od troglodytów mówiących o "pedałach".
.
Pozdrawiam Cię serdecznie czekając na Twoją "dobrą zmianę".
Katolik, a katol to zasadnicza różnica ignorancie.
Podobno "gej" i "pedał" to też dwie różne bajki, a mimo wszystko drugiego określenia używa jedynie prostactwo. Wiedz, że mówiąc o "katolach" jesteś dokładnie takim samym prymitywem.
.
Niemniej cały czas w Ciebie wierzę Olek. Pozdrawiam
Seksuologia kliniczna (specjalizacja dla lekarzy ginekologów, psychiatrów, oraz psychologów) pała się w skrócie problemami w łóżku, seksualnością od strony medycznej, nie ma nic wspólnego z uczeniem w szkołach.
Do edukacji seksualnej i edukatorów nic nie mam, a jestem wręcz za, i żałuję, że w czasach mojej edukacji takie tematy nie były poruszane.
Akurat jestem osobą skrzywdzoną przez takiego niekompetentnego lekarza seksuologa.
Mnie dziwi to, że większość osób transpłciowych to mężczyźni, którzy chcą być kobietami. Kto chciałby dobrowolnie zrezygnować z przywilejów wynikających z bycia mężczyzną na polu zawodowym?
Zrezygnować z czego?
Skoro – jak twierdzisz – więcej jest mężczyzn chcących być kobietami niż vice versa, to może kwestia tych męskich przywilejów w życiu zawodowym wcale nie jest istotna? Poczucie tożsamości płciowej kształtuje się już w okresie dojrzewania, a więc w latach szkolnych, a kto w tym czasie myśli o swojej pracy w kontekście ról genderowych, nie bójmy się tego słowa? A z drugiej strony, czy naprawdę kobiet chcących być mężczyznami jest mniej? Są jakieś oficjalne statystyki?
Po 1 nikt nie rezygnuje z "przywilejów" z własnej woli, to nie jest wybór tylko potrzeba.
Po 2 mężczyźn i kobiet transpłciowych jest mniej więcej tyle samo.
Cytowana powyżej "logika polskiej procedury" jest całkowicie trafna. "Nie, to powinien być akt woli. Każdy z nas wie kim jest". Postulat, żeby zmiany płci dokonywać na podstawie samego przeświadczenia osoby o to wnioskującej, jest totalnym absurdem. Po to jest procedura medyczna, żeby stwierdzić, że osoba ta naprawdę jest osobą transpłciową. I jest to potrzebne, bo w przeciwnym razie powinniśmy też akceptować "akt woli" i "wiedzę, kim jest", tego, kto uważa się za Cesarza Francuzów albo Jezusa Chrystusa.
Dlaczego państwo uważa, że musi ingerować w wybory swoich obywateli? Jakie szkody dla państwa czy dla innych obywateli mogą wyniknąć z tego, że Jan stanie się Janiną albo odwrotnie? Dlaczego my, obywatele, od lat zgadzamy się na tak głęboką ingerencję państwa w nasze osobiste sprawy!?
Zasadniczo nie wypada cytować faceta, który był szefem SS, ale raz zrobię wyjątek "Naród z niewielką liczbą dzieci stoi jedną nogą w grobie".
Jeżeli w narodzie nie rodzą się dzieci, to naród po jednym pokoleniu się skończy. A związek typu Magda z Olą albo Grzegorz z Rafałem są z definicji bezpłodne. Dlatego państwo nie ma powodu, aby takie związki wspierać i dofinansowywać.
Tak, są małżeństwa bezpłodne – ale mogą adoptować dziecko i zapewnić mu normalny dom, z ojcem i matką.
Tak, są małżeństwa, które nie chcą mieć dzieci – ale mogą zmienić zdanie. A związki homo nigdy nie będą mieć wspólnych dzieci.
Dlatego państwo nie ma powodu, żeby wspierać i dofinansowywać takie związki.
Retoryka w zasadzie poprawna, ale jak zwykle "diabeł tkwi w szczegółach" – po co w takim razie Państwo "wspiera i dofinansowuje" m.in: niepełnosprawnych, emerytów, osoby z trwałymi chorobami psychicznymi, itd itp?
Niestety, ale "Państwo" to obywatele. Również Ci mniejsi, słabsi i dla innych często "niewidoczni".
Ale twierdzenie, że Ci ludzie nie mają prawa żądać od Państwa elementarnego szacunku i uregulowania ich stanu jest straszne.
Idąc tym tropem, powinna Pani pluć na "poprzednie pokolenia" bo w ten sposób właśnie kiedyś patrzono na kobiety. Jako na "gorsze" i w zasadzie tylko potrzebne do rodzenia dzieci.
Państwo pomaga niepełnosprawnym, inwalidom wojennym itd. – bo istnieje coś takiego jak solidarność społeczna. Dalej, emerytów państwo nie finansuje – tylko ZUS wypłaca im emerytury, bo przez lata płacili składki. Nie ma składki, nie ma emerytury.
Natomiast osoby LGBTQ+++ podobno nie są chore ani niepełnosprawne – zatem argument o solidarności odpada. Dalej, bycie LGBTQ+++ nie jest zasługą, wysiłkiem itd. – zatem nie jest to sytuacja analogiczna do emerytów, weteranów itd. Jeżeli jest to choroba, należy ją leczyć. Jeżeli nie jest to choroba, nie powinni domagać się specjalnych praw.
P. Agnieszko, tu nie chodzi o wspieranie, tylko o akceptację stanu rzeczywistego i traktowanie każdego z szacunkiem. Państwo jak najbardziej powinno wspierać rodziny z dziećmi, ale powinno również być przyjazne tym obywatelom, którzy tych dzieci, z bardzo różnych względów, mieć nie będą. Przypominam, że bohaterowie artykułu też są narodem polskim, pracują tu, płacą podatki i…. cierpią. Czy nie powodować cierpienia to wielka łaska od państwa? Czy państwo jest lepsze, bo wspiera tylko tych którzy się rozmnażają? Co to za państwo? Według mnie to podłe państwo.
Oddzielmy dwie sprawy:
– przemoc wobec osób LGBT. Agresja jest złem i nie należy nikogo bić, wyzywać i zaczepiać z powodu tego, czy chce mieć żonę, czy męża ALE punkt 2:
– państwo nie musi wspierać finansowo i ułatwiać prawnie związków homoseksualnych.
Agnieszka Charzynska. No tak… Jestem przekonany, że osoby trans, które z powodu wrogiej ingerencji państwa w prywatność nie mogą zmienić płci będą, zapewne z nudów, mnożyć się jak króliki, żeby zadowolić facecika, który witał się wskazując prawą ręką słońce 😛
Lewactwo jak zwykle z igły robi widły. Hegel pisał o Duchu Narodowym (Volksgeist), kóry stanowi określony szczebel rozwoju Ducha Świata (Weltgeist) i realizuje jego cele.
– Należy stwierdzić, że Weltgeist – dzięki lewactwu i jego dewiacjom – opuścił z kretesem świat Zachodu i wywędrował w inne strony. Podejrzewam, że do Chin czy Indii. I to jest pocieszające, gdyż nasza historycznie rzecz biorąc wspaniała kutura Zachodu ginie, ulega totalnej degeneracji – podejrzewam bezpowrotnie.
– Aczkolwiek istnieje cicha nadzieja, że inicjatorem ocalenia i sanacji kultury Zachodu będzie Polska. Głosując na A. Dudę – przyczyniasz się być może do ocalenia dziedzictwa Zachodu i jego sanacji. Głosując na R. Trzaskowskiego pogłębiasz degenerację Zachodu i przyspieszasz jego cywilizacyjny kolaps.
hau hau hau hau hau
Ja w ogóle nie ryzykowałem kupowania alkoholu 😛 A dane na karcie niby zasłaniałem, ale i tak babka zobaczyła i wezwała policję, bo na pewno ukradłem komuś kartę – oczywiście spieszyłem się wtedy na pociąg. Od tego czasu kartą nie płacę. Z kanarami i konduktorami to samo… co trzeba mieć w głowie, żeby pomyśleć, że ktoś ukradnie dokumenty przeciwnej płci i będzie ich używał bez skrępowania do wyłudzenia zniżki paru złotych na bilet??? Najgorsze w tych wszystkich ludziach jest to, że często muszą powiedzieć coś w stylu "a To PaN(i) ZmIeNiA pŁeĆ?" tak, żeby usłyszała cała poczta/przychodnia/Żabka/przedział/wagon etc. i mają w d*pie to, że wśród tych ludzi może być jakiś świr, który stanowi dla nas fizyczne zagrożenie.
Co do biegłych, to trafiłem do faceta, słynnego z tego, że kazał pacjentom pokazywać genitalia. Słyszałem tylko o jednej osobie, która się mu postawiła – oczywiście dostała opinię "negatywną"… więc dla świętego spokoju większość osób, w tym ja, nie protestowała. Na szczęście ten człowiek już nie żyje 🙂 Jestem zdania, że wszystkich lekarzy, urzędników itp. ludzi, przed którymi trzeba się wyoutować, należy nagrywać – i jak zachowują się nieprofesjonalnie, to skarżyć, skarżyć i jeszcze raz skarżyć. Zwłaszcza lekarzy – im zawsze trzeba przedstawić historię medyczną, a ich wiedza nt. transpłciowości jest zwykle żadna, a przy tym mają często o sobie wysokie mniemanie. Nie liczę na to, że się zmienią albo doedukują, raczej na to, że z obawy przed kolejną skargą przemilczą swoje komentarze. Niestety, jeśli ktoś ma dosyć bycia poniżanym i oczekuje godnego traktowania, tam gdzie nie trafia empatia, trzeba stosować "metody Pawłowa".
To naprawdę przerażające, że mówi się o takich ludziach "dobrze, że już nie żyje". Jeszcze bardziej, że się z tobą absolutnie zgadzam, zwłaszcza że tego typu "eksperci" potrafią nawet na emeryturze sobie dorabiać udzielając swoich chorych porad.
Tak przy okazji, to o osobach transpłciowych homoseksualnych nasza "nauka" jak rozumiem nie słyszała?
Słyszała, ale większość lekarzy nie przyjmuje tego do świadomości, klasyfikując takich ludzi jako transwestytów-przebierańców, blokując im dostęp do jakiejkolwiek pomocy medycznej. Nie wspominając już o osobach niebinarnych czy innych nie wpisujących się w stereotypy – w tym wypadku warto przeczytać historię Milo.
https://oko.press/mam-dosc-tego-ze-jestem-traktowana-jak-gowno-6-maja-transplciowa-milo-popelnila-samobojstwo/
Panie Ambroziak, mam z panem coraz bardziej na pieńku. Według artykułu w Dziennik-Gazeta Prawna z 05.10.2015, który wskazł pan linkiem w swoim artykule, prezydent zawetował ustawę w 2015 roku. Teraz mamy rok 2020. Minęło pięć lat. Pan wrzucił swój artykuł 9 lipca 2020 na 3 dni przed wyborami. Pytam po co i odpowiadam. Po pierwsze po to, żeby eskalować konflikt wokół LGBT. To poparcie prezydenta Dudy. Po drugie, żeby jątrzyć tym wątkiem, inaczej pogłębiać podział istniejący w społeczeństwie. To działanie przeciw Polsce. Po raz kolejny pana pytam, czy pan nienawidzi Polski?
> Do orzekania miał być uprawniony tylko jeden sąd w kraju – Sąd Okręgowy w Łodzi, który od lat przodował w tempie procedowania podobnych postępowań
Pamiętacie o chęci likwidacji sądów okręgowych przez dzisiejszą władzę? Co gdyby zlikwidowali ten sąd, lub Miastu Łódź zmienili nazwę?
Ta część to był rak do usunięcia. Skoro tryb nieprocesowy, nie pozywało się rodziców, to powinno dać się złożyć do sądu wg własnego miejsca zamieszkania, które zawsze można zmienić, gdy się mieszka na przykład w Świdnicy.