0:00
0:00

0:00

Milo czuła się upokorzona tym, że ktoś nieustannie zagląda jej w majtki i wyciąga najbardziej intymne szczegóły z życia. Tranzycja w Polsce wygląda jak dwuletni pobyt w Big Brotherze" - mówi Neev, jej najbliższa przyjaciółka.

***

“Co mówiłaś przez megafon?” - pyta Milo koleżanka z Australii. W mediach społecznościowych trafiła na jej zdjęcie z manifestacji w Warszawie. 29 marca 2019 pod Pomnikiem Kopernika Milo przemawiała do tłumu z okazji Międzynarodowego Dnia Widoczności Osób Transpłciowych. “Opowiadałam o złych lekarzach i terapeutach” - odpowiada Milo.

2 maja pisze na facebooku: “Mam dość. Mam dość tego, że jestem traktowana jak gówno. Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących mi, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób. Traktujących mnie, jakbym to wszystko wymyśliła i potrzebowała papierów, aby to udowodnić. Przywiązujących większą wagę do tego, jak wyglądam, niż do tego, jak się czuję (...) Mówiących, że może powinnam przestać być (próbować być) sobą i zaczekać, aż inni lekarze i terapeuci zdecyduję, że już mogę.

Mam dość tego wszystkiego. Czasem to daje mi więcej siły do walki. Czasem sprawia, że chcę zakończyć swoje życie tu i teraz. Czasami sprawia, że po prostu chce mi się płakać. Chciałabym widzieć na horyzoncie jakąś nadzieję. Chciałabym usłyszeć coś innego niż »w końcu będzie lepiej«. Chciałabym żyć pełnią życia już dzisiaj, w tym momencie".

Numery telefonów zaufania dla osób potrzebujących wsparcia:

  • 116 111 Dajemy Dzieciom Siłę;
  • 22 628 52 22 LAMBDA telefon zaufania dla osób LGBT (pon-pt 18.00-21.00)
  • 116 123 Polskie Towarzystwo Psychologiczne;
  • 800 120 002 Niebieska Linia;
  • 800 70 22 22 Itaka;
  • 22 635 93 92 PONTON (pt. 16-20).

Dzień później spotyka się z przyjaciółmi. ”Niczym nie różniło się od innych” - mówią jednym głosem. “Niezdrowe żarcie, rozmowy i dużo śmiechu”. 6 maja 24-latka zostawia po sobie ostatni wpis na facebooku: “Przepraszam”.

16 maja jej przyjaciele i rodzina potwierdzają: podczas wizyty w Warszawie Milo popełniła samobójstwo.

Poznańska Grupa Stonewall udostępnia informację o śmierci wolontariuszki. W dwa dni post dociera do ponad 2 mln osób. W komentarzach mieszają się smutek, niezrozumienie i chęć pomocy. "Czy musiało do tego dojść?" - zawiesza pytanie jeden z komentujących.

Chłopiec, którego udawała, został w Złotowie

Milo urodziła się w 1995 roku w Złotowie - miasteczku w woj. wielkopolskim. Sama o sobie pisała, że była dzieckiem “nietypowym”: “Trzymałam się na uboczu”. O rodzinie, szkole, życiu na wsi opowiada niechętnie.

“Czasem ten etap nazywała konformizmem. Żeby przetrwać, starała się wpasować. Chłopiec, którego udawała, został w Złotowie” - mówi mi Neev, jej najbliższa przyjaciółka.

Od ponad roku były w codziennym kontakcie. Z Neev - podobnie jak z resztą przyjaciół Tash i Hipolitem - poznali się w Poznaniu. Połączyła ich grupa wsparcia dla osób transpłciowych "Kokon", którą od dwóch lat prowadzi Grupa Stonewall. "To chyba tam zaczęły się jej prawdziwe znajomości. No bo jak możesz mieć blisko siebie kogoś, gdy musisz udawać, że jesteś kimś innym?" - mówi Neev.

Jaka była? - dopytuję. "Melancholijna, nieśmiała, nieufna. Z czasem się otwierała, ale wciąż czuć było, że tłumi w sobie dużo emocji i słów. Myślę, że bała się odrzucenia" - mówi Neev.

Tash uważa, że Milo była w momencie odkrywania siebie. "Dużo czytała, sięgała po wszystkie najnowsze publikacje na temat transpłciowości, wyszukiwała informacji o lekarzach. Udzielała się na grupach wsparcia - szczególnie w internecie". Była też wolontariuszką Grupy Stonewall.

Milo określała się jako niebinarna osoba transpłciowa. Po urodzeniu w dokumentach oznaczono płeć "mężczyzna". Milo nie czuła się "mężczyzną", ale nie czuła się też po prostu "kobietą". "Na pewno czuła się źle ze swoim ciałem. Odkrywała w sobie więcej cech kobiecych, ale jej tożsamość była bardziej płynna" - mówi Neev.

Samodzielnie podjęła decyzję o przyjmowaniu hormonów. Sprowadzała je nielegalnie, z zagranicy. W styczniu 2019 roku postanowiła przejść legalną drogę diagnostyki medycznej, która w Polsce jest złączona z korektą prawną. Żeby zmienić dokumenty - literkę "m" na "k" w dowodzie i odwrotnie - trzeba dokonać nieodwracalnych zmian w ciele i dostać zaświadczenia od szeregu lekarzy: psychologa, psychiatry i seksuologa.

Trzeba też pozwać swoich rodziców za to, że źle określili płeć dziecka przy urodzeniu.

"I właśnie ten moment - diagnostyki - dla Milo okazał się największą traumą. Po każdym spotkaniu ze specjalistą wychodziła zapłakana" - mówi mi Neev. "Dla każdej osoby transpłciowej to katorga, ale dla Milo, która tak bardzo bała się odrzucenia i która chorowała na depresję to było nie do zniesienia".

"W Polsce nie wystarczy czuć się źle ze swoim ciałem, żeby przejść diagnostykę. Trzeba odgrywać, że wpisuje się w stereotyp danej płci. Lekarze stawiają nam wymagania, których nie stawiają sami sobie. Lansują model hiperkobiecości i hipermęskości, który opierają na cechach zewnętrznych, czyli na wyglądzie. Milo ciągle słyszała od specjalistów, że nie wygląda »dość«” - opowiada mi Tash.

11 marca Milo pisze do przyjaciółki z Australii: "Żaden lekarz nie weźmie mnie na poważnie. Chcę się zabić. (...) Muszę upokarzać się przed psychologiem. W trakcie sesji muszę opowiadać intymne szczegóły z mojego życia. To cud, że jeszcze żyję w tym kraju. Może powinnam im powiedzieć, że albo mi pomogą albo skończę z tym?".

"Pamiętam jak dostała kwestionariusz, w którym musiała odpowiadać na pytania dotyczącej orientacji seksualnej i życia seksualnego. A choć te kwestie nie mają żadnego związku z poczuciem identyfikacji płciowej, lekarze w Polsce wciąż opierają na tym diagnozy.

Milo czuła się upokorzona tym, że ktoś nieustannie zagląda jej w majtki i wyciąga najbardziej intymne szczegóły z życia. Tranzycja w Polsce wygląda jak dwuletni pobyt w Big Brotherze" - mówi Neev.

Poza nienormatywną ekspresją i dłubaniem w życiorysie, dla Milo problemem w kontakcie ze specjalistami były hormony, które zaczęła brać samodzielnie. "Cały czas słyszała, że musi je odstawić, bo żaden lekarz nie będzie prowadził jej tranzycji. To oczywista bzdura, ale rozumiem, co musiała czuć. Pamiętam jak pierwszy raz uderzyła mnie dysforia. Nie mogłam już znieść swojego ciała. Gdy w końcu dostałam hormony i ciało zaczęło funkcjonować tak jak powinno, poczułam ulgę. Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym ktoś mi je odbiera" - opowiada Tash.

Nie ufała, że ktoś jej pomoże

Milo od ponad roku chorowała na depresję. Była pod opieką psychologa i psychiatry. W lutym dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Wtedy lekarz wystawił jej skierowanie na oddział zamknięty do szpitala psychiatrycznego. Napisała do Tash, że nie chce tam iść, bo trafi na blok męski, wszyscy będą zwracać się do niej w złych formach ("on") i na pewno zabiorą jej hormony.

"Przekonywałam ją, żeby tam poszła" - mówi mi Tash. "Wymieniłam wszystkie pozytywne historie, które słyszałam. Nie chciała. Nie ufała, że ktoś jej tam pomoże. To straszne, że osoby potrzebujące pomocy nie mogą liczyć na bezpieczne środowisko. W Polsce osoby, które w wyniku dysforii (złego czucia się we własnym ciele) chorują na depresję, wpadają w pułapkę negatywnej pętli zwrotnej. Słyszą, że najpierw muszą wyleczyć depresję, a potem mogą zacząć myśleć o tranzycji".

Hipolit i Tash przyznali, że w ostatnim miesiącu wydawało im się, że wszystko idzie w dobrą stronę. "Była po dwóch spotkaniach z psycholożką w Warszawie, znalazła przyjaznego osobom niebinarnym seksuologa w Krakowie. Miała tam jechać w czerwcu" - mówią. Neev odniosła inne wrażenie. "Niemal codziennie pisała jak bardzo źle się czuje, jak bardzo nie chce zdawać kolejnego testu na bycie osobą transpłciową, jakie to wszystko przytłaczające".

Tash: "Odbieraliśmy sygnały, że jest naprawdę źle: miała depresję, myśli samobójcze. Ale szczerze, wokół mnie jest mnóstwo osób, które zmagają się dokładnie z tym samym. Teraz w panice zaczynam myśleć: kto będzie następny?"

48 proc. osób transpłciowych doświadczyło przemocy

18 czerwca 2018 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przyznała, że traktowanie transpłciowości jako zaburzenia jest niezgodne z obecną wiedzą medyczną i przyczynia się do stygmatyzacji osób transpłciowych.

Mimo to, jak pisze Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, osoby transpłciowe są najbardziej narażone na przemoc motywowaną uprzedzeniami w całej społeczności LGBTQ. Potwierdzają to badania organizacji pozarządowych. Z badań KPH wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat aż 48 proc. transpłciowych doświadczyło jakiejś formy przemocy.

Według szacunków Lambdy 30 proc. osób transpłciowych, które zgłaszają się do organizacji, skarży się na przemoc ze strony ojca lub matki.

Z raportu Fundacji Trans-fuzja z 2015 r. wynika, że aż 25 proc. osób transpłciowych doświadczyło nierównego traktowania zarówno w podstawowej opiece zdrowotnej (wizyty u lekarzy pierwszego kontaktu i specjalistów), jak i w kluczowej dla wielu osób trans, opiece przy korekcie medycznej (terapia hormonalna i zabiegi medyczne).

Stygmatyzacja, której doświadczają osoby transpłciowe powoduje tzw. stres mniejszościowy, który przekłada się bezpośrednio na dobrostan psychiczny.

To dlatego osoby transpłciowe 20-krotnie częściej niż reszta populacji ma myśli samobójcze.

Polskie Towarzystwo Seksuologiczne zwraca też uwagę, że długi proces (średnio dwa lata) korekty prawnej, czyli zmiany dokumentów, w poczuciu konkretnych osób jest czasem straconym. Procedura trwa tak długo przez zawiłą diagnostykę i konieczność pozwania rodziców za "złe określenie płci dziecka przy urodzeniu". Jeśli ci są transfobiczni to sprawa może ciągnąć się latami. Złe oznaczenie w papierach utrudnia podstawowe funkcjonowanie: znalezienie pracy czy kontynuowanie nauki. Dlatego najczęściej wiążę się z "zawieszeniem", a to - w opinii PTS - negatywnie wpływa na dobrostan psychiczny osób transpłciowych.

PTS, jak i szereg organizacji pozarządowych na czele z Fundacją Trans-fuzja od lat postulują, by ustalenie płci metrykalnej następowało na drodze nieprocesowego postępowania sądowego lub postępowania administracyjnego.

Projekt ustawy o uzgodnieniu płci przeszedł przez polski Sejm poprzedniej kadencji. Ustawę zawetował prezydent Andrzej Duda.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze