0:00
0:00

0:00

Ostatnie dwanaście miesięcy były dla rosyjskiego społeczeństwa trudnym sprawdzianem: kontynuacja trwających od dwóch lat protestów „śmieciowych” doprowadziła do połowicznego zwycięstwa, bowiem mieszkańcy obwodu archangielskiego zablokowali, przynajmniej na razie, budowę największego wysypiska śmieci w Europie na stacji Szyjes, tym samym nie dopuszczając do skażenia nie tylko syberyjskiej ziemi, ale, przede wszystkim – wody pitnej.

Sukces odnieśli też mieszkańcy Jekaterynburga, który nie wyrazili zgody na budowę kolejnej cerkwi w centrum miasta, w miejscu popularnego i lubianego skweru. Władze, pod naporem kilkudniowej akcji protestu, ustąpiły.

Trzeba również wspomnieć bezprecedensową akcję uwolnienia i oczyszczenia z zarzutów Iwana Gołunowa, dziennikarza śledczego, któremu w czerwcu tego roku funkcjonariusze policji na polecenie FSB podrzucili narkotyki, by móc wykluczyć go na dwadzieścia lat z zawodu i, tym samym, uniemożliwić ujawnianie kolejnych przykładów korupcji wśród najwyższych moskiewskich urzędników.

Dzięki mobilizacji społeczeństwa, masowym protestom oraz naciskowi mediów, Gołunowa uwolniono, a wobec policjantów wszczęto postępowanie karne.

Przeczytaj także:

Nie wszystkie protesty zakończyły się zwycięstwem społeczeństwa obywatelskiego. Po masowych demonstracjach latem przeciwko fałszowaniu wyborów do stołecznej Dumy władze zatrzymały tysiące osób i wszczęły postępowania karne wobec uczestników, które trwają do dzisiaj.

Osoby, które wyszły na ulice, nie tylko stały się ofiarami przemocy ze strony policji oraz żołnierzy Rosgwardii, ale również rosyjskiego sądownictwa, w pełni dyspozycyjnego wobec władzy. Niewinni ludzie pozbawiani są wolności, często na wiele lat, a lista więźniów politycznych, którą na bieżąco uzupełnia organizacja Memoriał, stale się wydłuża.

Z Jekatieriną Sieliezniową, prawniczką, szefową oddziału pomocy prawnej niezależnej organizacji OWD-info, monitorującej zatrzymania obywateli w całej Federacji Rosyjskiej, rozmawiam w Warszawie przy okazji festiwalu Watch Docs i dyskusji poświęconej rosyjskim dysydentom.

Jekatierina Sieliezniowa, OWD-info

OWD to skrót od rosyjskiej nazwy komisariatów - Otdieł Wnutriennich Dieł. OWD-info powstało w 2011 roku by zbierać informacje o zatrzymaniach po protestach. Prowadzi czynny 24 godziny na dobę telefon alarmowy, pod który można zgłaszać kto został aresztowany i w którym OWD jest przetrzymywany. Współpracuje z OWD-info już około 40 osób, w tym grupa prawników, którym przewodzi Jekatierina Sieliezniowa.

Niewolność zgromadzeń Putina

Wiktoria Bieliaszyn: Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale jestem przekonana, że rosyjska Konstytucja gwarantuje wolność zgromadzeń?

Jekatierina Sielezniowa: Zgodnie z 31. paragrafem konstytucji Federacji Rosyjskiej obywatele Rosji mają zapewnioną wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich, co jest oczywiście jedną z podstawowych wolności politycznych każdej jednostki.

Władza ignoruje konstytucyjne zapisy. W Rosji każde zgromadzenie należy z wyprzedzeniem zgłaszać, ale w większości przypadków władze po prostu je odrzucają i nie wyrażają na nie zgody.

Z tego powodu wyjście na jakąkolwiek akcję protestu kończy się interwencją policji, rozganianiem obywateli, często bardzo brutalnym. Nawet wzięcie udziału w tzw. „jednoosobowych pikietach”, będących de facto jedyną legalną formą protestu, na którą nie trzeba mieć zgody, może skończyć się zatrzymaniem lub aresztem.

Mówiąc krótko: w Rosji protestować nie wolno.

Tak działa stworzona i wypracowana iluzja demokracji, w której przyszło nam żyć. Mimo obowiązującej Konstytucji, mimo podpisania przez Rosję w 1998 roku Europejskiej konwencji o prawach człowieka, której 11. paragraf również zobowiązuje do zapewnienia obywatelom państw-sygnatariuszy wolności zgromadzeń, które rzekomo są przez Rosję respektowane, władza te prawa i wolności obywatelskie ignoruje.

Interwencje Europy i decyzje Europejskiego Trybunału Człowieka nie mają wpływu?

Jak na razie – nie. Jesteśmy w trakcie przygotowywania ponad 1000 skarg w imieniu obywateli, którzy ucierpieli w skutek interwencji policji podczas letnich protestów w obronie uczciwych wyborów do lokalnej dumy w Moskwie.

Mam nadzieję, że Europa przypomni sobie dzięki temu o Rosji, o naszych sądach i zażąda od rosyjskiej władzy wyjaśnień. To jedyna szansa na wymuszenie zmian w przepisach, które stopniowo od 2011 roku, czyli od czasu masowych protestów, stają się coraz bardziej represyjne.

Niektórzy Polacy uważają, że w Rosji jest jak jest, bo ludziom demokracja nie jest potrzebna. Że im nie zależy.

Ludzie są zastraszani u nas ze wszystkich stron. Boją się stracić pracę, narazić władzy, czy policji. Każde wyjście na akcję protestu to dla nich ryzyko.

Taka opinia jest bardzo krzywdząca. Za wyrażenie obywatelskiego nieposłuszeństwa jedni dostaną po głowie policyjną pałą, inni wrócą do domu z mandatem, ktoś skończy w areszcie, a ktoś zostanie skazany na kilka lat więzienia. Mimo to ludzie wychodzą na ulice, walczą o wolną, demokratyczną Rosję.

Czyli każda osoba, która decyduje się w Rosji na udział w proteście, zwłaszcza politycznym, musi liczyć się z tym, że zostanie pobita albo dostanie mandat.

Przykre jest to, że od lat żyjemy w rzeczywistości, która przyzwyczaiła nas już do takich działań policji i sądów. Przykre jest to, że dla nas to już nawet nie jest straszne. Właściwie każdy przyzwoity człowiek, któremu los kraju nie jest obojętny, przez to przeszedł. Przyzwyczaił się. A to co znane, nie jest już straszne.

Policja, zatrzymując i aresztując protestujących, łamie przepisy, działa wbrew Konstytucji. Władze na to nie reagują, prezydent Putin uparcie broni funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, znajdując nawet wytłumaczenie dla ich przemocy wobec ludności cywilnej.

Władze zdają sobie sprawę, że ludzie dostrzegają to przekroczenie granicy absurdu w represjach. Obawiają się, że kolejny ruch władzy może przelać tę czarę goryczy i starają się zastraszyć społeczeństwo obywatelskie.

Wszczynane są śledztwa przeciwko obywatelom biorącym udział w protestach, policja szuka „haków”. Z nagrania video z akcji protestów, za pomocą funkcji rozpoznawania twarzy, wyłapują z tłumów mężczyzn, którzy uchylili się od służby wojskowej, dłużników, migrantów, a nawet rodziców niepełnoletnich dzieci – im przecież można zagrozić ich odebraniem. Tak się działo także podczas letnich protestów. Instrumenty policyjnych represji są coraz bardziej różnorodne.

Ratunek w Europejskim Trybunale

Spotkałam się z opinią, że w Rosji obrońcy potencjalnych więźniów politycznych od razu przygotowują sprawę tak, by jak najszybciej móc zwrócić się do ETPCz.

Nie ma u nas niezależnych sądów. Całkowicie podlegają one władzy. Mimo to, rola obrońcy jest ważna. Jestem prawniczką w OWD-info, organizacji, która m.in. udziela pomocy osobom zatrzymanym przez policję, oskarżonym i więźniom.

W systemie, który pozwala na przemoc, zarówno fizyczną, jak i psychiczną ze strony funkcjonariuszy policji wobec osoby zatrzymanej czy aresztowanej, obrońca jest dla ofiary ogromnym wsparciem.

Wszyscy niejako czyhamy na błędy, które popełniają funkcjonariusze i wszystkie je skrupulatnie zapamiętujemy, dokumentujemy, by móc się na nie powołać. Rosyjskie sądy traktujemy dzisiaj jako niezbędny przystanek na drodze do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Mamy przygotowane specjalne instrukcje, szablony, wszystko, co niezbędne, byleby tylko jak najszybciej móc złożyć skargę i udowodnić, że wyrok rosyjskiego sądu był niesprawiedliwy lub nieprawomocny.

Zdarzało mi się odbierać znajomych zatrzymanych w Moskwie z OWD, czyli rosyjskiego odpowiednika polskiego komisariatu.

Czasami zatrzymani są wypuszczani bez sporządzenia protokołu. Najczęściej spędzają wtedy kilka godzin w policyjnym autobusie lub na komisariacie, zostają wylegitymowani, spisani i na tym wszystko się kończy.

Kiedy sprawa kończy się w ten sposób, nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się, bo oznacza to brak większych kłopotów, przynajmniej na dany moment.

Gorzej, jeśli osoba zatrzymana zostanie jednak oskarżona i sprawa dojdzie do sądu. Rosyjskie sądy pierwszej instancji pracują bardzo słabo, przepuszczają wszelkie możliwe błędy, jakich dopuściła się policja. Nie rusza ich zupełnie to, że działania policji były sprzeczne z konstytucją.

My, prawnicy, staramy się te błędy wyłapać, czyli np. udowodnić, że podrobione zostały podpisy osób zatrzymanych. W takich przypadkach sprawa ma jakąś szansę na ponowne rozpatrzenie, choć nie zawsze. Najczęściej, rzeczywiście, nie pozostaje nam nic innego, jak zwrócić się do ETPCz.

Młodzi sa bardziej ironiczni

Letnie protesty 2019 bardzo często porównywano do protestów 2011/2012. Wtedy również chodziło m.in. o wybory, też odbywały się całą serią, a policja zatrzymywała setki osób. W 2019 r. na ulice Moskwy wyszło jednak młode pokolenie Rosjan. Czym ich protest różnił się od protestu ich rodziców?

Większą ilością ironii. Na ulice wyszli młodzi ludzie, większość z nich nie jest aktywistami, tylko po prostu osobami nie widzącymi dla siebie przy obecnej władzy jakichkolwiek perspektyw, znających z teorii europejskie wartości i chcącymi je także odczuwać oraz przeżywać.

A przemoc ze strony policji? Latem widziałam rozbite głowy, krwawiące twarze, połamane ręce protestujących, słyszałam o kobiecie, którą policjant, zupełnie bez powodu, uderzył z całej siły pięścią w brzuch. Podczas protestów na placu Bołotnym przemoc, zarówno ze strony policjantów, jak i protestujących ludzi, z tego co wiem, rzeczywiście była.

Może to, co teraz powiem, zabrzmi patetycznie, ale wydarzenia tegorocznego lata rozbiły mi serce.

W kraju demokratycznym naturalną rzeczą byłoby złożenie skargi na policjanta, który przekroczył swoje uprawnienia. Rosyjska policja jest bezkarna?

W 99,9 proc. - tak. Komitet Śledczy, który zajmuje się, jak sama nazwa wskazuje, prowadzeniem śledztwa, nie widzi nigdy powodu, by „nie ufać słowom pracowników policji”, czy też uznać, że przekroczyli oni swoje uprawnienia i działali wbrew prawu.

W lipcu, jeszcze przed rozpoczęciem protestu, policjant złamał mężczyźnie, potencjalnemu uczestnikowi akcji, nogę. Do dzisiaj nie udało się wszcząć postępowania karnego przeciw temu funkcjonariuszowi. Komitet Śledczy za każdym razem odmawia, motywując to tym, że w postępowaniu policjanta brak znamion czynu zabronionego.

Co pozostaje takiej osobie?

Może przejść całą tę drogę, która kończy się w ETPCz.

Tylko czy ma to sens? Na decyzję czeka się latami.

Jeżeli ważne jest dla niej poczucie sprawiedliwości. Jeżeli nie, to nie warto. Pisanie nieskończonej liczby skarg do rosyjskich instytucji na pewno będzie irytujące dla urzędników je przyjmujących, bo ktoś od czasu do czasu się ktoś nad tą sprawą pochyli i będzie musiał wystosować pismo z odmową, ale myślę, że o wiele więcej nerwów straci osoba, która się zdecyduje na tę walkę z wiatrakami.

Rozumiem, że może to się skończyć nie tylko poczuciem bezsensu walki z wiatrakami, ale też poważniejszymi konsekwencjami?

Zdarzają się sytuacje, kiedy pobity przez policję człowiek, który za bardzo pragnie sprawiedliwości lub zadośćuczynienia, trafia na ławę oskarżonych i to w sprawie karnej. Jest oskarżany o napaść na funkcjonariusza policji. Wybronienie się z takiego zarzutu graniczy z cudem.

Prawo w żaden sposób nie bierze pod uwagę innych czynników, jeżeli do takiej sytuacji dojdzie, prawda? Policja nie przebiera w środkach, potrafi uderzyć i skatować bezbronnego człowieka. Mój kolega został skazany na trzy lata więzienia, bo stanął w obronie osoby, którą bił policjant i też go uderzył.

Nie. W idealnym świecie – powinno. Nie twierdzę, że jakakolwiek przemoc powinna być usprawiedliwiana, ale to, o czym pani mówi, jest bardzo ważne. W takich okolicznościach człowiek może się nie powstrzymać i ostro zareagować. U nas jednak lepiej tego nie robić, jeśli ważna jest dla nas własna wolność.

Mimo brutalności policji, moskwianie wychodzili na akcje protestu przez całe lato.

Z jednej strony byłam z tych wszystkich ludzi dumna, z drugiej, w naszym biurze przez dwa miesiące pracowaliśmy właściwie przez 24 godziny na dobę. Mieliśmy wrażenie, że to się nigdy nie skończy.

Nie nadążaliśmy z udzielaniem pomocy, odbieraniem telefonów, konsultowaniem się z prawnikami, informowaniem rodzin. Zajmowaliśmy się cały czas „turą” z poprzedniej akcji, a tu już okazywało się, że policja zatrzymała kolejne 1000 osób, a tydzień później miało miejsce to samo.

Wolontariusze przez cały czas pomagali nam z odbieraniem telefonów „gorącej linii”, bo tak zawsze kontaktują się z nami osoby zatrzymane. Prawnicy sprawdzali i kontrolowali, dokąd policja odwozi każdą osobę zatrzymywaną, monitorowali informacje o planowanych rozprawach, adwokaci na nie chodzili i spędzali całe dnie.

Nie zapomnę tego lata. Bardzo nas wszystkich wyczerpało, ale jednocześnie wiem, że w takich sytuacjach nie da się postępować inaczej. Staraliśmy się robić wszystko, co w naszej mocy, żeby tym zatrzymanym osobom było trochę lżej i żeby czuli się bezpiecznie.

O masowych protestach w Moskwie w lipcu i sierpniu pisały media zagraniczne. Teraz milczą, ale tzw. „moskiewska sprawa” w dalszym ciągu się toczy, a Komitet Śledczy zbiera swoje żniwo.

Spodziewamy się jeszcze co najmniej kilku kolejnych fal represji. Jak na razie widzimy, że Komitet Śledczy szuka kolejnych figurantów sprawy. Wybiera ich na podstawie materiałów video. Za pomocą systemu rozpoznawania twarzy dociera do tych, którzy na filmiku np. choćby dotknęli policjanta albo przynajmniej wyglądają, jakby to zrobili.

Najbardziej absurdalny przypadek tego roku dla pani?

Kostia Kotow [34-letni programista z Moskwy, skazany na cztery lata więzienia za wielokrotny udział w akcjach protestu, par. 212. KK FR]. Ten chłopak nie zrobił nic, on po prostu brał udział w pokojowych protestach, m.in. w obronie Iwana Gołunowa, Olega Sencowa, czy ukraińskich marynarzy, którzy trafili do rosyjskich więzień po zdarzeniu z Cieśniny Kerczeńskiej. Policja spisała go podczas trzech różnych akcji w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zatrzymanie go po raz czwarty poskutkowało sprawą karną i, w efekcie, pozbawieniem wolności.

Trudno jest nazywać w takiej rzeczywistości sędziego „sędzią”.

To urzędnik w todze, który wypełnia polecenia władzy i policji.

Przeciwko protestującym występują jednak nie tylko funkcjonariusze policji, ale także państwowe firmy i spółki, takie jak choćby moskiewskie metro. Oskarżają ich o straty.

Nie tylko państwowe, również prywatne. Taksówkarze, właściciele kawiarni czy sklepów też składali skargi, domagali się odszkodowań, wszczęcia śledztwa. Ludzie są różni, wielu ciągle zależy na dobrych stosunkach z władzą, innym – przede wszystkim na zysku.

„OWD-info”, to organizacja, która powstała na fali protestów 2011/2012 przeciwko sfałszowaniu wyborów do Dumy i zapowiedzianego powrotu Władimira Putina na stanowisko prezydenta.

W tym roku świętowaliśmy ósmą rocznicę powstania. W 2011 r. społeczeństwo było zdruzgotane i oburzone sfałszowanymi wyborami i wizją powrotu Putina. Ludzie wyszli na ulice, zostali zatrzymani i okazało się, że nie wiadomo jak ich szukać.

Założyciele OWD-info sami szukali swoich przyjaciół, w międzyczasie inni ludzie zaczęli prosić ich o pomoc w znalezieniu swoich bliskich. I tak powstało OWD-info, na początku bardzo skromne, rozwinęło się przez te lata i dzisiaj nasza drużyna liczy już ponad czterdzieści osób, oprócz tego w samej Moskwie współpracuje z nami 40 adwokatów, gotowych bronić oskarżonych w sądach, a kolejne 60 – w regionach kraju.

I każdy może u was pracować?

Tak, chociaż trzeba liczyć się z tym, że nie wystarczy sama rozmowa kwalifikacyjna. Każdą osobę musimy bardzo dokładnie sprawdzić, zorientować się, czy rzeczywiście chce z nami pracować i pomagać tym, którzy zmuszeni są do walki z systemem, czy może jednak ma inne intencje.

Funkcjonujecie od kilku lat. Co ludzie robili wcześniej? Bo na komisariat czy za kratki aresztu nie trafia się przecież tylko z protestu.

Ludzie dzwonili do znajomych, do bliskich, organizowali prawników, kontaktowali się z rosyjską „Solidarnością”, ale myślę, że wtedy te zatrzymania nie zdarzały się aż na taką skalę. Nie było wcześniej aż takiego gniewu w społeczeństwie, skierowanego przeciwko władzy, jaki jest teraz.

Władza rozczarowuje na wszystkich poziomach, nie tylko tych najwyższych. Ludzie wychodzą na ulice już nie tylko w imię idei, ale żeby wyrazić swoje niezadowolenie lub sprzeciw wobec procesów czy rzeczy na podstawowym poziomie.

Od kilku lat trwają choćby „protesty śmieciowe”, w których biorą udział nie aktywiści, ale najzwyklejsi obywatele. Ludzie nie chcą żyć obok olbrzymiego wysypiska śmieci, pozwolić władzy na zanieczyszczenie terenu i skażenie wody pitnej, więc wychodzą z domów. Poglądy polityczne w takich momentach nie mają najmniejszego znaczenia.

;

Komentarze