Ponad pół miliarda złotych z programu "Praca dla więźniów" otrzymały firmy, które nie mają obowiązku zatrudniania więźniów. Działo się to z ominięciem prawa zamówień publicznych – wynika z raportu NIK
Najwyższa Izba Kontroli rok temu skierowała do prokuratury aż 16 zawiadomień dotyczących nieprawidłowości w programie „Praca dla więźniów”. Program był oczkiem w głowie byłego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, obecnie europosła. W ramach jego realizacji wybudowano dotąd kilkanaście przywięziennych hal produkcyjnych.
Jak wskazywała NIK, inwestycje na ponad 115 mln złotych realizowano z ominięciem prawa zamówień publicznych.
Teraz Izba opublikowała wyniki szczegółowej kontroli, która skupiła się na omijaniu przetargów przez jednostki podległe Ministerstwu Sprawiedliwości.
"Nierzetelny nadzór nad jednostkami organizacyjnymi podległymi i nadzorowanymi przez Ministra (…) sprzyjał powstaniu mechanizmu wehikułu inwestycyjnego, polegającego na dopuszczeniu możliwości zlecania przez Zakłady podmiotom zewnętrznym podwykonawstwa w dowolnym zakresie" – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym NIK.
Od stycznia 2017 do połowy 2019 roku do prywatnych przedsiębiorców trafiło w ten sposób ponad 560 mln złotych.
Przywięzienne zakłady pracy (PZP) to jednostki sektora finansów publicznych, które realizują zadania publiczne, ale utrzymują się z przychodów z własnej działalności. Te podlegające Ministerstwu Sprawiedliwości produkują rozmaite wyroby dla służby więziennej (od proszku do prania dla więźniów po buty dla strażników w zakładach karnych) i świadczą na jej rzecz usługi; remontują więzienia, sądy i budynki należące do Ministerstwa Sprawiedliwości oraz budują przywięzienne hale produkcyjne.
Zgodnie z ustawą, co najmniej 20 proc. zatrudnionych w takim zakładzie muszą stanowić więźniowie.
Idea jest słuszna. Osadzeni pracują, co pomaga w resocjalizacji, a dodatkowo mogą zarobić (ostatecznie trafia do nich niewiele, o czym dalej w tekście).
Weźmy przykład. Dyrektor zakładu karnego chce wybudować przywięzienną halę produkcyjną. Normalnie musiałby w tym celu rozpisać przetarg i w myśl przepisów o zamówieniach publicznych wybrać najlepszą ofertę prywatnej firmy. Jednak kiedy zgłosi się z tym zleceniem do PZP, nie musi już rozpisywać przetargu.
To dzięki wyłączeniu opisanym w art. 4d ust. 1 pkt 8 ustawy Prawo zamówień publicznych. Zgodnie z nim Ministerstwo Sprawiedliwości i podległe mu jednostki (np. sądy, zakłady karne) mogą przekazywać zlecenia PZP bez przetargów. Celem takiego zapisu było to, aby przy wewnętrznych zleceniach dawać przede wszystkim pracę więźniom.
I tutaj pojawia się clou problemu, który opisuje NIK.
Zlecenia, które dostawały PZP, były przez nie podzlecane prywatnym firmom, także z pominięciem procedury przetargowej. NIK opisuje przypadki, gdzie wartość przekazanych podwykonawcom prac przekraczała 90 proc. całego zlecenia.
Przywięzienne zakłady bardzo często stawały się więc de facto pośrednikami, dzięki którym prywatne firmy otrzymywały zlecenia bez konieczności startowania w przetargach.
Według ustaleń Najwyżej Izby Kontroli PZP zrealizowały od 1 stycznia 2017 do 30 czerwca 2019 roku zlecenia na łączną kwotę 680 mln złotych. Aż 82 proc. z tej kwoty trafiło jednak do komercyjnych podwykonawców.
Oznacza to, że zlecenia na ponad pół miliarda złotych:
Jak zauważa przywołany w kontroli Urząd Zamówień Publicznych, "w przypadku zamówień wewnętrznych zadania wykonuje się, korzystając z własnych zasobów. Zleceniodawca powinien więc zgłaszać się do tych zakładów, co do których wie, że same będą w stanie wykonać całość albo znaczną większość zamówienia."
Innymi słowy, sądy czy zakłady karne powinny zlecać remonty, budowy etc. przywięziennym zakładom, które były w stanie zrobić większość prac we własnym zakresie. Podzlecane powinny być ewentualnie tylko prace wymagające specjalistycznego sprzętu czy wiedzy, którymi PZP nie dysponuje.
Resort sprawiedliwości nie zgadza się z ustaleniami NIK. W wyjaśnieniach ministerstwa (przytaczanych w raporcie NIK) czytamy, że wszystkie przesłanki z przepisu o wyłączeniu PZP z przepisów o zamówieniach publicznych są spełnione. Resort uważa także, że przepis ten nie stwierdza, jaka część zlecenia może być przekazana podwykonawcy.
NIK w osobnym raporcie podaje wyniki kontroli PePeBe Włocławek. To jeden z największych i najprężniejszych przywięziennych zakładów. Na jego czele od 2017 roku stoi Jihad Rezek. To pochodzący z Syrii inżynier, zaufany człowiek byłego wiceministra Patryka Jakiego.
Zakład produkuje materiały z betonu i wykonuje prace budowlane. Samodzielnie lub w konsorcjum z innym przywięziennym zakładem – Pomorską Instytucją Gospodarki Budżetowej “Pomerania”.
PePeBe Włocławek w kontrolowanym okresie zawarł 209 umów na prawie 342 mln złotych. NIK szczegółowo skontrolowała 8 umów. W 7 z nich podwykonawcy wykonywali pracę o wartości ok. 90 proc. całego zlecenia. Izba podkreśla jednak, że przy każdym zamówieniu pracowali osadzeni.
Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2010 roku więźniowie za pracę na cały etat dostają płacę minimalną (czyli 2100 zł brutto w 2018 roku), jednak po zmianach w prawie z 2017 roku z tych pieniędzy ostatecznie dostają niewiele. Oprócz składek i zaliczek więźniowi potrąca się:
Zwykle jest więc tak, że na tzw. wypiskę (pieniądze, które więzień ma fizycznie miesięcznie do dyspozycji) osadzony dostaje kilkaset złotych, często ok. 200-400 „na rękę”. Dotyczy to tych, którzy pracują na cały etat.
Władza
Patryk Jaki
Michał Wójcik
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Najwyższa Izba Kontroli
praca dla więźniów
służba więzienna
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze