Ponad tydzień temu wyjechaliśmy z Usnarza Górnego. Uchodźcy zostali sam na sam ze służbami - bez kontroli obywateli i mediów. Nie znamy też losów osób zatrzymanych w Terespolu i Szymkach
2 września 2021 prezydent podpisał rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w pasie granicznym z Białorusią. Tego samego dnia aktywiści i dziennikarze musieli opuścić obóz w Usnarzu Górnym. To tam przez prawie trzy tygodnie utrzymywali stały kontakt z uchodźcami, którzy utknęli na granicy. "Nie wiemy nic o osobach, które utknęły na granicy w Usnarzu. Ostatni raz rozmawialiśmy z nimi, gdy stamtąd wyjeżdżaliśmy" - mówi Kalina Czwarnóg z fundacji Ocalenie
Wyrzucenie dziennikarzy, aktywistów oraz polityków z pasa granicznego sprawiło, że nie wiadomo, co dzieje się z uchodźcami. Tymi z Usnarza oraz innymi, którzy w różnych miejscach przekroczyli granicę w kolejnych dniach (OKO.press opisywało historie dwóch takich grup).
Dziś w Warszawie o 15.00 pod MSWiA zaczął się protest solidarnościowy z uchodźcami "Gościnność bez granic". Na miejsce przybył nasz reporter Maciek Piasecki:
Działające na granicy organizacje połączyły się w Grupę Granica - należą do niej:
W poniedziałek 6 września 2021 aktywiści dostali informację, że dziewięcioro Kongijczyków i Kongijek oraz jeden Kameruńczyk przeszli przez granicę z Białorusią i strefę objętą stanem wyjątkowym. Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak z Homo Faber oraz Jakub Bieniasz z Salam Lab odnaleźli ich pomiędzy wsiami Nowosady i Szymki.
Aleksandra Chrzanowska z SiP:
"Tam były cztery kobiety i jeden 16-latek. Bardzo zmęczeni, wycieńczeni, wygłodzeni, zmarznięci. Kiedy się z nimi spotkaliśmy, nie mieli jeszcze żadnego kontaktu ze strażą graniczną. Mówili, że przemieszczali się od Grodna, do Polski weszli poprzedniej nocy. Powiedzieli nam od razu, że chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową. Wytłumaczyliśmy im, jak wyglądają procedury. Zaproponowaliśmy pomoc prawną.
Szczęśliwie byliśmy na łączach z adwokatem z Białegostoku, który zgodził się ich reprezentować we wszystkich postępowaniach, więc podpisaliśmy papiery. Wezwaliśmy Straż Graniczną i karetkę, bo jedna z kobiet wymiotowała i zaczęła tracić przytomność. Karetka zabrała ją do szpitala.
Straż Graniczna przyjechała, te osoby w naszej obecności, głośno poprosiły o ochronę międzynarodową. Funkcjonariusze nie powiedzieli nam, dokąd ich zabierają, ale obiecali, że od rana (była już godz. 22) możemy dowiadywać się, co z nimi, w placówce w Michałowie. A rano adwokat, który miał ich reprezentować, dostał jedną informację: że uchodźcy przebywają w placówce w Bobrownikach. Nie chciano powiedzieć nic więcej i co najgorsze nie wydano zgody na wjazd adwokata do placówki - bo ta znajduje się na obszarze objętym stanem wyjątkowym.
Do godz. 16 nie mieliśmy żadnego kontaktu z tymi osobami.
Wtedy dostaliśmy telefon: wywieźli nas z powrotem na granicę. Nawet tę kobietę, którą zabrała karetka. Ze szpitala, w którym – jak mówiła – powiedziano jej, że powinna poddać się operacji, zabrał ją funkcjonariusz.
Z relacji tych osób wynika, że zostały przesłuchane, ale Straż głównie interesowało, jak i kiedy skontaktowali się z nami, kiedy podpisali pełnomocnictwa, czy może jeszcze na Białorusi.
Zresztą kontakt z nimi był utrudniony, bo nie było tłumacza. Kilkoro z nich mówiło dość dobrze po francusku, ale kilkoro tylko w języku lingala. Ale rozmawiano z nimi tylko po angielsku. I nikogo nie interesowało, że chcą złożyć wniosek o ochronę, tylko dopytywano, skąd mieli te pełnomocnictwa. I potem tak jak stali, bez jedzenia, picia, niektórzy bez butów i skarpetek zostali odstawieni na granicę".
Kontakt znowu się urwał. W nocy z 7 na 8 września Chrzanowska dostała kilka dramatycznych smsów. Ok. 11.00 rano aktywistce udało się do nich dodzwonić. Chrzanowska:
"Opowiedzieli, że w nocy uznali, że wracają na Białoruś, skoro w Polsce to tak wygląda. Ale nie pozwolili im na to białoruscy pogranicznicy - straszyli ich strzałami w ziemię obok stóp. I wtedy już byli tak przerażeni, że uznali, że wyjdą na drogę, po polskiej stronie i po prostu oddadzą się w ręce policji, tak to określili. Jacyś funkcjonariusze, nie wiadomo, jakiej formacji ich złapali i wywieźli do jakiegoś pustego domu. Tak mówili mi ok. godz. 11 8 września. Od tamtej pory nie mam z nimi kontaktu, nie wiem, jaki jest ich los.
Już po mojej ostatniej rozmowie z nimi ich adwokat dostał potwierdzenie ze Straży Granicznej, że na mocy rozporządzenia z 20 sierpnia te osoby zostały wywiezione na granicę. Czyli potwierdziło się to, co mi mówili przez telefon.
Takie działanie jest niezgodne z prawem. W ogóle to rozporządzenie jest wątpliwe z punktu widzenia prawa i nie ulega wątpliwości, że zostało wprowadzone po to, by na szybko zalegalizować stosowaną od kilku tygodni przez Straż Graniczną bezprawną praktykę wyłapywania ludzi, którzy przekroczyli granicę w niedozwolonym miejscu i bez wszczęcia jakichkolwiek procedur wywożenia ich z powrotem do linii granicy z Białorusią. Tym bardziej żadne rozporządzenie nie może anulować zapisów zawartych w aktach wyższego rzędu – a prawo do ubiegania się o ochronę międzynarodową – bez względu na to, w jakich okolicznościach wyrażona została taka wola – jest zagwarantowane przez Konwencję Genewską i Konstytucję RP.
Nie chcę przez to powiedzieć, że nie należy strzec granic państwowych i przyjmować każdą osobę, która tu wjeżdża. Jest natomiast szereg procedur, w toku których odpowiednie władze weryfikują, kto może zostać w Polsce, a kto nie. Jeśli uznamy, że dana osoba nie kwalifikuje się do uzyskania ochrony – powinna opuścić terytorium Polski.
Domagam się jedynie, by odbywało się to w cywilizowany i zgodny z prawem i poszanowaniem ludzkiej godności sposób. Nie zgadzam się na nocne wywózki do lasu, na zasieki, na torturowanie ludzi i narażanie ich na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Do dziś, niedzieli 12 września, nie wiemy, co się dzieje z 9 Kongijczykami i Kameruńczykiem. "Pewnie są w jakimś Usnarzu nr 2, bo teraz już nikt się nie przejmuje tym, że łamane jest prawo. Nikt tego nie widzi. Wiem, że adwokat podejmuje kolejne kroki prawne, by ustalić, co dzieje się z jego klientami" - mówi Chrzanowska.
Piątek 10 września przyniósł kolejne dramatyczne doniesienia.
W środku lasu na wysokości Terespola, na podmokłych terenach, bez jedzenia i picia co najmniej od 8 września znajduje się 26 osób – są wśród nich Syryjczycy, Irakijczycy, Egipcjanie i Kurdowie. Jedna z pięciu kobiet przetrzymywanych na polsko-białoruskiej granicy skontaktowała się z pracownikami polskich organizacji pozarządowych działających w Grupie Granica. Przesłała filmy, które nagrała podczas spotkania ze Strażą Graniczną.
Na filmach (powyższy został zmontowany z kilku dłuższych, Grupa Granica dysponuje wszystkimi filmami i je udostępnia) widać, że grupa cudzoziemców próbuje przedostać się do Polski, ale Straż Graniczna ich nie przepuszcza. Polscy strażnicy z psami odpędzają grupę, po angielsku krzyczą: „Idźcie na Białoruś!”. Słychać płacz i krzyki dzieci. Na filmach widać też nieprzytomnego mężczyznę leżącego na rękach swoich towarzyszy. I słychać, jak cudzoziemcy proszą o pomoc dla niego.
"Dostaliśmy od grupy pinezkę z lokalizacją, z której wynika, że są po polskiej stronie w rejonie Terespola. Zadzwoniłyśmy po karetkę i przekazałyśmy współrzędne dyspozytorowi, opisałyśmy sytuację. Oddzwonił po godzinie i zagroził, że poniesiemy konsekwencje za nieuzasadnione wezwanie karetki, bo te osoby są po białoruskiej stronie. Nie odpowiedział na pytanie, czy karetka pojechała na miejsce i sprawdziła, gdzie dokładnie znajdują się te osoby" - relacjonowała OKO.press Chrzanowska.
Grupa Granica udostępniła nagrania rozmowy z jedną z Syryjek, Boushrą:
Tę dramatyczną sytuację opisaliśmy tutaj:
Wobec wprowadzenia stanu wyjątkowego aktywiści przenieśli się nieco dalej od granicy, żeby móc chociaż w ograniczonym zakresie kontrolować sytuację.
"Jesteśmy cały czas blisko, reagujemy, gdy dostajemy jakiś sygnał, interweniujemy, jak w ostatnich dniach. Ale już nie w samej strefie przygranicznej, tylko w strefie przy Strefie. Rozmawiamy też z mieszkańcami, wyczuwamy nastroje.
Powiedziałabym, że ludzie tutaj raczej nie boją się uchodźców, po ludzku im współczują i są chętni, by ich nakarmić, napoić i ogrzać. Boją się wojny. Tego, że przyjdą wojska"
- mówi OKO.press Chrzanowska.
Aktywiści z Fundacji Ocalenie 2 września jako ostatni opuścili Usnarz Górny. Ostatni raz z Afgańczykami z granicy rozmawiali chwilę przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego. I nie wiadomo, co się z nimi teraz dzieje. Ani aktywiści, ani prawnicy nie mają z nimi kontaktu.
Jeszcze 2 września próbowali uzyskać zgodę na przebywanie w Usnarzu Górnym, argumentując, że wykonują obowiązki służbowe. Policja odesłała ich do Straży Granicznej. Kalina Czwarnóg: "My jako Ocalenie mamy swoją siedzibę w Łomży i na Podlasiu działamy od lat, pomagając osobom na granicy, i tym w ośrodkach. To nie jakieś spadochroniarstwo. I dlatego będziemy jeszcze próbować rozmawiać i przekonywać, że tu wykonujemy swoją pracę".
"Nasze analizy prawne wskazują na to, że nawet jeżeli stan wyjątkowy został nielegalnie wprowadzony, bo nie ma podstaw do jego wprowadzenia, to jest skuteczny i służby mogą go egzekwować. Nie chcemy narażać naszych pracowników i wolontariuszy na przemoc ze strony służb.
Ale my tam wracamy niedługo i będziemy robić wszystko, co legalne, by pomóc osobom w ośrodkach strzeżonych i otwartych",
- mówił podczas spotkania pod Sejmem Piotr Bystrianin z Fundacji Ocalenie.
O tym, jak to się stało, że aktywiści m.in. z Ocalenia znaleźli się na miejscu, posłuchajcie tutaj:
Pushbacki - czyli cofanie ludzi, którzy znaleźli się po polskiej stronie na granicę - stosowane na szeroką skalę przez Straż Graniczną są, według prawników, niezgodne z prawem. 24 sierpnia 2021 obóz w Usnarzu Górnym odwiedzili pracownicy Amnesty International Polska. 10 września opublikowali raport z tej wizyty - można go przeczytać w całości tutaj. Czytamy tam:
"Zgodnie z ustawą o udzielaniu ochrony cudzoziemcom na terytorium RP, gdy cudzoziemiec zwraca się do Straży Granicznej z wnioskiem o statusu uchodźcy, organy państwa mają obowiązek przyjąć i rozpatrzyć wniosek. Obecnie poprzez działania Straży Granicznej Polska narusza zasady Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Konwencji Genewskiej, Ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP.
Kluczowe jest, że osoba ubiegająca się o udzielenie ochrony międzynarodowej składa taką deklarację funkcjonariuszowi polskiej Straży Granicznej. Obowiązkiem Straży Granicznej w takiej sytuacji jest przyjęcie wniosku i przewiezienie do placówki straży granicznej w celu podjęcia kolejnych czynności tj. wypełnienie formularza wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej.
20 sierpnia minister spraw wewnętrznych i administracji podpisał zmiany w rozporządzeniu w sprawie czasowego zawieszenia lub ograniczenia ruchu granicznego na określonych przejściach granicznych (Dz.U. 2021, poz. 1536). W ustępie drugim tego rozporządzenia są wymienione osoby, które mogą przebywać na terytorium Polski – nie ma wśród nich cudzoziemców poszukujących ochrony międzynarodowej. Rozporządzenie jest niezgodne z prawem międzynarodowym, stanowi przekroczenie zakresu ustawowego możliwego do regulacji rozporządzeniem, jest też sprzeczne z polskimi ustawami i Konstytucją.
23 sierpnia Rząd RP zapowiedział nowelizację Ustawy o cudzoziemcach oraz Ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP. Zmiany te uniemożliwią osobom, które poza oficjalnymi przejściami granicznymi przekraczają granicę, ubieganie się o ochronę międzynarodową w Polsce".
Kiedy będzie można wejść do strefy przygranicznej i sprawdzić, na jaką skalę łamane jest tam prawo? Nie wiadomo. Stan wyjątkowy został wprowadzony na 30 dni, ale można go przedłużyć. 16 września skończą się manewry Zapad, które - w narracji polityków PiS - miały być jednym z powodów wprowadzenia stanu wyjątkowego. Co potem?
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze