0:000:00

0:00

To akcja projektu Mitochondrialna Ewa, który "piętnuje szczególnie podłe i jaskrawe przewiny, jakich dopuszcza się kościół instytucjonalny". Arcybiskup senior Józef Michalik zasłynął z przerzucania winy za pedofilię z księży na dzieci

"Biskup Michalik dopuścił się rzeczy ohydnej i haniebnej. I nie jest w takim działaniu odosobniony. On nie tylko odwrócił wzrok od źródła problemu pedofilii w Kościele, i udawał, że go nie ma. Ale nadużywając autorytetu, jaki Kościół ma wśród wiernych, dokonał przeniesienia winy. Przerzucił winę ze złoczyńcy, którym jest pedofil w sutannie, na ofiarę. To jest niedopuszczalne" - uczestnicy nocnej akcji tłumaczą OKO.press, dlaczego wybrali dom tego hierarchy.

Zawiesili na bramie pałacu cztery banery.

„ZŁY DOTYK ZAMIAST DOBREJ NOWINY - GWAŁCICIELE W SUTANNACH”

„KTO BY ZGORSZYŁ JEDNEGO Z TYCH MALUCZKICH, NA JEGO SZYI KAMIEŃ MŁYŃSKI" - Ew. Marka,4.27.

"OTO KREW MOJA, OTO CIAŁO MOJE - WARA WAM"

"MIEJCIE ODWAGĘ BYĆ WOLNYMI"

Robert Kowalski z kamerą OKO.press był na miejscu akcji. Rozmowa z uczestnikami i film niżej.

Grupa młodych ludzi, występujących pod nazwą „Mitochondrialna Ewa”, która przeprowadziła ten polityczny happening chce "piętnować szczególnie podłe i jaskrawe przewiny, jakich dopuszcza się kościół instytucjonalny" (mitochondrialna Ewa to kobieta, żyjąca w Afryce ok. 200 tys. lat temu, uważana za „pramatkę” wszystkich ludzi).

Poprzednie odsłony projektu odbyły się w Warszawie i w Drohiczynie. OKO.press pisało o tym tutaj:

Przeczytaj także:

Celem trzeciej akcji stał się pałac kurii metropolitalnej w Przemyślu przy Placu Katedralnym.

Abp Michalik: to dziecko wciąga księdza

Mieszka tam biskup senior Józef Michalik, b. metropolita przemyski, i b. przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. "Zasłynął" z wypowiedzi, w których obarcza przynajmniej częścią winy za pedofilię księży ich ofiary - dzieci. Bp Józef Michalik był także gorliwym obrońcą Michała M., księdza z Tylawy na Podkarpaciu, który przez ponad 30 lat bezkarnie molestował dziewczynki ze swojej parafii. Robił co mógł, by powstrzymać dziennikarskie śledztwo "Wyborczej", a także interwencje organizacji pozarządowych i wymiaru sprawiedliwości.

Razem z ówczesnym prokuratorem Stanisławem Piotrowiczem bronił księdza M.: "Czuję się zobowiązany zaprotestować przeciwko szarpaniu dobrej opinii naszych księży, co jest przecież atakiem niewybrednym znanych nam pewnych grup i środowisk. Dziś przybierają one coraz to inne kolory, ale zawsze wywodzą się od ojca kłamstwa".

Pisała o tym w październiku 2013 roku Małgorzata Bujara z rzeszowskiej "Wyborczej".

"Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga" - te słowa wypowiedział Michalik wówczas podczas obrad Episkopatu.

"Karygodne są nadużycia dorosłych wobec dzieci, o których wciąż mówią media. Jednak nikt nie zwraca uwagi na przyczyny tych zachowań: pornografia i fałszywa miłość w niej pokazywana, brak miłości rozwodzących się rodziców i promocja ideologii gender" - mówił w innym kazaniu w październiku 2013.

Uczestnicy akcji: Michalik to nie szaraczek, to eminencja. Reprezentuje Kościół

Rozmówcy OKO.press prosili o nieujawnianie ich tożsamości

Robert Kowalski, OKO.press: Dlaczego ten konkretny adresat, arcybiskup Józef Michalik?

Uczestnicy akcji z grupy Mitochondrialna Ewa: Biskup senior Józef Michalik jest postacią emblematyczną gdy się myśli o odchodzeniu Kościoła od ołtarza ku polityce, ku ingerencji w bardzo osobiste, intymne życie obywateli świeckiego, przynajmniej nominalnie, państwa.

Czym konkretnie zasłużył na uwagę „Pramatki Ewy”?

Kontekstem naszej akcji jest to, co się dzieje w Kościele od dłuższego czasu. Chodzi o niechęć, by zareagować na szerzącą się w Kościele pedofilię. Bp Michalik ma tutaj swoje niezliczone zasługi i skandaliczne wypowiedzi – nie będę ich cytował, można je znaleźć wszędzie. W tej sferze też jest postacią emblematyczną.

Chodzi o to, że biskup Michalik dopuścił się rzeczy ohydnej i haniebnej. I nie jest w takim działaniu odosobniony. Mianowicie, on nie tylko odwrócił wzrok od źródła problemu i udawał, że go nie ma. Ale on nadużywając autorytet, jaki Kościół ma wśród wiernych, dokonał przeniesienia winy. Przerzucił winę ze złoczyńcy, którym jest pedofil w sutannie, na ofiarę. To jest niedopuszczalne.

Ale on to zrobił w tak karykaturalny sposób, że nikt w to nie uwierzy. Że księża mogą tracić cnotę, bo dzieci do nich lgną i sprowadzają ich na złą drogę.

Sądzę, że to tłumaczenie Michalika wyznacza nowe horyzonty w ohydztwie Kościoła względem problemu pedofilii. To przerzucanie winy na ofiarę. To nie jest karykaturalne.

A znacie kogoś, kto w to uwierzył?

Dla ludzi mocno pogrążonych w Kościele takie tłumaczenia są wiarygodne. Naprawdę. Siła wyparcia nie zna granic. Wśród biskupów może nie, ale wśród wiernych ta postawa posłuszeństwa wobec biskupów jest strasznie mocna.

Jeśli przypomnieć manifest Mitochondrialnej Ewy, tam dosyć wyraźnie jest powiedziane, że jednym z celów jest zerwanie zmowy milczenia, uwolnienie przestrzeni publicznej zajmowanej przez urzędników Kościoła instytucjonalnego od tego puklerza tabu, za którym się chowają.

Biskup Michalik reprezentuje majestat instytucji, która jest postrzegana jako usta Boga. To nie jest tylko szaraczek, który mógł sobie coś powiedzieć, to jest eminencja. I tak są interpretowane jego słowa.

Jeśli on mówi, że pedofilii nie ma, a jeśli nawet jest, to jest wywoływana przez dzieci, przez rozwodzących się rodziców, feministki, gender itd., to dla wiernych tak jest. W społeczności pobudowanej na dogmacie nie kwestionuje się takiej prawdy.

Ta postawa jest dość powszechna. Proszę, wymień mi naszych hierarchów kościelnych, którzy zmierzyli się z problemem pedofilii – a mówimy o tym w kontekście afery irlandzkiej, czy pensylwańskiej - którzy zareagowali tak jak predystynuje ich zajmowana pozycja w społeczeństwie, pozycja mentorów.

To wypieranie się pedofilii jest powszechne, a abp Michalik jest na tyle nieporadny i nieokiełznany retorycznie, że daje nam narzędzie do wykorzystania.

Zakładając, że Kościół domaga się szacunku i poważnego traktowania, to my im to dajemy – poważnie traktujemy i rozliczamy z czynów i słów.

Jedno z haseł, które dziś się pojawiły na budynkach administracji kościelnej – nie było z naszej strony desakralizacji kościoła – to było hasło „Zły dotyk zamiast Dobrej Nowiny”.

Trochę za mało Dobrej Nowiny, moralizowania pobudowanego na dobrym przykładzie, skromności, pomiarkowania, niedawanie fałszywego świadectwa – to w kontekście Michalika - a trochę za dużo Zła, które się chowa za puklerzem świętości.

Szokująca jest dysproporcja w traktowaniu instytucji jaką jest Kościół katolicki, bo wystarczy sobie wyobrazić, że podobne zjawisko pojawia się w jakiejkolwiek innej instytucji, czy organizacji, że ileś osób dopuszczało się gwałtów na dzieciach, a ileś kolejnych osób, łącznie z najwyższymi w hierarchii, metodycznie ich kryło.

A tu ci ludzie pozostają zupełnie bezkarni.

Przeprowadziliście akcję w środku nocy. Co chcieliście osiągnąć wieszając transparenty? Żeby biskup stanął tam, przeczytał wasze hasła i zapłakał, i zasępił się? Czy żeby przeczytali je ludzie, którzy przyjdą rano, w niedzielę, do tego wielkiego kościoła naprzeciwko pałacu arcybiskupa seniora?

I to, i to. Adresatem jest oczywiście kościół instytucjonalny. My nie mamy naiwnego oczekiwania, że biskup zostanie zawstydzony przez takie słowa. Ale mamy naiwne oczekiwanie, że te słowa go zaniepokoją. Bo to jest wejście w przestrzeń zawłaszczoną przez kościół.

Ile osób wzięło udział w tej akcji?

Ważne jest to, że na budynkach kościoła zostały powieszone cztery duże banery. Trzy z nich były adresowane do kościelnych hierarchów zajmujących ten budynek, natomiast jeden do ludzi kościoła. Do kościoła jako wspólnoty.

Oni są bardzo ważnym adresatem, bo ta instytucja ma być dla nich, nie oni dla tej instytucji. Oni są w dużej mierze ofiarami tego wszystkiego. W nich powinno się coś zmienić. Od tych wiernych zależy zmiana instytucji.

Wiemy, że kilkoma banerami tego nie osiągniemy. Żeby było jasne – nie jest naszą intencją rabacja, tu chodzi o uruchomienie myślenia i wstydu za wspólnotę, do której należą tacy hierarchowie. Nie ma sensu żadna zmiana w Kościele, a Kościół jest istotną składową życia społecznego, bez wewnętrznej refleksji.

Pytasz jak przebiegała sama akcja. Nie róbmy z tego filmu sensacyjnego. Powieszenie kilku banerów oraz kilkunastu zakrwawionych dziecięcych ubrań na budynku instytucji to nie jest żaden akt odwagi, heroizmu. To naprawdę nie wymaga żadnych specjalnych przygotowań. Każdy członek Kościoła, i po prostu każdy człowiek, zbulwersowany przestępstwami hierarchów może podjąć takie działania. To nie jest trudne, straszne ani kosztowne.

Czy w grupie osób, które przeprowadziły tę akcję są członkowie Kościoła katolickiego?

W naszej grupie działają osoby zarówno niewierzące, tak jak ja, dla których kościół jest wyłącznie jeszcze jedną instytucją, którzy mówią stop krzywdzeniu. I są osoby wierzące, które chcą uzdrowić tę instytucję.

Kiedy będą następne akcje?

Będą.

Będzie ich dużo?

Tyle, ile jest fundamentalnych przewin kościoła instytucjonalnego w Polsce. Dużo. Dopóki kościół nie zmieni nastawienia do swoich wiernych, do obywateli państwa, w którym funkcjonuje, oraz samego państwa, to będziemy mieli powody do działania. Kościół musi się wycofać pod ołtarz, ma tam dużo do zrobienia.

Który moment akcji był najtrudniejszy?

Nie było trudnych, to naprawdę nie jest trudne. Najtrudniejsze było samoograniczanie. Bo wkurw jest duży. Działamy w nocy, człowiek ma to niebo gwiaździste nad sobą, i jest gotów poddać się weryfikacji choćby w sądzie. Czekamy na to, czekamy na konfrontację z hierarchami kościelnymi w sądzie.

Więc czuję prawo moralne w sobie. I to jest jak tsunami. Umieć zatrzymać to tsunami w sobie, to jest najtrudniejsze. Mówimy przecież do jasnej cholery o gwałtach na małych dzieciach.

;

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Komentarze