0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Ministerstwo edukacji stara się niuansować radykalną obietnicę wyborczą KO o „likwidacji prac domowych w szkołach podstawowych”, ale ministra Barbara Nowacka wciąż nie schodzi z wojennej ścieżki i sięga po pochopne sądy i fałszywe uogólnienia. Mówiła o tym jako „Gość Radia Zet” we wtorek 30 stycznia 2024 roku.

Ministerstwo nie korzysta z sugestii znawcy tematu, prof. Harrisa Coopera: „badania nad pracami domowymi dostarczają danych, które pozwalają wszystkim zainteresowanym (nauczycielom, rodzicom, uczniom, społecznościom lokalnym) zakończyć bitwę (end the battle) i przekształcić prace domowe we wspólne zadanie, które ma pomóc w lepszym uczeniu się”.

Barbara Nowacka w studio Radia Zet, zrzut ekranu z transmisji audycji

W przekazie resortu edukacji pojawia się coraz więcej potrzebnych postulatów – jak odejście od „ocenozy” na rzecz tzw. oceniania kształtującego, czy większe zaufanie do nauczycielek i nauczycieli – ale wyborczy konkret KO „likwidacji prac domowych” wciąż wisi nad planami resortu. Wciąż grozi nam zatem droga na skróty i wprowadzenie do systemu zbyt radykalnej zmiany, która zamiast wpisać się w naprawę szkoły, może wywołać napięcia, a nawet zaszkodzić edukacji.

I wywołać opór wielu nauczycielek i wielu rodziców, którzy widzą prace domowe jako kluczową formę zdobywania wiedzy.

Przeczytaj także:

Polskie dzieci mają za dużo zadawane

„Dzieci są przemęczone, gonią za programem nauczania, prace domowe odrabiają ci, których rodziców stać na korepetycje lub oddanie własnego czasu i własnych kompetencji. Jednym z najczęstszych konfliktów w domach to prace domowe” – mówi Nowacka. I ma rację.

Polskie dzieci prawie najwięcej czasu spędzały w domach na pracach domowych
Badania potwierdzają, że polskie dzieci, zwłaszcza w porównaniu ze skandynawskimi, są nadmiernie obciążone pracami domowymi i korepetycjami
Gościni Radia Zet,30 stycznia 2024
Timms

W międzynarodowych badaniach czwartoklasistów TIMSS zapytano w 2015 roku nauczycielki i nauczycieli matematyki, jak często coś zadają. Jak widać na wykresie, prace domowe są rzadkie w Szwecji (połowa nauczycieli nie zadaje wcale!), ale w Finlandii 83 proc. zadaje 3-4 razy w tygodniu, a 7 proc. codziennie. W Polsce: odpowiednio 49 proc. i 45 proc., w Rosji jeszcze więcej.

W edycji 2012 roku międzynarodowego badania PISA diagnozującego poziom umiejętności w czytaniu, matematyce i naukach przyrodniczych, zapytano uczniów i uczennice (w wieku 15 lat) m.in. o „prace domowe”. Odpowiedzi w Polsce wskazywały, że zajmują one 6,6 godziny tygodniowo, do tego 1,9 godz. powtórek i ćwiczeń oraz 1,2 godz. nauki z rodzicem. W Finlandii, która jest benchmarkiem całego edukacyjnego świata dzięki świetnym wynikom nauczania uzyskanym bez nadmiernego stresowania dzieci, praca domowa to tylko 2,8 godz.

Szczegółowo wyglądało to tak:

  • prace domowe: w Polsce 6,6 godziny, średnia dla krajów OECD – 5,1, w Finlandii – 2,8;
  • nauka z rodzicem: Polska 1,2 godz., OECD – 1,1, Finlandia – 0,4 godz.;
  • praca indywidualna płatna (korepetycje) i bezpłatna: w Polsce 1,1 godz., OECD – 0,8, Finlandia 1.0;
  • powtórki i ćwiczenia z użyciem komputera: Polska – 1,9 godz., OECD – 1,4, Finlandia – 0,4;
  • „zajęcia pozaszkolne opłacane przez rodziców”: Polska – 0,7 godz., OECD – 0,8 godz., w Finlandii – 0,1 godz.

Jak widać, także w Finlandii dzieciaki odrabiają zadania domowe. Poświęcają na to jednak 2,4 razy mniej czasu niż w Polsce, a rodzice nie mają powodów, by płacić za dodatkowe zajęcia.

Uderzające, że fińskie dzieci aż pięć razy rzadziej korzystają z pomocy rodziców niż polskie.

Godzina pracy z nauczycielem w Polsce oznacza korepetycje. W Finlandii rozwinięty jest system indywidualnej pracy z uczniem w szkole, tak by wyrównywać jego czy jej deficyty edukacyjne. Szkoła w Finlandii razem z uczniem czy uczennicą bierze na siebie odpowiedzialność za uczenie. W Polsce zadręczają się tym rodzice.

W innym badaniu PISA 2015, na podstawie deklaracji uczniów i uczennic (zapewne zawyżonych) ustalono, że w Polsce praca w domu zajmuje im aż 18,6 godziny, czyli 2 godz. 40 minut dziennie i to licząc z weekendami. Średnia krajów OECD to 17,1 godz. W Finlandii – tylko 11,9 godz. W Rosji, gdzie dzieci są poddane edukacyjnej tresurze (z mizernym skutkiem) – 22,6 godz.

Warto zwrócić uwagę na wyjątkowe zaangażowanie młodych ludzi w Polsce w naukę języków obcych (prawie 5 godzin tygodniowo!). To akurat pozytywny przykład tego, że praca w domu ma sens.

Prace domowe nic nie dają? Absurd na użytek „likwidacji”

Wszystkie badania pokazują, że bez względu na to, czy tych prac domowych jest mało, dużo, czy nie ma wcale, to nie zmienia kompetencji osoby, która kończy szkołę
Są tysiące badań edukacyjnych na całym świecie, wskazujących na mniejszy lub większy wpływ prac domowych na poziom umiejętności uczniów (choć nie wszystkich i nie w każdym wieku). Ogólna teza Nowackiej jest absurdalnie fałszywa
Gość Radia Zet,30 stycznia 2024

„Rzeczywiście są takie badania?” – zdziwiło się Radio Zet.

„Oczywiście” – odpowiedziała minister. W ferworze dyskusji stwierdziła też, że

„dzieci będą mądrzejsze dzięki likwidacji prac domowych”.

Są setki badań, które mierzą – większy lub mniejszy – pozytywny wpływ prac domowych na oceny szkolne i rozwijanie rozmaitych umiejętności. Twierdzenie pani ministry musi budzić zdumienie.

Ciekawe są zwłaszcza eksperymenty pedagogiczne, w których wprowadza się zmianę w pracach domowych i sprawdza jej efekt. Specjalista z St. John Fisher University ustalił np., że zwiększenie (z semestru na semestr) liczby prac domowych dało poprawę umiejętności czwartoklasistów, przy czym efekt z matematyki był większy niż z przyrody.

W innym amerykańskim badaniu w II i IV klasie szkoły podstawowej (z udziałem 28 nauczycieli oraz 428 uczennic i uczniów, oraz ich rodziców) okazało się, że oceny dzieci korelowały z ilością czasu poświęcaną na prace domowe (przy kontroli innych zmiennych) oraz ze wsparciem rodziców w odrabianiu zadań.

W często cytowanej metaanalizie setek amerykańskich badań z lat 1987-2003 cytowany już prof. Cooper stwierdził, że „wiele badań, niezależnie od typu, miało wady projektowe. Jednakże, zarówno w ramach poszczególnych typów badań, jak i pomiędzy nimi, wystąpiły generalnie spójne dowody na pozytywny wpływ pracy domowej na osiągnięcia, przy czym silniejsza korelacja istniała (a) w klasach 7-12 niż w klasach młodszych oraz (b) gdy to uczniowie, a nie rodzice, deklarowali, ile czasu poświęcają na pracę domową”.

Ile zadawać? Cooper w syntetycznym wideo przypomina, że w USA rekomendowana jest zasada „co rok 10 minut więcej”: 10 minut w klasie I, 20 minut – w drugiej itd. aż do godziny w klasie szóstej (ostatniej w podstawówkach w większości krajów świata).

Powtarzanie i samodzielne uczenie się jest niezbędne zwłaszcza w nauce języków obcych, matematyce, ale także w naukach przyrodniczych.

Rzecz w tym, że gdy zdejmiemy obowiązek nauki w domu, ci, którzy uczyli się mniej – na ogół dzieci ze środowisk defaworyzowanych – z ulgą skorzystają z tej okazji, a uczennice i uczniowie pilniejsi będą dalej odrabiać nieobowiązkowe zadania, także dlatego, że rodzice bardziej angażują się w ich edukację.

Wyrównywanie szans. Ryzykowne odwrócenie zależności

Min. Nowacka widzi to jednak odwrotnie.

Szkoła publiczna ma zadanie wyrównywać szanse (...) Brak prac domowych to wyrównywanie szans
Obowiązkowe prace domowe wymuszały aktywność edukacyjną także słabszych uczniów, prace domowe jako opcja będą częściej odrabiane przez uczniów lepszych i w domach, gdzie rodzice angażują się w naukę dzieci, co może zwiększać różnice edukacyjne
Gość Radia Zet,30 stycznia 2024

Trudno zrozumieć logikę tego rozumowania, chyba że chodzi o „równanie w dół” – czyli, że kiedy praca domowe będą nieobowiązkowe, nikt nie będzie ich odrabiał, co sprawi, że wszyscy obniżą swoje umiejętności.

Rzecz jednak w tym, że w takim „szkolnym raju” uczeń słabszy i – co często idzie w parze – mniej wspierany/kontrolowany przez rodziców łatwiej od „zaopiekowanej prymuski” ucieknie od pisania rozprawki na polski czy zrobienia kilku zadań z geometrii.

W efekcie szerzej otworzą się nożyce nierówności edukacyjnych.

A to może przełożyć się na wyniki na teście ósmoklasisty, który pełni rolę selekcyjną dla dalszej kariery edukacyjnej.

I odwrotnie. W badaniach dla różnego wieku powtarza się wynik, że obowiązkowe prace domowe odgrywają rolę w skutecznym uczeniu się zwłaszcza osób, które wyjściowo miały gorsze wyniki (tutaj – ta zależność dla studentów).

W wielu edukacyjnych badaniach okazuje się nie tylko, że występuje korelacja czasu nauki w domu z wynikami szkolnymi, ale że lepsi uczniowie pracują więcej niż słabsi, co sprawia, że stają się od nich jeszcze lepsi. Dowolność prac domowych może pogłębić ten efekt.

Ministerstwo: trzy kroki wstecz

Ogłoszona w piątek 26 stycznia nowelizacja rozporządzenia o ocenianiu składa się z dwóch elementów:

„W ramach oceniania bieżącego z zajęć edukacyjnych w szkole podstawowej:

  1. w klasach I–III nauczyciel nie zadaje uczniowi pisemnych i praktycznych prac domowych do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych;
  2. w klasach IV–VIII nauczyciel może zadać uczniowi pisemną lub praktyczną pracę domową do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych, z tym że nie jest ona obowiązkowa dla ucznia i nie ustala się z niej oceny".

W tym drugim przypadku „nauczyciel sprawdza wykonaną przez ucznia pisemną lub praktyczną pracę domową i przekazuje mu informację, o której mowa w § 12”.

Zaglądamy więc do art. 12: „Ocenianie bieżące ma na celu monitorowanie pracy ucznia oraz przekazywanie uczniowi informacji o jego osiągnięciach edukacyjnych pomagających w uczeniu się, poprzez wskazanie, co uczeń robi dobrze, co i jak wymaga poprawy oraz jak powinien dalej się uczyć”.

Jest to definicja tzw. oceniania kształtującego, coraz bardziej popularnej formy zastępowania ocen pożytecznymi i nietoksycznymi informacjami zwrotnymi.

W porównaniu z pierwotną wersją „likwidacji prac domowych” w nowelizacji pojawia się pierwsza dobra zmiana, czyli odsunięcie terminu.

Okazuje się, że „likwidacja” prac domowych w nauczaniu wczesnoszkolnym (1) ma wejść w życie w kwietniu, ale zmiana w klasach IV-VIII (2) została przełożona na początek roku szkolnego 2024/2025, gdy odchudzone zostaną podstawy programowe. Dobry ruch.

Po drugie, pojęcie prac domowych (tych złych) zawęża się.

W uzasadnieniu zmian ministerstwo podkreśla, że „proponowana zmiana nie oznacza zniesienia obowiązku uczenia się w domu, tj. nauki czytania w przypadku najmłodszych uczniów, lektur, przyswojenia określonych treści, słówek itp. Zmiana ta ma na celu jedynie ograniczenie zadawania pisemnych i praktycznych prac domowych. Miejscem, w którym uczniowie, zwłaszcza młodsi, powinni zdobywać wiedzę i umiejętności jest przede wszystkim szkoła”.

To brzmi dużo rozsądniej niż pierwsze deklaracje, że dziecko miało mieć w domu czas wolny od nauki. Naprawa prac domowych wymagałaby jednak nie tylko odchudzenia podstaw programowych, ale zwiększenia pracy z uczniem w szkole. To z kolei wymagałoby zmiany podejścia nauczycielek do swoich obowiązków. Wiadomo, że ministerstwo liczy na takie właśnie wykorzystanie tzw. godzin czarnkowych (dwóch tygodniowo ponad 18-godzinne pensum, wprowadzonych w 2022 roku przez min. Przemysława Czarnka).

Po trzecie, ministerstwo zapowiedziało konsultacje.

Zaplanowano je do 26 lutego, ale nie ma żadnego powodu, by nie potrwały dłużej, zwłaszcza gdy idzie o zmiany w klasach IV-VIII. Może ministerstwo mogłoby chociaż dowiedzieć się, jakie są doświadczenia (zarówno negatywne, jak pozytywne) w zadawaniu prac domowych?

Odejściem od radykalnego i ryzykownego pomysłu w formie rozporządzenia byłoby zastosowanie bardziej otwartych „wytycznych”, które nie naruszałyby w tak jawny sposób „swobody wyboru metod dydaktycznych”, gwarantowanemu nauczycielom przez Kartę Nauczyciela.

Do dalszej poprawy – uczmy się mądrze zadawać

Już przywoływałem ten przykład. W styczniu 2019 roku Adam Bodnar jako Rzecznik Praw Obywatelskich zaapelował do ministerstwa edukacji Dariusza Piontkowskiego o przygotowanie „wytycznych dotyczących prac domowych”. Powołał się na skargi rodziców, którzy nie godzą się „na dysponowanie przez szkołę pozalekcyjnym czasem ich dziecka”. Cytował badania TIMMS postaw czwartoklasistów: uczniowie w Polsce dobrze wypadają w testach, ale nie wierzą w swoje możliwości. I nie lubią szkoły – znaleźli się wraz z Francuzami i Czechami na końcu rankingu, nieco tylko wyżej od dzieci japońskich, ostatnich na liście.

Z inspiracji Bodnara narodziła się inicjatywa „ZadaNIE domowe” kilku fundacji edukacyjnych (Szkoły z klasą, Przestrzeni dla Edukacji i Obywateli dla Edukacji).

W opracowaniu dla nauczycieli, dyrektorów i rodziców twórcy kampanii stwierdzili, że wbrew powszechnemu przekonaniu

„możemy mieć wpływ na to, ile i jakie prace domowe będą odrabiać nasi uczniowie i nasze dzieci”.

Na podstawie tzw. dobrych praktyk zaobserwowanych w szkołach autorki stwierdzały, że zadając prace domowe należy:

  • ograniczyć zadania czysto odtwórcze na rzecz złożonych, wymagających planowania i samodzielności, np. obserwacji, eksperymentów i projektów uczniowskich;
  • odejść od sztampy w kierunku zadań niekonwencjonalnych, angażujących dziecko;
  • zadawać więcej prac zespołowych (pary, trójki i kilkuosobowe zespoły);
  • zadawać więcej prac do wyboru;
  • stosować ocenianie kształtujące (w tym samoocenę i ocenę rówieśniczą), a nie tylko stopnie;
  • tam, gdzie to możliwe – tworzyć warunki do odrabiania prac domowych po lekcjach, w szkole.

W opracowaniu „Prace domowe w polskiej szkole” Michał Sitek z Instytutu Badań Edukacyjnych (obecnie także ekspert ruchu SOS dla Edukacji) wymienił pięć typowych błędów prac domowych:

  • Zadawanie „za karę”, co zaprzecza ich funkcji edukacyjnej;
  • Za duża liczba zadań (nierealistyczne oczekiwania wobec uczniów), w tym kumulacja zadań z różnych przedmiotów;
  • Zadawanie w pośpiechu, pod koniec lekcji, niestarannie, z niejasnymi instrukcjami;
  • Niesprawdzanie i nieomawianie zadań, brak informacji zwrotnej od nauczyciela – prowadzi to do przekonania, że ważne jest samo „odrobienie”, nawet byle jak;
  • Zadawanie wszystkim uczniom takich samych prac, choć potrzeby słabszych i najlepszych są inne.

To wszystko gotowe punkty do wykorzystania w sensownych wytycznych zamiast nierealistycznego rozporządzenia pod hasłem „likwidacja”.

A gdyby tak dać szkołom więcej swobody?

Eksperci proponują, by dać szkołom szansę tworzenia polityki wobec prac domowych na poziomie placówki. Jak pisze Sitek, taka polityka powinna opisywać:

  • liczbę i częstość prac domowych;
  • sposób ich sprawdzania i przekazywania uczniom informacji zwrotnej;
  • sankcje za niewykonanie zadań lub nieodrabianie ich samodzielnie;
  • wypracowanie rozwiązań dla uczniów niemających w domu warunków do nauki (odrabianie w szkole, tutoring rówieśniczy);
  • zasady współpracy między nauczycielami w szkole – wspólna polityka, koordynacja i wymiana dobrych praktyk.

Do podobnych wniosków doszły aktywistki w akcji „ZadaNIE domowe”:

  • cała szkolna społeczność (dyrekcja, nauczycielki, uczniowie i rodzice) powinna wypracować “wspólną politykę” prac domowych;
  • liczy się nie ilość zadań domowych, ale jakość;
  • warto zapytać uczniów, które zadania naprawdę pomagają się uczyć, zachęcają do rozwiązywania problemów i własnych poszukiwań;
  • w XXI w. ważna jest kreatywność, samodzielność i współpraca – także przy odrabianiu zadań.

Autorki zwracają uwagę, że ogromna ilość i szczegółowość prac domowych to wynik rozbudowanej podstawy programowej i nacisku na wyniki egzaminów, a także oczekiwań rodziców, że ich dzieci będą jeszcze więcej czasu spędzać w domu na nauce. Jednak „sama rozmowa o sensie prac domowych może uchronić wielu nauczycieli przed presją szkoły, rodziców i władz oświatowych”.

Autorki propagowały szkolne debaty, podczas których społeczność szkolna ustalałaby:

  • Ile prac domowych jest zadawanych obecnie (zwykle nikt tego nie wie), a ile powinno ich być?
  • Jakiego typu są to zadania i o jakie formy warto je wzbogacić?
  • Jak nauczyciele mają reagować, gdy uczeń nie odrobi zadania?
  • Kto i jak koordynuje zadawanie prac, by uniknąć ich kumulacji i wykorzystać “synergię międzyprzedmiotową”?

To wszystko mogłoby zastąpić jałową wojnę o prace domowe, jaką Donald Tusk razem z Barbarą Nowacką wypowiedzieli szkołom.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze